Biotechnologia.pl
łączymy wszystkie strony biobiznesu
Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Soczi są zaskakującym zjawiskiem. Wpierw do głosu dochodzili politycy, którzy z różnych części świata informowali, iż zamierzają zbojkotować imprezę. Kilka dni po rozpoczęciu sportowych zmagań wszystkich Polaków zaskoczył Kamil Stoch, z klasą wygrywający olimpijskie złoto. Zaskakująca jest także cisza wokół, tak często pojawiającego się w trakcie podobnych widowisk problemu dopingu. Media, donosząc o skandalach olimpijskich wskazywały raczej na np. zdobywczynię brązu, Rosjankę Olgę Graf - zbyt szybko rozpinającą swoją bluzkę. Czy to oznacza, iż na podobnych imprezach niemoralne, dopingowe praktyki zostały opanowane? Może sportowcy zaczęli stosować lepsze metody? Być może jednak istnieje inna przyczyna owego zjawiska. Być może w sporcie do głosu doszła genetyka?

Mamy Cię!!

Doping był problemem w sporcie od wielu pokoleń. Pokusa wygranej, chęć pokonania przeciwnika, powodowały, iż zawodnicy oraz ich trenerzy w różny sposób starali się wspomóc organizm sportowca. Owa chęć wsparcia w przeszłości, jak i dzisiaj wzmacniana jest chęcią osiągnięcia zysku. Obserwując zjawiska jakie towarzyszą większym imprezom sportowym dojść można do wniosku, iż od dłuższego czasu – paradoksalnie- sport np. na olimpiadzie zaczyna odgrywać coraz mniejszą rolę. Do głosu zaczęli dochodzić przede wszystkim menadżerowie wielkich korporacji dostrzegający możliwość reklamowego dotarcia do- czasem milionów- widzów podziwiających herosów sportu. Jak wiadomo pieniądze nie omijają również samych sportowców, jak i licznej ekipy specjalistów wspierających zawodników. Trudno zatem nie dostrzec źródła pragnienia, by wyniki były lepsze, by skakano dalej, biegano szybciej, podnoszono więcej itd.

Pojawiające się przy okazji mistrzostw i olimpiad informacje o wykryciu stosowania przez sportowca dopingu wiąże się z uzyskaniem przez komisję ekspertów wiedzy, iż dany zawodnik stosował zakazaną substancję, która miała zwiększyć wydolność jego organizmu. W historii sportu znane są przypadki, gdy zwiększenie wydolności następowało za pomocą całkowicie fizjologicznej „metody”. Mowa w tym miejscu o zawodniczkach z dawnego NRD, które, jak w jednym z wywiadów przypominał Jan Stradowski – Szef Działu Nauka miesięcznika Focus- w odpowiednim okresie przed zawodami zachodziły w ciąże, której jednym z „objawów” jest, jak wspomniano zwiększenie wydolności organizmu kobiety w pierwszym trymestrze błogosławionego stanu. Zarówno jednak sportowe wspomagacze o charakterze farmakologicznym, jak i mniej lub bardziej wyszukane techniki dopingu fizjologicznego stanowią coraz mniejszą tajemnicę dla antydopingowych kontrolerów. Inaczej jest z dopingiem genetycznym.

 

Czy ktoś widział?

