Biotechnologia.pl
łączymy wszystkie strony biobiznesu
Kodeks nie- etyki lekarskiej?
27.06.2013 , Tagi: , bioetyka

Dyskusja o zawodowej etyce to ekscytujące zajęcie. Casusy, dylematy, problemy itd. to w istocie próba przełożenia zajęć teoretycznych na użyteczną praktykę. Trudno dzisiaj wyobrazić sobie zawód zaufania publicznego, który nie skodyfikowałby zasad etycznych. Myśląc o profesjach medycznych skojarzenie z etyką nasuwa się automatycznie. Pewna uniwersalna zasada nie szkodzenia drugiemu człowiekowi dotyka zwłaszcza osób, które posiadając wiedzę, jak pomóc potrzebującemu jednocześnie stawiani są w licznych sytuacjach, w których to trudno długo dywagować, pamiętając, że decyzja musi być podjęta jak najszybciej.

Przywołane powyżej uniwersalne zasady zostały dość mocno skrytykowane przez prof. Jana Hartmana. Akademik ten, kierując od lat Zakładem Filozofii i Bioetyki CM UJ został w ostatnim czasie powołany przez ministra zdrowia w skład Komisji ds. etyki w ochronie zdrowia. Cała powyższa wzmianka nie zasługiwała by na dłuższą refleksje, gdyby nie jedna z ostatnich wypowiedzi owego profesora, który w bardzo stanowczy sposób zdecydował się skrytykować się Kodeks Etyki Lekarskiej. I kolejny raz można by uznać, że podobne doniesienia nie posiadają jakiegokolwiek znaczenia, gdyby nie kilka faktów: po pierwsze Hartman nie jest lekarzem, po drugie profesor ten wypowiadając się o istotnym dla lekarzy dokumencie uczynił to w sposób wg samych lekarzy (ale i innych bioetyków) cyniczny oraz obraźliwy, po trzecie komisja, w skład której wszedł krakowski naukowiec z założenia miała doprowadzić do wyłonienia się w debacie publicznej rzetelnej przestrzeni dyskusji odnoszącej się do zawodu lekarza. Czy zatem Hartman wpisał się w podobne założenia, czy też raczej dał się ponieść własnym przemyśleniom? Czy otworzył puszkę Pandory, która zasługiwała na „przewietrzenie”, czy też zaczął się bezceremonialnie i w przeteoretyzowany sposób wypowiadać o kwestiach, o których w istocie nie ma pojęcia? Być może o etyce lekarskiej mają prawo wypowiadać się jedynie lekarze? Paradoksalnie możliwe jednak, że dopiero nie będąc lekarzem dostrzec można najistotniejsze dla środowiska problemy.   

Źle, oj źle

Pochylając się nad wywiadem jaki prof. Jan Hartman udzielił portalowi internetowemu „Medexpress” trudno nie zwrócić uwagi na jego budowę i dynamikę. Zasadniczo można by stwierdzić, iż krytykowany krakowski badacz na początku rozmowy kieruje się w stronę poglądu, zgodnie z którym wielką zasługą środowiska lekarskiego jest skierowanie się w stronę potrzeb pacjenta. Wykorzystując jednak podstawowe założenia metody jaką jest analiza tekstu prasowego dojść można do odmiennych wnosków. To bowiem już w pierwszej odpowiedzi padają takie zwroty, jak: „Tego, który wysmażyli i z taką czcią celebrują..” odnoszące się bezpośrednio do omawianego kodeksu. Choć w wywiadzie padają liczne sformułowania ocenne, krytyczne lub wręcz sarkastyczne. Przyznać jednak należy, że poza powyższymi formami prof. Hartman podjął się również krytyki odnoszącej się do konkretnych zjawisk. Oto kilka przykładów.

