W zapobieganiu udarom mózgu i zawałom serca od wielu lat stosuje się zasadę „im mniej, tym lepiej”. Niższe ciśnienie i cholesterol oznaczają mniej miażdżycy. Jednak jak donoszą japońscy naukowcy, ta reguła nie zawsze się sprawdza.
W badaniu kryjącym się pod nazwą MILLION, badacze podzielili pacjentów na dwie grupy: pierwsza otrzymywała standardowe leczenie obniżające ciśnienie i cholesterol, druga została poddana natomiast intensywnej terapii. Celem pacjentów w pierwszej grupie było zejście do ciśnienia poniżej 140/90 mm Hg, a cholesterolu LDL do mniej niż 100 mg/dl. Dla osób otrzymujących intensywne leczenie te wartości zostały ustalone na rekordowo niskim poziomie: 120/70 mm Hg i 70 mg/dl.
Jednak to radykalne podejście do terapii nie przełożyło się większy sukces kliniczny. Po 18-24 miesiącach objętość blaszki miażdżycowej mierzona techniką ultrasonografii spadła do tego samego poziomu w obu grupach – 8,74% w grupie leczonej agresywnie versus 9,37% w grupie standardowej. Choć obydwie terapie znacząco ograniczyły zmiany miażdżycowe, nie było między nimi żadnej różnicy.
- Jednym z możliwych wyjaśnień dla braku efektu w tej próbie klinicznej jest skromna różnica (wartości ciśnienia i poziomu cholesterolu – przyp. autora) między dwiema grupami – zasugerował Michael R. Jaff, lekarz niezwiązany z badaniem.
Faktycznie, choć różnica między poziomem ciśnienia w obu grupach była dość spora (7,5/9,5 mm Hg), to w przypadku cholesterolu LDL ograniczyła się do zaledwie 6 mg/dl. Takie niewielkie efekty intensywnej terapii mogły nie być wystarczające, aby wpłynąć na proces aterogenezy. Inni uczeni nie zgadzają się jednak z tą interpretacją i uważają, że dodatkowe obniżanie ciśnienia i LDL w przypadku prawidłowych wartości nie przekładają się na większe korzyści.
- Okres od 18 do 24 miesięcy powinien być wystarczający, żeby ujrzeć efekty za pomocą ultrasonografii, jeśli takie miałyby się pojawić – stwierdził Charles Chambers, doktor medycyny z Penn State Hershey Heart and Vascular Institute w Hershey, Pensylwania.
W badaniu stosowano standardowe leki hipolipemizujące oraz hipotensyjne – atorwastatynę i amlodypinę. W intensywnej terapii dawki zostały odpowiednio zwiększone, aby uzyskać niższe wartości ciśnienia i cholesterolu.
Inne parametry w postaci średnicy światła naczynia również nie uległy zmianie w wyniku zastosowanego leczenia. Jednak obecna próba kliniczna nie dokonała analizy składu blaszki miażdżycowej. Istnieje szansa, że wyższe dawki atorwastatyny i amlodypiny mogłyby wpłynąć na jej strukturę i przez to zwiększyć stabilizację.
Czy badanie zmieni strategię agresywnego leczenia, która jest obecnie tak szeroko promowana?
- Ogólnie, staramy się leczyć agresywnie – przyznaje dr Chambers. – To, czy jedno badanie będzie w stanie zmienić nasz sposób terapii jest zawsze dyskusyjne.
KOMENTARZE