Biotechnologia.pl
łączymy wszystkie strony biobiznesu
Powinniśmy przestać myśleć o doganianiu przeszłości
17.06.2009
wywiad z prof. Stanisławem Bieleckim, Rektorem Politechniki Łódzkiej.
Kieruje uczelnią, która w okresie ostatniego półwiecza odegrała znaczącą rolę w rozwoju biotechnologii w Polsce. Winą za fakt, że nie jesteśmy krajem nowoczesnych technologii obarcza raczej polityków i biznesmenów niż naukowców. Za dużo jego zdaniem mówi się o innowacyjności, a za mało wspiera inicjatywy zmierzające do wprowadzania nowatorskich rozwiązań.

fot. Paweł Nowak
Jak postrzega Pan misję uczelni technicznej w XXI wieku?

- Najważniejsze są badania oraz kształcenie, czyli poszukiwanie prawdy i przekazywanie jej studentom. Uczelnia techniczna jest szczególnie predestynowana do prowadzenia badań i poszukiwania nowatorskich rozwiązań w wielu dziedzinach technicznych. Tym samym w jej misję wpisuje się innowacyjność pojmowana także jako kształtowanie postaw proinnowacyjnych. Dzisiejsze uczelnie techniczne muszą zdać sobie sprawę z konieczności transferowania innowacyjnych technologii do szeroko pojętej gospodarki.


Polskie uczelnie ciągle postrzegane są jednak raczej jako miejsca, gdzie stawia się na dydaktykę, wiedzę książkową, a bardzo mało uwagi poświęca się innowacyjności.

- To jest potoczna opinia i nie mogę się z nią zgodzić. Dla środowiska akademickiego, szczególnie w uczelniach technicznych, innowacyjność nie jest żadnym nowym obszarem zainteresowań, ani nową postawą intelektualną. Ona była, jest i będzie. Problem natomiast tkwi w tym, że zbyt często pozostaje ona w sferze werbalnej i to nie tylko z winy uczelni. Zwracając uwagę na stronę marketingową innowacyjności, zbyt często pomija się zagadnienie implementacji nowych technologii.


Według jakiej miary powinno się zatem oceniać innowacyjność uczelni? Najprostszym sposobem jest chyba liczba patentów?!

- Tak, ale wydaje mi się, że istnieje jeszcze prostszy - liczba naukowców, którzy założyli własną firmę bazującą na ich wiedzy technicznej i technologicznej i nie splajtowali.


Czy ten odsetek na Politechnice Łódzkiej jest duży?

- Niestety nie. Jest to problem, który dotyczy nie tylko Politechniki Łódzkiej i nie tylko polskich uczelni.


Powiedział Pan na początku, że misją uczelni technicznej powinna być innowacyjność. Jak, w kierowanej przez Pana szkole misja przekłada się na teraźniejszość?

- Teraźniejszość jest niewątpliwie wypełnieniem tej misji. W dyskusjach na temat reformy szkolnictwa resort nauki zaleca, by transfer wiedzy do biznesu odbywał się za pośrednictwem oddzielnych firm zakładanych przez uczelnie. My, chyba jako pierwsza uczelnia w kraju, już taką firmę mamy. Jest to Centrum Transferu Technologii, spółka z ograniczoną odpowiedzialnością, w stu procentach należąca do Politechniki. Ponadto, od sześciu lat funkcjonuje uczelniane biuro transferu technologii. Współpracuje ono z naukowcami, mając na celu doprowadzenie procesu badawczego do sporządzenia opisu patentowego i uzyskania patentu. Natomiast sprzedażą własności intelektualnej zajmuje się Centrum. Niekiedy, gdy odbiorca nie jest w stanie zakupić od razu patentu czy know-how, może założyć własną firmę, w której udziały będzie miała nasza spółka. Politechnika jako uczelnia, ze względu na odrębne przepisy prawa, takich możliwości nie ma. Podsumowując - od nowatorskich rozwiązań są naukowcy, zaś my pomagamy im patentować i tworzymy mechanizmy, które umożliwiają transfer technologii to znaczy przekazujemy swojej firmie patenty aby nimi dobrze zarządzała czyli zdobywała nabywców.


