Biotechnologia.pl
łączymy wszystkie strony biobiznesu
In vitro: współczesny areopag, wywiad z ks. prof. Janem Wolskim
12.11.2012 , Tagi: , bioetyka

Co to oznacza, że metoda in vitro jest niegodziwa?

Metodę in vitro można rozpatrywać w różnych aspektach: biologicznym, medycznym, prawnym, etycznym. I ten ostatni aspekt budzi wiele uzasadnionych zastrzeżeń. Aby odpowiedzieć na pytanie czy taka metoda jest etycznie godziwa nie można np. ograniczyć się jedynie do motywów, którymi niektórzy starają się ją uzasadnić. Należy zaznaczyć, że już same motywy zapłodnienia in vitro nie zawsze są etyczne i szlachetne. Nie można pominąć bowiem powoływania do istnienia zarodków ludzkich w celach badawczych i eksperymentalnych. Zapłodnienia in vitro dokonuje się także, aby pozyskać embrionalne komórki macierzyste w celach terapeutycznych. Takie powody poczęcia człowieka rodzą uzasadnioną krytykę.

Mówiąc oględnie jednak „przeciętny człowiek” decyduje się na omawianą metodę zapłodnienia, by po porostu zostać rodzicem?

Oczywiście najczęstszym motywem podejmowania procedury in vitro jest pragnienie spełnienia rodzicielstwa, które samo w sobie jest godziwe i szlachetne. Ale trzeba też zauważyć, że takie pragnienie macierzyństwa w wielu przypadkach pojawia się dość późno, gdy już sama natura temu nie sprzyja. (Skrajnym przykładem jest prawie 67 letnia Rumunka Adriana Iliescu, czy Hinduska Omkari Panwar, która urodziła bliźnięta w wieku 70 lat).

Najczęstszym argumentem małżonków, ale także i osób samotnych, jest argumentacja określana „prawem do szczęścia”. Pragnienie małżonków etycznie nie usprawiedliwia działania mającego na celu zaspokojenie ich skądinąd godnego pragnienia. Dziecko nie jest chciane dla niego samego a jedynie z racji spełnienia oczekiwań i pragnień innych.

Przy ocenie etycznej należy wziąć pod uwagę wiele aspektów i kryteriów. Istotne są nie tylko motywy, ale także metody oraz skutki, jakie ze sobą niesie procedura zapłodnienia in vitro. Chociaż pragnienie posiadania dziecka przez małżeńskie pary jest czymś naturalnym i godziwym, to niektóre z metod, które prowadzą do spełnienia tego pragnienia nie są etyczne. Dziecko nie jest jakimś przedmiotem, które komuś się należy, ale jest darem. Dlatego nie może być traktowane jako przedmiot niczyjej własności, do którego ma się prawo. W tej materii to dziecko posiada prawo: prawo, by „być owocem właściwego aktu miłości małżeńskiej rodziców i jako osoba od chwili swego poczęcia mająca również prawo do szacunku” (Katechizm Kościoła Katolickiego, Poznań 1994, kan. 2378.). Dziecko powinno przychodzić na świat w trakcie osobowego zjednoczenia małżonków, jako owoc małżeńskiej miłości, która jest pełna, wierna i wyłączna (zob. Kongregacji Nauki Wiary, Instrukcja Donum vitae, II, B, 5). Nawet homologiczne zapłodnienie in vitro, czyli w obrębie danego małżeństwa, choć nie narusza ich jedności, pozbawia jednak dziecka prawa do tego, aby było owocem aktu małżeńskiego, miłosnego zjednoczenia rodziców, a nie jedynie efektem działania zespołu biologów i lekarzy. In vitro przyczynia się tym samym do traktowania mającego przyjść na świat dziecko nie jako osoby - owocu miłości małżeńskiej, ale jako pewnego „produktu”. Dziecko jawi się jako efekt pewnego działania technicznego, pozbawione jest odniesienia personalistycznego działania rodziców.

Czy ocena etyczna In vitro winna odnosić się także do jej czysto technicznego oblicza?

Należy wskazać, że techniki sztucznej reprodukcji, stwarzają nie tylko możliwość zamachów na życie ludzkie, ale często do tego rzeczywiście dochodzi. Stąd m.in. hierarchowie Kościoła w Polsce w sposób jednoznacznie negatywny ocenili stosowanie takich praktyk, określając in vitro jako pewnego rodzaju „wyrafinowaną aborcją” (Rada ds. Rodziny Konferencji Episkopatu Polski, List do parlamentarzystów na temat sztucznych zapłodnień in vitro - Warszawa, 8 grudnia 2007 r.).

