Biotechnologia.pl
łączymy wszystkie strony biobiznesu
Badania genetyczne - fascynujące i niebezpieczne. Tomasz Sahaj.
06.04.2006 , Tagi: , bioetyka
Zakończenie po kilkunastu latach intensywnych badań międzynarodowego Projektu Poznania Genomu Ludzkiego (Human Genome Project), wydaje się dobrym pretekstem do napisania artykułu o badaniach genetycznych do czasopisma bioetycznego. Program ten zakończył się na początku 2003 roku, w pięćdziesiątą rocznicę odkrycia podwójnej helisy przez Francisa Crick’a i Jamesa D. Watsona. Za to odkrycie dostali nagrodę Nobla. Koszt Projektu Badania Genomu Ludzkiego oscylował wokół 3 miliardów dolarów. Był to więc oszałamiający wydatek jak na „cywilne” badania naukowe, bo najskromniej rzecz ujmując jest to koszt badań dotyczących średniej klasy łodzi podwodnych o napędzie atomowym lub zaledwie drobna część kosztów interwencji amerykańskiej armii w Iraku. W Projekcie pozostał niezbadany jedynie drobny ułamek genomu ludzkiego, którego przy dzisiejszym stanie wiedzy rozpracować jeszcze nie można. Pozostał więc zaledwie promil do pełnego rozwiązania genetycznego rebusa, zafundowanego nam przez naturę.

          Genom to swoista encyklopedia człowieka, kompleksowy zbiór wiedzy dotyczącej naszego zdrowia, kondycji, sprawności fizycznej. Jest to również rezerwuar informacji o chorobach dziedzicznych, wadach genetycznych, wszelkiego rodzaju nieprawidłowościach organicznych. A wszystko to zawarte jest w jądrze większości komórek, z których się składamy, we wnętrzu nieśmiertelnego DNA. Joseph Levine i David Suzuki celnie zauważają, że: „DNA jest wszechpotężny, kieruje bowiem historią życia na ziemi już od trzech i pół miliarda lat. Dotyka też najgłębiej ukrytych tajemnic: determinuje prawdopodobieństwo zapadnięcia przez ciebie na chorobę nowotworową, ilość cholesterolu we krwi twego ojca oraz kolor oczu twojej córki. Odkrycia dotyczące działania DNA były iskrą dającą początek rewolucji naukowej, której skutki widoczne są w każdym aspekcie badań naukowych, tak w zakresie biologii teoretycznej, jak i stosowanej” (Levine, Suzuki, s. 7). Nieco dalej cytowani autorzy konstatują: „Nowe możliwości zastosowania badań genetycznych oraz terapii genetycznej zaczynają już zmieniać sposób, w jaki się rodzimy, zwalczamy choroby i umieramy. Wielu obserwatorów zalicza tę technologię do największych cudów świata” (Levine, Suzuki, s. 9).          

Rozwikłanie tajemnicy genomu ludzkiego daje nam do rąk wielką, choć niezwykle skomplikowaną instrukcję obsługi człowieka. Marzyło o tym chyba dziesiątki, jeżeli nie setki pokoleń filozofów. Rozszyfrowanie genomu (w dużym stopniu przy pomocy potężnych komputerów o ogromnych możliwościach obliczeniowych) jest wielkim sukcesem. Porównać go można do zgłębiania tajemnic świata przez pierwszych odkrywców oraz wniknięcia w strukturę atomu przez fizyków i chemików. Dziś – na naszych oczach – wypełniane są kolejne białe plamy w świecie i w naszej wiedzy o nim. Jest to bez wątpienia sukces spektakularny, bardzo obiecujący, ale i niepokojący zarazem. Wszystko zależy od tego, jak wiedza, którą dostajemy do dyspozycji, zostanie przez nas w przyszłości wykorzystana w praktyce.           Badania genetyczne, obok transplantologii, stanowią dziś wielką nadzieję dla osób chorych i niepełnosprawnych. Liczba tych osób – z różnych przyczyn – nieustannie wzrasta. Po badaniach genetycznych spodziewamy się, że pomogą nam w szybkim rozpoznaniu większości chorób, skutecznym eliminowaniu ich lub przynajmniej łagodzeniu ich skutków. Bądź też, że wyniki badań pozwolą przynajmniej na mentalne i farmakologiczne przygotowanie się na destruktywne działanie chorób bądź nieusuwalnych wad genetycznych, zgromadzenie odpowiednich środków, zastosowanie odpowiednich kuracji, zmianę stylu życia. Nota bene tak stało się z liderem zespołu konkurującego z naukowcami należącymi do Projektu Poznania Genomu Ludzkiego – Craigiem Venterem. Do badań genetycznych przeznaczył swoje własne DNA. „Badania wykazały, że jego DNA posiada gen ApoE4. Gen predysponujący do choroby Alzheimera. Odkrycie to zmieniło życie Ventera – dziś bardziej dba o zdrowie, zmienił dietę i ma nadzieję, że te zabiegi opóźnią rozwój choroby” (Leszczyński, s. 10).

