Biotechnologia.pl
łączymy wszystkie strony biobiznesu
„Mamy twórczych i zdolnych naukowców” - o funkcjonowaniu Międzynarodowego Instytutu Biologii Molekularnej i Komórkowej w Warszawie opowiada jego dyrektor, profesor Jacek Kuźnicki
11.09.2013 , Tagi: Jacek Kuźnicki, MIBMiK, EMBO
Najwięcej projektów w konkursach Narodowego Centrum Nauki zdobywają Uniwersytet Warszawski i Uniwersytet Jagielloński, ale nic dziwnego, ponieważ jest tam bardzo duża liczba naukowców i tym samym aplikujących. Jeśli zaś chodzi o wyniki otrzymanych projektów do realizacji to w Międzynarodowym Instytucie Biologii Molekularnej i Komórkowej (MIBMiK) na jednego pracownika przypada średnio aż 0,6 grantu, co daje 2 miejsce w Polsce. Jest to stosunkowo młody Instytut, który swoją działalność rozpoczął w 1999 roku i bardzo dynamicznie się rozwija. Trzeba nam wiedzieć, że Międzynarodowy Instytut Biologii Molekularnej i Komórkowej to prawdziwy unikat. EMBO (Europejska Organizacja Biologii Molekularnej) mówi o pracownikach tego Instytutu: „powinniście się cieszyć, że jesteście jedyni, macie monopol na najlepszych, chociaż z drugiej strony, jesteście tylko jedni, bo nie macie z kim konkurować”. Dzisiaj w serii artykułów pt. „Potencjał Nauki Polskiej” prezentujemy dotychczasową, krótką ale jakże błyskotliwą historię MIBMiK. O fenomenie tej jednostki naukowo-badawczej, wysiłkach jej pracowników oraz trudach jakie napotkali na swojej drodze, opowiada dyrektor Międzynarodowego Instytutu i jednocześnie kierownik Laboratorium Neurodegeneracji - profesor Jacek Kuźnicki.

 

Biotechnologia.pl: Jak to możliwe, że w latach 90. kiedy w Polsce następowały drastyczne zmiany ekonomiczno-polityczne udało się Państwu stworzyć Instytut, który teraz może kruszyć kopie z czołowymi jednostkami naukowymi w Europie?

Prof. dr hab. Jacek Kuźnicki: Na początku naszej rozmowy chciałbym zaznaczyć, że powstaliśmy dzięki Instytutowi Biologii Doświadczalnej im. Marcelego Nenckiego PAN w Warszawie. Sam jestem wychowankiem tego Instytutu i bardzo cieszę się z jego sukcesów. Na początku lat 90. dyrektorem Instytutu Nenckiego był prof. Maciej Nałęcz, a ja jego zastępcą. Udało nam się tam sporo zmienić i zainicjować wiele innych zmian, a efektem naszych działań jest to, że obecnie Instytut Nenckiego z powodzeniem aplikuje m.in. o granty NCN z wydajnością 0,5 grantu na pracownika, co daje mu 3. miejsce w Polsce. To, co zapoczątkowaliśmy w Instytucie Nenckiego, postawienie na dobrych ludzi i jakość pracy naukowej, znalazło później odwzorowanie w Międzynarodowym Instytucie. Międzynarodowy Instytut Biologii Molekularnej i Komórkowej ma wielu ojców, m.in. ówczesne władze PAN, ale na pierwszym miejscu wymieniłbym prof. Macieja Nałęcza juniora, na drugim prof. Leszka Kaczmarka, a dopiero potem siebie. Można powiedzieć, że ten Instytut jest efektem działań wówczas młodych, zdolnych i dobrze zapowiadających się docentów, którzy uwierzyli, że mogą zreformować naukę w Polsce. Chodziło nam głównie o to, żeby stworzyć nową jednostkę naukową, podobną do tych, które znaliśmy jako „postdocy” pracujący na Zachodzie. Mieliśmy wyobrażenie, jak taki instytut powinien być zorganizowany, a jednocześnie byliśmy świadomi, jakie są słabe strony instytutów w Polsce i co trzeba zrobić w tej nowej instytucji, aby takich problemów nie doświadczyć. Warto dodać, że nasze pomysły wspierał prof. Angelo Azzi, dyrektor instytutu w Bernie w Szwajcarii, który miał mocne kontakty w UNESCO. Myślę, że w tamtych czasach wsparcie ze strony tej międzynarodowej instytucji pomogło nam przekonać krajowych decydentów do słuszności naszego projektu. Końcowym efektem tych działań było podpisanie międzynarodowej umowy rządu RP z UNESCO o stworzeniu Międzynarodowego Instytutu Biologii Molekularnej i Komórkowej w Warszawie, które nastąpiło w Paryżu w 1995 roku. Był to kluczowy moment, bo efektem tego była ratyfikacja tej umowy przez polski parlament, a następnie uchwalenie ustawy sejmowej o powstaniu Międzynarodowego Instytutu.

