Biotechnologia.pl
łączymy wszystkie strony biobiznesu
Mniej sterydów w leczeniu nerek - wywiad z prof. Maciejem Mazurem
Pod koniec lipca w mediach pojawiła się informacja na temat odkrycia prof. Macieja Mazura z Wydziału Chemii Uniwersytetu Warszawskiego, które ma zmienić schemat leczenia chorób nerek i ograniczyć dawki sterydów przyjmowanych w trakcie terapii. Zamiast podawać Wam suchą informację prasową, postanowiliśmy przeprowadzić wywiad z panem Maciejem, w którym obszernie opowiada o systemie wczesnego ostrzegania. I nie tylko...

 

Skąd wzięło się Pana zainteresowanie leczeniem zespołu nerczycowego?

Może na wstępie wyjaśnię, że zespół nerczycowy to zespół objawów, których podłożem mogą być różne jednostki chorobowe związane z dysfunkcją nerek. Najczęściej występuje u dzieci. Najważniejszym objawem jest przepuszczanie przez kłębuszki nerkowe albumin z krwi do moczu, co określane jest terminem białkomoczu. Nieleczony białkomocz w krótkim horyzoncie czasowym może prowadzić do zagrażających życiu obrzęków, a w długim (lata) do niewydolności nerek. W przypadku najczęściej występującego u dzieci zespołu nerczycowego na podłożu tzw. zmiany minimalnej (ang. minimal change disease) choroba ma charakter przewlekły i nawrotowy. W chorobie tej nie definiuje się wyleczenia. Celem terapii jest uzyskanie możliwie najdłuższej remisji, czyli okresu między nawrotami.

Wracając do pytania, zainteresowanie chorobą wymusiła rzeczywistość. Moja córka cztery lata temu zachorowała na zespół nerczycowy, co początkowo wywołało w nas (rodzicach) poczucie dezorientacji i bezsilności. Z czasem jednak człowiek racjonalizuje swoje działania i stara się jakoś zaradzić nieszczęśliwej sytuacji. Postanowiłem więc przyjrzeć się chorobie tak, jak to robię na co dzień zajmując się problemami chemicznymi. To zresztą częste w świecie nauki. Reinhold Rudenberg sformułował podstawy działania mikroskopu elektronowego, gdyż potrzebował narzędzia pozwalającego zobaczyć wirusa wywołującego chorobę Heinego-Medina, na którą zachorował jego syn. Nie chcę się oczywiście porównywać do tego wielkiego wynalazcy, ale sytuacja w jakimś sensie jest podobna.

 

Jak do tej pory wyglądały standardy w leczeniu chorób nerek? Lekarze skupiali się na terapii sterydowej…

Leczenie steroidami nadal jest standardem i ja w żaden sposób tego nie podważam. Leczenie prowadzi się zazwyczaj według tzw. wytycznych KDIGO (międzynarodowa organizacja zajmująca się zagadnieniami leczenia chorób nerek) i one są swego rodzaju kompromisem dostosowanym do leczenia statystycznego pacjenta. Wiążą się z tym zarówno zalety, jak i wady. Zaletą jest to, że proponowane leczenie jest statystycznie skuteczne. Pacjentom podaje się przez długi czas duże dawki sterydów i statystycznie okres remisji jest względnie długi. Uwzględnia to jednak w niewielkim stopniu fakt, że u różnych osób choroba ma bardzo różny przebieg. U jednych wysokie dawki sterydów są koniecznością, ale u innych można byłoby je zredukować.

Reasumując, w proponowanym przeze mnie rozwiązaniu chodzi nie o rezygnację ze stosowania sterydów, a raczej o nową diagnostykę i wynikającą z tego możliwość innego, spersonalizowanego dawkowania leków.

 

Na jakie skutki uboczne są narażone dzieci, „szprycowane” sterydami podczas terapii?

Jest ich bardzo dużo, ale nie u wszystkich występują, a w każdym razie zazwyczaj nie występują jednocześnie. U dziecka chorego na zespół nerczycowy, leczonego sterydami najbardziej rzuca się w oczy otyłość. Przyjmowanie sterydów może wywoływać wilczy apetyt i potrzeba ogromnego samozaparcia, żeby to przezwyciężyć. Mogą być też mniej widoczne, ale poważne skutki, takie jak: osteoporoza, jaskra, zaćma, wrzody żołądka. Długo przyjmowane sterydy mogą powodować też spowolnienie wzrostu oraz nietolerancję glukozy (cukrzyca posterydowa). Z kolei zbyt szybkie odstawienie leków może skutkować bardzo groźną niedoczynnością nadnerczy. Kiedy czyta się ulotkę Encortonu (steryd stosowany w leczeniu), można się przestraszyć... Oczywiście są też leki tzw. drugiej linii, np. cyklosporyna A, takrolimus, cyklofosfamid czy mykofenolan mofetilu, ale one również wywołują poważne efekty uboczne, często poważniejsze niż sterydy. Stosuje się je, gdy monoterapia sterydami jest nieskuteczna.

