Strach przed chorobami infekcyjnymi jest czymś naturalnym. Instynktownie boimy się rzeczy, nad którymi mamy ograniczoną kontrolę. Infekcje wirusowe, które możemy nabyć dosłownie wszędzie, z pewnością się do nich zaliczają. Obawy te wzmacnia zarówno nasza kultura (kto nie pamięta słynnego filmu „Epidemia” z Dustinem Hoffmanem?), a także epidemie, o których regularnie informują nas media. Ostatnia, najświeższa z nich, to epidemia gorączki krwotocznej Ebola. Według oficjalnych statystyk WHO z 29 października 2014 r. jest ona odpowiedzialna za 4 910 zgonów z ponad 10 000 zarejestrowanych przypadków.
Śmiertelna, szybko rozprzestrzeniająca się choroba, na którą nie ma lekarstwa ani szczepionki stała się świetnym tematem dla mediów. Prasa i telewizje w Polsce wprost prześcigają się w budzących grozę nagłówkach. Ta k samo jest w Stanach Zjednoczonych. Atmosfera jest dodatkowo podgrzewana przez fakt przetransportowania na teren tego państwa zakażonych wirusem lekarzy. Jednakże, bazując na dzisiejszej wiedzy warto zastanowić się, czy strach przed wybuchem rozległej epidemii jest rzeczywiście uzasadniony.
Groźniejsza jest grypa i odra
Wirus Ebola został opisany w 1976 roku podczas pierwszej zarejestrowanej epidemii gorączki krwotocznej. Od tego czasu choroba ta pojawiała się nieregularnie na terenie środkowej Afryki (największe epidemie miały miejsce w latach 1994-1997, a następnie w 2000 roku). Nie odnotowano żadnych zachorowań poza tym rejonem. Do 2013 roku, w ciągu 37 lat od czasu pierwszej epidemii, na całym świecie zarejestrowano 1 716 przypadków gorączki krwotocznej Ebola. Chociaż je śmiertelność jest bez wątpienia wysoka, warto skontrastować te liczby z innymi niebezpiecznymi infekcjami wirusowymi.
Dla porównania, grypa wywołuje każdego roku około 3-5 milionów zachorowań, które łącznie kosztują życie kilkuset tysięcy osób. Sama odra, która w dalszym ciągu szeroko występuje w krajach Trzeciego Świata, była tylko w 2012 roku odpowiedzialna za 122 000 zgonów. Epidemia AIDS, mająca swój początek mniej więcej w tym samym czasie co pierwsza epidemia wirusa Ebola, zabrała ze sobą jak dotąd około 36 milionów istnień ludzkich. Okazuje się zatem, że wiele znanych i powszechnie występujących chorób, do których obecności już dawno przywykliśmy, powoduje znacznie większe straty niż gorączka krwotoczna Ebola. W żadnym wypadku nie należy oczywiście umniejszać ogromu cierpienia jakie niesie obecna epidemia. Jednak relatywnie rzecz biorąc, choroba ta plasuje się daleko w tyle jeśli chodzi o liczbę zachorowań i ofiary śmiertelne.
Ebola wciąż tajemnicza
Mimo ponad 30 lat badań niewiele jeszcze wiadomo o wirusach wywołujących gorączkę krwotoczną. Według C.J. Petersa, naukowca pracującego dla CDC (Center for Disease Control and Prevention): „rodzina Filoviridae (do której należy wirus Ebola) jest jedyną grupą wirusów, co do której wciąż jesteśmy wielkimi ignorantami”. Nie do końca poznane są sposoby transmisji i naturalne rezerwuary tego patogenu. Jednak nawet mając do dyspozycji ograniczoną wiedzę można stwierdzić, że ryzyko szeroko zakrojonej epidemii w naszym środowisku jest bardzo niskie. Wirus Ebola bez wątpienia wywołuje straszliwą w skutkach infekcję, jednak właśnie ta cecha paradoksalnie sprawia, że nie jest on łatwo przenoszony. Wysoka śmiertelność i ciężkie objawy wykluczają efektywną transmisję między populacjami i powodują, że większość epidemii wygasa sama z siebie. Innym czynnikiem wpływającym na niską infekcyjność jest droga zakażenia. Zarażenie wirusem Ebola następuje przede wszystkim przez ekspozycję na płyny ustrojowe, najczęściej drogą oralną lub spojówkową. Dość częste są także zakażenia szpitalne (poprzez źle wysterylizowany sprzęt medyczny), ze względu na ubogie warunki sanitarne panujące w rejonach objętych zachorowaniami. Wirus Ebola nie przenosi się natomiast efektywnie drogą kropelkową jak na przykład rhinowirusy (odpowiedzialne za zwykłe przeziębienie) czy wirus grypy. Owszem, wykryto obecność wirionów w wydzielinach z dróg oddechowych, a także przeprowadzono udany eksperyment transmisji między zwierzętami. Badania epidemiologiczne wskazują jednak, że droga ta odgrywa tylko niewielką rolę w szerzeniu zachorowań. Zatem ryzyko nabycia infekcji w przeciwieństwie do innych powszechnie występujących patogenów jest niewielkie i wymaga bliskiego kontaktu z chorym.
Skuteczne środki bezpieczeństwa wdrożone przez placówki medyczne, polegające na dokładnej izolacji wszystkich podejrzanych przypadków dodatkowo ograniczają prawdopodobieństwo zachorowań. Nawet jeśli osoba zakażona wirusem Ebola znajdzie się w Polsce (a taka jest główna obawa), słaba infekcyjność tego patogenu i natura wywoływanej przez niego choroby powinny powstrzymać rozwój poważnej epidemii.
Skąd biorą się nowe epidemie?
W większości przypadków pierwsze źródło infekcji nie zostało zidentyfikowane. Jednak w pozostałych udało się je wyśledzić. Prawdopodobnym rezerwuarem wirusa Ebola są zwierzęta zamieszkujące tropikalne rejony Afryki. Na przykład w 1994 roku szwedzki etnolog został zakażony podczas wiwisekcji szympansów. Epidemia w Gabonie z 1996 roku rozpoczęła się od dzieci, które znalazły, a następnie bawiły się zwłokami tych małp. Wiele innych gatunków naczelnych jest podatnych na infekcję wirusem Ebola, która charakteryzuje się u nich także wysoką śmiertelnością. W pobliżu miejsca wybuchu kilku epidemii znaleziono martwe zwierzęta, w których tkankach wykryto obecność antygenów tego wirusa. Również badania 790 próbek krwi pobranych od 20 różnych gatunków naczelnych wykazały występowanie przeciwciał skierowanych przeciwko Eboli u niektórych osobników. Inne doniesienia wskazują nietoperze jako źródło nowych zachorowań, jednak w tym przypadku dowody są słabe i opierają się głównie na znajdywaniu ich siedlisk w pobliżu miejsca wystąpienia pierwszych przypadków. Brak występowania zwierząt będących potencjalnym rezerwuarem wirusa w Polsce, eliminuje je jako sposób podtrzymania transmisji wirusa.
Powyższe argumenty nie wykluczają oczywiście wystąpienia poważnej epidemii w przyszłości. Patogeny nieustannie ewoluują nabywając cechy sprzyjające ich efektywnej replikacji i transmisji. Jednak na podstawie dzisiejszej wiedzy wybuch wielkiej epidemii w naszym rejonie geograficznym wydaje się być mało prawdopodobny.
KOMENTARZE