Dużo patentów udało się już w ten sposób sprzedać?

- Ten mechanizm obrotu naszą własnością intelektualną jest dopiero wprowadzony. Do tej pory udało się sprzedać kilka pomysłów i dotyczyły one głównie innowacyjnych rozwiązań z dziedziny biotechnologii. Ale to nie jedyny obszar nauki, z którego wywodzą się wynalazki cieszące się największym zainteresowaniem wśród partnerów biznesowych naszej spółki. Obecnie prowadzone są również negocjacje w zakresie sprzedaży nowoczesnych technologii opartych na systemach informatycznych czy technologii pozyskiwania energii z odnawialnych źródeł na przykład energii wiatrowej.


Jest Pan zadowolony z tej liczby sprzedanych patentów i pomysłów?

- Nie.


Dlaczego?

- Dobrze, że ten proces narasta, zwiększa się liczba patentów. Jednak kwoty, jakie zarabia na nich Politechnika są ciągle zbyt małe i mnie nie satysfakcjonują. Ta firma musi na siebie zarobić. Wpłaciliśmy kapitał zakładowy, możemy przekazać jej część patentów, utrzymać jeden-dwa etaty, ale liczę, że najdalej za rok nie będzie już obciążała budżetu Politechniki.


Stworzyli Państwo zatem możliwości transferu technologii, ale czy naukowcy chętnie z nich korzystają? Czy myślą kategoriami biznesowymi?

- Są oczywiście tacy, którzy myślą takimi kategoriami, ale są oni wciąż bardzo nieliczni. Sądzę, że na to potrzeba czasu. Być może musi zaistnieć pokoleniowa zmiana. Obecnie istnieje ciągle spora bariera w postaci mentalności. Warto pamiętać, że rozmowy z potencjalnym inwestorem są bardzo trudne, a większość naukowców nie zna zasad przedsiębiorczości. To sprawia, że niechętnie decydują się na tego rodzaju aktywność. Staramy się im jednak pomóc. Mamy biuro karier, realizujemy specjalne projekty skierowane do studentów i pracowników naukowych, w trakcie których uczymy jak zakładać i prowadzić przedsiębiorstwo. Mamy przyjęty w Politechnice regulamin dotyczący własności intelektualnej i w sposób ciągły prowadzimy szkolenia w tym zakresie. Zajęcia z patentowania zawsze były w programie nauczania, nawet ja miałem taki przedmiot, tyle tylko, że teraz sytuacja gospodarcza jest inna i gra się inaczej. Zachęcamy zatem i pomagamy tworzyć firmy naszym pracownikom.


To dlaczego ilość przedsiębiorczych naukowców jest u nas ciągle tak mała, w porównaniu do innych krajów, w szczególności do Stanów Zjednoczonych? Może powinien się zmienić system oceny ich pracy?

- To nie ma nic wspólnego z oceną. W Stanach Zjednoczonych naukowcy też nie są rozliczani z tego, czy są przedsiębiorczy, tylko z tego, ile pieniędzy przyniosą do uczelni. Inną rzeczą jest, że tam każdy chce być bogaty i dlatego profesorowie zakładają własne firmy, ale ten mechanizm wypracowywany jest od dziecka. Już szkoła podstawowa kształci ducha przedsiębiorczości.


I dzięki temu gospodarka amerykańska jest innowacyjna, a nasza nie.

