Biotechnologia.pl
łączymy wszystkie strony biobiznesu
Czy człowiek ma prawo wyznaczać kierunki ewolucji?. Jerzy Kopania
28.07.2005 , Tagi: , bioetyka

          Doświadczenie zła jest jednym z tych ludzkich doświadczeń, w które powątpiewać niepodobna. I to nie tylko dlatego, że zła doświadczamy na sobie w sposób bezpośredni w najróżniejszych odmianach; także dlatego, że sami świadomie zło czynimy. Problem natury i genezy zła był i jest wyjaśniany rozmaicie przez różne systemy religijne, pojawił się też już u samych początków rozwoju myślenia filozoficznego. Jednego, zadowalającego wszystkich wyjaśnienia nie znaleźliśmy. Wątpliwe nawet, czy znalezienie takiego rozwiązania jest możliwe. Ustaliliśmy to jedynie, że zło realizuje się w rzeczywistości ludzkiej na dwa sposoby: jako zło fizyczne i jako zło moralne. Złem fizycznym jest huragan i trzęsienie ziemi, ból przeszywający ciało i choroba niszcząca organizm. Złem moralnym (w języku teologii – grzechem) jest morderstwo i rabunek, potwarz i niesprawiedliwość. To oczywiście tylko przykłady; zło ma mnogość odmian i w każdej odmianie w różnym występuje natężeniu.

          Na ciąg dziejów cywilizacji ludzkiej można spoglądać z różnych punktów widzenia; między innymi można widzieć historię ludzkości jako ciąg usiłowań zwalczenia, powstrzymania, a choćby tylko zmniejszenia różnych przejawów zła. Budujemy tamy, aby zapobiegać klęskom powodzi; doskonalimy rolnictwo, aby zmniejszyć ryzyko głodu; rozwijamy wiedzę biomedyczną, aby zwalczać choroby; działaniami pedagogicznymi i represjami karnymi usiłujemy zapobiegać i zwalczać zło moralne. Znajdujemy się jednak w sytuacji paradoksalnej – bronimy się przed czymś, czego jesteśmy sprawcami. Co prawda w sferze zła fizycznego tylko w jakiejś mierze jesteśmy jego sprawcami, na przykład nieprzemyślanymi działaniami zmieniając klimat planety, a niewłaściwym trybem życia zwiększając ryzyko zachorowań. Ale w dziedzinie zła moralnego jesteśmy jego sprawcami wyłącznymi – tylko przez człowieka urzeczywistnia się grzech.

          Jeśli chodzi o zło fizyczne, to sama natura zdaje się być jego przyczyną sprawczą. Wprawdzie bowiem człowiek jest integralną częścią przyrody i tylko w niej znajduje wszystkie elementy niezbędne mu do życia, ale zarazem rzeczywistość przyrodnicza stale człowiekowi zagraża i to w stopniu tak silnym, że aby przeżyć, człowiek musi bronić się przed nią i zmuszać ją, by mu służyła. Ludzkość nie przeżyłaby, gdyby miała ograniczyć się do korzystania z tego tylko, co przyroda daje sama z siebie, bez ingerencji człowieka. Mówiąc słowami biblijnymi, człowiek musi czynić sobie ziemię poddaną. Pragnienie człowieka, by przyroda była mu przyjazną, znajduje swój wyraz w micie raju. W rzeczywistości rajskiej nie ma walki, wzajemnego pożerania, chorób i śmierci. Dlatego w pamięci ludzkości przechował się obraz raju jako ogrodu. Właśnie ogrodu, nie zaś puszczy, dżungli czy stepu; albowiem ogród to rzeczywistość przyrody przyjaznej człowiekowi i człowieka zaprzyjaźnionego z przyrodą i.