 

Odkrył Pan sposób wczesnego ostrzegania, czy może powiedzieć nam Pan kilka słów o swoim odkryciu? 

Metoda jest niezwykle prosta i wywodząca się z obserwacji nie tylko moich, ale znanych choćby z forów internetowych dotyczących zespołu nerczycowego. Otóż rodzice dzieci chorych na zespół nerczycowy obserwują, że podczas nawrotu choroby mocz intensywnie się pieni. W literaturze naukowej również istnieje kilka doniesień, że pienienie się moczu towarzyszy nawrotom, ale oprócz stwierdzenia faktu, nie idą za tym żadne konkretne wnioski dotyczące diagnostyki czy leczenia. Ot ciekawostka... W końcu już Hipokrates zauważył, że u chorych na nerki pieni się mocz. Postanowiłem przyjrzeć się bliżej owej "prawdzie ludowej". Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że mocz pieni się ZANIM pojawi się w nim białko (ściślej albuminy) i to na kilka dni przed nawrotem (potwierdzanym laboratoryjnym oznaczeniem białka). Ponowne przeszukanie literatury oraz pomiary, tym razem z użyciem "poważnych" metod fizykochemicznych i analitycznych doprowadziło mnie do wniosku, że za ową "pianę" odpowiedzialny jest tzw. czynnik CD80, a nie białko (albuminy) samo w sobie. W literaturze nefrologicznej formułowana jest hipoteza, iż to nadekspresja czynnika CD80 wpływa na strukturę podocytów, co w efekcie skutkuje zmianą przepuszczalności kłębuszków nerkowych. Nie wnikając w to, jaki jest dokładny mechanizm tego procesu, obecność czynnika CD80 w moczu jest markerem zbliżającego się nawrotu w zespole nerczycowym.

 

Jak Pana wynalazek wychodzi naprzeciw dzisiejszym standardom i w czym ma tkwić jego wysoka skuteczność i innowacyjność?

Na pewno nie jest to w pełni gotowe rozwiązanie, które można od razu z dnia na dzień wprowadzić do praktyki lekarskiej. Moja propozycja składa się z trzech elementów: wstępnej diagnostyki w warunkach domowych dokonywanej przez samego pacjenta, laboratoryjnego oznaczenia czynnika CD80 w moczu oraz zmodyfikowanego schematu dawkowania sterydów. Dopiero zgranie tych trzech elementów umożliwia uzyskanie konkretnego efektu, w postaci zmniejszenia efektów ubocznych sterydoterapii. Udało mi się opracować zaskakująco czułą metodę pomiaru napięcia powierzchniowego w warunkach domowych i właśnie ta metoda jest przedmiotem zgłoszenia patentowego. Pacjent obserwując zmniejszenie napięcia powierzchniowego moczu dostaje sygnał alarmowy, że być może zbliża się nawrót białkomoczu. Oddaje więc próbkę do laboratorium, gdzie oznaczany jest poziom czynnika CD80, niezwłocznie zgłasza się z wynikiem do lekarza, a ten podejmuje decyzję o podaniu sterydu. Istotne jest to, że informacja o nawrocie dostępna jest na 4-5 dni przed pojawieniem się białka w moczu. To czas gra tu szczególną rolę. Odpowiednio wczesna diagnoza pozwala na podanie niewielkiej dawki sterydu, która zapobiegnie nawrotowi.

