Fot. Prof. Konrad Rejdak, źródło: Alina Pospischil/SPSK 4 w Lublinie
– Dotychczas kilkudziesięciu pacjentów wzięło udział w badaniu klinicznym. Docelowo powinno liczyć ono 200 uczestników, ale myślę, że do opracowania wstępnych analiz wystarczające będzie ok. 100 osób – potwierdza PAP kierownik Kliniki Neurologii SPSK Nr 4 w Lublinie prof. Konrad Rejdak. Szpital, w którym pracuje lekarz, jest liderem badań analizujących działanie amantadyny przeciwko COVID-19. Agencja Badań Medycznych przeznaczyła w sumie 6,5 mln zł na sfinansowanie testów, w których realizację zaangażowano także kilka innych ośrodków z Warszawy, Grudziądza, Wyszkowa, Rzeszowa i Kalwarii Zebrzydowskiej.
Amantadna pomaga zakażonym koronawirusem? Obiecujące wyniki wstępnych badań
Pacjentom, których zakwalifikowano do badań, amantadyna podawana jest w różnych fazach zakażenia koronawirusem, a potencjał tego preparatu oceniany jest przede wszystkim pod względem jego skuteczności w leczeniu powikłań ze strony układu oddechowego. Żadna z obserwowanych osób nie wie, czy przyjmuje lek czy placebo. U nikogo nie doszło dotąd do żadnych niepożądanych reakcji, a wstępne wyniki testów uznawane są za obiecujące.
Ze względu na to, że badania rozpoczęto w kwietniu 2021 r., kiedy liczba zakażeń koronawirusem spadała, do badań klinicznych włączono tylko kilkudziesięciu chorych. Dalsze prace są niezbędne, by móc lepiej poradzić sobie ze wzrostem zachorowań na COVID-19, który prognozowany jest jesienią. – Jesteśmy świadomi zagrożenia nadejścia kolejnej fali. Stąd nie powinny ustępować próby znalezienia skutecznego leku. Musimy się przygotować do tego, aby chronić przede wszystkim osoby niezaszczepione przed ciężkimi powikłaniami COVID-19 – przekonuje prof. Rejdak.
Najbardziej zagrożone zakażeniem są osoby, które się nie zaszczepiły, ale ryzyko zachorowania istnieje także w przypadku osób, które przyjęły szczepionkę na COVID-19, co potwierdzają statystyki np. z USA, Izraela czy Wielkiej Brytanii. – Szczepionki chronią przed ciężkim przebiegiem COVID-19, ale nie wiemy jeszcze, czy przed opóźnionymi powikłaniami infekcji, jak zaburzenia neurologiczne. Pamiętajmy, że występowały one nawet przy łagodnym przejściu zakażenia. To pokazuje, że poszukiwania leku są jak najbardziej uzasadnione – zwraca uwagę neurolog w rozmowie z PAP.
Amantadyna jest stosowana w medycynie od 40 lat. Dlaczego wzbudza tyle kontrowersji?
Komentując medialne zamieszanie wokół stosowania amantadyny w leczeniu COVID-19, prof. Rejdak wyraźnie zaznaczył, że tylko badania kliniczne mogą przesądzić o skuteczności jakiegokolwiek leku w nowym wskazaniu. – Z drugiej strony pojawiały się rozliczne opinie o toksycznym działaniu leku, co odbieram jako swoisty czarny PR, ponieważ amantadyna używana jest w medycynie od ponad 40 lat. Musi być po prostu podawana przez lekarza, jak każdy lek wydawany na receptę – tłumaczy prof. Rejdak.
Amantadydę przez kilkanaście lat stosowano w leczeniu grypy typu A. Obecnie zaś podawana jest jako lek neurologiczny osobom z chorobą Parkinsona lub stwardnieniem rozsianym. Z dotychczasowych statystyk wynika, że nawet 20 tys. zakażonych koronawirusem Polaków mogło zażywać ten lek do walki z COVID-19 – dotyczy to zwłaszcza osób, u których z powodu infekcji SARS-CoV-2 doszło do problemów neurologicznych, tj. utraty węchu lub smaku, a także tzw. mgły mózgowej. – Opisano także szereg przypadków zapalenia mózgu, reakcji autoimmunologicznych i innych powikłań, które mogą trwać miesiącami, nawet po łagodnym przebiegu zakażenia. Stwierdza się czasami również typowe objawy dla choroby Parkinsona, zaburzenia ruchowe, jak np. dystonię, czyli zaburzenia napięcia mięśniowego. Niestety, jak dotąd nie mamy żadnego formalnie rekomendowanego leku zapobiegającego tym powikłaniom – potwierdza prof. Rejdak.
Polskie badania nad zastosowaniem amantadyny w leczeniu COVID-19 zarejestrowano jako pierwsze na świecie, ale prace w tym zakresie prowadzone są także w innych krajach. Obecnie podobne działania toczą się m.in. w Danii. Eksperymenty nadzorowane przez prof. Rejdaka i jego zespół z Uniwersytetu Medycznego w Lublinie włączono do międzynarodowych badań, w których biorą udział ośrodki naukowe z Kopenhagi, Barcelony, Aten, Aarhus i Leuven.
PAP
KOMENTARZE