Biotechnologia.pl
łączymy wszystkie strony biobiznesu
Naturalne czy sztuczne? Organizmy czy mechanizmy? Stefan Konstańczak
28.06.2005 , Tagi: , bioetyka
          Granice pomiędzy naturalnością a sztucznością są intuicyjnie określane przez człowieka. Zatem nie było dotychczas potrzeby, aby określać takie granice na gruncie nauki. Jednak z chwilą, gdy człowiek rozpoczął modyfikować przyrodę (naturę) na poziomie molekularnym, gdy obserwujemy gwałtowny rozwój nanotechniki, która pozwala ingerować w struktury materialne już prawie na poziomie pojedynczych atomów, dotychczasowy zwyczajowy podział okazuje się być dalece niewystarczający. Jako pierwsze ustalenie wyjściowe musimy więc przyjąć, iż granice pomiędzy naturalnym a sztucznym wyznacza sam człowiek, a więc dzieje się tak na mocy pewnej konwencji a nie prawa nauki. Zauważmy, iż konwencja może np. za naturalne uznać tylko stworzenia żywe (naturalne jest samo życie), wyłączając martwe. Rzecz jasna w myśl innych konwencji naturalne nawet po swej śmierci nie przestaje być naturalnym. Drugim wyznacznikiem może być kwestia stopnia ingerencji dokonanej przez człowieka. Ten próg „sztuczności” jest jednak także wynikiem konwencji. Zatem sztuczność w pierwszym wymiarze sprowadzać się może np. do „białych niedźwiedzi” spacerujących po Saharze, zaś w drugim przypadku do wszystkich produktów wytworzonych bądź przetworzonych przez człowieka powyżej pewnego progu ilościowego, bądź jakościowego. Rzecz jasna drugi oba przypadki milcząco zakładają istnienie pewnej normy (matrycy), do której owo pojęcie naturalności się odnosi. Najprostsze rozwiązanie problemu, i zarazem wyznaczające ową konwencję, oferują nam religie monoteistyczne, w których naturalne jest tylko to, co stworzone zostało przez Boga bądź to, co jest zgodne z Boskim programem stworzenia. Nienaturalne jest tutaj tym, co nie jest dziełem Stwórcy.

          Punktem wyjścia do określenia tego, co naturalne i tego, co sztuczne, jest pojęcie natury. Można przyjąć, iż pojęcie „natura” jest rozumiana wieloznacznie i wykazuje pewną dynamikę, która może w przyszłości zupełnie zmienić jego treść. Wydaje się, iż najłatwiej określimy to, co należy rozumieć pod pojęciem natury, poprzez wskazanie tego, co na pewno naturą nie jest: Przeciwieństwem natury jest zatem: 1. „to, co zniekształcone lub groteskowe, co nie przybiera właściwej postaci lub nie realizuje swej właściwej funkcji, po prostu coś statystycznie niecodziennego lub nieznanego; 2. to, co nadzmysłowe, czyli świat bogów i niewidzialnych sił; 3. świat rozumu i inteligencji, rozumiany jako odrębny od porządku biologicznego i fizycznego; 4. to, co wytworzone i sztuczne, produkty ludzkiej działalności; 5. powiązany z tymi produktami świat konwencji i sztuczności” 1 .

          Niezależnie od zakresu znaczeniowego przypisywanego naturalności, to nienaturalność potocznie rozumie się jako jej przeciwieństwo. Zatem nienaturalność w odniesieniu do pierwszego przypadku oznacza pewien stan „nienormalności” (niezwyczajności). Stąd nienaturalny jest biały niedźwiedź na Saharze, a nie w Arktyce. Taki stan nie ma jednak charakteru absolutnego tylko czasoprzestrzenny. Nienaturalny byłby np. czołg (skądinąd sam będący sztucznym wytworem) na wojnach napoleońskich. Mówimy więc o nienaturalnym zachowaniu, o nienaturalnym zjawisku itp. Nienaturalność (sztuczność) jest tutaj jednak wynikiem przyjętej konwencji, a nie celowej działalności człowieka.

          W drugim przypadku to, co nienaturalne (w znaczeniu „nadnaturalne”), jest sferą zarezerwowaną dla Boga, bogów, względnie powiązanych jakoś z boskością sił.

           Również to, co jest produktem naszego własnego umysłu, jawi się nam jako coś przeciwnego materialnej przyrodzie, bo myśl może wykraczać poza świat materii.

          W czwartym przypadku nienaturalne są wszystkie produkty będące dziełem człowieka. Zauważmy, iż tylko produkty rąk człowieka a nie świata zwierząt. Za nienaturalne nie uznamy gniazd remiza, dziupli dzięcioła ani lisiej nory, a za takie uznamy nasze własne domostwa.

          Wreszcie w ostatnim przypadku mówimy np. „sztuczny uśmiech”, „atmosfera sztuczności”, „sztuczny tłok” itp.