          Dotychczas dużym i frustrującym problemem było to, że badania genetyczne były w stanie wykryć znaczną, bo kilkutysięczną ilość chorób dziedzicznych uwarunkowanych genetycznie (często bardzo rzadkich), lecz nie sposób było ich wyeliminować. Była to więc gorzka i smutna wiedza: wielu pacjentów wiedziało od urodzenia (a nawet byli zdiagnozowani jeszcze wcześniej, bo w życiu płodowym) na co będą chorować np. w średnim wieku i nic nie mogli na to poradzić. W pewnym sensie żyli nie tylko z wyrokiem, ale i z piętnem choroby tkwiącej w nich in potentio. Być może gruntowne poznanie genomu ludzkiego da nam do rąk odpowiednie narzędzia genetyczne pozwalające naprawić to, co wadliwie wykonała natura, być może mając w tym jakiś głęboko ukryty przed nami cel.

          Dzięki badaniom genetycznym bez trudu rozpoznawalny jest dziś zespół Downa, choroba Alzheimera, białaczka, niektóre wady nerek (np. torbielowatość). Ponadto znane są geny, których uszkodzenia odpowiedzialne są za hemofilię, fenyloketonurię, mukowiscydozę. Dzięki szybkiemu rozpoznaniu możliwa jest nie tylko profilaktyka genetyczna, ale i czynne przeciwdziałanie wielu chorobom. Możliwe jest także stosowanie genowej terapii naprawczej. „Istnieją zasadniczo dwa typy terapii genowej: terapia genowa komórek somatycznych i terapia genowa komórek rozrodczych. Pierwsza z nich koryguje defekt genetyczny poprzez przenoszenie do komórek somatycznych ulepszonych wersji genów. (...). Terapia genowa komórek rozrodczych polega na naprawie genów komórek rozrodczych, co prowadzi do urodzenia zdrowego potomstwa” (Bołoz, s. 63-64).

          Jako wehikułów transportowych przewożących naprawione bądź zmodyfikowane geny wgłąb organizmu ludzkiego używa się wirusów, retrowirusów i adenowiruów. Niemniej jednak terapie genowe stosuje się na razie stosunkowo rzadko. Jak boleśnie pokazało doświadczenie wielu badaczy, nieumiejętne stosowanie tej wyrafinowanej metody (przy bardzo wielu niewiadomych), jaką jest terapia genowa, niesie ze sobą bardzo duże ryzyko. Jest ono jeszcze stosunkowo niewielkie przy chorobach, za które odpowiedzialność ponosi tylko jeden gen (np. przy hemofilii), ale gwałtownie wzrasta wraz z ilością genów współodpowiedzialnych za negatywne zmiany genetyczne. A takich chorób jest najwięcej i to właśnie one są najpoważniejsze w skutkach.

          Dlatego dla większości chorób dziedzicznych terapia genowa nie będzie mogła być zastosowana. Przede wszystkim do tych, które występują niezmiernie rzadko, a ich wykrycie jest nazbyt kosztowne. „W Anglii w połowie lat dziewięćdziesiątych [XX wieku – przyp. Tomasz Sahaj] szacowano, że „(...) koszt wykrycia ciąży obarczonej mukowiscydozą wynosi od 40 000 do 104 000 funtów (...) Wydatki na jednego chorego z mukowiscydozą wynosiły ok. 10 000 funtów w ciągu roku. Zakładając czas przeżycia trzydzieści lub więcej lat, diagnostykę prenatalną uznano za ekonomicznie korzystną. (...) Podobnych wyliczeń dokonano min. dla choroby Huntingtona, zespołu Fra X, zespołu Downa, wad cewy nerwowej i innych” (Żekanowski, s. 26).

