Według danych z 2005 r. Polska należy do krajów, które najmniej wydają na całkowitą opiekę zdrowotną we Wspólnocie. Przekłada się to na faktyczną wartość rynku. Pod tym względem już jesteśmy stawiani na równi z Portugalią i Austrią, czyli państwami o nieporównywalnie mniejszej liczbie obywateli (średnio po 10 mln).
Idąc tym tropem, Polska z jednej strony jest największym rynkiem wśród nowych członków Unii od 2004 r, ale pod względem wzrostu sprzedaży już nie wygląda to tak dobrze. Przykładowo mamy dwukrotnie większy rynek niż węgierski, ale Węgrów jest prawie czterokrotnie mniej.
Trzeba jednak zaznaczyć, że w ciągu ostatnich czterech lat dogoniliśmy Zachodnią Europę pod względem struktury stosowania produktów. O ile kilka, kilkanaście lat temu gros sprzedaży, szczególnie leków droższych, stanowiły np. antybiotyki, to obecnie lekarze przepisują pacjentom terapie stosowane w bogatych krajach unijnych. Mówimy, przede wszystkim, o preparatach zalecanych w astmie, chorobach centralnego układu nerwowego, układu sercowo-naczyniowego i leczeniu układu pokarmowego. Są to rzeczywiście nowoczesne terapie, jeśli weźmiemy pod uwagę substancje, ale często jeszcze niezbyt nowoczesne pod względem sposobu podawania tych produktów.
W Polsce wydaje się na leki około 88 euro na głowę statystycznego mieszkańca. W porównaniu do krajów "starej piętnastki" jest to około trzy razy mniej, ale również znacznie mniej niż na Węgrzech. Co istotne, wbrew temu co często przedstawiają media, liczba opakowań sprzedawanych na głowę mieszkańca jest u nas jedną z najniższych w Europie. Nie wynika to z ich wielkości, a z porównania statystycznej dawki dziennej.
W Polsce generyki stanowią 67 proc. wartości rynku aptecznego i jest to wskaźnik absolutnie najwyższy w Europie! Często lubimy porównywać się do Hiszpanii (kraju o przybliżonej liczbie obywateli i również dość krótkim stażu w UE). Tam jest niemal odwrotnie, leki generyczne stanowią 31 proc. sprzedaży, czyli o ponad połowę mniej niż u nas. Bezpośrednio przekłada się to na średnią cenę leków, którą praktycznie (poza Bułgarią) mamny najniższą w całej UE.
Leki generyczne mają bardzo duży wpływ na wzrost naszego rynku farmaceutycznego. Jeśli porównamy rok 2006 z 2005, to aż 400 z 460 mln zł jego wzrostu zawdzięczamy sprzedaży generyków. Wśród preparatów oryginalnych, de facto wzrost zanotowały trzy produkty, w tym dwa stosowane w leczeniu nadciśnienia. Te różnice jeszcze bardziej uwidocznia porównanie bezpośredniego wzrostu sprzedaży leków innowacyjnych i generycznych. W 2004 r. sprzedano tych pierwszych o blisko 300 mln mniej niż rok wcześniej, przy stałym wzroście preparatów odtwórczych.
W rezultacie leki generyczne stanowią dziś 60 proc. wartości całego rynku (wraz ze szpitalnym) oraz blisko 76 proc. ilości sprzedawanych opakowań.
Wartość importu równoległego w Europie stanowi ponad 4 mld euro. Jest to rynek stale zwiększający swą dynamikę. Przodują pod tym względem Niemcy, Wielka Brytania i kraje skandynawskie. Głównie jest on związany (zwłaszcza w Niemczech) z najbardziej zaawansowanymi technologicznie klasami terapeutycznymi, o najwyższych cenach i takich marżach. Właśnie wykorzystanie różnicy tych ostatnich pozwala na tańsze sprowadzenie leku z zagranicy.
W Polsce import równoległy pod względem ilości opakowań stanowi zaledwie 0,24 proc. i wartościowo 0,3 proc. udziału w rynku. Tę działalność można u nas nazwać jednostkową. Ma miejsce, kiedy pojawi się szansa na sprowadzenie tańszego pojedynczego produktu. Trwa to zazwyczaj bardzo krótko, bo z reguły dotychczasowy dostawca natychmiast obniża cenę i w tym momencie import równoległy przestaje być opłacalny. Tę sytuację być może zmieniłoby dopuszczenie na listy refundacyjne sprowadzanych tą drogą leków, jak to się robi w kilku innych krajach unijnych.
Onkologiczny rynek leków w Polsce i Europie to może nie dwie skrajności, ale na pewno bardzo odległe światy. Pacjenci większości krajów Unii mają doskonały dostęp do leczenia chorób nowotworowych. O dziwo, nie są to głównie państwa postrzegane jako najbogatsze, bo właśnie przoduje pod tym względem Hiszpania. W onkologii nie jest już problemem leczenie nowotworów, czy też utrzymywanie pacjenta w fazie remisji. Problemem zaczyna być kwestia ekonomiczna, na ile państwo jest w stanie chorym takie warunki zafundować. Właśnie pod tym względem Polskę dzieli przepaść nawet do krajów średniozamożnych. Pięć najważniejszych molekuł stanowi w UE około 50 proc. wartości rynku onkologicznego, a 7 proc. całego rynku leków. U nas te parametry wynoszą odpowiednio: 30 i niecałe 2 proc.
Dla przykładu, w Hiszpanii rynek onkologiczny ma wartość 300 mln euro, a owe pięć produktów stanowi jego połowę. W Polsce odpowiednio - 60 mln euro i 60 proc. Można zatem powiedzieć, że procentowo wydajemy na nowoczesne leczenie raka więcej, ale wartościowo pięciokrotnie mniej.
Polska na tle Unii Europejskiej jest krajem tanich leków, ale i mało nowoczesnych. Ten stan na pewno musi się zmienić, z korzyścią dla zdrowia pacjentów, ale czy i dla ich kieszeni nie wiadomo.
Źródło:Gazeta Farmaceutyczna
KOMENTARZE