Z ww. formą dopingu jest pewien problem. Coraz więcej specjalistów wspomina o prawdopodobnym istnieniu technik biologicznego wspomagania zawodników. Zawsze jednak przy okazji publikacji dotyczących omawianego tematu pojawiają się słowa takie, jak: chyba, możliwe, prawdopodobnie, są pewne podejrzenia itd. W opinii prof. Piotra Stępnia z UW i PAN przyczyna podobnego stanu leży przede wszystkim w charakterze potencjalnej metody genetycznego wspomagania sportowców. Omawiana forma dopingu prawdopodobnie korzysta z technik wypróbowywanych w coraz bardziej zaawansowanych formach terapii genowej. Za pomocą zrekombinowanych wirusów dany ekspert dąży do włączenia/ wyłączenia genu odpowiadającego za daną cechę ,istotną z racji na sportowe wyniki. W opinii naukowca, gdyby udało się np. wyłączyć gen kodujący miostatynę- białko odpowiedzialne za zahamowanie wzrostu mięśni- wówczas w krótkim czasie sportowiec uzyskałby masę mięśniową konieczną w danej dyscyplinie. Prof. Stępień podkreśla, iż sprawny genetyk jest w stanie dostrzec modyfikacje, jakim uległ dany człowiek, pod jednym warunkiem. Musi wiedzieć gdzie szukać. W wypadku dopingu genetycznego nie mamy jednak takiej wiedzy. Tak jak wspomniano, potencjalne metody opierają się na modyfikacjach opartych na wykorzystaniu zrekombinowanych wirusów potrafiących wywołać odpowiedź immunologiczną danego organizmu. Gdzie jednak szukać: w danej partii mięśni, w wątrobie...? Poza tym w jaki sposób zbadać organizm zawodnika pod kątem ewentualnych zmian. Prof. Stępień słusznie zwraca uwagę, że trudno wyobrazić sobie sytuacje, w której to komisje powszechnie stosują w wioskach olimpijskich inwazyjne metody w postaci pobrania np. fragmentów mięśni.

 

Wszystkie ręce na pokład

Dyscypliny sportowe w obecnej postaci coraz częściej przybierają postać wyczynów, które obce są ludzkiemu organizmowi. Trenerzy walczą by ich zawodnicy pokonywali rekordy nie o kolejne minuty, ale sekundy. Nad powyższym procesem czuwają, już nie tylko fizjolodzy i masażyści, ale również psycholodzy. W grach sportowych do głosu dochodzą informatycy oraz socjolodzy, którzy korzystając z najnowszych komputerowych nowinek, bazując na odpowiednich programach na bieżąco analizują zachowanie i strategie przeciwnej drużyny. Analizując przemysł sportowy nie można zapomnieć o specjalistach włókiennictwa, którzy co roku zaskakują nowymi propozycjami kombinezonów, butów, czy też bluzek, które mają współgrać z ciałem sportowca. Na koniec, jak widać na pokład wchodzą genetycy, a więc specjaliści, od których oczekuje się, iż niejako od wewnątrz podkręcą naturalne zdolności lub też możliwości ludzkiego ciała, od którego wymaga się niemożliwego.

 

Czy zatem można?