          Badania genetyczne wspomagają również walkę z odwiecznym wrogiem człowieka, jakim jest rak. Naukowcy z Pomorskiej Akademii Medycznej zaobserwowali silne korelacje zachodzące pomiędzy uszkodzeniami niektórych genów, a znacznie zwiększoną częstotliwością zapadania na raka odpowiednich narządów. Ich opatentowane analizy molekularne pozwalają nie tylko na śledzenie tych kancerogennych procesów, ale i wykorzystywanie tej wiedzy w praktyce szczecińskiej Onkologicznej Poradni Genetycznej, do której zgłaszają się ludzie z grup podwyższonego ryzyka. Są to te osoby, których bliscy członkowie rodziny chorowali i zmarli na raka.

          I tak: uszkodzenia BRCA1 i BRCA2 powodują raka jajników i piersi, a nieprawidłowa budowa APC, MSH2 i MLH1 odpowiedzialna jest za powstawanie raka trzonu macicy i jelita grubego. Posiadając tą wiedzę wcześniej można ustrzec się przed śmiertelnym niebezpieczeństwem. „Kobiety z wadliwym genem BRCA1 i BRCA2 nie powinny przyjmować pigułek antykoncepcyjnych i stosować hormonalnej terapii zastępczej (zalecanej kobietom po menopauzie), bo hormony mogą w ich przypadku znacznie przyśpieszyć rozwój raka piersi” (Romanowska, s. 66-67). Czasem środki zaradcze są niezwykle radykalne i bardzo inwazyjne, ale za to zapewniają względne bezpieczeństwo. „Kobietom po czterdziestce, które rodziły, zalecają usunięcie jajników wraz z jajowodami. Taka operacja zmniejsza także o połowę ryzyko rozwoju raka piersi” (Romanowska, s. 67).

          Im wcześniejsze rozpoznanie anomalii i wad genetycznych, tym większy arsenał możliwych do zastosowania środków zapobiegawczych i wzrost szansy – jeżeli nie na całkowite wyleczenie – to przynajmniej na znaczną poprawę stanu zdrowia. Stosunkowo dużą wykrywalność wielu chorób genetycznych, odchyleń od normy, skaz i deformacji fizycznych zapewniają badania prenatalne. Umożliwiają one wgląd do organizmu płodu na bardzo wczesnym etapie jego rozwoju i nieustanne jego monitorowanie podczas całego życia płodowego. Standardem jest dziś USG, które pozwala na ogląd stanu fizycznego płodu. Dzięki USG możliwe jest wykrycie wad serca, wodogłowia, czy rozszczepienia kręgosłupa.

          Bardziej wyrafinowane są jednak takie badania wchodzące w skład diagnostyki prenatalnej, jak amnioskopia i amniocenteza (amniopunkcja) oraz biopsja kosmówki. Amnioskopia jest to wzrokowe badanie wód płodowych i ich zawartości. Amniocenteza analizuje materiał genetyczny (DNA z komórek płodu) zawarty w płynie owodniowym, w którym znajduje się w postaci osadu ze złuszczającego się naskórka nieustannie rozwijającego się płodu. Z kolei biopsja kosmówki polega na pobraniu niewielkiej ilości tkanki z łożyska (kosmówki). „Ponieważ tkanka ta posiada takie samo DNA co płód, możliwe jest badanie genetyczne w celu wczesnego wykrycia niektórych chorób dziedzicznych” (Youngson, s. 51).

          Dzięki tym badaniom można rozpoznać nie tylko wady bezpośrednio zagrażające życiu płodu, ale także liczne choroby niewidoczne „gołym okiem”. Choroby, które uaktywnią się dopiero po urodzeniu lub jeszcze później, np. w dorosłym życiu. „Wykonując prenatalne badania skriningowe można wykryć, między innymi, ciążę mnogą, nieprawidłowe położenie łożyska, wielowodzie oraz wady płodu, takie jak rozszczep kręgosłupa, bezmózgowie, wrodzona wada serca, wielotorbielowatość nerek, niedrożność jelit czy niedrożność dróg moczowych” ( Youngson, s. 107).

