Ktoś kiedyś powiedział, że doktorant jest jak świnka morska – ani świnka, ani morska. Na pewno wiele w tym prawdy, biorąc pod uwagę chociażby status prawny doktoranta. W świetle Ustawy z dnia 27 lipca 2005 r. Prawo o szkolnictwie wyższym Dz.U. 2005 nr 164 poz. 1365, uczestnik studiów trzeciego stopnia (doktorant) studentem już nie jest i nie przysługują mu związane z tym prawa. W realiach uczelnianych doktorant przeważnie nie jest jeszcze pracownikiem, choć często pracuje za dwóch. W możliwościach ubiegania się o grant naukowy, na przykład z Narodowego Centrum Nauki, doktorant to tak zwany młody pracownik nauki – do spółki z osobami posiadającymi tytuł doktora od 7 lat (Ustawa z dnia 15 stycznia 2015 r. o zmianie ustawy o zasadach finansowania nauki oraz niektórych innych ustaw). W połączeniu ze żmudną pracą, doktorant niejednokrotnie może doświadczyć pewnego rodzaju wypalenia, które często pcha go na zupełnie inne ścieżki kariery.
Niemniej, okres studiów doktoranckich jest wyjątkowym czasem, którego specyfika w oczywisty sposób zależy od miejsca wykonywania pracy. Czy warto robić doktorat w Polsce? A może lepiej za granicą? Jak znaleźć satysfakcję w środowisku nauki akademickiej? Gdzie szukać pracy jako młody doktor? Jeśli dziś zadajesz sobie takie pytania, być może pomocnym okaże się doświadczenie starszych koleżanek i kolegów. Swoją historią i przemyśleniami dzielą się absolwenci studiów przyrodniczych, którzy swoją karierę rozpoczęli od pracy naukowej jako doktoranci. Zadaliśmy im trzy pytania:
1) Dlaczego zdecydowałaś/eś się na doktorat?
2) Jak wspominasz czas doktoratu i czy według Ciebie było warto?
3) Jak potoczyła się dalej Twoja kariera lub gdzie zamierzasz szukać pracy?
Zdecydowałam się na doktorat, ponieważ byłam zainteresowana dalszą pracą naukową, ale również dlatego, że kiedy kończyłam studia magisterskie istniało znacznie mniej firm typu R&D. Studia doktoranckie zapewniły mi specjalizację, jednak z czasem okazało się, że mój "pakiet doświadczenia" może i jest wystarczający jeśli chodzi o miejscowy rynek (firmy z branży R&D), ale niestety ilość miejsc pracy jest cały czas niewielka. Po zakończeniu studiów szukałam ofert pracy w projektach na stanowisku post-doc i w przedsiębiorstwach, jednak nie brałam pod uwagę pracy poza Polską. To na co na rozmowach o pracę zwracano uwagę i było bardzo na plus, to mój roczny staż zagraniczny. Moje umiejętności nie są specjalnie "komercyjne". Z "mojej działki” w ciągu roku pojawiła się jedna oferta pracy w moim mieście, w całej Polsce w działach R&D było ich kilka. W województwie pomorskim (nie odnoszę się tu do rynku w całej Polsce) dobrze być mistrzem inżynierii genetycznej albo wszelkich analiz chemicznych: HPLC, GC, MS. Doświadczenie mikrobiologiczne też jest często mile widziane - wtedy łatwiej o pracę w firmie. Nawiasem mówiąc, na pewno warto na studiach robić wszelkie kursy i szkolenia. Na przykład takie, które uczelnie organizują za darmo, albo które można odbyć po zniżce studenckiej, a które dają później jakiś dokument.
Ostatecznie zdecydowałam się na pracę w projekcie badawczym, w którym mam praktycznie zerowe doświadczenie, będę się prawie wszystkiego uczyć od nowa. A wiem, że często podejście bywa takie, że skoro jesteś doktorem i chcesz być w projekcie, to masz naprawdę dużo umieć. Na pewno jest to praca, która znacznie poszerzy moje doświadczenie.
- opowiada młoda Pani Doktor z Pomorza.
Jak wygląda świat jeszcze przed obroną? Ze swojej perspektywy sytuację opisuje Grzegorz,
doktorant z Gdańska.