W opinii profesora w Kodeksie jasno wskazano, że najważniejsze nie jest dobro Pacjenta, ale dobro lekarza. Wyliczając zapisy odnoszące się do troski o prestiż zawodu Hartman dostrzega pięć miejsc, w których kodeks o powyższym wspomina. „Tylko raz za to wspomina się o prawie (nie obowiązku) lekarza do informowania władz o nieprawidłowościach w postępowaniu innego lekarza, a obowiązek ochrony „sygnalistów”, alarmujących o błędach i nadużyciach nie jest wzmiankowany w kodeksie wcale.” – konkluduje naukowiec uznając, iż powyższe stało się podstawą budowania w środowisku lekarskim niewłaściwych i patologicznych relacji. Profesor krytykuje wykluczające się jego zdaniem zapisy z jednej strony odkreślające autonomię pacjenta, a z drugiej umożliwiające stosowanie przymusu terapeutycznego. W jego ocenie obowiązujące reguły są zbyt ogólne co sprzyja sytuacji skutkującej naruszeniom praw pacjenta. Podobne zdanie wyrażone zostaje w kontekście art. 24, odnoszącego się do zagadnienia tajemnicy lekarskiej. W ocenie Hartmana należy odnieść się krytycznie do możliwości rozmowy miedzy lekarzami o stanie zdrowia pacjenta bez konsultacji, a najlepiej uzyskaniu zgody samego zainteresowanego.  W zbliżone, negatywnej formie etyk wypowiada się na temat, jego zdaniem sprzecznych i po części niezgodnych z prawem przepisów odnoszących się do eksperymentów medycznych. Równie ostra krytyka spada na zapisy art. 55 Kodeksu, zgodnie z którymi „Zaleca (się- BK), aby lekarze mający w zakresie swych obowiązków kontrolowanie innych lekarzy, kontrole te zapowiadali”.

 Czytając podobne przemyślenia na temat Kodeksu nie sposób jednak nie zwrócić uwagi na formę, w jakiej prezentowane są w rozmowie liczne wnioski oraz opinie. Okazuje się bowiem, nie tyle treść, ile raczej sposób wypowiedzi wzbudził liczne kontrawersje. Czy są one uzasadnione?

 

Bo to źli lekarze są!

W socjologii znana jest metoda jakościowa zwana: analizą tekstu. Jednym z elementów jakie wykorzystywane są w pracach, w których się ją wykorzystuje jest lokalizacja słów, wersów, sformułowań, które posiadają określony, pozytywny, bądź negatywny bagaż emocjonalny. Czytając rozmowę z prof. Hartmanem w zasadzie nie odnajdzie się pierwszego z wymienionych „bagaży”.  Tak jak wspomniano już w pierwszym paragrafie pojawiają się sformułowania takie, jak: wysmażyli oraz celebrują wskazujące. W kolejnych akapitach lekarze określani są mianem oportunistów, a sam Kodeks nazwany zostaje „mieszaniną etycznych frazesów, korporacyjnych przechwałek, zasad etykiety zawodowej oraz przykazań służących zabezpieczeniu dość egoistycznie i krótkowzrocznie pojmowanych interesów korporacji zawodowej lekarzy.” Nieco niżej prof. Hartman wyraża opinię, iż omawiany dokument „zredagowany jest na kolanie nieporadnie i chaotycznie, przypominając kartkę z protokołu jakiejś burzy mózgów, podczas której każdy musiał wtrącić swoje trzy grosze. Taki typowy biurokratyczny „tekst bez autora”. Więcej, w opinii krakowskiego naukowca forma owego dokumentu świadczy o głupocie oraz mentalnym zacofaniu części środowiska, chcącego brać brudy „we własnym domu”. Koniec rozmowy to ostra krytyka rzekomego lekarskiego feudalizmu, wyśmianie idei zawodowego mistrza, określenie atmosfery w środowisku lekarskim mianem bufonady i hipokryzji, w której na siłę stara się stworzyć uniwersalne normy etyczne. Kontynuując wypowiedź Hartman używa słów.: żenujące, indolencja bioetyczna, „ręce opadają” oraz bełkot.

