Po co nam brud?
Organizm każdego z nas zamieszkuje ponad 1000 różnych mikroorganizmów: bakterii, roztoczy, wirusów, grzybów. Kolonizują ciało zaraz po narodzinach. Przychodzimy na świat całkowicie sterylni, ale prawidłowa mikroflora kształtowana jest już w trakcie porodu. Przechodząc przez drogi rodne matki, dziecko spotyka „dobre” mikroorganizmy, które zasiedlają jego przewód pokarmowy i skórę. Równie istotny jest pokarm, jaki mu podajemy. Mleko matki, poza bezcennymi przeciwciałami, zawiera probiotyki, czyli żywe szczepy kwasu mlekowego, oraz prebiotyki, głównie oligosacharydy, stymulujące wzrost pożytecznych bakterii. Dzięki procedurze kontaktu „skóra do skóry” – coraz powszechniejszej na polskich oddziałach położniczych – noworodek kolonizuje się florą bakteryjną mamy, zamiast bakteriami bytującymi na sali porodowej, co zapewnia mu ochronę przed zakażeniami szpitalnymi. A potem? Wyparzamy smoczki, gotujemy butelki, pierzemy niemowlęce ubranka w temperaturze 90 °C. Gdy maluch rośnie, zabraniamy mu grzebać w ziemi, głaskać kota czy zjadać ciastko, które upadło na podłogę. Robimy to z troski. Chcemy go uchronić przed chorobami. Ale czy idziemy dobrym tropem? Otóż nie! Naukowcy zgodnie mówią: nadmierna higiena jest szkodliwa. Oczywiście należy zachować zdrowy rozsądek: dzieci trzeba kąpać, uczyć podstawowych zasad higieny, mycia rąk po skorzystaniu z toalety czy zabawie z domowymi zwierzętami – byle z umiarem. Poprzez kontakt z różnorodnymi bakteriami, napotykanymi w trakcie codziennych czynności, układ immunologiczny młodego człowieka uczy się rozpoznawać wroga i z nim walczyć. Jeśli nie będzie miał ku temu okazji, każdy mikroorganizm, nawet nieszkodliwy, żyjący z nami w symbiozie, może wywołać silną reakcję zapalną i rozwój infekcji.
Badania przeprowadzone na blisko 500 noworodkach z Bostonu i Nowego Jorku pokazały, że kluczowy dla rozwoju odporności jest pierwszy rok życia dziecka. U maluchów wychowujących się w domach, w których mieszkały zwierzęta, i narażonych na rozmaite alergeny występowało niższe ryzyko rozwoju alergii i astmy wczesnodziecięcej, niż u rówieśników żyjących w bardziej sterylnych warunkach. Ciekawych informacji dostarczają także wyniki badań uczonych z Uniwersytetu Northwestern w Evanston. Obserwowali oni ponad 1500 noworodków urodzonych na Filipinach, gdzie nie stosuje się zachodnich standardów czystości. Eksperyment trwał 20 lat. Odkryto, że im więcej patogenów znajdowało się w otoczeniu dziecka do ukończenia przez nie 2. roku życia, tym niższy był poziom białka C-reaktywnego we krwi w dniu jego 20. urodzin. Naukowcy sądzą, że wczesny kontakt z patogenami chroni przed wystąpieniem przewlekłych stanów zapalnych w dorosłym życiu.
Środki czyszczące… naszą psychikę
Choć naukowcy są zgodni, że nadmierna czystość jest szkodliwa, społeczeństwo nie wydaje się do tego przekonane. Przemysł kosmetyczny i chemiczny rozwijają się w galopującym tempie, a firmy produkujące środki czystości dbają, abyśmy do każdego rodzaju brudu mieli osobny specyfik. Znajduje to swoje odzwierciedlenie w statystykach – Polska zajmuje szóste miejsce w Europie pod względem wartości sprzedaży szeroko pojętych kosmetyków. Pojawia się coraz więcej mizofobików – ludzi panicznie bojących się brudu, kompulsywnie myjących ręce i walczących z każdym, choćby najmniejszym pyłkiem kurzu.
