Co chcemy skopiować?
VIB (Vlaams Instituut voor Biotechnologie) to stowarzyszenie instytutów naukowych we Flandrii (region federalny Belgii – przyp. red.). Pracownicy instytucji zrzeszonych w ramach VIB posiadają podwójną afiliację, to znaczy, że ich publikacje zawsze opatrzone są nazwą wydziału i zakładu uniwersyteckiego jak również nazwą zakładu VIB (ang. VIB department). VIB tworzy w swoich instytutach centra ekspertyz. Są to jednostki, które mogą wykonywać badania na zlecenie i zarabiać na tym. Zatem jeżeli powstaje departament proteomiki medycznej (np. VIB department of medical protein research), w którym pracuje kilku profesorów specjaluzujących się w analizach proteomicznych, departament wyposażony jest w sprzęt i posiada kadrę wykwalifikowanych techników, to kolejnym naturalnym krokiem jest otwarcie Centrum Ekspertyz Proteomicznych -VIB Proteomics Expertise Center. Podobnie dzieje się na wydziałach genetycznych (usługi sekwencjonowania w Antwerpii), biomedycznych (usługi Bioimagining Core, czy mikroskopia w Brukseli). W ten sposób instytuty mogą same zarabiać na nowe urządzenia, co pozwala pozostać im w światowej czołówce i jednocześnie pokrywać wysokie koszty codziennej eksploatacji aparatury. W centrach ekspertyz dorabiać mogą także naukowcy, ponieważ dostają dodatkowe wynagrodzenie za czas poświęcony na analizę próbek przysłanych przez klientów [1] .
Każdy instytut badawczy zrzeszony w VIB na bieżąco rozliczany jest ze swoich osiągnięć tj. ilości i jakości publikacji, wobec których określone są konkretne wysokie progi punktowe, które należy przekroczyć (!); ilości spin-offów, które dany instytut utworzył i liczby patentów – w tym przypadku nie są one wymagane co roku, natomiast muszą istnieć przesłanki, że naukowcy są skoncentrowani na zastosowaniu badań w praktyce, stworzeniu produktu i jego komercjalizacji. Co roku do wiadomości każdego pracownika podawana jest punktacja jaką może on otrzymać publikując w czasopismach z tzw. Tier 1, 10 i 25. Są to listy czasopism oparte nie tylko o indeks filadelfijski ale głównie o poczytność i znaczenie w danej dyscyplinie. Jest to bardzo istotne ponieważ niektóre dziedziny nauki są niszowe i czasopisma reprezentujące te dziedziny nigdy nie mają wysokich statystyk.
Co najważniejsze, w zasadzie każdy zrzeszony w ramach VIB instytut może zostać usunięty ze stowarzyszenia jeśli nie spełnia opisanych wyżej wymagań. Dodatkowo, system pracy naukowców oparty o kontrakty wymaga ciągłego zaangażowania. Każdy naukowiec jest bez przerwy indywidualnie oceniany z efektów swojej pracy ponieważ bezpośrednio od wyników tej pracy zależy jego posada. W VIB pieniądze na pensje doktorów i profesorów pochodzą w 95% z grantów udzielanych na podstawie analizy ich osiągnięć. Na przykład, aby dostać grant postdoca już w czasie doktoratu trzeba napisać co najmniej 6 publikacji. Granty fundują rządowe agencje takie jak FWO, IWT, fundują je uniwersytety oraz samo VIB. Pracownicy techniczni w większości opłacani są z grantów swoich przełożonych. Doktoranci sami zdobywają swoje granty (FWO, IWT) i tylko czasem dostają tymczasową pomoc od uniwersytetu. VIB prowadzi rekrutację w programie international PhD, bo stawia na międzynarodowe środowisko naukowe. Ściąga też dobrych uczonych z zagranicy, którzy przyjeżdżają do Belgii i zakładają swoje laboratoria [2].
VIB doszkala swoich pracowników i zapewnia im pomoc bioinformatyczną (BITS - BioInformatics Training and Services), świetne kursy obsługi oprogramowania czy kursy statystyki. Organizuje też poważniejsze zajęcia, w stylu uniwersyteckim (FTNLS - Flemish Training Network Life Sciences) [3]. BITS koordynuje na przykład zdobywanie licencji na oprogramowanie. Pracownicy dzięki temu mają zapewniony olbrzymi komfort pracy, ponieważ większość programów jest dostępna na licencji serwerowej i olbrzymia ilość ludzi może z nich korzystać na raz. Zupełnie inaczej niż, jak to często bywa, w polskich instytutach, gdzie dany program jest przypisany do jednego komputera i na ewentualne skorzystanie należy się wpisać do kolejki z kilkudniowym wyprzedzeniem.