          Rzecz jasna nas najbardziej interesuje świat materialny, czyli to, co możemy zmieniać i zmieniamy, a te zmiany są naszym celowym wytworem, lub też dokonują się przypadkowo, bądź też dotyczą sytuacji, gdy specjalnie zostawiamy coś niezmienionego (np. rezerwaty, parki narodowe). Nasuwa się więc pytanie o to, co powinniśmy nazywać naturalnym, a co sztucznym. W świetle dotychczasowych wywodów za naturalne możemy uznać:
1. Wszelkie układy zdolne do samoistnej samoregulacji, polegającej zazwyczaj na samoistnym przywracaniu zakłóconych funkcji (np. gojenie się ran, regeneracja sił psychofizycznych itp.), inaczej rzecz mówiąc - układy biologicznie czynne;
2. Układy, które podlegają przemianom bez udziału innych układów, zewnętrznych względem nich. Stąd też za naturalne uznamy ewoluujące organizmy żywe, gdyż zmiany jakim podlegają są przekazywane drogą mechanizmów wewnętrznego podtrzymywania układu;
3. Wszelkie układy spełniające warunki (kryteria) wymienione w pierwszym lub drugim punkcie, w których zachodzące zmiany są względnie trwałe, tzn. są przekazywane następnym pokoleniom, nie ustępują po ustaniu czynnika zmieniającego;
4. To, co powstało bez udziału człowieka (choć to określenie budzi sprzeciw, gdyż współczesne komputery potrafią już bez udziału człowieka tworzyć projekty, a nawet sterować tworzeniem skomplikowanych układów; na obronę można wskazać argument, iż udział człowieka jest tu nieodzowny, choć tylko pośredni);
5. Zdolność do samodzielnego funkcjonowania (życia) i zaspokajania własnych potrzeb;
6. Pochodzenie od naturalnych rodziców z zachowaniem stałości przekazanego w procesie rozrodu wyposażenia genetycznego. Każde następne pokolenie jest genetyczną kontynuacją poprzedniego, ale nie jest genetycznie identyczne. Zatem naturalny znaczy także genetycznie niezmodyfikowany;
7. Ustanie funkcjonowania układu naturalnego jest nieodwracalne;

          Za sztuczne zaś może my uznać takie układy, które: 1. Nie zostały jeszcze przez nas poznane. Jako ludzie mamy skłonność do przypisywania cechy nienaturalności temu, czego jeszcze nie poznaliśmy; 2. Następujące po sobie czasowo układy są identyczne lub nieomal identyczne. Dzieje się tak w przypadku większości mechanizmów; 3. Nietrwałość, przemijalność czasowa poszczególnych rodzajów i typów układów sztucznych. Dzieje się tak w przypadku nie tylko modeli samochodów, ale także w przypadku elementów wprowadzanych do układów naturalnych, np. sztucznych stawów, protez itp.; 4. Jednopokoleniowość jest tu regułą, choć zdarzają się wyjątki np. organizmy transgeniczne; 5. Jednorazowość użytku (choć po zakończeniu funkcjonowania całego układu części składowe mogą być użyte do budowy innego, podobnego układu); 6. Odwracalność zatrzymania podstawowych funkcji wynikłych z uszkodzeń lub braku zasilania zewnętrznego;

          Trudno jednak nie zauważyć, iż pojęcie naturalności nie ogranicza się do każdej z wybranych cech, podobnie też jest i z pojęciem sztuczności. Zatem muszą być spełnione wszystkie, lub co najmniej niektóre, wymogi, aby dany układ mógł zostać nazwany sztucznym bądź naturalnym. Nikt przecież nie uzna człowieka z metalową protezą nogi za „nienaturalnego”, podobnie jak ze sztucznym stawem biodrowym. Paradoksalnie problem rodzi się wówczas, gdy mamy do czynienia z osobą po udanym zabiegu transplantacji. Samoregulacja takiego organizmu ulega istotnym zakłóceniom, stąd wymaga on niejako nieustannego podtrzymywania w swym istnieniu przez wyrafinowane techniki medyczne. Często, jak w przypadku osób po transplantacji serca, prawie odgradza się ich od naturalnego środowiska, gdyż naturalne przecież stresy lub nawet niegroźne infekcje, są dla nich zabójcze. Zatem taki człowiek, jeśli nie mieści się w wymogach definicyjnych, miałby przestać być uważany za osobę ludzką? Akceptacja czy negacja czynnika ludzkiego u takiej osoby zależałaby więc nie od definicji, lecz od ocen otoczenia społecznego. Zatem przewagę zyskuje „naturalność” związana z normalnością (zwyczajnością).

          W niniejszym szkicu zostanie podjęta próba określenia granic naturalności i sztuczności w odniesieniu do organizmów i odpowiadających im układów nienaturalnych. Przedstawiona próba w żadnym wypadku nie może być uznana za wystarczającą, a tym bardziej za ostateczne rozwiązanie problemu. Za punkt wyjścia autor przyjmuje tezę, iż podział pomiędzy naturalnym a sztucznym jest rozłączny2 , a zatem nie ma układów na poły naturalnych, bądź w połowie sztucznych.

Czy żywy organizm może być sztuczny?


