Biotechnologia.pl
łączymy wszystkie strony biobiznesu
Kobieta w nauce, firmie farmaceutycznej i aptece
Farmacja jest nauką, w której kobiety stanowią znaczącą większość. Jak wygląda ich życie zawodowe, jakie są plusy i minusy pracy w różnych miejscach i w końcu, jak połączyć karierę zawodową z życiową rolą bycia mamą i żoną? O tym, jak się odnaleźć w tych rzeczywistościach opowiada Anna Waszkielewicz, kierownik katedry Chemii Bioorganicznej Wydziału Farmaceutycznego Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.

 

 

Pani Docent, dziś pracuje Pani na uczelni, pracowała Pani również w firmie farmaceutycznej i aptece. Chciałabym dzisiaj porozmawiać z Panią o wadach i zaletach pracy w tych miejscach.

Dodam jeszcze na wstępie, że prowadziłam także fundację i wykonywałam pod koniec studiów tłumaczenia tekstów farmaceutycznych dla biura tłumaczeń, więc faktycznie jest to duża różnorodność. Zaczynając od biura tłumaczeń – zaletą jest to, że nie trzeba dbać o strój, można założyć dowolne ubranie i usiąść przy komputerze. Dziś ta praca inaczej wygląda, bo mamy narzędzia wspomagające tłumaczenie, wtedy to był tylko umysł. Wadą był brak stałości przychodów, więc mogła to być tylko praca dorywcza, dodatkowa.

 

Potem była apteka…

Niektóre kwestie, które dla mnie były wadą, dla kogoś innego mogą być zaletą i odwrotnie. Praca w aptece to praca w małej grupce osób, ponieważ tam zwykle jest dwóch magistrów farmacji, dwóch techników, kierownik i pani sprzątająca, czyli bardzo mała grupa ludzi, którzy się doskonale znają i wspierają. Ta praca kończy się w godzinie zamknięcia apteki, ale trudno jest nie myśleć o niej przez resztę dnia, bo czasem się zdarza, że jakaś recepta spędza sen z powiek i nie wiadomo jak postąpić. Jednak farmaceuta ma tę odpowiedzialność i myśli o tym.

Są pacjenci, którzy przychodzą chorzy, a więc nie są to osoby, które są wyłącznie uśmiechnięte i absolutnie nie wygląda to tak, jak w serialu czy w reklamie. To są osoby cierpiące, a więc zwykle w bólu mało cierpliwe, a człowiek jest od tego, żeby im pomóc i na to się trzeba nastawić. Coraz mniej czasu pozostaje na rozmowę z pacjentem, trzeba mu tylko szybko podać lek, więc ta praca przypomina momentami pracę w McDonaldzie. Dobrze, jeżeli jest czas, aby porozmawiać z tym pacjentem. Ja dzisiaj, jako pacjent, wybieram zawsze takie apteki, w których mam szansę porozmawiać z farmaceutą. A farmaceuta potrafi fantastycznie doradzić, nawet dokładnie omówić, czego nie jeść w połączeniu z konkretnym lekiem, co może ograniczyć toksyczność, a nawet zwiększyć skuteczność terapii. I to są trudne czasy dla pracy farmaceutów, bo mamy pełno aptek sieciowych, w których jest pewna bezosobowość. Ja osobiście lubię wracać do tych samych osób – do tego samego lekarza, do tego samego rzecznika patentowego i do tej samej pani magister w aptece. Jeżeli jest to jakaś apteka osiedlowa, to można na coś takiego liczyć, ale jeśli jest to apteka w jakiejś galerii handlowej, jest to przemiał, to nie jest praca, która daje ten czas na pomaganie ludziom. Wtedy jest to ciężka praca na intensywnym skupieniu, żeby tylko się nie pomylić.

 

Kolejnym krokiem w Pani karierze zawodowej była praca w firmie farmaceutycznej. Jak z perspektywy czasu wspomina Pani tamten okres?