VIB umożliwia ponadto wczesny dostęp do nowych technologii. Posiada cały pion (Technology Watch) odpowiedzialny wyłącznie za monitorowanie postępu naukowego i sektora prywatnego w poszukiwaniu innowacyjnych technologii, z których mogliby korzystać naukowcy pracujący w stowarzyszeniu [4]. Po publikacji listy dostępnych technologii, naukowcy mogą zgłaszać swoje propozycje, a najlepsze zostają dofinansowane (50%). Swoją drogą jest to też bardzo sprytny sposób na zwiększenie liczby cytowań. Dzięki pracy departamentu Technology Watch, VIB kupując nową technologię w zasadzie ma pewność, że przez najbliższe kilka lat świat naukowy będzie się daną technologią interesować, a każda publikacja opisująca badania z wykorzystaniem tej technologii będzie bardzo poczytna.
Czy coś tu nie tak?
Obraz działalności VIB wydaje się zatem wręcz idealny. Ale czy zaimplementowanie takiego systemu Wirtualnego Instytutu Badawczego w Polsce jest aby na pewno potrzebne? Przecież w Polsce mamy dobre uczelnie wyższe, świetne instytuty badawcze i naukowe, coraz lepszą infrastrukturę badawczą, kilkadziesiąt firm usługowych w branży life science, centra transferu technologii, inkubatory przedsiębiorczości, instytucje wspierające otwieranie młodych przedsiębiorstw, firmy konsultingowe monitorujące postępy najciekawszych projektów z regionu, firmy oferujące kursy i szkolenia na coraz wyższym poziomie, wreszcie instytucje finansujące badania i rozwój, zrzeszenia aniołów biznesu, czy choćby zorientowanych biznesowo naukowców i przedsiębiorców szukających dialogu z nauką. Zatem skąd chęć kopiowania systemu wypracowanego przez 20 lat w Belgii? Skąd pewność, że u nas to się sprawdzi? Czy nie lepiej opracować strategię scalającą działania podmiotów, które już Polsce prosperują? Owszem możemy wzorować się na niektórych rozwiązaniach Belgów, ale czy trzeba wydawać 150 mln euro na Wirtualny Instytut? Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że jest to kolejna próba zdobycia solidnych funduszy z Unii Europejskiej pod chwytliwą przykrywką budowania dialogu między nauką a biznesem.
Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń czysto przypadkowe
VIB zarządzane jest przez managerów a nie przez naukowców. W skład rady nadzorczej VIB wchodzą przedstawiciele rządu, uczelni wyższych oraz przemysłu. Ogranicza to znacznie kolesiostwo. W VIB nie ma naukowców „nie do ruszenia”, nie ma osób, które nic nie robią całe życie i mają ciepłą posadę. Każdy jest oceniany przez pryzmat swoich osiągnięć. Polityka dość brutalna, ale na pewno przejrzysta. Na VIB nikt nie prowadzi wtórnych badań, ponieważ nigdy nie dostałby na to pieniędzy. Nie publikuje się jak najszybciej w byle jakich czasopismach, bo za to i tak nie ma punktów. Każdy ma pełny dostęp do wszelkich baz czasopism i nikomu nie przychodzi do głowy np. napisanie publikacji wyłącznie na podstawie abstraktów.
Cała koncepcja Wirtualnego Instytutu Naukowego oraz wymagania wobec przyszłych członków stowarzyszenia muszą zostać naprawdę dobrze przemyślane i muszą przede wszystkim być dostosowane do polskich realiów ale też mentalności. Najtrudnieszym zadaniem będzie nieuniknione przewartościowanie systemu myślenia. Nadzieję na przyszły sukces takiego przedsięwzięcia należy pokładać w ludziach. Polacy są lepiej wykształceni od zachodnich kolegów, bowiem w przypadku tych drugich świadomość łatwego pieniądza prowadzi często do marnotrawstwa i ogranicza myślenie. Młodzi doktoranci pracujący w prestiżowym departamencie VIB przy każdym eksperymencie mogą skorzystać z gotowego zestawu, z dokładną instrukcją obsługi typu „dodaj 1ml roztworu A do 2 ml roztworu B, następnie inkubuj 5 min” itd. Polacy mają przewagę, jeszcze. To trzeba wykorzystać. Ale nie wirtualnie.
KOMENTARZE