Idzie stare
Na stronach internetowych polskiego Sejmu dowiedzieć się można, że 8 kwietnia, tuż po wielkanocnych świętach, odbyły się pierwsze (znów emocjonalne) czytania ustaw odnoszących się do zagadnienia zapłodnienia pozaustrojowego metodą in vitro. Największym zainteresowaniem posłów oraz mediów cieszył się rządowy projekt ustawy o leczeniu niepłodności, przez lewą część opozycji uznany za formę plagiatu, który choć „nieco” skradziony, to jednak powinien być wprowadzony w życie.
Po wysłuchaniu kolejnych przedstawicieli rządu wypowiadających się od początku roku na temat wspomnianego projektu, pewnym można być jednego: zarówno premier, jak i minister zdrowia dążą do szybkiego uchwalenia ustawy, której skutkiem będzie prawne uregulowanie metody wspomaganego rozrodu za pomocą in vitro. Podobne działanie wydaje się mieć logiczne uzasadnienie. Brak przepisów prawnych dotyczących in vitro krytykowane jest zarówno przez przeciwników, jak i zwolenników omawianej metody.
Premier Ewa Kopacz oraz szef resortu zdrowia Bartosz Arłukowicz podkreślali, że skierowany do parlamentu rządowy projekt Ustawy o leczeniu niepłodności skonstruowany został zgodnie z najwyższymi standardami etycznymi. Faktycznie w ustawie, w odróżnieniu do jej poprzednich wersji, kilkakrotnie dostrzec można odwołanie się do zasad etycznych oraz konieczności ochrony godności osób biorących udział w procedurze pozaustrojowego zapłodnienia. Eksperci stosujący metodę in vitro zobowiązani zostali również do stałego podnoszenia swoich kwalifikacji. Założono, że w trakcie szkoleń zagadnienia prawno- etyczne odgrywać będą szczególnie istotną rolę. W swoich wypowiedziach przedstawiciele władzy państwowej dodawali ponadto, że omawiany projekt nie dotyczy wyłącznie „metody na szkle”, ale odnosi się do wszystkich medycznych technik pomagających w poczęciu się dziecka. We wspomnianych wypowiedziach zaznaczono również, że procedura będzie dostępna zarówno dla małżeństw, jak i dla związków partnerskich. Wskazano, że ograniczenia w dostępie do in vitro rzekomo naruszałoby przepisy polskiej Konstytucji.
Groźne punkty
Okazuje się, że to właśnie temat nieformalnych związków stał się „kością rządowej niezgody”. Czytając kolejne dokumenty zamieszczone na stronie Rządowego Centrum Legislacji dostrzec można, że m. in. Michał Deskur, wiceprzewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów wskazywał, że tak szeroki dostęp do in vitro spowodować może naruszenie praw dziecka do wychowania w rodzinie. Zdanie to podzielało również Ministerstwo pracy i polityki społecznej.
Podobna opinia jest w pełni uzasadniona. W Polsce nie ma aktualnie żadnych zapisów wskazujących na wzajemne prawa oraz obowiązki nieformalnych partnerów. Nie istnieje ponadto legalna definicja związku partnerskiego, a Konstytucja chroni związek kobiety i mężczyzny, ale dopiero wówczas, gdy stanie się on małżeństwem. Projekt rządowej ustawy wprowadza, co prawda, oświadczenia dotyczące np. przyznania się do ojcostwa. Brak jest jednak w tym przypadku jakiejkolwiek gwarancji dotyczącej trwałości podobnego związku. Podobne działania rządu całkowicie pomijają w tym względzie zabezpieczenie sytuacji społecznej dzieci, które mogą w konsekwencji być wychowywane przez osoby z założenia żyjące w formalnie nietrwałych relacjach.
Poczynamy i niszczymy
Analizując najnowszą wersję propozycji rządu ws. in vitro trudno nie dostrzec, że zapowiedzi dotyczące podjęcia tematu wszystkich metod leczenia niepłodności pozostały jedynie deklaracją bez pokrycia. Faktycznie, na początku ustawy wyjaśniono czym jest np. diagnoza niepłodności i leczenie chirurgiczne schorzeń utrudniających poczęcie się dziecka.. Poza podobnymi krótkimi definicjami cały projekt dotyczy jednak tylko i wyłącznie formalnych oraz klinicznych aspektów metody in vitro.
Warto przypomnieć, że w projekcie ustawy z lipca 2014 r. widniał zapis pozwalający na niszczenie zarodków niezdolnych do dalszego rozwoju. Zgodę na tego typu destrukcyjne działania wyraża również obecna wersja projektu. To od indywidualnej oceny embriologa zależeć będzie dalszy los zapłodnionej komórki jajowej znajdującej się na najwcześniejszy etapie rozwoju. Czyżby rząd zapomniał, że w Polsce od wielu już lat obowiązuje prawna definicja, zgodnie z którą „Dzieckiem jest każda istota od chwili poczęcia” (por. Ustawa o rzeczniku Praw Dziecka)? Jak zatem nazwać zgodne z prawem niszczenie zarodków uznanych za niezdolne do dalszego rozwoju? Czy stwierdzenie, że zarodki są pozbawiane życia jest objawem obsesji, czy też jest wskazaniem, że powstaje właśnie prawo, które będąc wewnętrznie sprzeczne, jednocześnie rozwiązuje i komplikuje problem?
KOMENTARZE