Czy formułowanie takiej tezy jest jednak uzasadnione?

Uzasadnienie jest nader proste. Część wyprodukowanych embrionów nie ma szans przeżycia, także na skutek weryfikacji dokonywanej drogą diagnostyki preimplantacyjnej, a część jako nadliczbowe zarodki zostają zniszczone.

W in vitro naruszone są fundamentalne prawa dziecka, ponieważ pozbawia się go relacji bycia dzieckiem w pełnym tego słowa znaczeniu. Łamane są zatem podstawowe zasady i prawa, ojcostwa i macierzyństwa: relacji pomiędzy dzieckiem a rodzicem. Dziecko może mieć wielu rodziców: rodzice – dawcy komórek rozrodczych, a także rodzice zwani zastępczymi (a przynajmniej matka zastępcza), a także rodzice prawni, np. ze względu na adopcję. W okresie ciąży, a także poprzez narodzenie tworzy się intymna więź pomiędzy matką a dzieckiem. Zdarzają się częste przypadki, że zastępcze matki po urodzeniu nie chcą oddać dziecka.

Czy to oznacza, że metoda ta posiada konsumpcyjny charakter?

In vitro przypomina w pewnym sensie „supermarket”. Dla wielu klinik jest to bardzo lukratywny interes, a i ubogie kobiety często czerpią materialne korzyści z „wynajmowania” swego ciała. Mamy wówczas do czynienia z prawną formą umowy „kupno-sprzedaż” usług macierzyńskich, jest to komercjalizacja macierzyństwa. W wielu krajach brakuje do dzisiaj rozwiązań prawnych w tej materii, a w innych istnieje zakaz „odpłatności” za macierzyńskie zastępstwo. Europejska Konwencja Bioetyczna zakazuje czerpania zysku z ludzkiego ciała. „Ciało ludzkie i jego części nie mogą, same w sobie, stanowić źródła zysku” (Rada Europy, Konwencja o ochronie praw człowieka i godności istoty ludzkiej wobec zastosowań biologii i medycyny.Konwencją o prawach człowieka i biomedycynie, [Europejska Konwencja Bioetyczna, Oviedo 4 kwietnia 1997 roku, art. 21]). Macierzyństwo zastępcze łamie wskazaną zasadę. Narusza tym samym godność i dobro osobowe dziecka. W zapłodnieniu in vitro dziecko staje się „towarem” w konsumpcyjnym świecie. W takiej optyce chodzi o zaspokojenie za wszelką cenę własnych potrzeb, nie zwracając przy tym uwagi na łamanie prawa innych, zwłaszcza narażając ich na utratę życia, jak to ma miejsce w przypadku śmierci wielu powołanych do życia zarodków.

Jakie społeczne oraz techniczne zagrożenia dostrzega ksiądz profesor w odniesieniu do metod zapłodnienia pozaustrojowego?

Coraz częściej mamy do czynienia z diagnostyką preimplantacyjną, która jest pewną formą procedury selekcyjnej i kontroli jakości mającego przyjść na świat dziecka, a w przypadku nie spełniała oczekiwanych standardów jest eliminowane.

Praktyka in vitro staje się coraz powszechniejsza, a przy jej heterologicznej procedurze, gdy anonimowy dawca np. nasienia, może być biologicznym ojcem ogromnej liczby dzieci, które nieświadome takiego pokrewieństwa mogą zawrzeć ze sobą związek małżeński. Taka obawa jest uzasadniona. Czasami może dochodzić zatem do przypadków kazirodztwa.

Człowiek powinien przychodzić na świat jako owoc miłości i nie może stawać się „produktem”. Reproduktywna metoda in vitro ujawniają dysharmonię z antropologicznym pryncypium, jakim jest nienaruszalny wymiar życia osobistego i rodzinnego. Akt zrodzenia „dziecka jest wydarzeniem głęboko ludzkim i wysoce religijnym” (Jan Paweł II, Evangelium vitae, 43). Prokreacja tym samym domaga się zachowania integralności aktu małżonków oraz należnego szacunku dla osobowej godności poczętego życia, bo nie jest tylko bytem biologicznym.

