Mammografia to nieinwazyjny zabieg diagnostyczny mający na celu wczesne wykrycie zmian nowotworowych w obrębie piersi. Zgodnie z zasadą "im wcześniej tym lepiej" stosowanie rutynowego screeningu powinno stopniowo przełożyć się na zmniejszenie przypadków zaawansowanego raka piersi, a w konsekwencji na niższą umieralność. Meta-analizy opublikowanych badań klinicznych wskazują na 20-procentowe zmniejszenie śmiertelnosci z powodu raka piersi w wyniku wprowadzenia screeningu mammograficznego. Jednak istnieją dwa czynniki, które mogą znacząco ograniczyć korzystny wpływ masowego stosowania mammografii. Pierwszy to tzw. naddiagnoza. Rutynowe użycie mammografii powoduje ogromny wzrost przypadków wczesnego raka piersi. Niektóre z tych zmian mogą później przeistoczyć sie w bardziej zaawansowane nowotwory, jednak część może zatrzymać sie w tym stadium lub rozwijać się tak powoli, że nigdy nie będzie stanowić zagrożenia dla zdrowia pacjentki. Niepoprawna diagnoza prowadzi do niepotrzebnego leczenia zdrowych ludzi. Częstość występowania tego zjawiska ocenia sie nawet na 1 na 5 poddanych screeningowi kobiet. Drugim problem jest dość niska czułość, szczególnie u kobiet z gęstą tkanką piersi. Sprawia to, ze wiele, nawet dość zaawansowanych przypadków moze zostać pominiętych.
Dyskusja nad stosunkiem korzyści do ryzyka w rutynowym stosowaniu mammografii u zdrowych kobiet bez symptomów wskazujących na nowotwór piersi toczy się od wielu lat. Oliwy do ognia doleje zapewne publikacja, która ukazała się w tym miesiącu na łamach Journal of American Medical Association. W pracy tej naukowcy pod kierunkiem dr Richarda Wilsona z Harvard University starali sie ocenić efektywność stosowania mammografii na poziomie populacyjnym. W tym celu porównali oni odsetek kobiet w wieku powyżej 40 lat poddanych zabiegowi w 547 regionach administracyjnych USA z 10-letnią zapadalnością oraz umieralnością na raka piersi w tych regionach. Naturalnie, stosowanie mammografii korelowało ze zwiekszoną liczbą zdiagnozowanych wczesnych stadiów raka piersi. Jednak naukowcy nie zdołali wykryć żadnego związku masowego stosowania screeningu ze zmniejszoną umieralnością kobiet. Współczynnik korelacji wyniósł dokładnie zero. Wzrost detekcji wczesnych postaci raka nie przełożył się na żadną wymierną korzyść. Autorzy formułowali swoje wnioski bardzo ostrożnie, podkreślając, że ich analiza ze względu na populacyjny charakter może być obarczona dużym prawdopodobieństwem błędu. Jednak ich praca jest już kolejną z rzędu publikacja wskazująca na brak korzyści z rutynowego stosowania mammografii.
- Nasza analiza pokazuje (...), że najbardziej widocznym efektem screeningu mammograficznego jest naddiagnoza - napisał we wnioskach zespół dr-a Wilsona.
Według autorów to własnie naddiagnoza w połączeniu z suboptymalną czułością mammografii wyjaśnia rozczarowujący wynik analizy. Jednak ich zdaniem nie oznacza to, że mammografia powinna zostać całkowicie porzucona. Sugerują stosowanie zabiegu u osób o najwyższym ryzyku zachorowania:
- Jak to ma miejsce w przypadku każdego typu screeningu, równowaga korzyści do szkód wypada zapewne najlepiej, gdy jest on skierowany do osób o najwyższym ryzyku, ani zbyt czesto, ani za rzadko i czasami bez wprowadzania natychmiastowego leczenia, gdy choroba zostanie juz rozpoznana.
KOMENTARZE