Non possumus

Czytając treść wywiadu z prof. Janem Hartmanem ma się wrażenie, że mamy obecnie do czynienia z pojawieniem się nowej grupy naukowców, którzy prowadząc badania jednocześnie chcą dołączyć do grona celebrytów hołdujących zasadzie „nieważne, jak mówią, ważne, że mówią”. Jest w Polsce mnóstwo bioetyków, którzy posiadają być może równie szokujące poglądy. Przypomnijmy jednak, że to właśnie prof. Jan Hartman znalazł się w gronie ekspertów służących merytorycznym wsparciem ministrowi zdrowia chcącemu podjąć rzetelną debatę nad kondycją etyczną polskich lekarzy. Czy jednak nawet trafne chwilami uwagi, ale wypowiadane w sposób wywołujący zażenowanie mogą wpłynąć na zmianę rzeczywistości?

Ks. prof. Andrzej Muszala z Krakowa w jednej z wypowiedzi dotyczącej powyższej sytuacji słusznie zwrócił uwagę, iż Hartman nie jest lekarzem. Jest on filozofem, a w ostatnim czasie także kandydatem w wyborach parlamentarnych. Czy to oznacza, że lekarzy mogą krytykować  wyłącznie lekarze? Z całą pewnością nie i śledząc odpowiedzi np. Naczelnej Rady Lekarskiej dojść można do wniosku, że  nikt Hartmana nie osądza od czci i wiary za np. wartą refleksji uwagę dotyczącą, chwilami wykluczających się sformułowań dotyczących eksperymentów medycznych. Problem jednak w tym momencie tkwi w języku. I tutaj pojawia się pewien interesujący paradoks.

Zdaniem dr Krzysztofa Bukiela by zrozumieć podejście bioetyka z UJ należy pamiętać, iż jest on aktywistą formacji określanej jako „liberalno-lewicowa”, przez co rozumiem nie tyle ugrupowanie polityczne, co ruch ideowo- społeczny, którego celem jest ukształtowanie „nowego człowieka” jako podstawy do stworzenia „nowego porządku świata”. Jest to o tyle interesujące, że to właśnie podobne środowiska walczą o bardzo szeroką interpretację pojęcia mowy nienawiści. Ciekawym jest jednak, że wypowiedzi osoby stanowczo i merytorycznie krytykującej metodę In vitro określane są w czołowych mediach mianem ww. typu mowy, za to sytuacja, w której to badacz w sposób cyniczny wypowiada się o istotnym dla wielu dokumencie nazywana jest wolnością słowa.

Wydaje się w tym miejscu, iż w istocie cała sytuacja dotyczy kultury wypowiedzi. Choć brzmi to trywialnie to w do powyższego wniosku całą sprawę należy sprowadzić. Oto bowiem członek nowo powołanej komisji mającej stać na straży budowania standardów etycznych w medycynie wypowiada się w sposób, który obraża przedstawicieli zawodu lekarskiego. Nie są to eufemistyczne słowa, dla jednych miłe, a dla innych niesympatyczne. Są to sformułowania, które obiektywnie oceniamy jako cyniczne oraz kpiące.

 