- Cóż mogę powiedzieć... Jeśli człowiek uczy się innowacji od urodzenia, to potem są tego efekty. O spółkach typu spin-off mówi się w Polsce od kilku lat. Tymczasem pierwsze uchwały senatu Stanów Zjednoczonych dotyczące tego zagadnienia były podejmowane już w latach 50. Proszę zobaczyć, jaka jest różnica chociażby w podejściu legislacyjnym. Nie bez znaczenia jest także istnienie kapitału wysokiego ryzyka, bo taka jest natura innowacji transferowanych do gospodarki.


Wróćmy do tematu Politechniki Łódzkiej. Jaki jest profil absolwenta kończącego dzisiaj biotechnologię i czy jest on przygotowany do pracy biotechnologa praktyka?

- Biotechnologia powstała w Polsce na politechnikach. I to ponad 30 lat temu. Pierwszy zjazd Polskiego Towarzystwa Biochemicznego z sekcją biotechnologia odbył się w 1978 roku właśnie tutaj, na Politechnice Łódzkiej. Byliśmy związani z biotechnologią przemysłową i nadal czujemy się z nią związani. Uważam, że w naszym kraju ma ona większe szanse rozwoju niż jakakolwiek inna biotechnologia. Jaką wiedzę i umiejętności posiadają zatem absolwenci tego kierunku? Znają procesy bio, potrafią prowadzić te procesy w przemyśle i wykorzystać do tego celu najnowsze osiągnięcia biologii molekularnej. Wiele mówi się dzisiaj o genetyce, ale w technologii to jest zaledwie jedna-trzecia sukcesu. Pozostałe dwie-trzecie zależy od zupełnie innych obszarów takich jak inżynieria procesowa, wyposażenie, aparatura, kontrola. Prowadzimy badania w zakresie proteomiki, genomiki, transkryptomiki, metabolomiki czy biologii systemów, które ułatwiają nam konstruowanie technologii i jej kontroli.


Czy Pana zdaniem osoby kończące biotechnologię na Politechnice Łódzkiej są rzeczywiście przygotowane do bycia praktykami, czy tylko ma Pan taką nadzieję?

- Kto projektował proces i nadzorował produkcję polskiej insuliny przez GMO? Ludzie po Politechnice Łódzkiej. Dyrektorzy wielu polskich oddziałów wielkich międzynarodowych firm farmaceutycznych i biotechnologicznych są absolwentami Politechniki Łódzkiej. Tak, nasi absolwenci są przygotowani do bycia praktykami.


Czy politechnika współpracuje z władzami samorządowymi, by stworzyć wspólną wizję rozwoju innowacyjnych technologii w regionie? Przy okazji budowy fabryki Dell lokalni politycy dużo mówili o sukcesie w przyciąganiu nowoczesnych technologii i zapowiadali dalsze, podobne inwestycje. Tymczasem trudno uznać montownię komputerów za przedsiębiorstwo innowacyjne.

- Staramy się uczestniczyć w wielu inicjatywach samorządowych mających na celu rozwój innowacyjnych technologii. Na początku naszej rozmowy wspomniałem jednak, że dużo mówi się o innowacyjności, a za mało wspiera inicjatywy zmierzające do wprowadzania nowatorskich rozwiązań. Skoro tylko się o nich mówi, a nie przeznacza na nie pieniędzy, to efekt jaki jest, widzi każdy. Nie sądzę jednak, by w innych miastach sytuacja przedstawiała się inaczej. Tam mają po prostu lepszy PR. W Łodzi nie jest tak źle, jak się powszechnie sądzi.


Czyli współpracują Państwo z władzami lokalnymi, tylko nie widać tego efektów?

- Współpraca jest na pewno za mała. Sformułowanie, że w Łodzi nie jest źle nie dotyczy obecności nowych technologii. Pod tym względem rzeczywiście mamy zaległości, ale wystarczy popatrzeć, jak w Polsce rozlokowana jest infrastruktura badawcza. Dzięki politycznemu wsparciu wiele z tej infrastruktury dochodzi do Wrocławia, Krakowa czy Warszawy, a do Łodzi? Tak naprawdę nigdy nie mieliśmy też zaplecza odbiorców dla nowoczesnych technologii. Tutaj po prostu nie było i nie ma zainteresowania bezpośrednio od biznesu, jego partycypowania w tworzeniu nowoczesnych technologii, a następnie szybkiej komercjalizacji określonego produktu. Myślę, że ciągle jest jednak czas, by to zmienić.