W walce z domowym brudem coraz częściej sięgamy po ciężką artylerię, wierząc, że stosowanie najbardziej żrących preparatów przełoży się na czystość mieszkań, a tym samym lepszy stan naszego zdrowia. Popularne środki czyszczące często zawierają toksyczne substancje, których nie powstydziłoby się renomowane laboratorium chemiczne. Stosowane byt często bądź w nadmiernej ilości tudzież bez zachowania odpowiednich środków ostrożności, takich jak rękawiczki ochronne czy wietrzenie pomieszczeń po zakończonym sprzątaniu, mogą wyrządzić więcej szkód niż pożytku. I tak na przykład czwartorzędowe zasady amonowe, które wchodzą w skład większości płynów do mycia naczyń czy preparatów zmiękczających pranie, a także szamponów, odżywek do włosów i nawet kropli do oczu, okazały się teratogenne. Potomstwo myszy, którym do pożywienia dodawano sole amonowe, rodziło się z licznymi wadami układu nerwowego, niezależnie od tego, czy ekspozycji na toksyczne związki poddano matkę, ojca czy oboje rodziców. Równie toksyczny jest triklosan, aromatyczny związek organiczny z grupy fenoli, który – ze względu na swoje właściwości antybakteryjne i grzybobójcze – znalazł zastosowanie jako składnik mydeł i środków myjących.
Odkąd odkryto, że jako jeden z niewielu preparatów skutecznie zwalcza metycylinooporne szczepy gronkowca złocistego (MRSA), jest powszechnie wykorzystywany w szpitalach do odkażania ran, błon śluzowych i przyrządów medycznych oraz mycia płaskich powierzchni. W 2014 r. Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków (FDA) zleciła badania mające ocenić wpływ triklosanu na stan zdrowia pracowników placówek medycznych. Okazało się, że u instrumentariuszek i chirurgów, którzy przed operacjami myją ręce środkiem zawierającym triklosan, występują poważne zaburzenia hormonalne.
Kolejnym budzącym wątpliwości składnikiem, który znaleźć można w naszych szafkach, jest formaldehyd, częsty składnik preparatów w aerozolu – środków do czyszczenia mebli czy odświeżaczy powietrza. Możemy go także znaleźć w papierowych torbach czy serwetkach do ust. Aldehyd mrówkowy jest rakotwórczy, ponadto działa drażniąco na błony śluzowe nosa, jamy ustnej i gardła. Przy dłuższej ekspozycji może doprowadzić do obrzęku krtani i płuc, powodując duszności. Oczywiście toksycznych składników popularnych preparatów czyszczących jest znacznie więcej, jak choćby chlor, wodorotlenek sodu, amoniak czy glikol etylenowy. Rozwiązaniem zapewniającym nam ochronę przed ich szkodliwym działaniem jest wybieranie preparatów ekologicznych, opartych na naturalnych komponentach: sodzie, occie czy kwasach owocowych.
Myć czy nie myć, oto jest pytanie…
Oczywiście, że myć! Byle z umiarem. W warunkach domowych stosowanie mydeł antybakteryjnych jest zupełnie nieuzasadnione. Zamiast preparatów zawierających chlor czy amoniak, wybierajmy te ekologiczne, składające się z naturalnych składników – będzie to korzystne nie tylko dla nas, ale także dla środowiska. Bez obaw zjadajmy maliny prosto z ogródkowego krzaka, ale owoce egzotyczne, na których bytuje obca dla nas flora, starannie umyjmy.
Mikroorganizmy żyjące obok nas to najwięksi sprzymierzeńcy w kształtowaniu odporności. Zdecydowanie większym zagrożeniem dla naszego zdrowia są toksyczne środki myjące.
KOMENTARZE