Według prof. Walerii Hryniewicz, wieloletniej konsultant krajowej w dziedzinie mikrobiologii lekarskiej, po odkryciu antybiotyków w XX w. ludzkość zachłysnęła się możliwościami, jakie te substancje stworzyły w leczeniu chorych. – Antybiotyki są w przyrodzie obecne prawdopodobnie od jej początku. Pamiętajmy, że pierwsze antybiotyki pochodzą od drobnoustrojów. I podobna sytuacja dotyczy antybiotykooporności, bo przecież drobnoustroje, które je wytwarzały, musiały być na nie odporne, żeby nie zginąć od własnej broni. Zresztą drobnoustroje są inteligentne i chcą żyć, więc – w miarę swoich możliwości – wypracowują odporność na antybiotyki. O ile jednak mają kontakt z antybiotykiem na małą skalę lub wcale, to nie mają okazji się na niego uodpornić. Sytuacja zmienia się diametralnie, gdy w ich środowisku antybiotyk jest przez cały czas – wyjaśnia prof. Hryniewicz.
W rozmowie z PAP prof. Hryniewicz przypomina, że pierwsze informacje o odpornych na antybiotyki gronkowce pojawiły się w 1961 r., ale problem epidemiologiczny związany z tym faktem pojawił się 20-25 lat później. W tej chwili znane są sytuacje, gdy od pierwszego wyizolowania niektórych zarazków odpornych na leczenie antybiotykami do ich rozprzestrzenienia na świecie mija zaledwie rok. – Na początku uważano, że antybiotyki są lekarstwem na wszystko. Dodawano je więc bez opamiętania nawet do pokarmów dla zwierząt hodowlanych. Gdy zauważono skutki takiej polityki, rozpoczęto działania zaradcze, jednak o ile w Unii Europejskiej zrezygnowano ze „wzbogacania” paszy dla zwierząt antybiotykami już w 2007 r., to w USA zaniechano tej praktyki dopiero dziesięć lat później. Antybiotyki to nasz skarb. Bez nich wrócimy do medycyny z przełomu XIX i XX w. Dlatego musimy dzisiaj robić wszystko, by antybiotyki służyły nam jak najdłużej – podkreśla prof. Hryniewicz.
Naukowiec przytacza wyniki badań opublikowane w prasie medycznej, z których wynika, że w 2019 r. na świecie zmarło blisko 1,3 mln osób w wyniku zakażenia drobnoustrojami wieloopornymi, na które nie znaleziono leku. – Musimy zdać sobie sprawę, że im mniej antybiotyków niepotrzebnie wprowadzimy do naszego otoczenia, tym będą one skuteczniejsze. W tej chwili mamy prawdziwy problem z bakteriami, które potrafią przekazać odporność na antybiotyki poziomo – razem z częścią DNA – także między różnymi gatunkami. Dlatego konieczna jest nie tylko intensywna edukacja lekarzy, ale też pacjentów i polityków. Przyzwolenie na działania, w wyniku których pojawia się antybiotykooporność, to oprócz oczywistych problemów zdrowotnych pacjentów, również problem dla gospodarki, bo przeciągające się leczenie lub leczenie bez efektów to straty idące w miliardy złotych – uważa ekspert.
Zdaniem prof. Hryniewicz oprócz racjonalnego stosowania antybiotyków w leczeniu chorób zarówno u ludzi, jak i zwierząt pomóc mogą m.in. szczepienia i utrzymanie odpowiedniego stanu higieny. – Dostęp i korzystanie z czystej wody, mydła, a czasem najzwyklejszych w świecie zasad zdrowego rozsądku i unikania zachowań ryzykownych mogą w znaczący sposób uchronić nas od zakażenia. Jeżeli naprawdę nie musimy, nie bierzmy antybiotyków według zasady „na wszelki wypadek wezmę, bo kiedyś mi pomogły", na dodatek bez konsultacji z lekarzem. Lepiej zapobiegać, niż leczyć, a jeżeli już leczyć, to skutecznie i lekami dostosowanymi do konkretnego przypadku. W przeciwnym razie sami ściągniemy poważne kłopoty i to w bardzo krótkim czasie – kończy prof. Hryniewicz.
Autor: Marek Szczepanik (PAP)
KOMENTARZE