          Wygnany z raju człowiek usiłuje stworzyć na ziemi jego namiastkę. A są i tacy, którzy nadal wierzą, iż można rzeczywistość ludzkiego świata uczynić rzeczywistością rajską. Nawet jednak ci, którzy są pewni, iż powrót do raju nie jest możliwy, zarazem żywią przeświadczenie, iż w rezultacie działań ludzkich świat coraz mniej podobny będzie do dżungli, a w coraz większym stopniu upodobni się do ogrodu. Takie przekształcanie rzeczywistości przyrodniczej jest możliwe dzięki rozwojowi nauki, która ma sprawić, że staniemy się, wedle słynnego powiedzenia Kartezjusza, „jak gdyby panami i posiadaczami przyrody” ii . Chodzi przy tym nie tylko o to, aby uzyskiwać kolejne korzyści praktyczne, lecz także i przede wszystkim o przekształcanie przyrody w celu jej ulepszania. Jest to oczywiście ulepszanie z naszego, ludzkiego punktu widzenia, ale człowiek nie ma i mieć nie może innego punktu widzenia. A skoro mamy czynić przyrodę coraz lepszą, to tym samym pomniejszamy obecną w niej sferę zła fizycznego.

          I trzeba przyznać, że cywilizacja oparta na wiedzy naukowej jest jedyną, która potrafi zmniejszać przestrzeń działania zła fizycznego – przestrzeń niszczycielskich żywiołów, głodu, bólu, choroby. Mimo wszelkich trudności, porażek i pomyłek – czyni to skutecznie. Człowiek nigdy, w żadnym ze znanych nam czasów i kręgów kulturowych, nie żył tak bezpiecznie, tak długo i tak zdrowo, jak w czasach obecnych w scjentystycznej cywilizacji europejskiej. Stan ten został osiągnięty w rezultacie ciągłych usiłowań opanowania przyrody w taki sposób, aby z jednej strony zabezpieczyć się przed niebezpieczeństwami grożącymi z jej strony, z drugiej zaś zmusić siły natury do służenia człowiekowi.

          W tej walce ze złem fizycznym rolę szczególną odgrywają nauki biomedyczne, jako że ich odkrycia przynoszą ulgę w cierpieniach najbardziej bezpośrednio dotykających człowieka. Od wieków działania medyczne otaczane były szacunkiem graniczącym z nabożną czcią, a od czasów nowożytnych, wraz z przybraniem przez europejską cywilizację kształtu scjentystycznego, medycyna i nauki pokrewne stały się źródłem nadziei już nie tylko na zlikwidowanie bólu i chorób, ale wręcz na udoskonalenie natury człowieka. Kartezjusz, głosząc z pełnym przekonaniem tezę, iż zdrowie „jest niewątpliwie naczelnym dobrem oraz podwaliną wszelkich dóbr tego życia” iii , wypowiadał jednocześnie swoiste wyznanie wiary: „jeśli tylko jest możliwe znalezienie jakiegokolwiek środka, który by uczynił ludzi na ogół mądrzejszymi i zręczniejszymi, niż byli dotychczas, mniemam, iż należy go szukać w medycynie” iv . Zarazem zaś Kartezjusz świadom był, że medycyna jemu współczesna znajduje się zaledwie u początków drogi prowadzącej do tego celu, „że wszystko, co w niej jest znane, jest niczym prawie w porównaniu z tym, co pozostało do poznania, a również, że można by się wyzwolić od niezliczonego mnóstwa chorób tak ciała jak umysłu, a może nawet także od starczej niemocy, gdyby się posiadało dość wiedzy o ich przyczynach oraz o wszystkich lekach, w które zaopatrzyła nas przyroda” v .