Etyku ulecz się sam

Kilka lat temu prof. Hartmam napisał dwa artykuły dla rodzącego się wówczas Działu Bioetyka, portalu biotechnologia.pl. W tekście pt Czym jest dzisiaj bioetyka? zwrócił on uwagę, iż... Po raz pierwszy filozofowie stali się niedawno uczestnikami, i to być może najważniejszymi uczestnikami, procesu, w którym powstaje nowa, istotna dyscyplina akademicka.(…) Ta dyscyplina in statu nascendi, której powstawania jesteśmy świadkami, nazywa się „bioetyką”. Sama nazwa „bioetyka” predestynuje filozofów, a mianowicie etyków, którzy przecież są filozofami, do tego, aby odgrywali rolę promotorów i aktywnych współtwórców tej nowej domeny naukowej ekspresji, znajdującej się w procesie budowy.” Prawdopodobnie to właśnie podobne spojrzenie powoduje tak śmiałe formułowanie przez Hartmana ocen krytycznych w stosunku do środowiska lekarskiego. W ocenie profesora to bioetycy, a zwłaszcza filozofowie odgrywają w podobnych dyskusjach rolę wręcz promotorów. Opinię krakowskiego etyka są jednak w tym przypadku nie tylko przykładem ,,jak rozmawiać nie należy", ale w istocie już u samego początku wynikają z błędnego założenia, że tworzenie norm etycznych jest możliwe jedynie wówczas, gdy dana osoba odbierze solidne wykształcenie filozoficzne. Tu warto zastanowić się zatem, czy np prof. Antoni Kępiński, będący psychiatrą miał prawo pisać genialne teksty o etycznych wyzwaniach lekarzy duszy? Czy zmarły niedawno prof. Andrzej Szczeklik miał prawo pisać wyjątkowe, przepełnione humanistyczną wrażliwością książki poświęcone relacji lekarza i pacjenta? Więcej, czy prof. Stanisław Cebrat, będący genetykiem, ma prawo fascynować bioetyką studentów biotechnologii? Humaniści są cenni dla biomedyczny. Pokazują konsekwencje, ukazują percepcję, wartości... Jacques Testart po pierwszym udanym zabiegu In vitro przeprowadzonym we Francji  na początku 1982r, uznał, że dopiero po tym fakcie pojawiła się refleksja naukowców dotycząca konieczności konsultowania biomedycznych zagadnień z przedstawicielami nauk humanistycznych: „Nagle poznałem wielu ludzi, o których nigdy wcześniej nie słyszałem – psychoanalityków, socjologów, prawników – z którymi nauczyłem się wielu rzeczy i którzy doprowadzili mnie do pytania samego siebie w sposób dużo głębszy, niż robiłem to do tej pory, o relacje między nauką i społeczeństwem”- podkreśla francuski badacz. Żaden jednak filozof nie jest w stanie doświadczyć dylematu dotyczącego np. informowania śmiertelnie chorego pacjenta o pozostałych mu dniach życia. Rozporządzenia dotyczące komisji bioetycznych, składy owych komisji oraz podobnych komitetów to zbiór biologów, medyków oraz humanistów. Dopiero wówczas dany problem, dodajmy coraz bardziej skomplikowany problem może zostać rzetelnie oceniony, jeśli przyjrzą mu się przedstawiciele różnych dyscyplin, nieraz wsparci osobami posiadającymi „jedynie doświadczenie życiowe”, jak ma to coraz częściej miejsce na terenie USA.

Prof. Hartman uznał, iż środowiska medyczne w istocie nie posiadają jednak tytułu do rzetelnej, etycznej refleksji. Istotnie, w czasach, w których bioetyka staje się coraz bardziej profesjonalną, nową dyscypliną warto zadać humaniście pytanie:, Jak? Dlaczego?, Co wtedy? Itd. Jeśli jednak ono nie zostanie zdefiniowane pojawiające się wówczas formułowanie opinii umniejszających oraz obrażających dane środowisko w żaden sposób nie wpływa na szybsze zbliżenie się do prawdy, o której profesora uczyli zapewne jego akademiccy mistrzowie z KULu i UJu.

Bioetyka stanowi próbę ukazania praktycznego znaczenia refleksji teoretycznych. Cóż każdy z nas, czy to medyk, by też etyk na pewnym etapie swojego życia wystąpi w pewnej roli, roli pacjenta. Zapewne również prof. Hartman pojawi się kiedyś w szpitalnym teatrze. Być może wówczas obserwując z bliska "deski medycznej sceny" nieco inaczej spojrzy na lekarski scenariusz.

Błażej Kmieciak
Portal: biotechnologia.pl

 

Źródła:

1. www.biotechnologia.pl

2. http://www.medexpress.pl/

3. www.rynekzdrowia.pl

4. www.gosc.pl

 

(zdjęcia: http://www.sxc.hu/ )  

KOMENTARZE
Newsletter