          W świetle dotychczasowych wywodów do rangi zasadniczego problemu urasta pytanie, czy organizm żywy może być uznany za twór sztuczny? Czy może istnieć np. sztuczny człowiek? Samo postawienie tego pytania na gruncie filozofii jest już czymś nieomal obrazoburczym. Przecież ogólna nazwa „człowiek” odnosi się do ściśle określonego desygnatu, stąd nazwa „sztuczny człowiek” jest pewnego rodzaju nadużyciem terminologicznym. Tak naprawdę to chyba nikt nie jest dziś w stanie określić tego, co w człowieku decydowałoby o jego sztuczności, bo zewnętrzna (obserwowalna) „konstrukcja” istoty ludzkiej jest dość ściśle określona i zrozumiała praktycznie dla wszystkich. Przyjęcie tego rodzaju rozwiązania rodzi pewne kontrowersje, gdyż np. pod pojęcie takiej naturalności nie podpadają transplantacje ani leczenie wrodzonych chorób genetycznych. Niesie to za sobą pewien paradoks, gdyż bardziej naturalnym może być np. człowiek ze sztuczną nerką, niż z przeszczepioną od drugiego człowieka. Podobnie też człowiek z przeszczepioną ręką może być potraktowany jako naruszenie naturalnego porządku, zaś metalowa proteza za coś nie zmieniającego porządku organizmu. Bardzo charakterystyczny jest tutaj przypadek człowieka z rozrusznikiem serca, który stymuluje naturalny organ człowieka, zmienia jego działanie, a jednak taka sytuacja nie jest zazwyczaj traktowana jako naruszenie naturalnego porządku, w przeciwieństwie do przeszczepu serca, który od początku budził wiele kontrowersji natury religijnej i moralnej.

          Powyższe konstatacje mogą wzbudzać pewne niezrozumienie, gdy sobie uświadomimy, że np. nienaturalny (sztuczny) człowiek może doskonale odpowiadać wszystkim parametrom swego naturalnego odpowiednika, a może nawet idealnie odpowiadać cechom przypisanym do ogólnego pojęcia „człowiek”. Teoretycznie możemy sobie wyobrazić sytuację, gdy zaistnieje potrzeba konstruowania sztucznych odpowiedników człowieka. To wizja nie do zaaprobowania z powodów natury moralnej bądź religijnej, gdyż żywy (ale nienaturalny) „sztuczny człowiek” teoretycznie, pod względem fizycznym, może się niczym nie różnić od swego naturalnego odpowiednika. Z założenia powinien jednak posiadać cechy, których brak naturalnemu odpowiednikowi, bądź ma on je słabo rozwinięte. Zatem z naszego punktu widzenia „sztuczny człowiek” będzie idealnie odpowiadał potrzebom, dla których został stworzony. To wyraźna jednostronność, która w otoczeniu ewoluujących żywych organizmów przestaje być zaletą. Idealny pracownik zapewne nie będzie dobrym biznesmenem, ani też raczej nie wykaże talentu artystycznego.

          Za zupełnie nowy problem należy uznać biohybrydowe3 narządy sztuczne, które w medycynie wykorzystuje się, jak na razie na bardzo ograniczoną skalę. Ich nazwa pochodzi stąd, iż stanowią połączenie sztucznych elementów z naturalnymi. Dzięki nim są już daleko zaawansowane próby z pokonaniem bariery immunologicznej, która jest główna przeszkodą przy przeszczepianiu narządów. W kilku krajach prowadzi się szeroko zakrojone badania nad sztuczną (biohybrydową) trzustką i innymi organami wewnętrznymi. Według ostatnich doniesień próby laboratoryjne dokonywane na zwierzętach doświadczalnych przyniosły tak obiecujące rezultaty, że zezwolono na próby kliniczne prowadzone na ludziach. Próby te prowadzone są w klinikach amerykańskich realizujących zezwolenie agencji FDA (U.S. Food and Drug Administration) na testy kliniczne na ludziach ksenoprzeszczepów wysepek trzustkowych pochodzących od świni. Ponadto w 1994 r. dokonano udanej operacji wprowadzenia sztucznego implantu. Przeszczepów tych dokonuje się do otrzewnej, a wysepki są wszczepiane w formie kapsułek otoczonych specjalną polimerową błoną (membraną), która nie dopuszcza do odrzucenia przeszczepu. Inne próby kliniczne dotyczą przeszczepów bydlęcych komórek chromafinowych4 przy chronicznych nerwobólach kręgosłupa. W 1994 r. dokonano udanej operacji wprowadzenia sztucznego implantu do kręgosłupa mężczyzny sparaliżowanego przez dotkliwy ból. Implant zawierający żywe komórki krowie rozpoczął wytwarzać analgetyki5 , które przyniosły ulgę cierpieniom chorego. Wreszcie mówi się też o próbach klinicznych leczenia chorób Parkinsona oraz Huntingtona za pomocą biohybrydowych wszczepów do mózgu komórek nerwowych pobranych od świń6 . Do eksperymentalnej praktyki klinicznej wprowadzono także komórki wątrobowe, zastępujące uszkodzone naturalne organy ludzkie, a nawet mówi się o implantach komórek nerwowych, które pomagają zatrzymać postępy nieuleczalnej dotąd choroby – stwardnienia zanikowego bocznego.