          Marzenie Kartezjusza zaczęło ziszczać się w XX wieku. W 1950 roku, a więc dokładnie trzysta lat po śmierci filozofa, opublikowano pierwszą pracę na temat chemicznego składu kwasu dezoksyrybonukleinowego (DNA), czynnika odpowiedzialnego za zapis i przechowywanie informacji genetycznej. Trzy lata później James D. Watson i Francis Crick skonstruowali model struktury DNA, tzw. „podwójną spiralę” vi . Wiemy już, że na nitkowatych molekułach DNA znajdują się zakodowane szczegółowe informacje o całym organizmie, o wszystkich jego cechach. Każda komórka danego organizmu, niezależnie od tego, na jakim etapie rozwoju się znajduje, zawiera całą informację genetyczną, identyczną w swej treści z danymi zakodowanymi w komórce rozrodczej. W wypadku człowieka znaczy to, że od samego momentu poczęcia w embrionie mieści się pełna informacja o wszystkich cechach morfologicznych, fizjologicznych i biochemicznych mającego narodzić się organizmu ludzkiego.

          Możliwości korygowania zapisu genetycznego niewątpliwie będą coraz większe. Coraz większe będą więc możliwości nie tylko skutecznego leczenia – zarówno zwalczania chorób, jak zapobiegania zachorowaniom – ale także udoskonalania organizmu ludzkiego. Oczywiście postępy genetyki umożliwią także w coraz większym stopniu udoskonalanie roślin i zwierząt, co przecież człowiek od wieków starał się robić poprzez sterowanie doborem naturalnym. Perspektyw, które otwierają się przed ludzkością, nie potrafimy sobie na obecnym etapie nawet wyobrazić. Tym bardziej jednak silny staje się niepokój, lęk przed nieznanym. Te nowe, nieznane możliwości rodzące lęk mają zarazem wymiar moralny dotąd człowiekowi nieznany – oto bowiem człowiek zacznie wkrótce kreślić nowe tory przebiegu ewolucji przyrody, w tym także własnego gatunku. I wprawdzie można powiedzieć, że tworząc nowe, doskonalsze z ludzkiego punktu widzenia, odmiany roślin i zwierząt, człowiek faktycznie w jakiejś mierze sterował ewolucją świata przyrody, ale były to działania skutkujące rezultatami niezauważalnymi w porównaniu z tymi, do których prowadzić będą bezpośrednie manipulacje genetyczne. To samo powiedzieć można o podejmowanych od wieków próbach zabiegów eugenicznych.

          Już same możliwości terapeutycznych zastosowań genetyki rodzą kontrowersje etyczne. Dane działanie można oceniać w aspekcie etycznym trojako: samo w sobie (wydajemy wówczas sąd o wartości czynu), z uwagi na jego skutki (wydajemy wówczas sąd o słuszności czynu) oraz ze względu na intencje osoby działającej (wydajemy wówczas sąd o moralności czynu) vii . Zdrowie jest wartościowane dodatnio, a zatem wszelkie działania terapeutyczne (zarówno naprawcze, jak zapobiegające) również oceniane są pozytywnie. Tym samym, jeśli ktoś działa z intencją zwalczania czy zapobiegania chorobie, wówczas działanie jego jest moralne. Problem powstaje wówczas, gdy dane działanie oceniane jako dobre samo w sobie oraz moralne z racji intencji działającego warunkowane jest uprzednim dokonaniem innego działania, ocenianego jako złe samo w sobie. Tak jest np. w przypadku hodowli embrionów ludzkich w celach biotechnologicznych. Ocena wartości moralnej działania samego w sobie zawsze różnić się będzie w zależności od rodzaju przyjętej hierarchii wartości, jak też od rozumienia samych wartości. Nie wydaje się więc, aby w tego typu kontrowersjach osiągnięto powszechną zgodność poglądów. Pozostaje więc ocena ze względu na przewidywane skutki, czyli ocena słuszności czynu. Ale i tu sytuacja nie jest łatwiejsza. Skutki są odsunięte w czasie, nieraz mogą ujawniać się wiele pokoleń później, zazwyczaj też nie jesteśmy zdolni przewidzieć wszystkich okoliczności i uwarunkowań istotnych dla przewidywania konsekwencji.

