Suplement diety – czym jest i jaką odgrywa rolę w naszej diecie?
Wojnę na argumenty oczywiście prowadzić można, ale tylko jeśli wyjdziemy od poprawnej definicji suplementu diety, rozumianego jako „środek spożywczy, którego celem jest uzupełnienie normalnej diety, będący skoncentrowanym źródłem witamin lub składników mineralnych lub innych substancji wykazujących efekt odżywczy lub inny fizjologiczny. (…) oznakowanie, prezentacja i reklama suplementów diety nie może przypisywać tym produktom właściwości zapobiegania chorobom lub leczenia chorób ludzi bądź też odwoływać się do takich właściwości”. Definicję z art. 3 ust. 3 Ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywienia przypomniała uczestnikom dr hab. n. farm. Ilona Kaczmarczyk-Sedlak, kierownik Katedry i Zakładu Farmakognozji i Fitochemii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach.
Czy dobrze zbilansowaną dietą nie możemy zapewnić sobie odpowiedniego poziomu składników odżywczych? – to częste pytanie, które jest podnoszone, gdy zastanawiamy się nad potrzebą zażywania suplementów. Głos w tej sprawie zabrała m.in. Ewa Uthke, dyrektor marketingu Verco S.A. Zwróciła uwagę na najnowsze badania, wskazujące na spadek zawartości składników mineralnych w owocach i warzywach w ostatnich latach, zaburzenia wchłaniania zwiększające się wraz z wiekiem, przebytymi chorobami, stosowanymi lekami czy stres towarzyszący nam w codziennym życiu, zwiększający m.in. zużyciu magnezu.
Branża kwestionuje opinie i wnioski, które pojawiły się po opublikowaniu raportu NIK-u
Krótko mówiąc z faktami się nie dyskutuje, ale niestety też często błędnie się je interpretuje. Irena Rej, prezes Izby Gospodarczej „FARMACJA POLSKA” zauważa, że faktycznie kosztowne i długotrwałe przepisy rejestracyjne na rynku farmaceutycznym sprawiły, iż wiele firm farmaceutycznych przerzuciło się na produkcję suplementów diety, jednak to wcale nie musi stanowić zagrożenia dla konsumentów. Przede wszystkim dlatego, iż produkcja suplementów w zakładach farmaceutycznych zapewnia jakość i nadzór na równi z produkcją leków.
Pani Irenie wtórował Jan Włodarczyk, prezes firmy UNIPHAR Sp. z o.o., produkującej suplementy diety od grudnia 2004 r., specjalizującej się w segmencie witamin i minerałów. Prezes Włodarczyk chciał rozprawić się z kilkoma mitami, narastającymi w świadomości społecznej po kontroli NIK-u. Zapewnił, że wcale nie każdy może produkować suplementy – nie kwestionuje on faktów, tzn. pojawiających się nadużyć prawa ze strony producentów, ale nie widzi sensu w niektórych wnioskach. Według niego, aby uzyskać zgodę na produkcję od Powiatowego Inspektora Sanitarnego wymagana jest rozległa dokumentacja, składająca się m.in. z opisu procesu technologicznego, ciągów komunikacyjnych czy rozmieszczenia pomieszczeń, po czym komisja weryfikuje, czy zakład produkcyjny stosuje dobre praktyki higieniczne. Nie wszystko także może być suplementem (na to mamy dokładny wykaz substancji) i nie wszystko można napisać na opakowaniu – istnieją precyzyjnie podane oświadczenia zdrowotne, które nie pozwalają ująć jakiś zwrotów bardziej „elegancko” czy „marketingowo”. Oczywiście znajdują się firmy, które podmieniają opakowania czy nadruki na nich już po rejestracji, jednak nie można tutaj na podstawie poszczególnych przypadków nieuczciwych praktyk oceniać całej branży.