          Opanowanie techniki wszczepiania narządów biohybrydowych, w których czynnik biologiczny pochodzi od zwierząt (ksenogeniczny), rodzi nadzieje na radykalne ulżenie milionom ludzi cierpiącym na mniej lub bardziej zaawansowaną cukrzycę. Leczenie cukrzycy tradycyjnymi metodami jest dość uciążliwe dla pacjentów, a przeszczepy trzustki są bardziej w fazie eksperymentów, niż w praktyce medycznej. Szacuje się, iż aż ok. 2% (tylko tyle?) ludzkości cierpi na tę chorobę. Implanty biohybrydowe rodzą więc nadzieję na pokonanie trudności przy transplantacjach trzustki oraz pokonanie problemu niedostatku dawców ludzkich. Rozważając problem naturalności czy też sztuczności takich narządów, trzeba wziąć pod uwagę, iż naturalne „elementy” takiego narządu są dokładnie izolowane półprzepuszczalną błoną od antygenów układu odpornościowego organizmu poddanego takiej terapii. Błona otaczająca naturalne elementy jest zbudowana z polimerów (np. poli-L-lizyny, alginianu bądź z naprzemiennych warstw obu polimerów), które zachowują biozgodność zarówno z wszczepianym materiałem biologicznym jak i organizmem nosiciela. Membrana jest wytrzymała i półprzepuszczalna, gdyż nie przepuszcza antygenów organizmu poddanego terapii, ale za to przepuszcza krew i składniki pokarmowe (np. glukozę). Jest więc włączana do struktury organizmu biorcy i może funkcjonować wytwarzając np. insulinę, która jest rozprowadzana po całym organizmie przez naturalny układ krwionośny. Taka swoista naturalno/sztuczna hybryda burzy naszą pewność, że w przyszłości nie da się skonstruować cyborgów7 . Próby nad biohybrydowymi narządami trwają zaledwie ok. 20 lat, i z racji obiecujących rezultatów, w tak krótkim horyzoncie czasowym zostały wprowadzone do eksperymentalnej medycznej praktyki klinicznej.

          Terapia z zastosowaniem implantów biohybrydowych ma więc zapewnioną wspaniałą przyszłość. Lekarze widzą w niej możliwość zwalczenia dotąd praktycznie nieuleczalnych chorób, jak (poza wspomnianymi wyżej) hemofilia, anemia czy zaburzenia procesu wzrostu. Wspomina się też już o testowaniu podobnej terapii dotyczącej leczenia ślepoty8 . Obecnie trwają zaawansowane próby z wykorzystaniem w implantach biohybrydowych nawet komórek nowotworowych, które maja tę przewagę nad naturalnymi, że są nieśmiertelne i przy zapewnionym dopływie pożywienia i tlenu, zapewniają długotrwałość funkcjonowania wszczepionego układu. Wbrew obawom nie stwierdzono zagrożenia choroba nowotworową organizmu leczonego w taki sposób.

          W związku z powyższym istnieje nadzieja wykorzystania w implantach dowolnie genetycznie zmodyfikowanych komórek, bez obaw o ich negatywny wpływ na organizm ludzki. Rysuje się wyraźna perspektywa wykorzystania nawet zmodyfikowanych kolonii bakteryjnych, czy drożdżowych do takiej terapii. Stosunkowo łatwo jest bowiem zmusić bakterie do wytwarzania praktycznie dowolnej substancji będącej naturalnym produktem żywego organizmu.

Prawo i polityka o problemach granicznych – naturalne/sztuczne


          Nie tak dawno ogromne poruszenie wywołała decyzja brytyjskiego urzędu patentowego nadająca patent firmie biotechnologicznej na „wyprodukowany” przez siebie organizm transgeniczny. W świetle powyższego chwieje się tradycyjna etyka, zwłaszcza ta o koneksjach naturalistycznych. Prawo (przynajmniej w niektórych krajach) już traktuje organizmy transgeniczne, jako twory sztuczne. Jeśli ktoś ma w tej mierze wątpliwości, to niech spróbuje opatentować dowolny organizm niezmodyfikowany genetycznie. Opatentowanie GMO (Genetically Modified Organisms) obejmuje nie tylko sposób dokonania jego modyfikacji, ale także nowy organizm powstały po tej modyfikacji, a wreszcie także produkty wytwarzane przez taki organizm . Pierwszy patent na organizm transgeniczny wydano w USA w 1981 r., a od 1992 r. takie patenty wydaje także EPO (European Patent Office) z siedzibą w Monachium. Zauważmy, że prawnicy zdają się stać na gruncie tezy o sztuczności GMO, gdyż jednocześnie z możliwości patentowania wyłączają źródło różnorodności biologicznej, czyli naturalne organizmy. Doprowadziło to do pewnej nierównowagi prawnej pomiędzy osobami zajmującymi się tradycyjną biotechnologią, którzy poprzez wieloletnie eksperymenty wyhodowali nowe odmiany organizmów żywych, ale nie mogą ich opatentować, a pracownikami nowoczesnych laboratoriów, którzy swe osiągnięcia mogą bez większego kłopotu opatentować. Przyznać trzeba jednak, iż w Polsce twórcy nowych odmian roślin uprawnych mogą je rejestrować w COBORU (Centralny Ośrodek Badania odmian Roślin Uprawnych), który znajduje się w Słupii Wielkiej10 . Choć ochrona prawna jest daleko bardziej ograniczona niż w przypadku patentu, to jednak daje to pewne gwarancje bezpieczeństwa rezultatów przeprowadzonych badań. Z takiej ochrony nie korzystają jednak hodowcy zwierząt.