          Jeszcze większe – nadto istotowo odmienne – są trudności z oceną moralną działań zmierzających do udoskonalenia człowieka. Już przewidywalne możliwości doskonalenia roślin i zwierząt drogą manipulacji genetycznych nie poddają się łatwej i jednoznacznej ocenie moralnej. Wprawdzie od wieków staraliśmy się to robić, jednak postępowaliśmy niejako po omacku. Rozwój inżynierii genetycznej doprowadzi wkrótce do sytuacji, w której jeśli będziemy mogli powiedzieć, że dane działania są same w sobie dobre, a intencje działających są czyste, to przecież nie jesteśmy w stanie oszacować wszystkich możliwych, a mających istotne znaczenie, konsekwencji tych działań, szczególnie konsekwencji bardzo oddalonych w czasie. Zasadniczo nowe problemy moralne pojawią się jednak w przypadku tych działań inżynierii genetycznej, których celem będzie doskonalenie człowieka – zarówno jednostki, jak i całego gatunku.

          Przede wszystkim nie jest jasne, jak rozumieć samo to „doskonalenie”. Nie mamy przecież żadnego wzorca, żadnego ideału, do którego moglibyśmy przyrównywać aktualny stopień naszej „doskonałości”. Po prostu chcemy być coraz zdrowsi, silniejsi, coraz dłużej żyć, coraz większą dysponować mocą intelektu; i tego rodzaju cechy zwiększamy wyobraźnią w nieskończoność, marząc, że pewnego dnia będziemy absolutnie zdrowi, genialni i nieśmiertelni – podobni bogom. To stare marzenie ludzkości w biblijnym micie przybrało postać obietnicy: „otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło” (Gen 3, 5). Łaciński przekład Wulgaty wyraża tę obietnicę w słowach oddających zarazem ludzki kształt owej nadziei: eritis sicut dii, scientes bonum et malum. Chcemy być bogom równi – tym wspaniałym, nieśmiertelnym bogom, których wyobraźnia nasza umieszczała w olimpijskich krainach szczęścia. I chcemy sami stanowić, co jest dla nas dobre, a co złe.

          Czy ta obietnica może zostać spełniona? Jeśli tak, to osiągniemy kiedyś stan absolutnego szczęścia jako rezultat naszych, wyłącznie ludzkich działań. Inaczej mówiąc, własnymi siłami zlikwidujemy sferę zła fizycznego. Intuicja ludzkości podpowiada, że nie jest to możliwe – przecież obietnicę daje Ten, który czyni zło. Mityczny obraz szatana kuszącego człowieka każe podejrzewać, że gdzieś głęboko w naszej podświadomości trwa przeświadczenie, iż zło fizyczne towarzyszyć będzie człowiekowi zawsze. Będziemy coraz lepiej leczyć schorzenia, ale nigdy nie przestaniemy podlegać chorobom. Będziemy żyli coraz dłużej, ale zawsze będzie to życie w skończonym odcinku czasu.

          Jaki sens ma w takiej sytuacji nieustanny wysiłek ludzkości, by pomniejszyć sferę zła fizycznego? Odpowiedź brzmi: jest to sens konieczności. Nie chodzi tylko o to, że doświadczając zła fizycznego, zarazem z natury niejako dążymy do jego usunięcia i zapobieżenia pojawieniu się w przyszłości. Naturalne jest w nas także samo pragnienie poznania, dążenie do wiedzy coraz większej i dogłębniejszej. Już zerwaliśmy owoc z drzewa poznania, zjedliśmy go i odtąd głód wiedzy jest stałym elementem ludzkiego przeżywania świata, jednym z wyznaczników natury ludzkiej. A naturalne pragnienie nie może pozostać daremne . Dlatego daremne są i będą wszelkie próby ograniczenia badań naukowych, wszelkie usiłowania wprowadzenia zakazu przeprowadzania określonych doświadczeń. Powszechna zgoda istnieje tylko co do jednego: nie godzimy się na takie działania, które przynieść mogą jakieś dobro jednym ludziom wyłącznie za cenę zła wyrządzonego innym ludziom. Z tego powodu zabraniamy np. doświadczeń na żywych ludziach wbrew ich woli, a i dobrowolny udział w eksperymencie ograniczamy rozmaitymi względami. Ta powszechna zgoda skądinąd dobrze o nas świadczy. Ale wszystko co ponadto, jeśli jest możliwe, to wcześniej czy później zostanie przeprowadzone.