 

A jak to się stało, że obecnie dzielą Państwo budynek z Instytutem Biocybernetyki i Inżynierii Biomedycznej PAN?

Tak się dla nas szczęśliwie złożyło, że w 1997 roku Instytut Biocybernetyki nie potrzebował dodatkowego skrzydła, które wtedy budował i dlatego zgodzono się, abyśmy zostali sąsiadami. Mieliśmy wówczas problem innego typu: po pierwsze budynek Instytutu Biocybernetyki był przygotowywany pod kątem innych użytkowników, a po drugie w ustawie zapewniono Instytutowi finansowanie podstawowej administracji i utrzymania budynku, ale nie wspomniano, aby przeznaczyć także fundusze na zainicjowanie, a potem wspieranie jego początkowej działalności naukowej. Stało się tak trochę na nasze życzenie, ponieważ obiecywaliśmy, że sami będziemy w stanie zdobywać pieniądze na funkcjonowanie Instytutu i jego działalność naukową. Nie wzięliśmy jednak pod uwagę, że trudno jest wystartować bez pieniędzy. I rzeczywiście, przez 2 lata nic się tutaj nie działo, był to pusty budynek, bez ludzi i żadnych sprzętów. Pamiętam jak dziś, kiedy na kolejnym, comiesięcznym spotkaniu z Maciejem Nałęczem juniorem, Leszkiem Kaczmarkiem, Michałem Wittem i Ryszardem Przewłockim zastanawialiśmy się - co dalej? Obawiałem się, że jeśli tak będzie nadal, to zabiorą nam ten budynek, a cały dotychczasowy trud pójdzie na marne. Zasugerowałem jednak, co powinniśmy zrobić.

 

Czy krytyczne stanowisko jakie Pan wtedy zaprezentował zyskało jakiś odzew?

Można powiedzieć, że tak, ponieważ koledzy odpowiedzieli: „jak jesteś taki mądry, to zajmij się tym” i dali mi „carte blanche”. W tym samym mniej więcej czasie prof. Maciej Nałęcz junior otrzymał propozycję zatrudnienia w UNESCO na bardzo wysokim stanowisku dyrektora do spraw naukowych i technicznych, a ja, za zgodą wspomnianych kolegów, postanowiłem ogłosić międzynarodowy konkurs na stanowisko pierwszego kierownika grupy badawczej - taka bowiem była jedna z głównych idei tego Instytutu. Zgłosiło się kilku kandydatów. Osobą, która wygrała i podjęła się tego trudnego wyzwania, był wtedy docent, dr hab. Jarosław Dastych, który okazał się kluczową postacią dla zainicjowania funkcjonowania Instytutu głównie dlatego, że zdobył pierwszy europejski grant w 5. Programie Ramowym. Warto zaznaczyć, iż nie był on tylko uczestnikiem konsorcjum, ale jego organizatorem i koordynatorem. Było to dla Instytutu korzystne nie tylko finansowo, ale i prestiżowo. W konsorcjum były 3 zespoły z Polski i 3 zespoły z Europy Zachodniej. Środki finansowe jakie pozyskaliśmy, były dość znaczące, a dodatkowe - rodzaj nagrody z KBN, wykorzystaliśmy m.in. na wyposażenie kolejnego laboratorium. Wynikiem tego projektu była pierwsza aplikacja patentowa.