Doktorat robiłem w Polsce. Zdecydowałem się na dalsze studia ze względu na brak perspektyw na dobrą pracę po studiach magisterskich oraz dlatego, że lubię pracę laboratoryjną. Ten czas kojarzy mi się głównie z mozolną pracą, trudnościami z uczelnią, ale z drugiej strony też z możliwością wyjazdów.
Uważam, że było warto. Doktorat otwiera wiele możliwości, takich jak wyjazdy na konferencje czy staże. Do tego praca ze studentami dawała mi mnóstwo frajdy i satysfakcji. Jednak doktorat ma też swoje ciemne strony. Według mnie, najgorsza z nich to akademicka biurokracja. Chciałbym kontynuować pracę na uczelni, jednak nie ma takiej możliwości ze względu na brak miejsc.
A jak wygląda sytuacja „na Zachodzie”? O to samo zapytaliśmy osoby, które za chlebem i tytułem wyjechały za granicę.
Choć brzmi to dość banalnie, zdecydowałam się na doktorat, ponieważ od dziecka interesowałam się nauką, a w szczególności poszukiwaniem nowych sposobów na diagnozowanie i leczenie raka. W czasie doktoratu miałam okazję rozwinąć swoją wiedzę oraz metody badawcze, ale okres ten również był związany z ogromną ilością stresu i frustracji. Nie żałuję, że zdecydowałam się na doktorat, ale też nie uważam, żeby było warto – właśnie ze względu na ciągły stres. Teraz chciałabym podjąć pracę w obszarze R&D albo badań klinicznych. Co do tych drugich, doktorat na niewiele mi się przyda. Większe znaczenie ma szkolenie, w którym obecnie biorę udział.
– opowiada młoda Pani Doktor z Belgii.
Ciężka praca może jednak także dawać satysfakcję. Tak było w przypadku Joanny z Brukseli.
Właśnie obroniłam pracę doktorską za granicą, w Belgii. Nie mogę się odnosić do sytuacji w Polsce, a jedynie opisać wszystko ze swojej perspektywy. Praca była bardzo wymagająca, tygodniowa liczba godzin w kontrakcie nie miała wiele wspólnego z prawdziwą ilością czasu spędzaną w laboratorium. Z drugiej strony poznałam wielu niesamowitych ludzi z całego świata, nie musiałam martwić się o oszczędzanie odczynników czy brak odpowiedniego sprzętu, a mój szef należy do czołówki światowej w swojej tematyce. To była Nauka przez duże „N”. Absolutnie było warto! Wiąże się to na pewno ze specyfiką badań w kraju. Podejście do badań naukowych w Belgii jest zupełnie inne niż w Polsce. Tu nawet oficjalny związek zajmujący się finansowaniem naukowców i ich projektów (FNRS) uświadamia i reklamuje - i to na duża skalę - że bez badań naukowych żaden postęp nie byłby możliwy. W wieczornych wiadomościach każdej większej, a często też mniejszej stacji, regularnie pojawiają się reportaże o najnowszych odkryciach na belgijskich uniwersytetach (nie wspominając o radiu, gazetach itd.). Kilka razy reporterzy z różnych stacji telewizyjnych odwiedzili również nasze laboratorium. Nawet niektóre znane osobistości promują tu badania naukowe.
A co po doktoracie? Wybrałam sektor prywatny, który w Belgii jest bardzo rozwinięty. Możliwości pracy w tym sektorze obejmują badania kliniczne, platformy R&D dużych firm farmaceutycznych oraz wszystko, co jest związane z zapewnieniem odpowiedniej jakości produkcji.
Świeżo upieczona Pani Doktor ma także cenne rady dla obecnie niezdecydowanych.
Warto bardzo dokładnie zastanowić się zanim skończysz doktorat, co chcesz robić w życiu za 10, 15 lat. Jeśli jesteś zdecydowany kontynuować karierę jako post-doc, to powinieneś być świadomy, że wkraczasz na drogę kariery, która ma Cię doprowadzić do zostania profesorem i szefem grupy. Jeśli chcesz pracować w przemyśle, zrezygnuj z post-doca i kieruj się bezpośrednio do firm biotechnologicznych. Post-doc nie pomoże, a może nawet przeszkodzić w dostaniu pracy w sektorze prywatnym, ponieważ stajesz się osobą przekwalifikowaną bez doświadczenia przemysłowego.