          Gdy zostają zaobserwowane fizyczne usterki u płodu, możliwe są nie tylko pośrednie kompensacyjne działania farmakologiczne poprzez organizm matki (jak w przypadkach cukrzycy i fenyloketonurii), ale również bezpośrednie, skomplikowane operacje samego płodu. I to płodu znajdującego się wewnątrz, jak i wydobytego na zewnątrz organizmu matki. Po dokonaniu operacji płód umieszcza się bezpiecznie z powrotem na właściwym dla niego miejscu. Takie inwazyjne zabiegi stosuje się wówczas, gdy wada fizyczna zagraża życiu płodu lub stwarza nadmierne ryzyko komplikacji. Tak jest w przypadkach, gdy konieczne jest udrożnienie jelit, przetoczenie krwi, usunięcie nadmiaru płynu mózgowo-rdzeniowego lub drobnych guzów, przeciwdziałanie przepuklinie przeponowej i wodonerczu, korekta wady serca i inne.

          Jak pokazują statystyki, wiele kobiet, które skorzystały z badań prenatalnych i okazało się, że ich płód dotknięty jest poważną chorobą lub nieusuwalną wadą, decyduje się na przerwanie ciąży. Zwłaszcza wtedy, gdy rozpoznanie ewidentnie wskazuje na chorobę psychiczną. Z tego właśnie powodu Kościół katolicki ma ambiwalentny stosunek do badań genetycznych. Nie znaczy to jednak, że jest im a priori, ex cathedra nieprzychylny. Dla koryfeuszy Kościoła liczy się przede wszystkim intencja, z jaką wykonuje się badania prenatalne. Jeżeli kobieta z powodu wykrytych wad ma zamiar dokonać aborcji płodu, to badania genetyczne traktowane są jako rodzaj denuncjacji. Jeżeli skutkiem tej denuncjacji jest przerwanie rozpoczętego już życia, to jest to czyn karygodny, zły i etycznie niedopuszczalny. Pisał o tym wyraźnie Jan Paweł II w swojej encyklice Evangelium vitae. „Badania prenatalne, które nie wzbudzają obiekcji moralnych, o ile są podejmowane w celu wskazania ewentualnych terapii, których podjęcia wymaga zdrowie dziecka nie narodzonego, zbyt często dostarczają okazji do zaproponowania i wykonania przerywania ciąży. Jest to wówczas aborcja eugeniczna, akceptowana przez opinię publiczną o specyficznej mentalności (...) Mentalność ta przyjmuje życie tylko pod pewnymi warunkami, odrzucając ułomność, kalectwo i chorobę” (Jan Paweł II, s. 19).

          W tym miejscu można się zastanowić, czy badania genetyczne – może jeszcze nie teraz, lecz już w najbliższej przyszłości – nie przyczynią się do stosowania w praktyce eugeniki społecznej. I to nie tylko eugeniki negatywnej (eliminacji niepełnosprawnych, odbiegających od przyjętych norm, „gorszych” płodów), o jakiej w cytowanym powyżej fragmencie pisał papież, ale także eugeniki pozytywnej. Takiej eugeniki, która dzięki posiadanym środkom medycznym i fachowej wiedzy, umożliwiłaby rodzenie wcześniej „spreparowanych” genetycznie dzieci. Dzieci posiadających cechy najbardziej pożądane przez rodziców. Dzięki „odkryciu” i nagłośnieniu takich zjawisk, jak klonowanie, komórki macierzyste czy inżynieria genetyczna, znacznie wzrosła społeczna świadomość dotycząca możliwości genetyki. Większość rodziców na całym świecie chce mieć zdrowe, sprawne i silne potomstwo. Wielu z nich ma swoje prywatne preferencje dotyczące idealnych cech fizycznych i psychicznych, które chcieliby, aby posiadały ich dzieci. Czy nie skorzystają z medycznych środków, które im to umożliwią? Sądzę, że z całą pewnością tak. Pytanie tylko, jaki to będzie miało zasięg i jak daleko posunięte będą to ingerencje.