Przy ocenie etycznej procedury in vitro należy brać pod uwagę także skutki zdrowotne zarówno w odniesieniu do matki jak i poczętego dziecka. Po wielu latach stosowania tej metody nie do końca została poznana kwestia zdrowia matki oraz ryzyka powstania defektów u dzieci. Choć badań i opracowań odnośnie ryzyka jakie niesie ta metoda jest coraz więcej, daje się zauważyć w tej materii – i to z różnych motywów – „zmowę milczenia”, bądź ukrywania oczywistych i potwierdzonych – naukowo faktów. Choć wskazuje się na liczne defekty dzieci przychodzących na świat metodą in vitro, to jednak o poważnym ryzyku zdrowotnym, tak matki jak i mającego narodzić się dziecka, nie informuje się potencjalnych kandydatów korzystających z usług klinik. Wiele ujemnych skutków procedury in vitro opisywanych jest także na stronach czasopism dostępnych internetowo (zob. np. „Nature”, „European Journal of Pediatrics”, „Medical News Today”).

Czy osoba wierząca może w jakimś aspekcie akceptować omawiana metodę?

W Kościele katolickim, z inicjatywy papieża Benedykta XVI, 11 października b.r., rozpoczęliśmy „Rok Wiary”. Ma on służyć nie tylko pogłębieniu naszej wiary, ale jest zarazem okazją, aby odpowiedzieć sobie na pytanie, na ile rozumem i swoją wolą przyjmuję to, co przekazuje nam Kościół w oficjalnym nauczaniu. Trzeba od razu zaznaczyć, że nie wszystko, co Kościół proponuje i na co wskazuje jest łatwe. Kościół wierny Chrystusowemu przesłaniu, czasem przeżywa to, co spotkało samego Mistrza. Ewangelia odnotowuje, że Jezus spotykał się z niezrozumieniem i brakiem akceptacji tego, czego nauczał, a w konsekwencji wielu odeszło od Niego. Wówczas postawił także najbliższym uczniom pytanie: „«Czyż i wy chcecie odejść?» Odpowiedział Mu Szymon Piotr: «Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego»” (J 6,67-68). Analogiczna sytuacja może zachodzić w odniesieniu do praktyki in vitro w dzisiejszej rzeczywistości. Kościół pozostanie wierny fundamentalnym i podstawowym wartościom, nawet kosztem odejścia tych, którzy takiego poglądu nie podzielają. Stosunek do in vitro jest dzisiaj testem wierności w odniesieniu do nauki Chrystusa i Kościoła. Staje się także świadectwem wiary chrześcijanina. Poniewważ omawiana tutaj metoda jest z wielu powodów niegodziwa, tym samy nie może być przez człowieka wierzącego w żadnej mierze zaakceptowana, chociaż przywołuje się dla jej usprawiedliwienia wiele szlachetnych motywów.

Jak jednak odnieść się do wspomnianej przez księdza profesora diagnostyki preimplantacyjnej, czy wspomniany postęp medyczny nie sprawi, że z czasem metoda ta stanie się szansa do wprowadzenia swoistej chirurgii zarodka?

Jeśli uzasadnimy, że niegodziwym jest cały proces in vitro, to odnosi się on do różnych jego etapów czy elementów. Jednym z nich jest dokonywanie selekcji zarodków na drodze diagnostyki prenatalnej. Dzisiaj jest ona przeprowadzana, aby tylko dobrze rokującym zarodkom dać szansę na przeżycie, inne zostają zabijane. Współczesne osiągnięcia medycyny umożliwiają leczenie już wielu defektów w rozwijających się płodach, ale w bardzo wielu przypadkach tego się nie czyni, uznając, że prościej jest dokonać aborcji i podjąć następną próbę poczęcia dziecka. Takie eugeniczne motywy jeszcze bardziej mogą przyświecać tym, którzy przeprowadzają diagnostykę preimplantacyjną. Jestem przekonany, że tutaj argument ekonomiczny będzie przewodnią motywacją i prostą kalkulacją, co bardziej będzie się opłacać: dokonać skomplikowanej chirurgii zarodkowej obarczonej z pewnością wielkim ryzykiem jej skuteczności, czy obrać łatwiejszą drogą zgładzenia człowieka w jego zarodkowym etapie rozwoju. Diagnostyka płodu jest godziwa, jeśli jej celem są względy terapeutyczne mającego przyjść na świat dziecka, a czasem wręcz ratowania jego życia. W przypadku diagnostyki preimplantacyjnej trudno uznać jej etyczne uzasadnienie, skoro celem nie jest przeprowadzenie terapii, a jeśli nawet taki cel byłby możliwy, to ze względu na niegodziwość całej procedury in vitro, nie jest zasadne debatowanie czy jego pewien element jest etycznie dopuszczalny.