          Zauważmy, iż to właśnie prawnicy zdają się wykazywać więcej zdrowego rozsądku od humanistów uosabianych przez radykalnych ekologów, broniących się na barykadach już przegranej sprawy. Postęp w biotechnologii jest faktem. Ponadto zaangażował ogromny potencjał ludzki, kapitały i środki, które mają się zwrócić. Obrona przed postępem jest charakterystyczna dla konserwatywnych społeczności ludzkich. Przez opór swych konserwatywnych obywateli, kraje Unii Europejskiej zostały na starcie do nowej epoki biotechnologii o ok. 10 lat. Ten czas być może nie zostanie już nadrobiony.

Czy umysł może być sztuczny?


          Prawdziwą burzę w naukach przyrodniczych i humanistycznych wywołuje ostatnio teoria konekcjonizmu, która zaciera granicę pomiędzy naturalnością a sztucznością11 . W myśl tej teorii umysł ludzki funkcjonuje nie jako układ sterowany naszymi pragnieniami, dążeniami, uczuciami czy też naszymi przekonaniami, ale jest to sieć o analogicznych właściwościach, co neuronalna sztuczna sieć komputerowa symulująca przecież tylko układ naturalny, jakim jest ludzki mózg12 . Zatem konekcjoniści rozwiązania zagadki funkcjonowania mózgu szukają nie w badaniach żywego organizmu, lecz właśnie w konstruowaniu takich sztucznych sieci. Nazwa teorii pochodzi od sposobu programowania komputerów stanowiących konekcjonistyczną (równoległą) architekturę przetwarzania informacji. Dane trafiają początkowo do wielu komórek wejściowych, z których każda jest połączona z szeregiem komórek poziomu wewnętrznego (pośredniego). Na tym poziomie wypracowany jest sygnał wyjściowy. Najważniejsze jest jednak to, iż taki układ potrafi się uczyć (szkolić), poprzez odpowiednie uregulowanie poziomów istotności, od których zaczyna się reakcja poziomu wewnętrznego na bodźce (dane) płynące z poziomu niższego. Dzięki temu do czasu wygenerowania poprawnego rozwiązania, sieć wewnętrzna nie może do wyjścia wysyłać błędnych sygnałów. To wszystko dzieje się z zachowaniem zasady ekonomii wydatku energetycznego układu, czyli że dla wygenerowania poprawnej odpowiedzi sieć dokonuje możliwie minimalnego stopnia samoregulacji. Inaczej mówiąc sieć taka uczy się na swoich własnych błędach. Dzieje się tak dlatego, że system nie jest regulowany za pomocą jakiegoś programu. Działa on w zasadzie bez reguł. Metoda ta przypomina nie tyle wychowanie (rozumiane jako świadome kształtowanie umysłu), co tresowanie. Właśnie dlatego nazwano ją „wsteczną propagacją błędu” 13 . Dzięki takiej „nauce” sieci takie potrafią działać wybiórczo lub reagują nawet na bardzo mało zróżnicowane sygnały. Jak na razie szczytem możliwości takiego układu jest umiejętność czytania, tzn. układ po otrzymaniu tekstu pisanego na wyjściu przetwarza go poprawnie na tekst mówiony.

          Konekcjoniści widzą w projektowanych przez siebie układach sztuczne modele funkcjonowania ludzkiego umysłu. Ich układy bowiem nie tylko się uczą, ale także w pewnym zakresie dokonują samoregulacji. Taka umiejętność jest bardzo potrzebna, aby układy te funkcjonowały mimo występujących zakłóceń. Jak wiemy analogiczne zdolności posiada ludzki umysł14 . Zważmy, jakie konsekwencje natury epistemologicznej niesie za sobą teoria konekcjonistyczna. Po pierwsze: zakłada ona, że nie ma żadnej jakościowej różnicy pomiędzy funkcjonowaniem psychiki ludzkiej (układem naturalnym), a układem neuronalnym (sztucznym). Stąd – po drugie - wniosek, iż człowiek nie uczy się świadomie, gdyż jego umysł jest poddawany tresurze za pomocą metody prób i błędów. Po trzecie – tradycyjna psychologia wiążąca ludzkie działania z procesami poznania, przekonaniami i emocjami, nie ma najmniejszego sensu. Wreszcie, po czwarte, – nie istnieje nic takiego jak swoisty język umysłu, który tworzą najprostsze jednostki reprezentacji świata naszego umyśle. Planowanie, antycypowanie, to tylko przypadkowe sygnały, które nie zostały odrzucone, choć zostały przetworzone przez układ wewnętrzny. Tym samym chwieje się podstawowa zasada racjonalnego poznania. Takie usiłowania sprowadzenia organizmu żywego do postaci tresowanego bodźcami układu, spowodowały renesans idei behawioryzmu. Jeśli wierzyć prasie, to na Uniwersytecie w Bambergu prof. Dietrich Dörner zbudował (stworzył) pierwsze układy elektroniczne, które potrafią się złościć, „wymądrzać lub wpadać w panikę” 15 . Prof. Dörner jest święcie przekonany, iż wszystkie stany emocjonalne da się przedstawić za pomocą równań matematycznych, takich samych jak te, za pomocą których opisuje się działanie jego mechanizmów. Inaczej rzecz ujmując, jego zdaniem droga do poznania tajemnic ludzkiego mózgu prowadzi poprzez poznanie procesów przetwarzania informacji zachodzących w układach sztucznej pamięci. Konsekwencją takiego podejścia są usiłowania stworzenia całkowicie sztucznego układu zbliżonego swymi osiągnięciami do możliwości człowieka. Zatem „sztuczny człowiek” przyszłości być może byłby mechanizmem obdarzonym sztuczną inteligencją.