By tak się stało potrzeba jednak nowoczesnych laboratoriów, powierzchni, gdzie firmy innowacyjne mogłyby zaczynać swoją działalność. Wrocław ma swoje Europejskie Centrum Badań, w Krakowie powstaje Jagiellońskie Centrum Innowacji. Czy Politechnika Łódzka, razem z urzędem miasta nie powinna stworzyć podobnego centrum?

- Pańska ocena Łodzi jest zbyt surowa. Należy pamiętać, że przez ostatnie lata ponad połowa nakładów na naukę trafiała do trzech miast – Warszawy, Krakowa i Wrocławia. Dziwi się Pan zatem, że w Łodzi takich obiektów nie ma?! Tylko proszę mi podać przykłady, co zrobiono w Krakowie albo we Wrocławiu? Owszem – mają olbrzymie powierzchnie i możliwości, by w przyszłości powstawały tam nowoczesne technologie. Natomiast ja nie widzę póki co żadnych konkretów. Pieniądze na łódzki park technologiczny też są już zarezerwowane, powstaną w nim nowoczesne laboratoria na potrzeby między innymi biotechnologii przemysłowej. Innymi słowy jesteśmy na podobnym etapie co inne miasta. Tylko tam często jest lepszy PR. Jedyne, z czym mogę się zgodzić, to fakt, że w Łodzi musimy lepiej mówić i myśleć o sobie. Ale jeszcze raz powtórzę - do mnie, do inżyniera przemawiają fakty. Interesuje mnie innowacja, a nie opowiadanie o innowacjach. Niestety pod tym względem sytuacja w całym kraju jest zła.


Wobec tego co powinno się zmienić, by Polska stała się krajem innowacyjnym? I jak mogą pomóc w tym uczelnie techniczne?

- Ostatnio często powtarzam takie powiedzenie – powinniśmy przestać doganiać przeszłość i zacząć programować przyszłość. Skupiamy się na pracach i badaniach w obszarach, które w jakiś sposób są już w innych krajach rozwinięte. Staramy się tym samym doganiać przeszłość, a nie myśleć o przyszłości. Tylko, że innowacje nie pojawią się jak za skinięciem czarodziejskiej różdżki. Kapitał jest nieprzygotowany do ryzyka, naukowcy nie są przygotowani do tworzenia innowacji, przedsiębiorcy nie są zainteresowani zwrotem inwestycji po latach, jak ma to miejsce na przykład w biotechnologii, tylko chcą zarabiać od razu. Brakuje nam ponadto nowoczesnej aparatury kontrolnej i pomiarowej, a przecież wszystko, co jest związane z bio, wymaga aparatury high-tech. Dlaczego na osiem tysięcy polskich naukowców pracujących za granicą wrócić może zaledwie połowa? Bo nie dysponujemy nowoczesną infrastrukturą badawczą. Z drugiej strony, kto zdecyduje się wydać na nią pieniądze, jeżeli nie wie, czy inwestycja się zwróci?! To jest błędne koło, które wraz ze wzrostem zamożności na pewno się zmieni, ale na razie jesteśmy na takim, a nie innym etapie rozwoju.


Proces jest zatem bardzo złożony i wymaga, jak mówił Pan wcześniej, zmiany na przykład pokolenia naukowców?