          Wiele osób mentalnie jest już gotowych na możliwości „ulepszania” swojego przyszłego potomstwa. Według „(...) niedawno przeprowadzonych badań ankietowych 43% Amerykanów dopuszcza terapię genową, mającą na celu poprawę cech fizycznych dzieci” (Żekanowski, s. 34). I chyba nie jest to tylko mentalne przyzwolenie. „Roczne dotacje na techniki sztucznej prokreacji w USA utrzymują się w granicach 2 bilionów dolarów. (...) 60 000 urodzeń na rok następuje w wyniku skorzystania z dawcy nasienia, 15 000 urodzeń na rok – dzięki metodzie IVF. Macierzyństwo zastępcze jest wykorzystywane w 1 000 przypadków. Dla kontrastu – tylko 30 000 dzieci korzysta z adopcji” (Dios Vial Correa, s. 117). Podobno w Stanach Zjednoczonych istnieje pewna rozpowszechniona moda, czy też praktyczny rytuał. Młodzi mężczyźni oddają swój materiał genetyczny do ośrodków konserwacji tkanek (najczęściej nazywanych bankami nasienia, narządów i tkanek). Następnie poddają się zabiegowi podwiązania nasieniowodów i mogą prowadzić bezpieczne (tzn. bez ryzyka reprodukcji), swobodne życie seksualne. W momencie, gdy dojrzeją do decyzji zostania ojcem, nienaruszony depozyt bankowy jest gotowy do wykorzystania (Bernard, s. 61).

          Podobnie kobiety, które chcą mieć niezwykłe i jeszcze na dodatek oryginalne potomstwo, mają dziś stworzoną taką możliwość. W wyżej wymienionych bankach, których adresy bez trudu znaleźć można w Internecie, znajduje się w stanie zamrożonym pokaźna ilość materiału genetycznego wielu wybitnych uczonych, noblistów, ludzi o wysokim ilorazie inteligencji, a także znakomitych sportowców różnych dyscyplin. Asortyment jest bogaty i doprawdy jest w czym wybierać. Niektóre kobiety chcą mieć dzieci o takim właśnie, a nie innym kolorze skóry (zdecydowanie innym niż ich własna) i aby to osiągnąć, są gotowe przyjąć do swojego organizmu embrion o odpowiednim garniturze genetycznym (Sahaj, s. 36). Po urodzeniu dziecka zaś, podawać mu takie specyfiki, jak hormon wzrostu (by osiągnął pożądane przez matkę parametry fizyczne) lub leki kontrolujące zachowanie dziecka (by osiągnęło pożądane parametry psychiczne, jak w przypadku dzieci nadaktywnych). We współczesnym sporcie wykorzystuje się niewykrywalny konwencjonalnymi środkami antydopingowymi środek genetyczny IGF-1, który wpływa na wzrost masy mięśniowej zawodnika nawet wtedy, gdy on w ogóle nie ćwiczy! I nie jest to bynajmniej jedyny aktywny środek dopingujący, który stosują dzisiejsi sportowcy.

          Dylematy jeszcze bardziej się pogłębiają i rozwarstwiają w związku z tym, iż bezpłodność stała się bardzo poważnym problemem medycznym i społecznym. Jej skutki odczuwa dziś co piąta para ludzka będąca w wieku rozrodczym. Zaburzenia są rozłożone mniej więcej proporcjonalnie: jedna trzecia przypadków występuje u kobiet, jedna trzecia u mężczyzn, a jedna trzecia jest ich wspólnym problemem. Z tego właśnie powodu Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) wpisała niepłodność na listę chorób społecznych. Tym samym zapaliło się zielone światło dla gwałtownie rozwijającej się embriologii, a żółte – ostrzegawcze – dla etyków i bioetyków. Uwaga filozofów wyostrzyła się jeszcze bardziej po doniesieniach entuzjastów chcących klonować ludzi. Należy do nich zarówno włoski lekarz-ginekolog Severino Antinori, który umożliwił urodzenie dziecka ponad sześćdziesięcioletniej kobiecie będącej już po menopauzie, jak również nawiedzony guru sekty raelian Claude Vorilhon. Ten ostatni wyasygnował znaczną, bo liczącą ponad milion dolarów kwotę, dla tych, którzy podejmą się zadania odtworzenia zmarłego dziecka jednej z członkiń sekty.