          Jak się wydaje takie rozwiązanie budzi znacznie mniejsze opory natury religijnej i moralnej niż w przypadku układu wiernie naśladującego człowieka, który obrazowo przedstawia się filmach S-F jako androida. Rzecz jasna do takiego celu prowadzi jeszcze daleka droga, gdyż wciąż jeszcze do końca nie wiadomo czy procesy psychiczne zachodzące w strukturze układu nerwowego, są całkowicie zdeterminowane przez prawa przyrody. Jeśli okaże się, że tak jest w istocie, to droga do zbudowania inteligentnych układów sztucznych stoi otworem.

          Pierwszy krok na drodze ścisłego zintegrowania układu naturalnego ze sztucznym już został zrobiony. W 1997 r. w California Institute of Technology skonstruowano układ scalony mieszczący w sobie także 16 komórek neuronowych, pobranych od szczurzych zarodków. Każdy neuron znalazł się w specjalnym kanaliku, gdzie znajdowała się także elektroda pobudzająca i zarazem rejestrująca. Wystarczyło tylko doprowadzić do neuronów odżywkę, aby neurony utworzyły połączenia ze sobą. Elektroniczne elementy nie tylko współpracowały z naturalnymi, ale przy okazji monitorowały ich funkcjonowanie. Sukces eksperymentu udowodnił, iż stworzenie interfejsu łączącego mózg ludzki z maszyną nie jest fantazją. Jego „skonstruowanie” (stworzenie) wydaje się być tylko kwestią czasu16 .

          Usiłowania informatyków i elektroników idące w kierunku zbudowania maszyn i urządzeń coraz bardziej przypominających człowieka wydają się być sensowne, ale tylko tak długo, jak za pomocą tego typu rozwiązań będziemy starali się rozwikłać tajemnice życia i świadomości. Z chwilą jednak, gdy tego typu ograniczenie zostanie pominięte, możemy mieć kłopoty z usensownieniem tego rodzaju praktyk. Po cóż nam przecież śmiejące się komputery, lub takie przeżywające stresy? Przypomina to „sztukę dla sztuki”, ale sztukę o potencjalnych konsekwencjach, o których dotąd czytaliśmy wyłącznie w powieściach S-F. Wyobraźmy sobie bowiem sytuację, w której uda nam się skonstruować urządzenie, replikę żywego człowieka, oddającą wiernie ludzką powierzchowność i zachowanie. Pierwsze pytanie do twórców takiego urządzenia musiałoby brzmieć – po co taki twór jest komu potrzebny? I tak mamy kłopoty z poruszaniem się w świecie artefaktów, tak wielkie nieraz, że za ich twórców jesteśmy skłonni uznać czynniki nadprzyrodzone, bądź wręcz kosmitów. Rzecz jasna zmusiłoby to nas do gruntownej rewizji przedmiotu wszystkich nauk społecznych.

          Spójrzmy na taką sytuację z pozycji etyka. Po pierwsze – musielibyśmy uznać taki twór albo za w pełni sztuczny, a wówczas traktowalibyśmy go tak samo, jak każde inne urządzenie, albo za twór obdarzony podmiotowością (równoważny naturalnemu), a więc równy człowiekowi. Uznanie go za twór pogranicza w niczym nie zmieniłoby sytuacji, gdyż decydujące znaczenie ma tutaj upodmiotowienie. Nie można być bowiem tylko na poły podmiotem moralnym. Formułując normy moralne musielibyśmy je konstruować albo osobno dla siebie i osobno dla naszego tworu, a zatem zepchnęlibyśmy go do pozycji niższej od naszej, albo też powinniśmy uznać go za pełnoprawnego człowieka. Nie wdając się w dalsze dywagacje na ten temat, w konsekwencji trzeba byłoby uznać, iż zasada ekonomii działania jest obca ludzkości. Wyprowadzając nasze dzieło z grupy przedmiotów sztucznych, uznalibyśmy go zarazem za twór moralnie wartościowszy od np. zwierząt, co nie wydaje się być szczęśliwym rozwiązaniem. Zamieszanie, jakie musiałoby powstać, mogłoby skutecznie zdezorganizować funkcjonowanie społeczeństw ludzkich. Zdrowy rozsądek zdaje się więc wykluczać potrzebę tego rodzaju działania. Tak samo bezsensowne wydaje się być tworzenie wiernej, pod względem biologicznym, kopii człowieka.

