Dr Anna Sadakierska-Chudy, adiunkt w Instytucie Farmakologii Polskiej Akademii Nauk w Krakowie:
– Moja praca doktorska, zrealizowana na Uniwersytecie Medycznym (wówczas - Akademia Medyczna), obejmowała konstrukcję i przygotowanie wektora do terapii genowej. Po doktoracie zostałam adiunktem na macierzystej Uczelnii i kontynuowałam badania nad molekularnym podłożem zaburzonej angiogenezy u ludzi. Nieoczekiwanie stanęłam przed koniecznością zmiany miejsca zamieszkania. Choć przeprowadziłam się do miasta, w którym jest bardzo dużo uczelni, to z moją specjalnością (biolog molekularny, genetyk) nie jest tak prosto znaleźć pracę. Szczególnie gdy ma być to praca, która zapewni tematyczną ciągłość pracy naukowej. Zbieg okoliczności sprawił, że znalazłam pracę w jednostce naukowej, pracuje na stanowisku adiunkta. Niestety tematyka badań jest zupełnie inna i muszę wszystko zaczynać od początku. Aktualnie pracuję na modelach zwierzęcych i zajmuję się analizą zmian molekularnych i epigenetycznych indukowanych substancjami psychostymulującymi. Badania dotyczą generalnie neurobiologii. Można więc powiedzieć, że znalazłam się znów na początku drogi, która prowadzi do habilitacji.W moim przypadku doktorat był jednak niezbędny, ponieważ chciałam rozwijać się naukowo. W przypadku pracy na uczelni lub innych jednostkach badawczych doktorat to podstawa. W tej chwili dzięki większej dostępności bardzo popularne stały się studia doktoranckie wśród absolwentów wyższych uczelni. Ja bym to określiła jako „produkcję” doktorów, którym nic ciekawego nie można później zaproponować. Tylko niewielka część znajdzie zatrudnienie na uczelniach czy w instytutach badawczych. A co z pozostałymi? Jeśli firmy nie zaczną zatrudniać ludzi po doktoracie (a nie ma takiej tradycji i świadomości) to doktorat nie pomoże w zdobyciu interesującej pracy. Być może studia doktorskie w dziedzinach technicznych ułatwiają karierę np. w przemyśle, ale według mnie jest bardzo mało ofert pracy dla biologów molekularnych, czy biotechnologów. Szacuje się, że w 2025 roku liczba studentów spadnie prawie o połowę i część uczelni będzie musiała być zlikwidowana. Moim zdaniem jeśli Państwo inwestuje w kształcenie osób z tytułem doktora to powinno stworzyć sprzyjający klimat wśród pracodawców do ich zatrudniania.
Dr Małgorzata Krowicka, dyrektor ds zakupów w hurtowni farmaceutycznej PGF Urtica we Wrocławiu:
– W czasie studiów doktoranckich na Wydziale Chemii Uniwersytetu Wrocławskiego zajmowałam się tematyką dotyczącą radiolizy roztworów sulfoftalocyjanin. Po ukończeniu studiów podjęłam pracę w hurtowni farmaceutycznej zaopatrującej głównie apteki otwarte, na stanowisku telemarketera. Po zmianie miejsca zatrudnienia, rozpoczęłam pracę w hurtowni farmaceutycznej, której główną działalnością jest sprzedaż produktów leczniczych do szpitali, na stanowisku specjalista ds. zakupów. Pracę w tym miejscu kontynuuję do dziś na stanowisku dyrektora ds. zakupów. Zajmuję się koordynacją pracy działu zakupów i negocjacjami warunków handlowych. Odpowiadam za prawidłowe zaopatrzenie magazynu oraz rotację towarów. Studia doktoranckie nie są mi potrzebne do wykonywania aktualnej pracy i nie wykorzystuję wiedzy „fachowej” którą w ich czasie nabyłam. W czasie studiów rozwinęłam umiejętności analityczne i jest to niewątpliwie przydatne w mojej pracy. Z jednej strony uważam, że posiadanie doktoratu często utrudnia zdobycie pracy nie wymagającej konkretnej wiedzy i umiejętności zdobytych na uczelni. Pracodawcy z obawy przed zbyt dużymi aspiracjami i wymaganiami doktorów niechętnie zatrudniają ich na stanowiskach np. specjalistów. Jest to poniekąd słuszne, gdyż praca na większości stanowisk w firmach usługowo-handlowych nie wymaga aż tak wysokiego wykształcenia. Z drugiej strony w czasie studiów doktoranckich rozwijamy samodzielne myślenie, umiejętności podejmowania decyzji, rozszerzamy swój światopogląd co niewątpliwie pomaga w byciu bardziej świadomym i odpowiedzialnym pracownikiem, pod warunkiem że znajdziemy zatrudnienie…
Dziękujemy za rozmowę.
KOMENTARZE