Jako poznawanie fantastycznych ludzi. Proszę jednak pamiętać, że ja pracowałam w firmie, która wtedy miała od 15 do 30 osób, dziś jest tam zatrudnionych kilkaset ludzi. Ale praca w młodej, kilkudziesięcioosobowej, rozwijającej się firmie to na pewno nie praca od 9 do 17, zdarzało się ludziom pracować całą noc i zorientować się, że za oknem jest już poranek. I trzeba zaznaczyć, że ja jako osoba na takim, a nie innym stanowisku raz w tygodniu jeździłam w delegacje w różne zakątki Polski, na różne uniwersytety, więc była to także praca bardzo wyczerpująca fizycznie (odżywianie, cały dzień w podróży, dystans pokonywany pociągiem, chociażby do Bydgoszczy w ciągu jednego dnia). Ponadto konieczność samodzielnego planowania sobie pracy, żeby zrealizować wszystkie wyznaczone mi zadania – dla mnie to akurat była zaleta, bo miałam swobodę w planowaniu sobie tego wszystkiego. Jestem poukładaną osobą, stąd było to dla mnie bardzo ważne.

 

Wreszcie praca na uczelni – jak ocenia Pani miejsce, w którym dziś się znajduje?

Na uczelni znalazłam swoje miejsce. Ta praca też się zmienia, kiedyś wyglądała inaczej – kształtujemy własne postawy, ucząc się od osób, które mają większe doświadczenie. Proszę zauważyć, że w firmie osoby, które pracują tak jak ja dawniej, to ludzie w wieku do 45. roku życia, a później zazwyczaj szukają miejsca spokojnego, bo nie są już w stanie tak ciężko, a zarazem wydolnie pracować. Na uczelni ludzie pracują do 70. roku życia, ale jeśli ktoś wiąże się z uczelnią na stałe – to w zasadzie zazwyczaj zostaje tu do końca życia. Te obowiązki także się zmieniają, bo młody człowiek pracuje bardziej rękami, starsze osoby zaś coraz bardziej pokazują tym młodym kierunki, w które warto pójść. Na tym właśnie to polega – jest taka piramida pokoleniowa, ale też piramida doświadczenia i kierowania perspektywą. Na uczelni mi się to bardzo podoba, ta idea komunikacji wielopokoleniowej, podobają mi się wykłady, które są prowadzone na zasadzie konwersatoryjnej (studenci mogą zapytać o cokolwiek chcą). Dla mnie to jest bardzo satysfakcjonujące, że nie usłyszałam jeszcze takiego pytania, na które nie znałabym odpowiedzi, ale gdyby takie się pojawiło, też byłabym bardzo szczęśliwa, że mam nowy temat do poszukiwań. Chcę realizować z tymi młodymi ludźmi nowe projekty, szukać odpowiedzi na nowe pytania, które młodzi ludzie z pasją stawiają.

Niestety mam też takie wrażenie, że urzędnicy i kolejne zmiany, które się pojawiają, robią z uczelni to, co ze służby zdrowia – czyli lekarz nie leczy, tylko realizuje usługę medyczną; my nie uczymy, nie kształtujemy, tylko realizujemy usługę dydaktyczną (i z niej jesteśmy rozliczani). I choć to jest trochę smutne, to uważam, że sama idea uniwersytetu broni się. Ja, mając prawie 40 lat, cały czas się uczę i jestem wdzięczna swoim mistrzom, że mają do mnie cierpliwość, tak samo ja mam cierpliwość do swoich uczniów i wzajemnie szanując się, wymieniamy się swoimi doświadczeniami i idziemy cały czas do przodu.

 

Pani Docent, poza ogromnym dorobkiem naukowym i bogatą ścieżką zawodową jest Pani także mamą. Jak udaje się pani tak pięknie godzić te dwie ścieżki. Wiele kobiet po urodzeniu dziecka mocno wycofuje się z życia zawodowego…

Nie wolno tego robić. A odnosząc się do tego, co Pani powiedziała – to połączenie nigdy nie jest aż tak piękne i idealne. Zaczyna się od tego, żeby zaakceptować fakt, że „kołdra jest zawsze za krótka” i zawsze coś ma gdzieś jakieś niedociągnięcia – nie da się wszystkiego wzorowo realizować. Pierwsza rzecz – nigdy nie wolno rezygnować z aktywności zawodowej i niezależności finansowej. Żadna kobieta nie powinna tego robić. Zależność finansowa jednego człowieka od drugiego jest czymś, co pozbawia wielu rzeczy, które są immanentnymi prawami człowieka – drogie kobiety, nie róbcie tego. Mówię to ze swojej perspektywy, chociaż sama przeszłam przez poważną chorobę swojego dziecka i miałam takie momenty, że wydawało się, iż rezygnacja z pracy byłaby najlepszym rozwiązaniem. Dla kobiety niezbędna jest równowaga pomiędzy życiem domowym a życiem zawodowym i żadna z tych stron nie zrekompensuje braku drugiej.