Czy osoba zaangażowana w in vitro: rodzic, lekarz powinni się z tego spowiadać?

Ze względu na to, że in vitro z wielu rożnych powodów jest niegodziwe, to nie tylko trzeba się z tego spowiadać, ale w wielu przypadkach może to być powodem odmówienia udzielenia rozgrzeszenia. Oczywiście wszystko zależy od sytuacji, w jakiej dany penitent się znajduje. Dla pewnego usystematyzowania tego zagadnienia przedstawię to nieco szerzej.

Najpierw trzeba zauważyć, że procedura medyczna zapłodnienia in vitro rozciąga się w czasie. Może trwać wiele miesięcy, a bywa czasami, że nawet kilka lat. Dlatego problem ten należy rozpatrywać także w odniesieniu do trzech okresów: przed zapłodnieniem in vitro, w trakcie tej procedury i po dokonaniu zabiegu.

a) Przed zapłodnieniem in vitro

W przypadku, gdy mamy do czynienia z penitentem (odnosi się zarówno do penitentki, jak i penitenta, ponieważ decyzja podejmowana jest wspólnie przez oboje małżonków), który nosi się z zamiarem dokonania takiego zabiegu i taką decyzję przekazuje w sakramencie pokuty, należy spowiadającemu się uświadomić niegodziwość takiej decyzji i takiego działania. Jeśli z rozmowy wynikałoby, że decyzja jest nieodwołalna, kapłan nie można udzielić rozgrzeszenia z racji złej woli trwania w grzesznej decyzji, czyli z powodu braku podstawowego warunku rozgrzeszenia. W przypadku, gdy penitent waha się, a kapłan nie jest w stanie przekonać o niegodziwości takiego działania i zaniechania praktyki albo decyzję tę penitent pragnie uzgodnić jeszcze ze współmałżonkiem, co jest ze wszech miar wskazane, rozgrzeszenie należałoby odłożyć do momentu podjęcia decyzji o rezygnacji z zapłodnienia in vitro. W rozmowie należy z całą klarownością uświadomić, iż takie działanie jest nieetyczne, o czym była mowa wcześniej.

 b) W trakcie procedury in vitro

Inny przypadek to sytuacja, w której penitent przystępuje do sakramentu pokuty, a jest jeszcze w trakcie owej wielomiesięcznej procedury. Takiej osobie nie można udzielić absolucji z racji trwania w działaniu moralnie niegodziwym. Bez wątpienia mamy tutaj do czynienia z grzechem śmiertelnym przeciw życiu. Nadto zło moralne przejawia się w nienaturalnej, niegodziwej metodzie zmierzającej do poczęcia dziecka. W takiej sytuacji, podobnie jak w poprzednim przypadku, należy uświadomić ogrom zła i starać się za wszelką cenę przekonać do zmiany decyzji. Inaczej rozgrzeszenia nie można udzielić z racji braku właściwej dyspozycji.

c) Po dokonaniu zabiegu

Być może najczęstszym przypadkiem będzie sytuacja, gdy osoba przystępująca do sakramentu pokuty będzie już po przeprowadzonym zabiegu in vitro. Nie zwalnia to jednak kapłana z obowiązku uświadomienia dokonanego zła i to w ciężkiej materii. Rozgrzeszenie w przypadku skutecznego przeprowadzenia in vitro jest możliwe po spełnieniu koniecznych warunków „dobrej spowiedzi”. Jednym z nich jest żal za popełnione zło. Trzeba jednak mieć świadomość, że czym innym jest radość z posiadanego dziecka, także w wyniku niegodziwej drogi jego poczęcia, a czym innym jest żal za czyn moralnie zły. To, że ktoś cieszy się z poczęcia dziecka, choć nieetyczną metodą, nie oznacza, że z czasem nie zrozumie zła, którego się dopuścił i jeśli szczerze żałuje, może liczyć na miłosierdzie Boże, które otrzymuje poprzez sakramentalne przebaczanie. „Rozgrzeszenie usuwa grzech, ale nie usuwa wszelkiego nieporządku, jaki wprowadził grzech” (Katechizm Kościoła Katolickiego, nr 1459). Dlatego należy pamiętać, że innym ważnym aktem penitenta jest także zadośćuczynienie, które w tym przypadku powinno być stosowne za zaciągnięcia ciężkiej winy.

