Biotechnologia.pl
łączymy wszystkie strony biobiznesu
Zdradzamy Gen Zdrady
08.05.2013 , Tagi: , bioetyka

Od kilku dni śledząc portale informacyjne lub witryny kiosków dowiedzieć się możemy, że zlokalizowano gen zdrady.

Dziennikarze naukowi Newsweeka zdecydowali się przekazać opinii publicznej informację pochodzącą z badań genetyków, psychologów oraz antropologów, którzy zaczęli uważnie przyglądać się ,,ciemnej stronie natury człowieka". Co zatem zrobić z tą wiedzą? Czy możemy anulować orzeczenia sądowe, w których stwierdzono winę jednego z małżonków, któremu udowodniono niewierność? Być może małżonkowie de facto nie mają dzisiaj prawa mieć żalu do drugiej połówki, w chwili gdy nakryją ją w krępującej, intymnej sytuacji? Można wszak wówczas rzec: kochanie to nie ja to moje geny. No właśnie, czy człowiek to jedynie suma genów i hormonów, o których interesująco rozpisują się dziennikarze polskiej edycji światowego tygodnika? Co więcej, czy owo rozpisywanie nie staje się powoli nieco niepokojące? Nie popadając w dramatyzm trudno nie dostrzec, iż ciekawie skonstruowane informacje tworzą bazę, która przez masy, bez głębszej refleksji uznawana jest za racjonalnie udokumentowaną prawdę. Czy zatem Newsweek napisał prawdę?

The News OF THE week

Dorota Romanowska i Jolanta Chylkiewicz podejmując w artykule pt. "Niewierność zapisana w genach", temat zdrady zabrały się do owego zagadnienia z całą pewnością bardzo rzetelnie, wręcz interdyscyplinarnie. Już na wstępie podana jest mocna informacja o oznaczeniu genu V1aR, który zdaniem prof. Larry'ego Younga odpowiada za cały "zdradliwy galimatias". W opinii badacza wspomniany gen odpowiedzialny jest za produkcję wazopresyny, określanej mianem hormonu wierności małżeńskiej. Autorki dodają, że im więcej owego hormonu w organizmie tym silniejsze reakcje charakterystyczne dla zachowań wiernego osobnika: nie ogląda się np. za innymi samicami. Jak się okazuje badania na wazopresynie prowadzone były nie tylko na myszach, ale poza badaczami z Atlanty tematem tym, tyle że u ludzi, zainteresował się szwedzki badacz Hasse Waluma, który potwierdził, że mężczyźni, u których stwierdzono silne wydzielanie ww. hormonu pozostawali starymi kawalerami lub też doświadczali częstych konfliktów w małżeństwie spowodowanych zdradą.

Ciekawym jest, że zdaniem autorek cała sprawa nie jest przegrana. Istnieje przecież oksytocyna, która zdaniem Rene Hurlemann z Uniwersytetu w Bonn jest w stanie, pisząc wprost, powstrzymać wzrok mężczyzny przed spoglądaniem w stronę innych niż żona kobiet.

Niestety kolejne akapity nie są już tak optymistyczne. Okazuje się bowiem, że badacze z Binghamton trzy lata temu oznaczyli gen DRD4, który, jak się okazuje jest głównym winowajcą produkcji dopaminy, genialnego utrwalacza przyjemnych doznań, w tym doznań erotycznych. Najgorsza wydaje się informacja podana za Justin Garcia, zdaniem którego, połowa badanej przez niego populacji młodych osób (autorki nie podały dokładnych danych) posiada gen zdrady. Nie podano niestety, który z wyżej wymienionych. Co ciekawe, pozostając przy dopaminanowym wątku, hormon ten ma dużo silniejsze działanie w chwili, gdy seks uprawniany jest z inną niż zazwyczaj partnerką lub partnerem.

Nie takie rzeczy…

Czytający podobne doniesienia naukowe niejeden genetyk stwierdzić może, iż opisane przez Newsweek informacje nie zasługują raczej na nagrodę Nobla z medycyny. Gdyby wczytać się w treść specjalistycznych artykułów zamieszczanych w recenzowanych czasopismach naukowych dojść by można zapewne do niejednego równie spektakularnego odkrycia. Co ciekawe także tzw. przeciętny człowiek, spędziwszy nieco czasu przed klawiaturą komputera uznać może, iż powyższy wniosek jest całkowicie trafiony. Śledzenie kolejnych artykułów popularnonaukowych sprowokować jednak może również pojawienie się pytania: czy istnieje już cokolwiek, co nie jest genetycznie uwarunkowane? Oto kilka przykładów pomagających, a być może utrudniających ową refleksję:

 