          Pozostaje zatem roztropne ocenianie przewidywanych następstw każdego działania, z troską o to, by przewidywane dobro nie realizowało się z naruszeniem godności i autonomii osoby ludzkiej. Zarazem zaś nie wolno nam zapominać, że zdani jesteśmy na poruszanie się w ciemnościach, gdyż nie jest możliwe przewidywanie wszystkich dalekosiężnych skutków naszych działań, nawet tych, o których wiemy, z całą pewnością, że są dobre i słuszne. Nie wiemy, dokąd zaprowadzi nas rozwój wiedzy, w szczególności nie wiemy, jakie będą biologiczne organizmy przyszłych pokoleń ludzkich. Postępy genetyki coraz szybciej przybliżają nas bowiem do momentu, w którym człowiek zacznie wyznaczać kierunki ewolucji przyrody, w tym własnego gatunku. Nie ma żadnej siły, która zmusiłaby człowieka do zatrzymania się – chyba tylko zapaść cywilizacyjna w skali całego globu. A na pytanie, czy człowiek ma moralne prawo kreślić tor ewolucji, odpowiedź brzmi: tak i jest to prawo konieczności.

          Jednak nie tylko zło fizyczne jest przedmiotem ludzkich doświadczeń. Odmianą szczególną zła jest zło moralne. Realizuje się ono zawsze w działaniu człowieka jako istoty rozumnej, wydawać by się więc mogło, że w samym człowieku jest jego źródło. Jednak zagadnienie to ma głębszy wymiar, rozmaicie też było rozwiązywane przez różnych myślicieli. Interesującą i płodną poznawczo próbę filozoficznego wyjaśnienia rzeczywistości zła podjął Bogusław Wolniewicz; warto pójść torem jego rozważańix . W swoim rozumieniu zjawiska zła wychodzi on od tezy, że działanie człowieka realizującego zło moralne jest wyznaczane przez dwa czynniki: aktywny, którym jest zła wola, i bierny, którym jest zła radość. Zła wola to świadome dążenie do zła. Człowiek przejawia złą wolę wówczas, gdy dąży do czegoś, o czym wie, że jest to złem, i właśnie dlatego do niego dąży. Zła radość to radość z urzeczywistniającego się zła. Człowiek przejawia złą radość, znajdując upodobanie w złu. Te dwa czynniki są ze sobą ściśle związane i wzajemnie od siebie uzależnione: „kto ma złą wolę, odczuwa też złą radość, a kto odczuwa złą radość, ma też złą wolę” x .

          Zła wola i zła radość to cechy ludzkie, zarazem zaś są to cechy demoniczne; już sam fakt, że po prostu są właściwościami ludzkimi, przejmuje grozą. Jednak człowiek jest częścią wszechświata i wszelkie jego cechy są w jakimś sensie rezultatem działających w świecie sił i potencji, a zarazem ich przejawem, manifestacją. Wszystko to, co w człowieku ujawnia się, tkwiło więc już w świecie, zanim człowiek w ogóle pojawił się na ziemi, jak też nie zniknie wraz z jego zniknięciem. Zauważmy, że wynika z tego, iż zła wola i zła radość muszą być wrodzonymi cechami człowieka. Bogusław Wolniewicz przyjmuje tę tezę, jednak nie jako wniosek z powyższych ustaleń, lecz jako tezę o wrodzoności charakteru człowieka. Wola jest bowiem wyznaczana przez charakter człowieka, a zatem zła wola to zły charakter; ponieważ charakter jest wrodzony, więc i zła wola jest cechą wrodzoną.