Nadto wydaje się uzasadnione, aby zachęcić penitenta do zachowania dyskrecji o dokonanym zabiegu in vitro. Moralne zło, którego ktoś się dopuścił, nie może być motywem do chlubienia się nim. Nie może też stanowić pewnego wzorca ani zachęty dla innych. Rodzicielska roztropność nakazywałaby także raczej przemilczanie takiego faktu przed dzieckiem, które w zapłodnieniu in vitro nie zawsze jest ich biologicznym potomstwem.

d) Personel medyczny przeprowadzający in vitro

Każdy, kto „zawodowo” praktykuje in vitro nie spełnia warunków otrzymania rozgrzeszenia. Jest to bowiem działanie grzeszne wymierzone przeciw życiu. W każdym działaniu, w którym dochodzi do uśmiercania życia, nawet jeśli nie jest ono celowe, a jest wynikiem tzw. skuteczności przeprowadzanego zabiegu, mamy do czynienia z aktem moralnie złym. Lekarz nie może dokonywać zabiegów, które ze swej natury są nieetyczne, o czym była mowa w pierwszej części niniejszego omówienia. In vitro bywa stosowane, czy nawet refundowane dla par, które nie są małżeństwami - czyli osób ze związków partnerskich, także tej samej płci, bądź dla kobiet samotnych. Bywają przypadki, że także homoseksualiści domagają się prawa do posiadania dziecka korzystając z pomocy procedury zapłodnienia in vitro orazz instytucji matki zastępczej (surogatki). Jest to problem nie tylko natury prawnej, ale także etycznej. W przypadkach pozamałżeńskich ocena etyczna z oczywistych względów tym bardziej jest negatywna. Współdziałanie lekarza w takiej sytuacji ze zrozumiałych względów podlega także ocenie etycznej. Dlatego dopóki osoba wykonująca bezpośrednio zabiegi in vitro nie zaprzestanie działania niegodziwego, nie może uzyskać sakramentalnego rozgrzeszenia.

Czy za stosowanie in vitro grozi ekskomunika, czym ona w istocie jest?

W aktualnie obowiązującym ustawodawstwie kościelnym Kodeks Prawa Kanonicznego nie przewiduje sankcji ekskomuniki za niszczenie powołanych do życia zarodków. Niemniej jednak, niedawno pojawiła się ożywiona dyskusja, czy prowadzący badania nad embrionalnymi komórkami macierzystymi nie zaciągają kary ekskomuniki z racji zabijania ludzkiego życia w tej fazie jegoistnienia. Kanon 1398 Kodeksu Prawa Kanonicznego mówi o takiej sankcji, ale wówczas, kiedy dokonuje się „przerwania ciąży”. W przypadku powodowania śmierci embrionów podczas eksperymentów, a także zabijania zarodków „nadliczbowych” powstałych w trakcie zapłodnienia in vitro, nie ma przerwania ciąży, bo do niej nie dochodzi. Jedynie zastosowana „aborcja selektywna” w trakcie procedury in vitro skutkuje zaciągnięciem ekskomuniki także dla tych, którzy jej dokonują, tak jak w przypadku każdej innej aborcji. Niewykluczone jednak, że prawodawstwo kościelne podąży w tym kierunku, aby każde umyślne doprowadzenie do uśmiercenia już poczętego życia, nawet jeśli nie jest ono jeszcze płodem, podlegało sankcji karnej w postaci ekskomuniki. Brak ekskomuniki nie oznacza bynajmniej, że popełnione zło moralne jest mniejsze.

Dwa lata temu redakcja Gościa Niedzielnego opisywała sytuację małżeństwa, które zdecydowało się na zabieg zapłodnienia pozaustrojowego posiadając pozytywną opinię spowiednika. W jakiej sytuacji moralno-etycznej są wspomniane osoby?