          Zakres zainteresowania rodziców oraz kompetencje współczesnej medycyny sięgają znacznie dalej, niż kiedykolwiek wcześniej. Niegdyś troska o zdrowie dziecka rozpoczynała się od momentu jego poczęcia, później rozszerzyła się na okres życia płodowego przyszłego człowieka. Dziś sięga do miejsca, kiedy nie jest on jeszcze człowiekiem nawet w potencji. Dokładniej mówiąc: kiedy dziecko jest wprawdzie w planach, ale jeszcze nie przedsięwzięto żadnych praktycznych działań ku temu, by zaistniało. I, co ciekawe, badania genetyczne sprawdzające zdrowie ewentualnych, przyszłych rodziców, są akceptowane (a nawet zalecane) w wielu środowiskach wyznaniowych. Przykładem są chociażby ortodoksyjni aszkenazyjscy Żydzi amerykańscy, stanowiący hermetyczną enklawę, której grozi w znacznym stopniu ewolucja wsobna. Łączą się oni bowiem w pary wyłącznie w swoim własnym, zamkniętym kręgu. Rabini służą im dobrą radą i przed zawarciem małżeństwa polecają badania na zgodność genetyczną przyszłych małżonków. Dzięki temu wyeliminowali niemal całkowicie bardzo poważną, dziedziczną i nieuleczalną chorobę Taya i Sachsa, zabijającą dzieci przed ukończeniem przez nie trzeciego roku życia.

          Takich głosów nie brak również i w naszym kręgu kulturowym. A wszystko to po to, by chronić interesy nienarodzonego jeszcze, a nawet nie poczętego człowieka. Obowiązkiem prawdziwie troskliwych i odpowiedzialnych rodziców jest zadbać o to jeszcze zanim dojdzie do zapłodnienia! „Jeżeli zostaną wykryte utajone dotąd schorzenia, należy je leczyć, a poczęcie odłożyć” (Gulanowska, s. 56). Podobne intencje (zdrowie przyszłych dzieci) przyświecają niektórym rządom, lecz do ich realizacji stosują zupełnie inne metody. „Na obrzeżach Morza Czarnego i na jego wyspach często występuje groźna choroba krwi, talasemia. Choroba dziedziczna, wrodzona, uwarunkowana geograficznie” (Bernard, s. 15). Dzieci dotknięte tą chorobą mogą egzystować jedynie w warunkach szpitalnych i umierają przed okresem dorastania. Jest to powszechny problem społeczny, a koszty leczenia wprost ogromne (jak na tamte warunki socjo-ekonomiczne). W związku z tym, po wykazaniu w badaniach genetycznych tej choroby u płodu, rządy tamtejszych państw zalecają aborcję.

          Takie i tym podobne postawy aktywizują uwagę etyków i bioetyków. Zwłaszcza badania i wszelkiego rodzaju manipulacje na embrionach ludzkich wywołują wysokie napięcie i wzbudzają żarliwe dyskusje. Wielu filozofów jest zdania, że życie ludzkie na różnym etapie rozwoju (od jajeczka kobiety i plemnika mężczyzny jeszcze ze sobą nie połączonych poczynając, poprzez zarodki, embriony i płody) jest nazbyt uprzedmiotowione; wręcz zmieniane w towar. W literaturze przedmiotu pisze się wręcz o „eugenice konsumenckiej” lub „eugenice wolnego rynku”. Ponadto uznaje się, że liberalizm w tym względzie zaszedł zbyt daleko, zatoczył nazbyt szerokie kręgi. Niektórzy wyrażają swój sprzeciw bardzo stanowczo. „Zamiar zdeterminowania mającego się narodzić dziecka stanowi rzeczywiste nadużycie władzy. Pielęgnować je – tak, określać jakie ma być – nigdy. (...) Istnieje próg tolerancji dla woluntaryzmu prokreacyjnego. Pojęcie niedysponowalności osobą, w jej tożsamości i jej ciele, choćby miała dotyczyć tylko zgodności komórek zygoty, powinno stanowić zasadę wszelkich regulacji tworzonych dla diagnostyki prenatalnej, pobierania tkanek, badań biologicznych i cytogenetycznych, które służą ich realizacji oraz wykonywanych w ich następstwie terapii i korekt genetycznych” (Varaut, s. 79).

          Trudno dziwić się gwałtownym reakcjom i niepokojowi wielu etyków i filozofów, różnej zresztą proweniencji. Trudno jest również zaakceptować bez sprzeciwu takie współczesne zjawiska – możliwe do urzeczywistnienia dzięki sukcesom genetyki lub będące jej bezpośrednimi konsekwencjami – jak macierzyństwo zastępcze, zabiegi preimplantacyjne, skup i sprzedaż jajeczek pobranych od młodych kobiet, zapłodnienie post mortem, długie przechowywanie oraz eksperymenty naukowe na embrionach w na różnych etapach ich rozwoju. Zdarzały się już bowiem takie sytuacje, kiedy małżeństwo rozwodziło się, a sąd musiał wydać orzeczenie, do kogo należą zamrożone embriony. Jakby to była zastawa stołowa, albo bielizna pościelowa do podziału.

