Biotechnologia.pl
łączymy wszystkie strony biobiznesu
Zdziwisz się, że to tylko chwyt marketingowy!
Zaczyna się od niewinnego spaceru po drogerii. W jednej ręce torba, a w drugiej jeszcze pusty czerwony koszyk z kolorowym logo na jego przodzie. Wystarczy jeden krok i po chwili jestem w innym świecie. Różowym, zielonym, żółtym i pachnącym. W świecie kryształowych flakonów, małych buteleczek, tub, pudełek i … doktorów! Biorąc do ręki produkt ogrania mnie lekkie zdziwienie, i nie wiem, czy z uśmiechem oddać pokłon specom od marketingu, czy niepewnie i z lekką powagą ułożyć owe mazidło na dnie koszyka i z zadowoleniem, że znalazło się niesamowity specyfik, pobiec do kasy? Dylemat na miarę naszych czasów. Komu więc zaufać?

Lekarzowi, doktorowi, specjaliście. Jako konsumenci i pacjenci mamy ogromne zaufanie do profesjonalistów w swojej dziedzinie. Jesteśmy głodni tego, co najlepsze dla naszego zdrowia. To bardzo dobry objaw troszczenia się o siebie i szeroko popularyzowany w mediach. Z drugiej strony wiadomo, że to, co jest eskalowane z bardzo dużą intensywnością, może okazać się przynętą dla biznesu.

W drogeriach znajdziemy bardzo wiele kremów z „dr” w nazwie. Słowo tak magiczne, że wręcz niosące na rękach sukces całej firmy kosmetycznej. Mając w garści produkt Dr Beta nie zastanawiasz się długo, decydujesz na zasadzie odruchu bezwarunkowego: doktor = zdrowie. A jeśli jest w przystępnej cenie to Twoje zwycięstwo.

Takich kremów doktorskich jest bardzo dużo na rynku i w zasadzie nie każdy z nas potrafi ocenić adekwatność nazwy do rzeczywistych intencji producenta. Wielu konsumentów uważa, że krem z „dr” wyprodukował ów doktor, tudzież uczony, którego w tej chwili nie kojarzymy, ale przecież doczytamy o nim. A jeśli krem okaże się odpowiedni do naszych potrzeb, to nawet nie musimy czytać. I znów zwycięstwo!

Oczywiście nieprawdą jest, że za każdym kremem „z doktorem” kryje się tylko i wyłącznie strategia marketingowa. Wyobraźmy sobie, że ktoś jest świetnym dermatologiem. Przychodzą do niego gwiazdy i w końcu on, po kilku medialnych wystąpieniach, staje się osobą rozpoznawalną. Zwraca się do niego firma kosmetyczna z propozycją podjęcia współpracy. Odtąd jego nazwisko figuruje na każdym pudełeczku kremu. Jakkolwiek nie jest to jakieś oszustwo. To kosmetyki oparte na przyzwoitych badaniach naukowych, składniki są powszechnie znane i sprawdzone w dermatologii. Jednocześnie specjalnie nie różnią się od tego, co rynek wymyślił już dawno.

A co z kremami „wartymi miliony”? Dla wyjaśnienia są to te produkty, które mają stanowić alternatywę dla zabiegów chirurgicznych. W tym maleńkim pojemniczku zamknięte są składniki wykorzystywane w chirurgii kosmetycznej, takie jak np. kwas hialuromowy albo składniki naśladujące jad kiełbasiany. Kuracja nimi w gabinecie lekarskim kosztuje kilkadziesiąt złotych, a specyfik z drogerii jest dużo tańszy. Należy jednak pamiętać, że potrzeby klientek są różne. Polki mają bardzo duże zaufanie do lekarzy dermatologów i zabiegów kosmetycznych, dlatego częściej decydują się na chociażby okładanie gorącymi kamieniami za kilkaset złotych, niż na dotknięcie igłą czy skalpelem.

Nierzadko za drogimi specyfikami kryją się marki kosmetyczne stworzone przez lekarzy, którzy jednak nie promują ich swoim nazwiskiem. Ich twórcy wykorzystują swoje odkrycia w produktach, których potem nie firmują nazwiskiem, uznając, że dzięki jakości i skuteczności w działaniu, obronią się same. Np. lekarz Fernandes, twórca marki Environ, zyskał sławę dzięki wprowadzeniu do dermatologii estetycznej różnych stężeń i form retinolu, antyoksydantów, kwasu mlekowego, kwasu glikolowego, a także witaminy C. Zastosował je w nowoczesnych zabiegach oraz kremach upiększających.

Sfer, gdzie należy być czujnym, jest znacznie więcej, niż nam się wydaje. Kategoryzowanie produktów także budzi wiele wątpliwości. Co prawda ułatwia nam wybór specyfiku na zasadzie skojarzenia, ale tak naprawdę niewiele ma wspólnego z jego indywidualną specyfikacją. Termin „kosmeceutyk” czy „dermokosmetyk” nie istnieją w obecnym porządku prawnym. Wydaje się, że są to pojęcia z zakresu raczej marketingu niż nauki. Dlatego do kosmetyków propagowanych jako „kosmeceutyk” czy „dermokosmetyk” należy podchodzić z krytycyzmem.

Teraz trochę autentyczności. Jeśli widzisz na sklepowej półce poniższe marki, to wiedz, że są warte swojej ceny.

Marki stworzone przez doktorów farmacji

Dr Irena Eris - nowoczesne kosmetyki do pielęgnacji twarzy dla kobiet w różnym wieku, z różnymi potrzebami skóry.

Dr Hauschka - kosmetyki ekologiczne do pielęgnacji ciała. Dostępne w wybranych aptekach.

Marki dermatologów

Dr Nona - kosmetyki oparte na leczniczych minerałach z Morza Martwego opracowane przez zespół naukowców z izraelskiej kliniki Lenom pod kierownictwem dr Nony Kuchiny. Dość drogie.

Dr Brandt - marka amerykańskiego dermatologa kosmetologa. Drogie produkty do pielęgnacji twarzy wzorowane na chirurgii plastycznej.

Dr Murad - kosmetyki do skór problemowych i do włosów stworzone przez amerykańskiego dermatologa i farmaceutę dr. Howarda Murada.

Marki chirurgów plastycznych

Dr Sebagh - droga marka kosmetyczna francuskiego chirurga plastycznego Jeana Louisa Sebagha, 'poprawiacza' gwiazd. Produkty do twarzy i ciała.

Révive - bardzo droga marka, za którą stoi chirurg plastyk dr Bays Brown. W swoich kosmetykach użył on czynnika wzrostu naskórka EGF, za którego odkrycie dostał Nagrodę Nobla

Zelens - droga marka kosmetyczna angielskiego chirurga plastycznego dr. Marca Lensa.

Marki lekarskie w gabinetach kosmetycznych

Dr Rimpler - kosmetyki i zabiegi profesjonalne do twarzy i ciała niemieckiego dermatologa Manfreda Rimplera i jego syna Christiana Rimplera, farmaceuty.

Dr Belter - zabiegi i kosmetyki biochemika Clemensa Beltera oparte na kawiorze, czekoladzie i żeńszeniu.

 


Ewelina Kępska

Źródła

EstetolMedKosmetol 2012; 2(4): 101-103

wysokieobcasy.pl

 

KOMENTARZE
news

<Kwiecień 2025>

pnwtśrczptsbnd
31
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
1
2
3
4
Newsletter