Czym obecnie żyje Spółka OncoArendi?
To przede wszystkim dwa główne obszary badawcze. Pierwszym jest grupa potencjalnych leków oparta o technologię celów terapeutycznych zwanych chitynazami. To białka, które zgodnie z danymi literaturowymi i publikacjami odgrywają istotną rolę w patogenezie wielu chorób o podłożu zapalnym. W tym wielu przewlekłych chorób, takich jak astma, nieswoiste zapalenie jelit, czy też idiopatyczne włóknienie płuc. To obszar w którym mamy obecnie najbardziej zaawansowany program potencjalnego leku na astmę. Jeżeli ostatnia faza badań przedklinicznych pójdzie dobrze i zostanie on pozytywnie oceniony pod względem bezpieczeństwa toksykologicznego, to na przestrzeni półtora roku spodziewamy się rozpocząć fazę badań klinicznych.
Drugi obszar to immunoterapie nowotworowe, czyli selektywne stymulowanie układu odpornościowego człowieka- tak, aby samodzielnie był w stanie kontrolować, bądź wręcz zwalczać komórki nowotworowe. Ten program jest przez nas realizowany od kilku miesięcy z założeniem, że do ostatniej fazy badań przedklinicznych, czyli pokazania bezpieczeństwa i efektywności na modelach zwierzęcych, dojdziemy do połowy 2017 roku. To obszar mniej zaawansowany jeżeli chodzi o poziom technologii, natomiast bardzo dynamicznie rozwijający się rynek. Immunoterapia w onkologii staje się coraz bardziej akceptowaną i coraz szerzej stosowaną metodą leczenia nowotworów.
Zatem mówimy o lekach przeciwzapalnych i onkologicznych. Czy są jakieś inne dziedziny, którymi się Państwo interesują i które zamierzają podjąć w przyszłości?
Biorąc pod uwagę skalę naszych działań te dwa wspomniane obszary to i tak bardzo dużo. Są one niezwykle złożone, stąd też zamierzamy się skoncentrować jedynie na nich. Przynajmniej na przestrzeni kolejnych dwóch, trzech lat. Będziemy próbowali skomercjalizować minimalnie jeden z tych programów. Jeżeli to nastąpi to rozwój firmy przejdzie na inny etap i pewnie wtedy będziemy bardziej aktywnie szukać nowych celów i projektów. Natomiast w ciągu najbliższych lat na pewno chcielibyśmy się skoncentrować tylko na tym- zbyt duże rozproszenie nie jest korzystne dla małej firmy, prowadzi do zmniejszenia efektywności.
Mówi się, że kluczowe dla tego typu przedsięwzięć jest wpasowanie się w potrzeby rynku. Na ile wspomniane dziedziny odzwierciedlają to, co się teraz na nim dzieje?
Staramy się dotykać takich obszarów, w których populacje chorych są bardzo duże. Tak jak w przypadku astmy, natomiast posiadają one pewne mniejsze podgrupy tej populacji, których obecne sposoby leczenia nie są skuteczne, wobec czego istnieje niezaspokojona potrzeba medyczna, nawet części populacji chorych. Z drugiej strony staramy się rozwijać terapie na całkowicie niezaspokojone potrzeby medyczne. Przede wszystkim leczenie nowotworów. Jeśli o nie chodzi to badamy głównie nowotwory mózgu, czyli glejaki, które są najbardziej śmiertelną formą nowotworów, raka trzustki, który też jest praktycznie nieuleczalny w większości przypadków. Także inne typy nowotworów, które mają dwie wspólne cechy- po pierwsze bardzo źle rokują i nie ma na nie skutecznych leków, po drugie rola układu immunologicznego w ich rozwoju jest bardzo istotna, stąd też zakładamy, że stymulowanie jego odpowiedzi może mieć duży wpływ na poprawę rokować i skuteczną walkę z chorobą.
Powiedział Pan kiedyś, że lubi podejmować ryzyko i skupiać się na niosących je projektach, które jeśli się powiodą to przyniosą o wiele większe zyski, niż te bezpieczne. Czy można zatem powiedzieć o spółce OncoArendi,że stawia na jakość, a nie ilość projektów?
Na pewno tak, chociaż staramy się iść trochę szerzej i mieć kilka możliwych ścieżek rozwoju projektu. Na przykład wspomniane chitynazy- da się je odpowiednio zmodyfikować dość niewielkim nakładem pracy. Jeżeli jeden program się nie powiedzie, to szybko możemy przekierować swoją uwagę na drugi. W taki też sposób staramy się modulować to ryzyko. Staramy się nie podejmować zero-jedynkowych projektów, z którymi w przypadku niepowodzenia nie da się już dalej nic zrobić.
Natomiast zdecydowanie koncentrujemy się na obszarach nowych w sensie mechanizmu działania leków i celów terapeutycznych, co jest związane z większym ryzykiem, ale też w przypadku sukcesu jest to związane z dużo większą wartością na rynku.
Jeśli chodzi o sam początek Państwa działalności i szukanie projektu, który ma potencjał, aby się w niego zaagażować- czy można powiedzieć, że poza pracą i dobrą znajomością rynku niezwykle ważne jest tutaj także szczęście?
Oczywiście, że tak. Trzeba trafić na projekt, który finalnie zakończy się sukcesem. Można natomiast temu nieco pomóc. My nie zaczynaliśmy od zera i nie szukaliśmy potencjalnych celów w przestrzeni literaturowej, tylko raczej bazowaliśmy na doświadczeniu zespołu, skumulowanym know-how w konkretnych celach molekularnych i terapiach. W niektórych projektach nie tylko nie zaczynaliśmy od zera, ale także mieliśmy bardzo duże zasoby wiedzy. Chociażby program, który robimy na bazie licencji z Yale- część know-how i pierwsze struktury wyjściowe wylicencjonowaliśmy z Uniwersytetu-zaczynaliśmy więc już z bardzo dużymi zasobami.
W poszukiwaniu nowego projektu liczą się tak naprawdę trzy czynniki. Trzeba ocenić nowe cele molekularne-na ile są one atrakcyjne i na ile jest zapotrzebowanie rynku w tej dziedzinie (a raczej na ile będzie ono za około pięć-sześć lat, czyli wtedy, kiedy potencjalnie program ten będzie finalizowany). Także doświadczenie zespołu i skumulowany know-how w firmie są niezwykle istotne. Nie ma sensu angażować się w coś zupełnie nowego dla zespołu, w czym pracownicy nie mają żadnego doświadczenia.
Współpracują Państwo zarówno z polskimi, jak i zagranicznymi naukowcami. Czy widać jakieś różnice w ich podejściu do komercjalizacji odkryć naukowych? Czy stereotyp polskiego naukowca skoncentrowanego jedynie na nauce, który nie ma pojęcia o tym, że jego wiedza może przekuć się w duże pieniądze jest zgodny z prawdą?
To jest porównywalne. Za granicą ci wybitni naukowcy, którzy są liderami opinii w danej dziedzinie również mają bardzo silne nastawienie na naukę. Różnica jest w podejściu administracyjnym- na przykład w Stanach istnieją uregulowane i ustrukturyzowane systemy 'obsługi' tych naukowców. Tak, aby mogli oni szybko podpisać niezbędne umowy i skoncentrować sie jedynie na części merytorycznej swojej pracy. Dla porównania-podpisanie w Polsce umowy na usługę badawczą z jednostką naukową trwa średnio od dwóch do czterech miesięcy, w Stanach zwykle robimy to w siedem, do dziesięciu dni.
Natalia Martuzalska
KOMENTARZE