          Tezę o wrodzoności charakteru człowieka Bogusław Wolniewicz głosi za Arturem Schopenhaueremxi . Pojęcie charakteru definiuje Schopenhauer jako „ów szczególny sposób, w jaki ukształtowana jest wola danego człowieka” xii . Wolniewicz rozbudowuje to określenie, dając taką definicję charakteru: „jest to obecny w każdym człowieku t r z o n d u c h o w y , który wyznacza p r a k t y c z n y stosunek danego człowieka do ś w i a t a w a r t o ś c i” xiii . Chodzi tu właśnie o praktyczny stosunek człowieka do wartości, albowiem charakter człowieka wyraża się jedynie w tym, co człowiek ten robi, nie zaś w tym, co głosi, ani nawet nie w tym, co myśli sam dla siebie; liczy się tylko to, co ostatecznie człowiek robi w danej sytuacji. Dlatego nikt nigdy nie zna do końca swego charakteru, gdyż ujawnia się on szczególnie w sytuacjach trudnych, w sytuacjach, w których dochodzi do konfliktu wartości. Znamy więc własny charakter (i charaktery innych ludzi) tylko tak dalece, jak dalece został on w tego rodzaju sytuacjach wypróbowany; i dopóki się w danej sytuacji nie znajdziemy, to nie wiemy, jak byśmy się w niej zachowali.

          Kiedy mówimy, że dana cecha jest wrodzona, to obecnie rozumiemy to w sensie, że jest ona zdeterminowana już na poziomie molekuły DNA. Inaczej mówiąc, wrodzone jest to, co zapisane w naszych genach, a więc powstało w rezultacie przetasowania się genów obu rodzicielskich gamet w zygocie. Informacja genetyczna zapisana w nitce kwasu dezoksyrybonukleinowego zawiera więc w sobie także cały potencjał człowieczeństwa mającej narodzić się jednostki ludzkiej, czyli wszystko, co określa jej przyszły charakter, temperament, indywidualną inteligencję itp.; w procesie rozwoju dochodzi jedynie treść pamięci. Także skłonność do zła – owa zła wola i zła radość – jest więc już tam zapisana. Charakter jest gotowy już w chwili narodzin; wpływy środowiska i wychowania mogą oddziaływać jedynie niejako w ramach charakteru, ale nie mogą charakteru zmienić. Ten sam charakter, który widać w dziecku, zobaczymy potem w człowieku dorosłym i w człowieku starym, tyle tylko, że w innej skalixiv .

          Zło jako siła działająca poprzez człowieka usytuowane jest więc w kodzie genetycznym, albo w czymś, co ten kod powołało do istnienia. Inaczej mówiąc, zło mieszka w nas. Schopenhauer sądził, że istnieją tylko trzy podstawowe pobudki ludzkich działań, a ich układ jest tym, co stanowi charakter człowieka. Są to: (1) egoizm, który pragnie własnego dobra, (2) współczucie, które pragnie cudzego dobra, (3) złośliwość, która pragnie cudzego zła. Wolniewicz sądzi, że należy do nich dodać jeszcze poczucie sprawiedliwości.

          Dla niniejszych rozważań nie ma znaczenia kwestia, czy podstawa bytowa zła jest natury pozytywnej, czy negatywnej, tzn. jest obojętne, czy zło pojmiemy jako określony zapis w kodzie genetycznym człowieka, a więc w sensie pozytywnym, czy jako nieprawidłowość tego zapisu, a więc w sensie negatywnym. Istotne jest co innego – to mianowicie, czy rozwój genetyki, coraz lepsze, dogłębniejsze i pełniejsze poznawanie ludzkiego genomu doprowadzi nas do etapu takich możliwości manipulacyjnych, by możliwe stało się korygowanie charakteru.