 

Drugi konkurs na tzw. „team leadera” wygrał prof. Maciej Żylicz?

Tak i od tego momentu udało nam się przełamać początkowe problemy finansowe. Pieniądze z grantów prof. Żylicza, prof. Dastycha i moich były wykorzystywane do realizacji projektów, natomiast koszty pośrednie wynikające z tych sukcesów naukowych, inwestowaliśmy w dalszy rozwój Instytutu. Mniej więcej w tym okresie odwiedził nas prof. Klaus Hahlbrock, wiceprezydent Towarzystwa Maxa Plancka, który gościł w Warszawie na zaproszenie Polskiej Akademii Nauk. Oprowadzałem go po prawie pustym budynku i opowiadałem o naszej wizji Instytutu. Zapalając i gasząc światła w kolejnych pomieszczeniach mówiłem: „tu będzie bank komórkowy, a tu pracownia spektrometrii”, itd., a on ku mojemu zdziwieniu uwierzył, że prędzej czy później te plany zostaną zrealizowane.

 

Czy można powiedzieć, że system pracy naukowej w Międzynarodowym Instytucie jest wzorowany na tym, jaki obowiązuje w Instytutach Maxa Plancka?

Częściowo tak, np. w Instytutach Maxa Plancka, podobnie jak u nas, młodzi naukowcy, którzy wygrają międzynarodowy konkurs na „team leadera” mają szansę stworzenia swojej pierwszej, niezależnej grupy badawczej. Obowiązuje ich 5-letni kontrakt, z możliwością 2-krotnego przedłużenia na 2 lata, czyli maksymalnie może on trwać 9 lat. U nas nie ma co prawda takich ograniczeń, ale przedłużenie kontraktu jest możliwe tylko dzięki utrzymaniu badań naukowych na bardzo wysokim poziomie. Nasz i ich system są zatem bardzo podobne. Po wizycie w Instytucie prof. Klaus Hahlbrock przedstawił nam przełomową propozycję stworzenia w MIBMiK laboratorium finansowanego przez Towarzystwo Maxa Plancka. Po zawarciu porozumienia z Polską Akademią Nauk rozpisaliśmy konkurs na kolejnego kierownika grupy badawczej, który wygrał chemik - dr Matthias Bochtler, wychowanek laureata Nagrody Nobla, prof. Roberta Hubera. Okazało się jednak, że dr Bochtler w swojej działalności naukowej wykorzystuje krystalografię i analizę rentgenowską kryształów białek, a to wymaga bardzo kosztownej aparatury. Pomimo, że Towarzystwo Maxa Plancka nie przewidziało takich dużych kosztów przy tworzeniu tego laboratorium, to całkowicie sfinansowało całe przedsięwzięcie, łącznie z zakupem dyfraktometru do analizy kryształów oraz finansowaniem odczynników i wynagrodzenia dla całej grupy badawczej przez 9 lat! Prof. Matthias Bochtler (habilitację i tytuł profesorski zdobył w Polsce) okazał się właściwą osobą na właściwym miejscu. To młody i wyjątkowo twórczy naukowiec, podejmujący bardzo trudne i bieżące wyzwania, zdolny do uzyskiwania ciekawych wyników i ich publikacji w bardzo dobrych czasopismach, oczytany i umiejący zabierać głos w dyskusji i co szczególnie istotne, potrafiący zmobilizować swoich współpracowników do ciężkiej pracy. Mogę z całą pewnością stwierdzić, że pojawienie się prof. Bochtlera w naszym Instytucie było krokiem we właściwym kierunku i pomogło zaistnieć na arenie międzynarodowej.

 

Jakie są warunki uczestnictwa w konkursach na kierownika zespołu naukowego, które Państwo organizują?