          Współcześnie prowadzone badania nad „sztuczną inteligencją” nie wydają się być przecież zamierzeniem samobójczym w skali zbiorowej. Obdarzanie maszyn coraz to nowymi przymiotami, właściwymi dotąd wyłącznie człowiekowi, służy przecież w konsekwencji lepszemu poznaniu siebie samych, a więc jest racjonalne. Komunikacja pomiędzy człowiekiem a maszyną wymaga też maksymalnego upraszczania procedur i komunikacji. Nic więc dziwnego, że maszyny obdarzamy swoimi cechami, gdyż w ten sposób porozumiewanie staje się łatwiejsze.

          Cechy psychiczne użytkownika komputera mają niebagatelny wpływ na sposób korzystania przez niego ze sprzętu. Zdarzają się zapewne użytkownicy zupełnie bezradni w obliczu najprostszego komunikatu o błędzie lub o potrzebie jego naprawienia. Niemożność poradzenia sobie w stosunkowo nieskomplikowanej sytuacji jest dla wielu źródłem frustracji i bezsilnego gniewu. Innym źródłem kłopotów jest nastrój operatora przy rozpoczęciu pracy. Rzecz jasna codziennie miliony ludzi pracują na komputerach i nikogo nie obchodzi ich stan psychiczny, a jednak informatycy jakby uparli się, aby ulżyć zestresowanym i nerwowym osobom obsługującym. To właśnie z myślą o takich użytkownikach zrodził się pomysł opracowania mniej „aroganckiego” programu obsługi komputera, który niczym człowiek kierowałby niedoświadczonym lub bezradnym użytkownikiem. Poważnie myśli się o wyposażeniu naszych PC-tów w czujniki pozwalające im właściwie ocenić stan psychiczny użytkownika. Problem wyglądałaby nieomal śmiesznie, gdyby nie fakt zaawansowanych prac nad takim dodatkowym wyposażeniem komputerów17 . Zważmy, jak my samu stajemy się rzecznikami bardziej maszyn niż samych siebie. Program taki ma zmniejszyć stresy związane z eksploatacją komputera, ale w zasadzie wydaje się zapobiegać aktom agresji bezradnego użytkownika wobec „niesfornej” maszyny. Komputer ma bowiem być wyposażony w zestaw specjalnych czujników analizujących zachowanie człowieka oraz w wyspecjalizowany program „uspokajania sfrustrowanego użytkownika”. Oczywiście nawet wśród specjalistów komputerowych tego rodzaju plany budzą zrozumiałą niechęć. Maszynie bowiem sami dajemy do ręki narzędzie do manipulowania człowiekiem.

          Rekapitulując, nasuwa się także niewesoła konstatacja, że konwencje się zmieniają. Takim zmianom ulega też pojęcie naturalności. Szczególną rolę w tych procesach gra upływ czasu. Być może już za kilka pokoleń, to, co dziś uznajemy za sztuczne, będzie czymś zupełnie naturalnym. Jedno wydaje się być pewne, na pewno nie będzie na odwrót – naturalne dziś, jutro nie będzie sztucznym. Trzeba jednak pamiętać, iż pojęcie naturalności wywodzące się z „normalności” (zwyczajności) prowadzi wprost do pułapki związanej z możliwą metanoją, tu rozumianą jako radykalna zmiana dotychczasowego paradygmatu kulturowego. Zatem, jeśli organizmy transgeniczne będą przeważały liczebnie i obszarowo w uprawach i hodowli, to właśnie one będą nową „normą” – naturalnością w nowym znaczeniu. Podobnie w świecie „sztucznych” ludzi - nienaturalny będzie biologiczny człowiek. Na razie taka możliwość opisywana jest tylko przez pisarzy science fiction, ale nie da się wykluczyć tego, że taka właśnie będzie przyszłość naszej kultury.

PIŚMIENNICTWO


1
S. Blackburn, Oksfordzki słownik filozoficzny, Książka i Wiedza, Warszawa 1997, s. 248.

2
Zob. A. Latawiec, Między naturalna a sztuczna świadomością, „Poznańskie Studia z Filozofii Humanistyki” 1999, t. 5 (18), Umysł a rzeczywistość, s. 210.

3 Biohybrydowy narząd sztuczny – „Układ składający się z komórek lub tkanek immobilizowanych w półprzepuszczalnej osłonie immunoizolacyjnej i zastępujący funkcje naturalnego narządu” – za: T. Jankowski, Biohybrydowe, sztuczne narządy w terapii chorób układowych, „Biotechnologia” 1999, nr 1(44), s. 46.

4 Komórki chromafinowe – wytwarzają naturalne substancje przeciwbólowe jak np. katecholaminy, adrenalinę oraz opiody (Zob. M. Abercrombie, M. Hickman, M.L. Johnson, M. Thain, The New Penguin Dictionary of Biology, Penguin Books 1990, s. 108).