Myśląc o dopingu najczęściej spotykamy się z opiniami negatywnymi. Nie tylko etycy, ale i sami sportowcy podkreślają, że jest to droga na skróty. Nie chodzi wyłącznie o brak uczciwości przed innymi, ale również przed samy sobą, Filozofia sportu, od czasów starożytnych Aten wskazuje bowiem, iż zawodnik nie tylko walczy z konkurentami, ale walczy również z samym sobą, własnymi ograniczeniami, ułomnościami, obawami itd. Stosując doping, choć brzmi to trywialnie człowiek oszukuje wpierw samego siebie. Okazuje się jednak, że zarówno ze strony biologów, jak i bioetyków zatrzymując się na temacie genetycznego wspomagania organizmu sportowców spotkać można pozytywne opinie. Zdaniem prof. Stępnia doping genetyczny nie jest niczym innym, jak testowaniem najnowszych osiągnięć medycyny w warunkach, w których to dana osoba wyraża na powyższe zgodę. Wspomniany naukowiec- jak podkreślał w radiu Tok. Fm- doskonale zdaje sobie sprawę, iż mistrzostwa oraz olimpiady nie są już sportowym spektaklem lecz stanowią one coraz częściej arenę zmagań nauki oraz biznesu. Co ciekawe, także bioetycy nie odrzucają arbitralnie podobnych metod. Jak wskazywał kilka miesięcy temu na łamach naszego portalu, ks. prof. Tomasz Kraj: „Jeśli mamy do czynienia z manipulacją przypominającą terapię genową linii somatycznej oraz spełnione są pewne warunki, to również i te ingerencje byłyby do zaakceptowania. Granicą takiego ulepszania jest cnota, tj. sposób w jaki człowiek osiąga doskonałość w działaniu jako osoba..” W opinii naukowca „Jeśli proponowana ingerencja np. mająca na celu przedłużenie ludzkiego życia, nie przeszkadza w wysiłku zmierzającym do osobowego spełnienia, ani w osiągnięciu cnoty i jeśli spełnione są także inne warunki (bezpieczeństwo interwencji, poinformowana zgoda, poprawna intencja, etc.), to także ona może zostać zaaprobowana.”- konkluduje bioetyk. Opinie ks. Kraja zainteresowały kilka lat temu dziennikarzy naukowych „Gościa Niedzielnego”, którzy wskazali, iż analizując podobne dylematy etyczne omawiany naukowiec „przytacza przykład słynnego amerykańskiego golfisty Tigera Woodsa. Wykorzystał on techniki okulistyczne, dzięki czemu jego wzrok jest ostrzejszy niż u człowieka o zdrowych oczach. Pomaga mu to w trafianiu golfową piłeczką do dołka. Gdyby taki efekt uzyskano na drodze manipulacji genetycznej, to – zdaniem bioetyka z Krakowa – byłoby to możliwe do zaakceptowania. O ile, oczywiście, spełniałoby warunki o charakterze bardziej podstawowym, takie jak bezpieczeństwo procedury dla zdrowia i zgoda człowieka, który się jej poddaje. W grę mogłyby tu wchodzić także zasady fair play danej dyscypliny sportu.”

Wydaje się jednak, iż pomimo powyższych dość pozytywnych opinii pytania o „etyczność” genetycznego dopingu nie znikną zbyt szybko. By w pełni można go było uznać za metodę moralnie godziwą, wpierw musimy mieć pewność, iż podobne działania są w ogóle podejmowane. Obecnie mamy podejrzenia, a nie pewność. W następnej kolejności warto rozważyć, czy terapia genowa linii somatycznej (na któej opierać ma się ww. forma dopingu) jest metodą bezpieczną. Nie mniej ważna wydaje się wątpliwość związana z elementarną uczciwością działań. Istnieje bowiem obawa, iż zaprzęgając do zawodów genetykę niebawem okaże się, iż w istocie nie liczy się jak dany sportowiec ciężko pracował, ile wysiłku włożył w pokonanie rekordu. Liczyć się będzie natomiast, w jaki stój jest ktoś ubrany oraz jak mądrzy są jego biologiczni doradcy. Jak wskazuje Jan Stradowski w dyscyplinie, jaką jest np. podnoszenie ciężarów już dzisiaj obserwujemy pojawienie się legalnej, a jednocześnie mało etycznej metody działań. Okazuje się bowiem , że ciężarowcy korzystają coraz częściej z koszulek wyprodukowanych z tworzywa, które działa jak sprężyna w chwili, gdy sportowiec „odbija sztangę” od własnej klatki piersiowej. Nim zatem wszelkie pytania dotyczące dopingu zostaną rozwiane warto zastanowić się: co to dzisiaj jest w zasadzie ten cały doping?

 

Prezentowane refleksje stanowi wstępną wersję artykułu  autora opublikowanego w ostatecznej wersji w jednej jego z naukowych prac badawczych.

Źródła

1. www.gosc.pl

2. www.tok.fm

3. Artykuł jest fragmentem pracy autora przygotowywanej na konferencję „Kultura fizyczna i zdrowotna w życiu współczesnego człowieka” organizowanej przez Uniwersytet Łódzki

KOMENTARZE
Newsletter