- Nie wiem, czy musi minąć pokolenie. Jeśli chodzi o pomysły, to naukowcy nie są tak wolno myślącymi osobami. Proszę jednak zauważyć, że wymieniłem kilka obszarów, które muszą ulec zmianie. Tylko jeden z nich dotyczył nauki. A gdzie zachęty inwestycyjne, podatkowe i inne tego typu narzędzia?! Wszystkie czynniki składają się na efekt końcowy. To musi być zintegrowane podejście do problemu. Fakt, że ktoś coś wymyśli nie przesądza jeszcze o sukcesie. Musi to mieć komu sprzedać. Czyli potrzebny jest właściwy pomysł, we właściwym miejscu i właściwym czasie.


Czyli do 2013 roku, kiedy skończą się pieniądze z Brukseli w ramach obecnego okresu planowania, nie będziemy jeszcze krajem innowacyjnym?

- Na pewno będzie lepiej niż w 2009 roku i na pewno będzie jeszcze wiele do zrobienia. Ten proces trwa, ale jestem przekonany, że ewentualny sukces będzie zależał w dużej mierze od jego umiędzynarodowienia. Nie możemy już myśleć w kategoriach rynku wewnętrznego. Musimy myśleć globalnie, w dłuższej perspektywie czasowej, mimo kryzysu. W gruncie rzeczy kryzys to nasza szansa na dogonienie tych, którzy tkwią w nim bardziej niż my sami. Jest jeszcze jeden aspekt całej sprawy. Pracuję w wielu europejskich organizacjach naukowych. Gdy w ramach grup badawczych prowadzimy indywidualne dyskusje na tematy naukowe z kolegami z zachodniej Europy, to śmiało mogę powiedzieć, że jesteśmy na tym samym poziomie i nie mamy żadnych kompleksów. Gdy przychodzi czas na zintegrowane działania tutaj w kraju – wtedy przegrywamy. Dlatego wydaje mi się, że największe przeszkody w rozwoju innowacji tkwią w obszarach nie związanych z nauką. Brakuje nam odważnych inwestorów, skutecznych mechanizmów wsparcia, motywacji, ducha przedsiębiorczości, postaw proinnowacyjnych - a nie samej myśli. Pracując na zachodnich uniwersytetach zauważyłem, że nie było tygodnia, żeby przedstawiciel firmy brokerskiej nie przyszedł do laboratorium i nie zapytał się nad czym pracujemy, czy nie mamy czegoś nowego. Podpisywało się wtedy umowę o poufności i zaczynało dyskusję, czasami później przystępowało do negocjacji. Taki inwestor wiedział już, czy chce się związać z danym projektem, czy nie. A u nas w kraju nie ma firm brokerskich działających w obszarze nauki, nikt nie chodzi po laboratoriach. Łatwiej jest bowiem kupić coś za granicą, niż inwestować bez gwarancji zwrotu. Tylko od naukowców wymaga się, by myśleli i prowadzili prace nad nowymi rzeczami, a potem najlepiej jeszcze sami zakładali firmy i w nie inwestowali. Z czego inwestowali? Z pensji naukowca? To podejście musi się zmienić.


Dziękuję za rozmowę.


Prof. dr hab. inż. Stanisław Bielecki od 2008 roku pełni funkcję Rektora Politechniki Łódzkiej. Wcześniej w latach 2002-2008 był Prorektorem ds. Nauki i Rozwoju Uczelni. Jest między innymi Członkiem Prezydium Komitetu Biotechnologii PAN, Członkiem Rady Naukowej Centrum Badań Molekularnych i Makromolekularnych PAN, Kierownikiem projektu: Towards an European Research Area in Industrial Biotechnology (ERA-IB) (ze strony polskiej). Jego główne kierunki działalności naukowej to: biokataliza stosowana, biotechnologia molekularna, molekularna inżynieria enzymów, biotechnologia przemysłowa, biokataliza w układach niekonwencjonalnych, enzymatyczna synteza oligosacharydów i biopolimerów, w tym bakteryjnej celulozy.
KOMENTARZE
Newsletter