          Zauważmy, na co zresztą zwraca uwagę B. Wolniewicz, że współczesna psychologia nie posługuje się ani pojęciem charakteru, ani pojęciem woli. Zastąpiono je pojęciami osobowości i motywacji jako „naukowymi” czy neutralnymi, gdyż (w przeciwieństwie do pojęć charakteru i woli) nie są one związane z pojęciem wartości; charakter może być dobry albo zły, a osobowość nie jest ani dobra, ani zła w sensie moralnym. Samo zaś pojęcie wartości zostało w psychologii zastąpione pojęciem potrzebyxv . Jednocześnie zaś wspaniały rozwój nauk o człowieku nie czyni człowieka lepszym moralnie. Rozwijanie psychologii i pedagogiki, doskonalenie technik psychoterapii i metod wychowywania nie doprowadziło do zmniejszenia zła moralnego w rzeczywistości ludzkiego doświadczenia. Nic nie wskazuje na to, że w czasach obecnych mniej jest ludzi zdolnych i gotowych czynić zło i doświadczających radości z jego spełniania.

          Czy nadejdzie moment, w którym człowiek zapragnie poprzez zmodyfikowanie genotypu jednostki osiągnąć to, czego nie udaje się osiągnąć drogą wychowawczej perswazji i kary? Naiwnością byłoby sądzić, że się przed tym powstrzymamy. Jak długo trwać będzie nasza scjentystyczna cywilizacja, tak długo rozwijać będziemy wiedzę, zwiększać zakres ludzkiego poznania. A każda wiedza, która ma zastosowanie praktyczne, wcześniej czy później zastosowana będzie. Musi więc nadejść moment, od którego poczynając, zaczniemy przy pomocy metod biologicznych ukierunkowywać ewolucję moralną osoby ludzkiej. Już zaczęliśmy poszukiwać genów „odpowiedzialnych” za agresję, homoseksualizm czy skłonność do alkoholizmu. To dopiero początek drogi.

          Czy mamy moralne prawo do tego typu działań? Odpowiedź jest ta sama: tak i jest to prawo konieczności. Weszliśmy na drogę, choć nie wiemy, jaki jest jej kres, jeśli w ogóle ma ona jakiś kres. Niewątpliwie większe będą nam tutaj towarzyszyły opory i rozterki, ale zejść z drogi nie możemy. Również i w tej sferze ludzkich działań nie pozostaje nam nic innego, jak roztropne ocenianie przewidywanych następstw każdego działania, z troską o to, by przewidywane dobro nie realizowało się z naruszeniem godności i autonomii osoby ludzkiej. Tyle tylko, że tutaj będzie to nieporównanie trudniejsze, a możliwe niebezpieczeństwa nieporównanie większe, niż w przypadku prób doskonalenia ludzkiego organizmu. Czy ludzie staną się moralnie lepsi dzięki wiedzy biologicznej? Możemy powiedzieć jedynie tyle, że na pewno staną się inni – być może aż tak dalece inni, że nasze obecne rozumienie tego, co dobre, i tego, co lepsze, już do nich stosować się nie będzie.

PIŚMIENNICTWO


i
Zob. mądre rozmyślania T. Żychiewicza, w: tenże, Stare Przymierze – Genesis, Znak, Kraków 1977, s. 59-64. Zob. także rozważania J. Tischnera o świecie jako scenie dramatu ludzkiego, w szczególności o postawie technicystycznej, zgodnie z którą ziemia pojmowana jest jako żywioł zagrażający człowiekowi; zob. J. Tischner, Filozofia dramatu, Znak, Kraków 1998, s. 220n.

ii R. Descartes, Rozprawa o metodzie, tłum. W. Wojciechowska, PWN, Warszawa 1981, s. 72.

iii
Tamże.

iv Tamże, s. 72-73.

v
Tamże, s. 73.