Z perspektywy innego zakątka Europy – tym razem z Wielkiej Brytanii – swoją historię opowiada dr Szymon Stelter:
Pracując w polskim labie na magisterce czy na stażach czułem, że jestem tylko podpięty do jakiegoś większego projektu i bardzo mi się marzyło, żeby mieć taki swój jeden duży projekt naukowy. Mój obszar, w którym będę musiał ogarnąć wszystko. Ponadto, z jednej strony pociągało mnie wykorzystanie inżynierii genetycznej do poprawy zdrowia ludzkiego - sama idea modyfikacji DNA, przeprogramowania organizmu czy komórki, aby produkowały coś pożytecznego dla ludzi, np. skomplikowane leki, wydawała mi się wręcz mistyczna. Z drugiej strony zafascynowała mnie biologia komórki roślinnej. Gdy tylko dowiedziałem się o labie w Londynie, gdzie modyfikuje się rośliny tytoniu do produkcji ludzkich przeciwciał przeciwko HIV, pomyślałem sobie: albo robię doktorat tam, albo wcale. I się dostałem.
Doktorat na Uniwersytecie Londyńskim St. Georges to był okres zdecydowanie niezwykły w moim życiu. Doktorat pochłaniał większość mojego czasu i była to wyjątkowa przygoda, aczkolwiek bardzo wyczerpująca. Miałem szczęście, dobry lab, świetnego promotora - bardzo mnie wspierającego. Co roku miałem prezentację ustną swoich wyników na zagranicznych konferencjach. To dawało mi dużo motywacji do dalszej pracy. Czasem jeździłem wieczorem do innych college'ów na otwarte wykłady. Imperial College organizował je nawet codziennie. Szef znał sporo naukowców w Londynie. Czasem więc jechałem do innego labu zrobić część doświadczeń, gdy nie mieliśmy odpowiedniego sprzętu. Muszę też koniecznie wspomnieć o prężnie działającej Polonii, polskich stowarzyszeniach i konferencji "Science. Polish Perspective". Niezwykli, młodzi, zdolni ludzie studiujący na najlepszych uniwerkach w UK spotykający się po to, żeby stworzyć wspólnotę polskich naukowców za granicą i zrobić razem coś konkretnego dla polskiej nauki. Morze możliwości w jednym miejscu. Był to burzliwy, często przytłaczająco ciężki, ale bardzo wyjątkowy okres w moim życiu. Nawet nie zdaję sobie sprawy, ile się tu nauczyłem.
Póki co nie chciałbym kontynuować pracy na uczelni. W trakcie doktoratu, pracując z lekami biologicznymi, zainteresowałem się mocniej całym przemysłem biotechnologicznym, zwłaszcza terapią białkową, immunoterapią i lekami biopodobnymi. Odwiedziłem potem różne start-up'y i byłem zafascynowany pracą, jaką wykonują. Podczas jednej z wizyt widziałem, że mają myszy ze sztucznym chromosomem, które robią w pełni ludzkie nanociała - fragmenty przeciwciał. Wtedy wiedziałem już na pewno, że chce się zaangażować bezpośrednio w odkrywanie i rozwój nowoczesnych leków. Padło na start-up w szkockim inkubatorze BioCity, gdzie wykonujemy projekty dla różnych firm biotechnologicznych i farmaceutycznych, głównie testując leki biopodobne.
Czy żałuję? Oczywiście, że nie. Przed podjęciem doktoratu naczytałem się mnóstwo negatywnych artykułów, jak to jest beznadziejnie i prawie się zniechęciłem na starcie. Rezygnacja z góry byłaby największym błędem. Doktorat był ciężki, ale jak zapewniała mnie moja koleżanka "życie zaczyna się po doktoracie" - i miała rację!
Wszystkim doktorantom i młodym doktorom życzymy przemyślanych decyzji i właśnie takiej satysfakcji. A jeśli z jakichś powodów jej brakuje, niech będzie to także Wasze motto: życie zaczyna się po doktoracie!
KOMENTARZE