Bożena Szymańska, wiceprezes ZPA PharmaNET, doradca zarządu ds. farmaceutycznych DOZ S.A. dodała jeszcze, że nadużycia, i na to akurat wskazuje raport NIK-u, zdarzają się najczęściej w obrocie internetowym spoza Unii Europejskiej. Podkreśla, że apteki to najbezpieczniejsze miejsce sprzedaży suplementów, ponieważ farmaceuci zawsze będą w stanie tłumaczyć i doradzać klientom, jaki produkt będzie dla nich najkorzystniejszy, uwzględniając ich płeć, nawyki żywieniowe, stan zdrowia itp. Problem w tym, iż pomimo tego, że aż 65% konsumentów zaopatruje się w suplementy przez apteki, tylko 17% korzysta przy tym z porad farmaceutów bądź rzadziej lekarzy (wg raportu „Polacy a suplementy diety" przeprowadzonego w lutym 2017 r. przez Agencję Badań Rynku i Opinii SW Research). Co więcej, w aptekach ustawowo suplementy muszą znajdować się na wydzielonych stoiskach.
Głos zabrał także adwokat Juliusz Krzyżanowski z kancelarii WKB Wierciński Kwieciński Baehr, który zauważył, że raport NIK-u ma wydźwięk jednoznacznie negatywny w stosunku do całego rynku suplementów diety, tymczasem najwięcej miejsca poświęcono probiotykom, które z założenia są najmniej stabilnymi produktami jeśli chodzi o przeżywalność szczepów, natomiast znacznie krócej napisano o innych przypadkach substancji, gdzie nadużyć nie znaleziono. Uwagę na sali zwróciła także niska, dwucyfrowa zaledwie przebadana próba.
Co pozostaje jeszcze do zrobienia na rynku suplementów diety?
Dr n. farm. Anna Kowalczuk, dyrektor Narodowego Instytutu Leków podniosła pomysł dobrowolnej certyfikacji produktów, która wcale nie musiałaby by być bardzo rygorystyczna, ale poddawałaby ocenie dokumentację i zasady produkcji zgodne z zasadami GMP. Wówczas polski producent miałby w ręku dodatkowy atut – jeżeli przestrzega zasad Dobrej Praktyki Produkcyjnej, to może się pochwalić odpowiednim atestem i farmaceuta chętniej poleci ten produkt, a klient spojrzy na niego z większym zaufaniem. Do tej pory mając pod ręką certyfikowane produkty amerykańskie, raczej farmaceuci byli skłonni zachęcać do ich kupna, a przecież wraz ze wspomnianą zmianą kategorii produktu z leku na suplement, nie zmienia się sposób produkcji, a co za tym idzie – bezpieczeństwo też jest zachowane.
Ponadto warto zwracać uwagę na to, co jest napisane na opakowaniu i jak to opakowanie wygląda, gdyż na pewno nie powinna znaleźć się na nim zdawkowa informacja typu „na kaszel”, a sama szata graficzna zdecydowanie powinna sugerować odmienną, wyszczególnioną kategorię produktu. Zdecydowanie jednak ważniejsza od opakowań, gdzie te przepisy są wyraźne, jest kwestia reklamy. Zwrócił na to uwagę Paweł Walewski, dziennikarz publikujący m.in. dla „Polityki” – dla konsumenta nie jest ważne to, co musi zrobić producent na poziomie rejestracyjnym, ale to, co usłyszy w mediach. Znakomity przykład tej rozbieżności redaktor pokazuje w jednym ze swoich artykułów, biorąc na warsztat reklamę marki Hepatil Detox, której ambasadorką stała się aktorka dobrze znana z zaangażowania w akcje prozdrowotne, Magdalena Różczka. W reklamie mówi, iż dzięki regularnemu przyjmowaniu suplementu może czuć się bezpiecznie. Jest to deklaracja, która nigdy i pod żadnym pozorem nie mogłaby być zamieszczona na opakowaniu, ale w reklamie… już tak. Pomimo tego typu nadużyć, według Juliusza Krzyżanowskiego, warto dać szansę na wdrożenie zasad Kodeksu Dobrych Praktyk Reklamy Suplementów Diety, który jest pomysłem na autoregulację branży. Prawnik boi się, że półtoraroczne prace nad samoregulacją pójdę do szuflady, tylko przez ciśnienie na ciągłe zmiany legislacyjne. Według sygnatariuszy, pierwsze zmiany w praktykach marketingowych będą widoczne na przełomie września i października.