vi
Historię odkrycia opisał James D. Watson; zob. tenże, Podwójna spirala. Relacja naoczna o wykryciu struktury DNA, tłum. W. Zagórski, Wiedza Powszechna, Warszawa 1975. 7 Zob. W. Tatarkiewicz, O czterech rodzajach sądów etycznych, w: tenże, Droga do filozofii, PWN, Warszawa 1971, przedrukowane w: I. Lazari-Pawłowska (red.), Metaetyka, PWN, Warszawa 1975. Tatarkiewicz wyróżnia nadto czwarty rodzaj sądu etycznego, mianowicie sąd o zasłudze w dokonaniu czynu; w przedmiocie niniejszych rozważań ten rodzaj sądu etycznego nie odgrywa roli istotnej moralnie.

vii Zob. W. Tatarkiewicz, O czterech rodzajach sądów etycznych, w: tenże, Droga do filozofii, PWN, Warszawa 1971, przedrukowane w: I. Lazari-Pawłowska (red.), Metaetyka, PWN, Warszawa 1975. Tatarkiewicz wyróżnia nadto czwarty rodzaj sądu etycznego, mianowicie sąd o zasłudze w dokonaniu czynu; w przedmiocie niniejszych rozważań ten rodzaj sądu etycznego nie odgrywa roli istotnej moralnie.

viii
Naturale (...) desiderium non potest esse inane – powiada św. Tomasz z Akwinu; STh 1, 75, 6.

ix Zob. B. Wolniewicz, Epifania diabła, w: tenże, Filozofia i wartości, WFiS UW, Warszawa 1998, t. I, s. 208-223.

x
Tamże, s. 214.

xi
Zob. B. Wolniewicz, Z antropologii Schopenhauera, w: tenże, Filozofia i wartości, wyd. cyt., t. I, s. 101-119.

xii Tamże, s. 104.

xiii Tamże.

xiv Składnikiem charakteru człowieka jest także to, co nazywamy sumieniem. Z tezy o wrodzoności charakteru wynika więc teza, że także sumienia nie można doskonalić, a przynajmniej nie można go doskonalić poprzez jakiekolwiek działania wychowawcze. Zob. B. Wolniewicz, Parę uwag o naturze sumienia, w; tenże, Filozofia i wartości, wyd. cyt., t. II, s. 202-205.

xv
B. Wolniewicz zwraca uwagę, że pojęcia osobowości i motywacji są niejasne; np. w pojęciu osobowości pomieszano charakter z temperamentem, a w pojęciu motywacji – wolę z popędami. Zob. B. Wolniewicz, Z antropologii Schopenhauera, wyd. cyt., s. 104-105. (Artykuł pierwotnie ukazał się w: „Archeus. Studia z bioetyki i antropologii filozoficznej” 2, 2001. Został także przedrukowany jako rozdział w książce: J. Kopania, Boski sen o stworzeniu świata, Trans Humana, Białystok 2003.).

Opublikowano w Serwisie Biotechnologicznym dn. 28 lipca 2005 r.


Jerzy Kopania
Uniwersytet w Białymstoku

Prof. dr hab. Jerzy Kopania (1945), jest kierownikiem Katedry Bioetyki i Antropologii Filozoficznej na Uniwersytecie w Białymstoku. Wykłada także na białostockim Wydziale Sztuki Lalkarskiej warszawskiej Akademii Teatralnej oraz w Wyższej Szkole Administracji Publicznej w Białymstoku. Główny nurt jego zainteresowań badawczych to historia filozofii nowożytnej, w szczególności tradycja kartezjańska, oraz zagadnienia etyki i bioetyki. Autor przekładów tekstów filozoficznych z XVII wieku, m.in. Kartezjusza i Leibniza, wydanych w Bibliotece Klasyków Filozofii Wydawnictwa Naukowego PWN oraz w Bibliotece Europejskiej Wydawnictwa Antyk. Ostatnio opublikował książki: Etyczny wymiar cielesności (Wydawnictwo Aureus, Kraków 2002), Bezsilne piękno rozumu (Trans Humana, Białystok 2002), Boski sen o stworzeniu świata (Trans Humana, Białystok 2003).

KOMENTARZE
Newsletter