Według obecnych zaleceń pacjent ze zdiagnozowanym zespołem nerczycowym powinien jeden raz w tygodniu wykonywać badanie ogólne moczu. Jeśli wynik potwierdza obecność białka, kontaktuje się z lekarzem i ten decyduje, co robić dalej. Jest to procedura niespecjalnie skuteczna. Oto przykład. W poniedziałek rodzice dziecka wykonują badanie ogólne moczu, które daje wynik negatywny. Cieszą się, że wszystko jest w porządku, ale już wieczorem pojawia się niewielka ilość białka, które lawinowo w następnych dniach narasta... kilkadziesiąt miligramów na decylitr, kilkaset, czasem kilka tysięcy. Ani rodzice, ani dziecko kompletnie nie wiedzą, że pojawił się białkomocz. Dziecko w tym czasie chodzi do szkoły, bawi się z innymi dziećmi na podwórku. Mijają dni, weekend, po czym w kolejny poniedziałek nieświadomi niczego rodzice dziecka idą do laboratorium z próbką... Po kilku godzinach jest wynik. I pełne zaskoczenie! Bardzo wysoki poziom białka. Być może zaczynają być już widoczne obrzęki na powiekach, na nogach. Pilny telefon do lekarza, który zaleca niezwłoczne zgłoszenie się do szpitala. Przejście przez izbę przyjęć, pobranie krwi, wenflon, czekanie na wyniki laboratoryjne i decyzję lekarza. Ponieważ obrzęki są coraz większe, podane zostają dożylnie albuminy, furosemid, itp., potem ponowne badanie ogólne moczu, czasem tzw. dobowa zbiórka, w końcu po paru dniach zapada decyzja o włączeniu maksymalnej dawki sterydu. Pierwsze efekty leczenia widoczne są najwcześniej po 3 dniach. Ustąpienie białkomoczu uzyskuje się po tygodniu, czasem po kilku. Wypis ze szpitala i następne pół roku obniżania sterydów. Aż do następnego rzutu. I ciągły strach przed infekcją, ugryzieniem komara, bądź próchnicą zębów, które mogą być przyczyną nawrotu.

Nie zawsze, ale często tak właśnie wygląda smutny los chorego. Choroba jest wykańczająca fizycznie i psychicznie. Dla dziecka i całego jego otoczenia.

 

Co było pierwszym impulsem, po którym wiedział Pan, że jest na dobrej drodze do opracowania nowej terapii? I jak krok po kroku wyglądało dojście do formy, w jakiej mogła ona trafić do opinii publicznej?

Nie wiem czy mogę wyróżnić jakiś przełomowy moment. To był proces rozłożony na lata. Najpierw jest chaos pojedynczych obserwacji, które stopniowo zaczynają się układać w pewną całość, wreszcie kontakt z Uniwersyteckim Ośrodkiem Transferu Technologii, rozmowa z rzecznikiem patentowym, przygotowanie wniosku patentowego.

 

Póki co wynalazek przechodzi właśnie procedurę patentową, jakie mogą być jego dalsze losy? Jak widzi Pan przyszłość swojej terapii? Czy to patrząc realnie czy idealistycznie…

Ze zgłoszeniami patentowymi wiąże się określona biurokracja. Po zgłoszeniu czeka się ok. 3 lat na decyzję Urzędu Patentowego. Oczywiście nie znaczy to, że w tym czasie trzeba czekać z założonymi rękami. W tej chwili najbardziej interesuje mnie testowanie laboratoryjnego oznaczania czynnika CD80. Można to robić tzw. testami ELISA, które są dostępne komercyjnie, ale są drogie. Natomiast mam nadzieję, że uda się go oznaczać w prostszy i tańszy sposób. W każdym razie metoda laboratoryjna oznaczania "markera nawrotu" jest kluczowa, bo bez tego żaden lekarz nie podejmie decyzji o leczeniu.

Co z tego wyniknie na przyszłość? Czas pokaże. Chciałbym, aby choć w minimalnym stopniu udało się ulżyć chorym i poprawić zarówno komfort życia, jak i skuteczność leczenia.

 

Jak środowisko zareagowało na doniesienia o Pana odkryciu? To taki doskonały prezent dla Uniwersytetu Warszawskiego na 200. urodziny…

Informacja prasowa na ten temat ukazała się dokładnie w środku wakacji. Może dlatego nie pojawiłem się w prasie kolorowej oraz telewizji śniadaniowej. A tak na poważnie... Uniwersytet Warszawski, na którym mam przyjemność i zaszczyt pracować to rewelacyjne miejsce, w którym powstają przełomowe idee, wynalazki i odkrycia. Myślę, że na dwusetne urodziny uniwersytet dostanie wiele prezentów i to wywodzących się z bardzo różnych dziedzin nauki. To naprawdę wspaniała uczelnia!

 

Maciej Mazur jest zatrudniony na stanowisku profesora nadzwyczajnego na Wydziale Chemii Uniwersytetu Warszawskiego. Jego zainteresowania naukowe obejmują fizykochemię materiałów polimerowych, badania procesów biomineralizacyjnych w organizmach żywych oraz wykorzystanie cząstek koloidalnych w diagnostyce i terapii medycznej. Jest autorem i współautorem ponad 70 publikacji w czasopismach o zasięgu międzynarodowym, patentu oraz 3 zgłoszeń patentowych. W roku 2008 otrzymał nagrodę naukową tygodnika "Polityka" w dziedzinie chemii.

KOMENTARZE
Newsletter