5
Analgetyki – środki znieczulające, uśmierzające ból. W terapii immunoizolacyjnej (z zastosowaniem ksenogenicznych komórek chromafinowych, czyli układu biohybrydowego) korzysta się z naturalnych tkanek zwierzęcych, wytwarzających te substancje. Wspomniany przypadek został opisany przez M.J. Lysaght’a i P. Aebischer’a w interesującym artykule Terapia „opakowanymi komórkami” , „Świat Nauki” 1999, nr 6, s. 42-48.

6
T. Jankowski, wyd. cyt., s. 55-56.

7
Zauważmy jak niewinnie, w porównaniu z możliwościami, jakie przynosi technika przeszczepów biohubrydowych, wygląda określenie zaczerpnięte z Leksykonu biologicznego (pod. red. Cz. Jury i H. Krzanowskiej, Wyd. WP, Warszawa 1992, s. 116) - „Pewną formą cyborga jest np. człowiek z atomowym rozrusznikiem serca”.

8
M.J. Lysaght i P. Aebischer, wyd. cyt., s. 43.

9
Szerzej na ten temat w: T. Twardowski, E. Kwapich, 100+1 najczęściej zadawanych pytań na temat współczesnej biotechnologii, "„Edytor", Poznań 2000, s. 41-43.

10
Zob. Tamże, s. 42.

11 Zob. np.: Philosophy and Connectionist Theory, ed. W. Ramsey, S. P. Stich, D.E. Rumelhardt, Hillsdasle 1991.

12
Na problemy związane z rozróżnieniem „sztucznej” od „naturalnej” inteligencji zwraca uwagę Anna Latawiec w swym artykule Naturalne i sztuczne w świetle rozważań o sztucznej inteligencji, „Studia Philosophiae Christianae”, 1996, nr 1, s. 191-202.

13
Tak np. przetłumaczył to Michał Szczubiałek w Oksfordzkim słowniku filozoficznym Simona Blackburn’a (Wyd. Książka i Wiedza, Warszawa 1997, s. 194).

14 Zainteresowanych stroną formalną koncepcji konekcjonistycznych odsyłam do artykułu: A. Putko, Klasycyzm, konekcjonizm a poziomy analizy, „Poznańskie Studia z Filozofii Humanistyki” 1999, t. 5(18), Umysł a rzeczywistość, s. 437-455.

15
Z. Wojtasiński, Dusza w równaniu matematycznym, „Rzeczpospolita” 2000, nr 152, s. A. 8.

16 Zob. Nowatorski neuroprocesor, „Świat Nauki” 1998, nr 3, s. 13 oraz: M. Bartosiewicz, Sięgaj tam, gdzie wzrok nie sięga, „Enter” 2001, nr 2, s. 21.

17 T. Beardsley, Jak żywy?, „Świat Nauki” 1998, nr 10, s. 21.

 

Data publikacji: 28 czerwca 2005 r.



Stefan Konstańczak
Pomorska Akademia Pedagogiczna w Słupsku


Dr Stefan Konstańczak jest adiunktem w Katedrze Filozofii Pomorskiej Akademii Pedagogicznej w Słupsku. Autor ponad 100 publikacji naukowych i popularno-naukowych, publikowanych m.in. w takich czasopismach jak: „Etyka”, „Ruch Filozoficzny”, „Edukacja Filozoficzna”, Zeszyty Naukowe Komitetu „Człowiek i Środowisko” PAN, „Toruński Przegląd Filozoficzny”. Członek Polskiego Towarzystwa Filozoficznego, European Association for Security, Pomorskiego Towarzystwa Filozoficzno-Teologicznego.

Ważniejsze publikacje:

A. ksiązki


1. Wybrane zagadnienia ekofilozofii, Wyd. PAP Słupsk 2005, s. 203

2. Etyka środowiskowa wobec biotechnologii, Wyd. PAP Słupsk 2003, s. 227.

3. Internalizacja wartości moralnych, Wyd. PAP Słupsk 2001, s. 241.

B. artykuły

1. Paradoks humanizmu ekologicznego. W: Filozofia bliższa życiu, pod red. P. Czarneckiego, Wyd. Wyższą Szkoła Finansów i Zarządzania, Warszawa 2005, s. 368-380

2. Ekofilozofia a zdrowie człowieka. W: Ekofilozofia, bioetyka, etyka biznesu. Aktualne problemy współczesności, pod red. J. Jaronia, Wyd. AP, Siedlce 2004, s. 27-37.

3. Etyka środowiskowa w Polsce, W: Filozofia polska w okresie transformacji ustrojowej, pod red. W. Słomskiego, Wyd. Akademii Podlaskiej, Siedlce 2003, s. 67-78

4. Kontrowersje wokół przedmiotu bioetyki, w: Podstawy kultury ekologicznej. The bases of ecological culture, pod red. J.M. Dołęgi, „Zeszyty Naukowe” Komitetu „Człowiek i Środowisko” PAN 2002, nr 32, Wyd. UKSW, Warszawa 2002, s. 159-172
KOMENTARZE
Newsletter