W 2004 roku media zaczęły donosić o odkryciu „genu boga”. Okazało się, że Dean Hamer związany z Narodowym Instytutem Raka w Bethesdzie w oparciu o wyniki kilkuletnich badań ogłosił istnienie genu odpowiadającego u człowieka za istnienie przeżyć duchowych charakterystycznych dla doświadczeń osób wierzących. Badacz stwierdził, że oznaczony przez niego gen VMAT2, w tzw. wariancie C, odpowiada w organizmie człowieka za powstawanie procesów fizjologicznych charakterystycznych dla religijnych przeżyć mistycznych. Wspomniane analizy zamieszczone zostały przez badacza w książce "The God Gene", w której autor nota bene wielokrotnie zaznaczał, że nie wypowiada się w kwestii istnienia Boga. Interesujące jest, że wspomniany badacz został skrytykowany nie tylko przez żydowskich oraz chrześcijańskich teologów, ale również przez grono genetyków twierdzących, iż przywołane twierdzenia o genetycznym podłożu wiary są mało poważne. Także ówcześni szefowie Hamera nie wyrazili zgody na prowadzenie przez niego poszukiwań bożego genu w godzinach pracy.

Pozostając przy temacie religijnym warto wspomnieć o kolejnej bożej cnocie, jaką jest miłość, przez część źródeł również opisywana jako zjawisko biologicznie uwarunkowane. Okazuje się bowiem, że istnieje tzw. globulina wiążąca hormony płciowe SHBG (sex hormone binding globulin), która odpowiada za regulację testosteronu oraz estrogenów krążących w ludzkim krwiobiegu, posiadających istotne znaczenie dla życia emocjonalno-uczuciowego człowieka. Poszukując popularnonaukowych informacji dotyczących owego tematu dowiedzieć się także można, iż zbyt duże spożycie cukru może prowadzić do zubożenia relacji miłosnych danej pary. Jak się bowiem okazuje metabolizowana w wątrobie glukoza oraz fruktoza wpływają na zmniejszenie stężenia SHBG. Do czego prowadzi z kolei brak miłości? Bardzo często skutkuje on egoizmem.

Także wspomniana cecha ludzkiego charakteru została przebadana i okazuje się, że… dzieci posiadające mutację genu AVPR1A rzadko skłonne są podejmować działania altruistyczne. Badacze z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie w lutym tego roku opublikowali w czasopiśmie "PLOS ONE" wyniki swoich analiz, z których wynika, że omawiana mutacja wpływa na zmniejszone wydzielanie wspomnianej przez redaktorki Newsweek wazopresyny, która wg izraelskich naukowców odgrywa szczególną rolę w zakresie umiejętności budowania więzi społecznych. Wspomniane doniesienia zostały natychmiast podważone przez psychologów rozwojowych, w tym harwardzkiego badacza, prof. Felixa Warnekenma, który na podstawie przeprowadzanych przez siebie eksperymentów uznał, iż już u dwuletnich dzieci stwierdzić możemy występowanie spontanicznej  cechy polegającej na chęci udzielania pomocy innym.

Wiemy, że nie wiemy

Cezary Łasiczka, w ramach jednego z prowadzonych przez siebie radiowych programów bioetycznych trafnie zauważył, że jeszcze nie tak dawno zwykło się mawiać do kogoś „masz to we krwi”. Dziś skłonni jesteśmy raczej stwierdzić „masz to w genach”. Jan Domaradzki, jeden z niewielu polskich ekspertów zajmujących się społecznym kontekstem nauki o dziedziczeniu, w wywiadzie jakiego udzielił naszemu portalowi tak odnosi się do zjawiska tzw. genetyzacji: „Proszę zwrócić uwagę, że dyskurs genetyczny funkcjonuje także w przekazie medialnym czy też w społecznym.(…) O ile więc, można się zgodzić z Pańską tezą, że genetycy odgrywają tutaj rolę znaczącą to jednak owi specjaliści bardzo często próbują modyfikować społeczny obraz genetyki, gdzie to bardzo często my, społeczeństwo, media, dopatrujemy się np. genetycznych uwarunkowań inteligencji, chorób, zachowań, moralności…”. Domaradzki w konkluzji zauważa, że w pewnym sensie możemy dostrzec istnienie zamkniętego koła. Jednostki karmione przez media informacjami o genetycznym podłożu danych zjawisk budują sobie na tej podstawie pewien obraz, który nakazuje poddanie się działaniom, które całkowicie wykluczą dziedziczenie określonego niepokojącego zjawiska. Atmosferę społeczną podchwycają przedstawiciele przemysłu oraz media, które budują odbieraną przez masy rzeczywistość. Czy w temacie genu zdrady dostrzec można podobne powiązania. Odpowiedzmy nieco pokrętnie: jeśli przyjmiemy, że istnienie genetycznego uwarunkowania zdrady, wiary, miłości, czy też egoizmu posiada kluczowe znaczenie determinujące funkcjonowanie danego człowieka wówczas z całą pewnością możemy zgłosić pogląd o konieczności zamknięcia na uniwersytetach takich kierunków, jak pedagogika, socjologia, czy też nawet psychologia. Innymi słowy, nie ma sensu kształtować, czy wręcz hartować czyjegoś charakteru skoro pewne cechy na pewno wystąpią, bądź też nigdy nie ujrzą w zachowaniu danej jednostki światła dziennego. Może wręcz się okazać, że zjawisko jakim jest ludzki charakter także jest uwarunkowane genetycznie.


