Rozmowa dotyczyła w znacznej większości obaw dotyczących coraz powszechniejszego wykorzystania technologii wspomaganego rozrodu (ART - assisted reproductive technology).
Kochański na jej początku skupił się na problemie współczesnych spostrzeżeń dotyczących wykrywalności statystycznie większej liczby zaburzeń rozwoju prenatalnego u dzieci poczętych metodą in vitro. W opinii profesora nie dysponujemy dzisiaj twardymi danymi potwierdzającymi prawdziwość założenia, zgodnie z którym dzieci poczęte ww. metodą z większym prawdopodobieństwem niż dzieci poczęte naturalnie mogą doświadczyć np genetycznych zaburzeń rozwojowych. Problem ten wynika z dwóch zjawisk: po pierwsze najstarsze dziecko, które urodziło się dzięki metodzie zapłodnienia pozaustrojowego ma zaledwie 34 lata i nie wiemy, jak osoba ta funkcjonować będzie w kolejnych etapach swojego życia. Po drugie brak jest dostępnych rejestrów wad wrodzonych występujących w danej populacji. Nie zmienia to jednak faktu, iż badacze coraz częściej decydują się podejmować podobne zagadnienia w swoich publikacjach. Co ciekawe zdaniem prof. Kochańskiego na początku podobnymi tematami zajmowała się grupka pasjonatów. Obecnie wyniki kolejnych, omawianych analiz publikowane są w czołowych czasopismach medycznych.
W podobnych analizach większość naukowców jest zgodna, iż metoda in vitro wpływać może na zwiększenie się w populacji odsetka osób dotkniętych konkretnymi schorzeniami , jak np Zespół Beckwitha -Weidemanna (BWS). Spór dotyczy początkowych przyczyn powstania anomalii. Część uczonych twierdzi, iż przyczyną ich wystąpienia jest specyficzna sytuacja demograficzna osób starających się o dziecko. Osoby te są najczęściej powyżej 30r. z. Wiek rodziców może być w tym ujęciu istotnym czynnikiem wpływającym na pojawienie się u dziecka konkretnego zaburzenia o genetycznym charakterze. Druga grupa uczonych uważa jednak, iż przyczyną jest samo in vitro, które, jak podkreśla prof. Kochański dokonuje zmiany konstrukcji ludzkiego genomu, więcej, prowadzić może do zaburzenia jego modelowania, mogącego mieć istotne znaczenie, dla potomków dzieci poczętych ,,na szkle". W tym ujęciu przywołany genetyk wskazuje, iż pojawienie się konkretnego zaburzenia genetycznego jest zaledwie wierzchołkiem góry lodowej. W następnych latach z racji na popularność omawianej procedury częściej pojawić się mogą takie zjawiska, jak: przenoszenie „starych” mutacji (eliminowanych wcześniej przez niepłodność), oraz ciąże krewniacze. Co ciekawe ostatnim z powyższych tematów zainteresowało się społeczeństwo Islandii. W przywołanym kraju, w którym in vitro jest wykonywane od początku lat 90 XXw. obserwuje się, iż w wielu wypadkach dojść mogło lub nadal może do pojawienia się ciąż kazirodczych. Spowodowane ma to być istotną homogenicznością Islandczyków.
W opinii Kochańskiego w in vitro podstawowym problemem jest już pierwszy etap procedury, w którym dochodzi do wstępnych podziałów komórkowych poza organizmem matki. Zdaniem genetyka nauka dalej nie wie jakie procesy zachodzą przed podziałem, a samo jego pojawienie się (w obcym dla zarodka środowisku) nie może być uznawane za fakt świadczący, iż zarodek ,,jest zdrowy". Ponadto omawiany genetyk podkreśla, iż ART to szereg procedur, których nie opanowano w pełni na zwierzęcych etapach badań, a pomimo powyższego (co nie spotykane w medycynie) metodę tą zdecydowano się promować wśród ludzi.
Zdaniem prof. Kochańskiego w Polsce w chwili obecnej jest niezwykle mało inicjatyw, w których prowadzona jest merytoryczna dyskusja oparta na rzetelnych doniesieniach naukowych. Tym bardziej cieszą podobne rozmowy, które starają się ukazać prawdę której odkrywanie winno być szczególną troską każdego naukowca.
Całą rozmowa dostępna na stronie: http://www.idziemy.com.pl/spoleczenstwo/nie-eksperymentujmy-na-czlowieku/
KOMENTARZE