Za opakowanie stosowanego w terapii nowotworowej endoxanu Polak płaci 49 zł, Francuz - niecałe 19 zł. W Grecji aspiryna kosztuje ok. 3 zł, w Polsce - ok. 6 zł, podobnych różnic jest wiele. Powód? Koncerny farmaceutyczne z każdym krajem negocjują ceny na swoje produkty. - Firmy robią oczywiście wszystko, żeby maksymalnie wywindować ceny. Od polityki państwa, rządowych negocjatorów zależy z kolei, jak bardzo potrafią zbić ofertę producenta, mówi Leszek Borkowski z Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych. - Dlatego w krajach Unii są tak duże rozbieżności, a Polska ma wiele leków o najwyższych cenach. Dzieje się to w sytuacji, gdy co trzeciego Polaka nie stać na wykupienie całej recepty w aptece (dane Ministerstwa Zdrowia). Od września możemy importować leki z dowolnego kraju Unii, a więc i z takiego, gdzie jest tańszy (to tzw. import równoległy). Choć do naszych aptek trafiło w ciągu ostatnich tygodni dopiero dziesięć tańszych leków, koncerny bez negocjacji i rozgłosu już zaczęły obniżać ceny swoich produktów. - Dla producentów import równoległy to poważne zagrożenie, ocenia Leszek Borkowski. - Uważnie śledzą rynek i walczą z importerami na różne sposoby. Na razie Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych zgodził się na import dziesięciu leków, ale w kolejce na rozpatrzenie czeka kolejne kilkadziesiąt. Do końca 2006 roku leków z importu ma być ponad sto. Europejska Federacja Przemysłu i Stowarzyszeń Farmaceutycznych oceniła, że działalność importerów równoległych zmniejsza zysk producentów o blisko 2 mld euro rocznie. Wielka Brytania oszczędza np. 342 mln euro, Niemcy 194 mln euro, a Szwecja 42 mln euro. Polska dopiero zaczyna.
Źródło: PAP
.
KOMENTARZE