Kiedy urodzi się małe dziecko, życie zawodowe schodzi na drugi plan i tak musi być. W pewnym momencie jednak te ściany własnego mieszkania przestają wystarczać. Ponadto dziecko rośnie, a mama nie jest niezbędna w każdej chwili życia, dziecko musi mieć możliwość wchodzenia w relacje też z kimś innym niż mama. My także rośniemy razem z naszymi dziećmi. I niezbędnym jest, choćby dla zdrowia psychicznego, realizowanie się na innym polu niż wyłącznie bycie mamą. Z drugiej strony sama praca zawodowa (bo przecież też miałam taki czas, kiedy bardzo intensywnie pracowałam, nie mając dzieci), nie odda tego, co dadzą nam dzieci, w szczególności kobietom. To dzieci pozostawimy po sobie na tym świecie. I należy też pamiętać, że dzieci nie są dla nas, lecz dla świata. Nie miejmy jednak złudzeń – nigdy nie będzie idealnie, zarówno w pracy, jak i w domu, ważne, żeby po prostu stać na dwóch nogach.

 

Czy ma Pani jakieś rady dla młodych czytelników? Czego potrzeba, aby odnaleźć spełnienie zawodowe?

Po pierwsze, pasja – bardzo wiele ludzi boryka się z tym, że nie wiedzą, co lubią i w czym są dobrzy. Ta pasja będzie później tym, co będzie dawać siłę, kiedy może zacząć jej brakować – bo natura ludzka jest taka, że kiedy mówisz „nie mam siły” to znaczy, że jesteś w stanie znieść dwa razy więcej. Tylko pasja pozwoli nam przez te momenty przejść.

Z jednej strony dobrze jest znać swoje predyspozycje i potrzeby, ale trzeba mieć też dużo pokory. Potrzebna jest cierpliwość do przetrzymania trudnego okresu – bo czasem nie jest dobrze i nie jest sprawiedliwie. Ważne jest też, aby zawsze postępować w zgodzie z samym sobą i w tej drodze zawodowej podejmować takie decyzje, które także za 10 lat będziemy umieli obronić. To oczywiście jest trudne, bo znalezienie tej odpowiedzi zawsze wymaga trochę czasu, ale to sprawia, że w każdym momencie swojego życia mam to poczucie spełnienia. Pieniądze są natomiast potrzebne w takim zakresie, żeby nie były tematem do rozmów – nie mogą być celem samym w sobie. Sama często prowadziłam badania przy braku pieniędzy, ale na przykład ktoś miał wtedy resztkę odczynnika stojącego na półce, szły badania i wychodziły wspaniałe projekty. Także u nas na UJ ludzie borykają się z ogromnymi problemami braku finansowania, a jednak mimo wszystko powstają wielkie rzeczy. Tutaj warto zacytować zdanie: „Kierownikiem się bywa, a człowiekiem się jest” i tak właśnie staram się pracować. 

Młody człowiek, który w tym momencie zaczyna swoją drogę życiową, powinien szukać takiego miejsca pracy, które będzie odpowiadać jego predyspozycjom – jeśli lubisz długo spać, to nie idź pracować do miejsca, które jest otwierane od 6.30. Należy też pamiętać, że w każdej pracy są wspaniali ludzie i każda praca jest ciężka, więc polecam wewnętrzną pokorę we wszystkim, co wrzucą nam na barki i rozeznanie, czy pasuje się do miejsca, w którym się jest. Pamiętajmy, że w żadnym zawodzie nie jest łatwo i trzeba być wytrwałym.

Na koniec dodam, że najtrudniej jest właśnie na początku tej drogi, gdzieś do 30. roku życia, bo to jest czas, kiedy zazwyczaj bardzo słabo się zarabia, czas nabywania doświadczenia i zaciskania pasa, ale kiedy pokażemy sobie i światu, jakim jesteśmy wartościowym pracownikiem, to dostaniemy pracę ważną, za którą będzie szło także wyższe wynagrodzenie. Niech młodzi ludzie nie zrażają się więc na początku, bo wtedy zawsze jest ciężko. I życzę każdemu dobrych wyborów w zgodzie z samym sobie.

 

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję również.

--

Rozmawiała: Aleksandra Charchut, praktykantka portalu Biotechnologia.pl, mgr analityki medycznej i studentka 4. roku farmacji na Wydziale Farmaceutycznym CMUJ. 

KOMENTARZE
Newsletter