Konkurs na stanowisko kierownika zespołu jest konkursem otwartym i międzynarodowym dla osób ze stopniem doktora. Pierwszy etap selekcji kandydatów dokonywany jest przez członków Międzynarodowego Komitetu Doradczego Instytutu. Chciałbym tu wyraźnie zaznaczyć, że Instytut nie ma rady naukowej typowej dla polskich instytutów. Mamy natomiast wspomniany Komitet, w którym honorowo działa 20 naukowców z zagranicznych ośrodków, i którzy w każdym konkursie tworzą m.in. tzw. krótką listę kandydatów. Nie ma więc mowy o jakiejkolwiek lokalnej protekcji. Kolejny etap to otwarta sesja naukowa, podczas której wyłonieni kandydaci prezentują swoje wyniki i omawiają je z pracownikami Instytutu oraz członkami Komitetu. Następnie, w obecności członków Międzynarodowego Komitetu Doradczego przeprowadzana jest typowa rozmowa kwalifikacyjna. Ta procedura powoduje, że wszystkie osoby, które do tej pory wybraliśmy, i które u nas pracują lub pracowały, były dobrymi wyborami. Są to osoby twórcze, które prowadzą badania na światowym poziomie, potrafią przyciągnąć ambitnych, młodych ludzi, postdoców, doktorantów i magistrantów. Potrafią też pisać świetne prace i bardzo dobrze je publikować, a także zdobywać środki na swoje badania. Kierownik zatrudniony w wyniku konkursu dostaje do dyspozycji powierzchnię laboratoryjną i biurową, fundusze na swoją pensję, rozpoczęcie prac badawczych oraz na dwa stypendia dla doktorantów. Większość naszych zespołów liczy od 10 do 30 osób, nie trudno się więc domyślić, że pozostałe osoby są finansowane przez kierowników z ich grantów.

 

Czy te konkursy na kierownika laboratorium czy grupy badawczej organizowane są co rok?

Dawniej tak było, ale niestety obecnie nie mamy już miejsca. W tej chwili mamy bardzo poważne problemy z powierzchnią i dopóki nie będziemy mieli możliwości zbudowania nowej, większej siedziby, nasz rozwój jest ograniczony. Nie możemy ogłosić kolejnego konkursu, chyba, że jedno z naszych laboratoriów zostanie rozwiązane. Teoretycznie każde może być rozwiązane, ponieważ nikt z naukowców nie ma stałego zatrudnienia. Wszyscy kierownicy zespołów naukowych są najpierw zatrudniani na 5 lat, po 3-ch latach ma miejsce pierwsza ocena merytoryczna, a następnie nasi kierownicy oceniani są co 2 lata. Jeśli ocena jest pozytywna to do oryginalnego kontraktu dodajemy 2 lata, a jeśli jest negatywna, to taki zespół jest rozwiązywany z końcem kontraktu. Oceny osiągnięć naukowych kierowników dokonują członkowie Międzynarodowego Komitetu Doradczego na podstawie opinii zewnętrznych recenzentów.

 

Czy taki zespół ma szanse poprawy?

Nie ma. Jeżeli ocena wypada negatywnie, to funkcjonowanie takiego zespołu trwa do końca kontraktu. Ponieważ kierownicy oceniani są co 2 lata, to od oceny do zakończenia kontraktu jest zwykle co najmniej 1,5 roku. Dzięki temu zespół ma szanse dokończyć trwające projekty, a ludzie mają czas na znalezienie innego miejsca zatrudnienia. Dotychczas rozwiązano 5 zespołów: dwa z powodu rekomendacji Komitetu Doradczego, jeden, ponieważ jego kierownik był zainteresowany badaniami aplikacyjnymi, a dwa kolejne z powodu wyjazdów kierowników do Anglii i Ameryki. Jedno z tych laboratoriów było kierowane przez Michała Hetmana, który dostał bardzo dobrą ofertę z USA. Zaproponowano mu przejście z całym zespołem badawczym do jednego z czołowych ośrodków neurobiologii. Z jednej strony była to nasza porażka, ponieważ bardzo dużo zainwestowaliśmy w ten zespół, a wyjechali zabierając wiele nieopublikowanych wyników. Z drugiej strony - marketingowej jest to sukces, albowiem to pokazuje, że jeśli na kierownika zespołu zostanie wybrana właściwa osoba, której stworzy się dobre warunki i niezależność naukową, to jest ona w stanie zbudować konkurencyjny zespół, nawet na tak trudnym rynku, jak amerykański.