          Takie i tym podobne okoliczności będą się mnożyć wraz z nieuniknionym postępem medycyny i towarzyszących jej nauk biomedycznych. Wraz z nimi mnożyć się będą także problemy natury moralnej. To po prostu nieuniknione. Nawet zawłaszczanie do celów transplantacyjnych, wydawałoby się nikomu niepotrzebnych zwłok ludzkich, jak również pobieranie mózgów oraz komórek macierzystych od martwych, poronionych płodów, nie obyło się bez komplikacji etycznych i burzliwych dyskusji. Niemniej jednak są to dziś rutynowo wykonywane działania. Wprost niewyobrażalna jest dzisiejsza rehabilitacja bez przeszczepiania narządów, substancji i tkanek. Niewyobrażalne jest też to, by nie podawać fragmentów mózgów martwych płodów chorym na chorobę Alzheimera i Parkinsona, u których ten środek przynosi znaczne korzyści terapeutyczne.

          Niemniej jednak pytanie o eugeniczne konsekwencje współczesnej medycyny, a zwłaszcza badań genetycznych, pozostaje nadal aktualne. Właśnie dlatego, że medycyna pójdzie w tym kierunku (pod presją, czy też w wyniku popytu chcących mieć zdrowe potomstwo rodziców), warto i trzeba się nad tym zastanawiać. Przewidywania niektórych autorów co do najbliższej przyszłości są bardzo symptomatyczne. Francis Fukuyama jest zdania, że: „Dzieci na zamówienie będą na początku drogie i dostępne tylko dla ludzi zamożnych. To, czy posiadanie ich stanie się kiedykolwiek tanie i stosunkowo powszechne, będzie zależało od tego, jak szybko stanieją techniki takie, jak diagnostyka przedimplantacyjna” (Fukuyama, s. 114). „Bogaci ludzie zaczną rutynowo przeprowadzać genetyczną ocenę embrionów przed ich wszczepieniem w łonie matek. Do dalszego rozwoju zostaną przeznaczone tylko embriony doskonałe. Społeczne pochodzenie młodej osoby będzie można odgadnąć natychmiast, choćby po wyglądzie” (Kastory, s. 87). Jak w starożytnej Grecji w czasach, kiedy obowiązywał arystokratyczny ideał kalokagatii. Po pięknej i harmonijnej budowie fizycznej rozpoznawano wówczas rodowód i status społeczny obywatela.

          Być może dzięki zakończeniu badań nad genomem ludzkim, rozwojowi transplantologii, upowszechnieniu się klonowania i wykorzystaniu komórek macierzystych zawładniemy prawami rządzącymi organizmami ludzkimi. I być może będziemy je mogli programować w dowolny, najbardziej pożądany przez nas sposób. Hodować ludzi tak, by mieć z tego maksymalne korzyści: zdrowotne, społeczne, finansowe lub jeszcze inne. Będziemy przyczyniać się do całkowitego wyeliminowania chorób, rodzenia wyłącznie zdrowych dzieci, a może i do tworzenia odpornych na zmęczenie i warunki atmosferyczne żołnierzy lub też nadzwyczaj szybkich bądź wytrzymałych sportowców. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że kiedyś stanie się to technicznie wykonalne. Zwłaszcza, że prywatne i państwowe instytuty biotechnologiczne pracują na maksymalnych obrotach i z pełnym zaangażowaniem, licząc na krociowe zyski w najbliższej przyszłości. Powtórzę jednak za amerykańskim „dyżurnym filozofem” – Francisem Fukuyamą – wątpliwość, wyartykułowaną przez niego w książce Koniec człowieka. Konsekwencje rewolucji biotechnologicznej (Our Posthuman Future. Consequences of the Biotechnology Revolution) : czy nie odbędzie się to kosztem utraty duszy? O ile oczywiście coś takiego jak dusza rzeczywiście istnieje.