Nie jest mi znana taka opinia. Powiem krótko: albo małżonkowie źle zrozumieli spowiednika, albo spowiednik okazał się całkowitym ignorantem. Nauka Kościoła w tej materii jest jasna i konsekwentna. Jak starałem się ukazać, istnieje wiele powodów, dla których metoda taka z powodów etycznych nie może być zaakceptowana. Dlatego żaden spowiednik nie ma takiej władzy, aby udzielić pozwolenia, albo pozytywnie zaopiniować, a tym samym zachęcić penitentów do stosowania zapłodnienia pozaustrojowego.

Jako wykładowca Wyższego Seminarium Duchownego przygotowuję także przyszłych kapłanów do posługi w konfesjonale. I te zagadnienia są także przedmiotem naszych wykładów. Muszę powiedzieć, że wielu kapłanów, zarówno młodszych jak i starszych stażem, zwracało się do mnie z pytaniami w tej materii. Mieli pewne wątpliwości nie tyle, co do etycznej oceny takiej procedury, ale jak należy postąpić z penitentami, którzy znaleźli się w takiej sytuacji.

Czy dziecko już żyjące, a uprzednio poczęte dzięki metodzie in vitro z perspektywy teologicznej znajduje się w jakiejkolwiek innej sytuacji niż jego rówieśnik poczęty w sposób naturalny?

Nie. Nie ma tutaj żadnej różnicy. Analogicznie jak dziecko poczęte na skutek gwałtu, czyli grzesznego, przestępczego, nieetycznego działania sprawcy, w żaden sposób nie rzutuje to na status dziecko. Jest ono, tak jak każde inne, obdarzone taką samą godnością, dlatego ma takie samo prawo do życia i jego ochrony, a także należne prawo, aby było obdarzone prawdziwą rodzicielską miłością. Wydaje się jednak, że dziecko poczęte dzięki metodzie in vitro, powinno stać się przedmiotem szczególnego zatroskania i miłości, bo zostało wystarczające skrzywdzone już w pierwszym etapie swojego istnienia. Tylko z tego powodu sytuacja tego dziecka jest inna. Nadto konsekwencje przyjścia na świat drogą in vitro mogą dać się odczuć boleśnie w późniejszych etapach życia. Dotyczy to choćby faktu, że gdy dowie się, że właśnie przyszło taką drogą na świat, może boleśnie przeżywać tzw. „syndrom ocalałego”. Jest to świadomość, że własne istnienie zostało okupione śmiercią najczęściej wielu jego braci czy sióstr, którym nie było dane przeżyć.

Przykład in vitro pokazuje, że spotykamy się w chwili obecnej z niespotykanym dotąd w historii postępem naukowym. Jak w takiej sytuacji działać moralnie, jakie wartości winny stanowić punk odniesienia, co winno być podstawowym celem?

Możliwość rozbicia atomu też był wielkim postępem naukowym. I jak się okazuje nie zawsze jego wykorzystanie było właściwe. A nawet przy najlepszych zabezpieczeniach wykorzystania tych zdobyczy niejednokrotnie przyczynił się do śmierci, nieszczęścia i nieodwracalnego zniszczenia. Mam tu na myśli choćby elektrownie czy statki o napędzie atomowym. Oczywiście istnieje zawsze pewne, uzasadnione ryzyko, które człowiek podejmuje. Wsiadając np. na motocykl, czy korzystając z samolotu, także powinienem być świadomy ryzyka, jakie wiąże się z tego rodzaju środkami lokomocji. Postęp naukowy i zdobycze techniki muszą mieć zawsze na względzie dobro człowieka i to konkretnego, nie całej ludzkości. Jeszcze bardziej dotyczy to wszelkich działań i ingerencji na człowieku i to na każdym etapie jego rozwoju: od poczęcia do naturalnej śmierci. Tutaj najistotniejszym kryterium wszelkiego działania jest zasada, która została nam przekazana jako dziedzictwo myśli filozoficznej i jako niepodważalny jej dorobek, a streszczający się w kantowskim określeniu, że osoba ludzka nigdy nie może być traktowana jako środek, lecz zawsze jako cel sam w sobie. I właśnie ta etyczna zasada zakreśla granice wszelkich medycznych poszukiwań, ingerencji, eksperymentów, czy też ewentualnych inżynierii i manipulacji genetycznych.

Dziękuję za rozmowę

Rozmawiał, Błażej Kmieciak

KOMENTARZE
Newsletter