 

Czy jest szansa na to, że w Polsce pojawią się instytuty, które zapewnią możliwość przejścia naukowców, którzy nie mają u Państwa stałej pracy i stabilizacji naukowej?

W ocenie nie mojej, tylko kolegów i koleżanek, jak na razie takich miejsc w Polsce praktycznie nie ma. Jeśli nasi pracownicy przeszliby do innych instytucji, to w ogromnej większości miejsc nie znaleźliby tak dobrych warunków pracy, jakie mają u nas. Polemizowałem z członkami Międzynarodowego Komitetu Doradczego, którzy zarzucali nam małą mobilność pracowników, sugerując, iż kierownicy powinni zmienić miejsce pracy po 9-ciu bądź 11-stu latach. Moim zdaniem ci młodzi i prężni naukowcy, którzy są u szczytu kariery naukowej lub na jej krzywej wznoszącej, nie powinni być zmuszani do mobilności tylko dla realizacji tej idei. Istnieje bowiem ryzyko, że wpłynie to negatywnie na ich rozwój i osiągnięcia naukowe. Z uwagi na to, iż nie mamy miejsca w obecnej siedzibie Instytutu, tworzymy wspólne laboratoria z innymi jednostkami w Polsce, m.in. w Gdańsku i w Warszawie. Te nowe zespoły będą miały podwójną afiliację i będą współfinansowane przez nasz Instytut. W Polsce nie ma miejsc działających podobnie jak MIBMiK. Być może z inicjatywy Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego będzie można tworzyć z funduszy strukturalnych nowe instytucje naukowe, działające podobnie jak nasza. Wiele uczelni w Polsce wybudowało nowe budynki, ale nie do końca mają możliwości, żeby wypełnić je pracownikami naukowymi i płacić za ich utrzymanie. Gdyby w takich budynkach powstało kilka nowych instytutów i okazałoby się, że dobrze funkcjonują, to zwiększyłyby się możliwości mobilności kierowników naszych zespołów.

 

Jakie są źródła finansowania projektów, które Państwo obecnie realizują?

W Instytucie było i jest bardzo dużo grantów realizowanych w 5., 6. i 7. Programie Ramowym Komisji Europejskiej. Mamy 3-ch młodych naukowców, którzy realizują granty w ramach European Research Council, a 4-ta osoba ma szanse na taki grant, ponieważ przeszła do ostatniego etapu, jakim jest rozmowa kwalifikacyjna. Pod tym względem na pewno się wyróżniamy. Warto zaznaczyć, że od początku istnienia Międzynarodowego Instytutu jest u nas dział wspierający naukowców w pisaniu aplikacji grantowych, przygotowywaniu raportów, głównie po to, aby ich odciążyć
od pracy administracyjnej. Od kilku lat w Instytucie działa również Ośrodek Transferu Technologii BioTech-IP, który jest pośrednikiem między naukowcami a biurami patentowymi, firmami i instytucjami wspierającymi badania aplikacyjne. Ośrodek ten prowadzi także szkolenia m.in. na temat ochrony własności intelektualnej i ułatwia nam, naukowcom zidentyfikowanie takich wyników, które można i warto chronić patentami. Ponadto, pracownicy BioTech-IP pośredniczą w poszukiwaniu firm zainteresowanych komercjalizacją naszych odkryć.

 

Czego należy Państwu życzyć?

Moim marzeniem w tej chwili jest budowa nowego budynku dla Instytutu, głównie po to, aby mieć więcej powierzchni dla nowych zespołów badawczych oraz dla pracowni specjalistycznych. Na razie tworzymy laboratoria w różnych miejscach, ale pod naszą kuratelą i z naszym wsparciem.

 

 

Wszelkiej pomyślności w zdobywaniu nowych funduszy oraz wytrwałości
w pracy naukowo-badawczej życzy wszystkim pracownikom Międzynarodowego Instytutu Biologii Molekularnej i Komórkowej portal Biotechnologia.pl

Wywiad przeprowadziła dr Marzena Szwed, redaktor naukowy portalu Biotechnologia.pl

Materiał opracowała: mgr Ewelina Gizińska

KOMENTARZE
news

<Październik 2024>

pnwtśrczptsbnd
30
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
31
1
2
3
Newsletter