Bardzo ważnym, jeżeli nie najważniejszym punktem, na którym powinna się skupić branża jest wielokierunkowa edukacja na temat suplementów, skierowana nie tylko na pacjentów, ale także lekarzy i środowisko farmaceutyczne. Redaktor „Medical Tribune” Ryszard Sterczyński zauważa, że producenci i dystrybutorzy suplementów mają przeciwko sobie środowisko medyczne. Lekarze niechętnie, bez względu czy pozytywnie czy negatywnie, wypowiadają się o suplementach. Oczywiście ci zalecają stosowanie probiotyku przy antybiotykoterapii, jednak najczęściej na tym kończą się ich rekomendacje w obszarze suplementów. Jeżeli już pacjentowi uda się dostać do lekarza, ten raczej powie mu, że suplementy to strata pieniędzy, nie idą za nimi efekty zdrowotne i nie warto ich używać. Wciąż lekarz stoi w hierarchii wyżej od farmaceuty, farmaceuta jest raczej „opcją rezerwową”, sprawdzającą się przy utrudnionym dostępie do tego pierwszego. Suplementy diety są też często porównywane do leków i w tym porównaniu podrzędnie traktowane – zdarzały się sytuacje, kiedy w reklamie leku zamieszczano informacje typu: „To jest lek, a nie suplement diety”.
"Suplement diety" jest względnie nową kategorią – ten rynek rozwinął się niezwykle szybko, ale nie poszła za tym wiedza, wciąż więc potrzebne są kampanie medialne czy zaproszenia środowiska medycznego na konferencje związane z suplementami diety. Dobrym przykładem na rozpoczęcie dyskusji na temat suplementacji w środowisku medycznym jest "piramida interwencji lipidowych", przyjęta w tzw. II Deklaracji Sopockiej, opracowanej przez ekspertów Europejskiego Towarzystwa Miażdżycy i Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego, która uwzględnia znaczenie monakoliny K. Jej działanie hipolipemizujące może być alternatywą dla wielu chorych z umiarkowaną hipercholesterolemią, będących w grupie małego lub umiarkowanego ryzyka sercowo-naczyniowego.
Grafika: http://www.krsio.org.pl/pl/aktualnosci/1316-dobrze-pisza-o-suplementach
Wiele ekspertów uważa także, że pozytywne zmiany przyniosłaby centralizacja kompetencji Głównego Inspektora Sanitarnego, tak by suplement, w razie wykazanych nieprawidłowości, był wycofany na terenie całego kraju, podobnie jak jest to w przypadku leków.
Zatem komu wierzyć?
Na pytanie, czy rację ma NIK czy producenci suplementów nie można jednoznacznie odpowiedzieć. Nie da się dyskutować z pewnymi faktami i wynikami badań NIK-u, natomiast zasadne wydają się także argumenty dotyczące stronniczości raportu w niektórych miejscach i zbyt agresywnych wniosków wymierzonych w rynek suplementów. Prawda jak zwykle pewnie leży gdzieś pośrodku. Brakuje mi też ciągle spotkania na dużą skalę obu stron, zamiast organizowania debat „każdy dla siebie”. Oddzielne debaty na pewno będą pozbawione obiektywizmu - spotkanie producentów i dystrybutorów suplementów diety musi być prowadzone "do jednej bramki", gdyż krytyka suplementów byłaby tu strzałem samobójczym. Ze zniecierpliwieniem oczekuję dalszych rozmów.
By zachować jednak dziennikarski obiektywizm, chciałbym żeby po tym spotkaniu zapamiętać to, co niepodważalne i najważniejsze, to znaczy, aby ślepo nie ufać gloryfikującym produkty reklamom i nie pozwolić sobie założyć klapek na oczy. Warto korzystać z porad farmaceuty, który naprawdę nie ma interesu nas oszukiwać czy naciągać. Jeśli jednak trafimy na osobę, która nie potrafi nam pomóc, a wiadomo z wiedzą farmaceutów też jest różnie, pokonajmy te kilkaset metrów, po których prawdopodobnie znajdziemy kolejną aptekę i być może fachową poradę. Zamiast popadać w skrajności (bezwzględnie piętnować albo kultywować), lepiej edukować (się).
KOMENTARZE