Cytowana literatura:

1. Bernard J., Od biologii do etyki. Nowe horyzonty wiedzy, nowe obowiązki człowieka, przeł. J.A. Żelechowska, Wydawnictw Naukowe PWN, Warszawa 1994;

2. Bołoz W., Życie w ludzkich rękach. Podstawowe zagadnienia bioetyczne, Wydawnictwo ATK, Warszawa 1997;

3. Dios Vial Correa J. de, Klonowanie człowieka: technika w służbie dehumanizacji?, (w:) Klonowanie człowieka. Fantazje – zagrożenia – nadzieje, pod red. B. Chyrowicz, Towarzystwo Naukowe KUL, Lublin 1999;

4. Fukuyama F., Koniec człowieka. Konsekwencje rewolucji biotechnologicznej, przeł. B. Pietrzyk, Wydawnictwo Znak, Kraków 2004;

5. Gulanowska H., Wybrane zagadnienia diagnostyki prenatalnej, (w:) W imieniu dziecka poczętego, pod red. J. W. Gałkowskiego i J. Guli, wyd. II poprawione i poszerzone, Rzym-Lublin, 1991;

6. Jan Paweł II, Evangelium vitae. Teksty i komentarze, pod red. T. Stycznia i J. Nagórnego, Redakcja Wydawnictw KUL, Lublin 1997;

7. Kastory B., Koniec człowieka, „Wprost”, 30 czerwca 2002;

8. Leszczyński A., Wyścig o genom, „Newsweek Nauka”, wydanie specjalne, nr 2, 2003;

9. Levine J., Suzuki D., Tajemnica życia. Czy bać się inżynierii genetycznej? , przeł. G. Gasparska i B. Skarżyńska, Książka i Wiedza, Warszawa 1996;

10. Romanowska D., Test na życie, Newsweek, 17 luty 2002;

11. Sahaj T., Zdrowego człowieka kupię. Może być używany, „Archeus. Studia z bioetyki i antropologii filozoficznej”, nr 3, 2002;

12. Varaut J-M., Możliwe, lecz zakazane. O powinnościach prawa, przeł. S. Szwabski, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1996;

13. Youngson R. M., Medycyna. Słownik encyklopedyczny, przeł. W. Grzybowski i A. Grzybowski, Wydawnictwo RTW, Warszawa 1997;

14. Żekanowski C., Nowa eugenika? , (w:) Bioetyczne problemy inżynierii genetycznej. Materiały na III krajową konferencję z cyklu: Nauka na przełomie wieków, pod red. W. Dyka, Uniwersytet Szczeciński, Szczecin 2000. Od redakcji Artykuł pierwotnie ukazał w „Archeus. Studia z bioetyki i antropologii filozoficznej”, nr 4 (2003), Białystok: UwB 2003, s. 178. Obecna, zaktualizowana wersja została opublikowana w Serwisie Biotechnologicznym dnia 6 kwietnia 2006 r.


Tomasz Sahaj
Akademia Wychowania Fizycznego w Poznaniu



Tomasz Sahaj, urodzony w 1966 r., wychowanek Instytutu Filozofii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Adiunkt w poznańskiej Akademii Wychowania Fizycznego, w której od kilku lat pełni funkcje kierownika Zakładu Filozofii i Socjologii. Prowadzi takie przedmioty, jak: „Historia Filozofii” i „Filozofia Sportu” na kierunku „Wychowanie Fizyczne” oraz „Filozofia z Etyką” dla na kierunku „Fizjoterapia”. Autor książki Człowiek – istota śmiertelna. Filozofia, religia, medycyna, sport (Poznań 2004) oraz Problem samobójstwa w koncepcjach wybranych filozofów polskich. Elzenberg – Kotarbiński – Ślipko – Witkiewicz (w druku). Współautor kilku leksykonów i słowników filozoficznych, m.in.: Słownik filozofów. Filozofia powszechna (Poznań 1995, 1996, 1997), Słownik filozofów polskich (Poznań 1999), Leksykon filozofii. Postaci i pojęcia (Poznań 2000). Autor licznych artykułów publikowanych w specjalistycznych czasopismach naukowych, np. „Etyka”, „Archeus. Studia z Bioetyki i Antropologii Filozoficznej”, „Przegląd Filozoficzny. Nowa seria.”, „Sztuka leczenia”, „Sport Wyczynowy”. Zainteresowania naukowe: antropologia filozoficzna, bioetyka, filozofia medycyny, tanatologia filozoficzna, filozofia sportu. Aktywny sportowiec-amator. Od wielu lat jego pasją jest jazda na rowerze górskim, a od niedawna – latanie na paralotni i narciarstwo.

KOMENTARZE
Newsletter