W tekście Romanowskiej i Chylkiewicz dostrzec można ciekawy, charakterystyczny dla części publicystów element. Okazuje się bowiem, iż eksperymenty badawcze w sposób jednoznaczny pokazują, że zachowaniem człowieka można sterować w sposób całkowicie zależny od eksperymentatora. Na zaobserwowane tragiczne zjawisko zdrady wynikającej z niskiego poziomu wazopresyny można zareagować natychmiastowym podaniem oksytocyny, która wzmocni więzi małżeńskie. Inaczej rzecz ujmując, popularnonaukowy przekaz jasno zwraca uwagę, iż człowiek jest jedynie elementem precyzyjnie uwarunkowanych działań biologicznych, które naukowcy starają się coraz śmielej podglądać.

 

Z całą pewnością nie można stwierdzić, że nie istnieją geny, które wpływają na określone zachowania. Niewątpliwie pewne stany emocjonalne człowieka mogą wypływać bezpośrednio z odziedziczonego po przodkach materiału biologicznego. Sami jednak genetycy podkreślają, że nie ma metody, która ze 100% pewnością określi pojawienie się danego zjawiska. Co więcej, badania prowadzone wśród bliźniąt jednojajowych pokazują, że nie można stwierdzić, że osoby te będą chorowały na dokładnie takie same schorzenia. Analizy prowadzone np. w związku z badaniami nad schizofrenią wskazują, iż istnieje tutaj zależność na poziomie 50% (u dwujajowych bliźniąt na poziomie 9%), ale nie oznacza to, że brat czy siostra „takiego samego brata, siostry” może mieć pewność, iż z czasem doświadczy takich samych objawów psychotycznych. Co zatem wpływa na różnorodność, co powoduje, iż w podobnej genetycznie sytuacji nie mówimy „na pewno”?

W czasach dzisiejszych znaczna większość badaczy jasno zaznacza, że poza cechami genetycznymi nasze zachowanie determinuje środowisko w jakim funkcjonujemy. Środowisko nie jest w tym miejscu jedynie pojęciem odnoszącym się do natury, ale kieruje nas w stronę osób, z którymi żyjemy, ludzi, którzy mięli lub mają na nas istotny emocjonalny wpływ. Komitet Bioetyki przy Prezydium PAN jasno w kontekście genetyki zwrócił w ostatnim czasie uwagę, iż wszelkie rozpoznanie genetyczne, w celu jego odpowiedniej interpretacji musi uwzględniać dalsze działania podejmowane przez daną jednostkę: dieta, profilaktyka zdrowotna. Polscy bioetycy w ostatnim opublikowanym stanowisku dotyczącym komercyjnych usług genetycznych zaznaczają, że polskie prawo obejmując powyższą sferę musi brać pod uwagę dalej istniejąca niepewność związaną z informacjami wskazanymi przez testy genetyczne posiadające różną czułość. Zwrócono ponadto uwagę, iż nie można przy tej okazji zapomnieć, że znaczna część informacji dotyczących genetycznego podłoża określonych zaburzeń może mieć wpływ nie tylko na pacjenta, ale również na jego rodzinę. Z całą pewnością taką informacją jest wiedza dotycząca mutacji genu RASGRF-2, który, jak donosi Proceedings of National Academy of Sciences istotnie zwiększać może podatność na uzależnienie od alkoholu. Jak donosiła na naszym portalu Donata Zaczyńska: „Wiedza ta może posłużyć w przyszłości do szczególnej ochrony dzieci posiadających mutację wspomnianego genu przed kontaktem z alkoholem lub innymi używkami. ” Co jednak uczynić z wiedzą dotycząca genu zdrady. Tego niestety w Newsweeku nie zdradzono.

Błażej Kmieciak
Portal: biotechnologia.pl

Źródła:

1. www.pap.pl
2. www.newsweek.pl
3. D. Romanowska, R. Chylewicz, Niewierność zapisana w genach, „Newsweek”, 18/2013, s. 81- 83.

(fot.: http://sxc.hu/)

                

KOMENTARZE
Newsletter