O ile dotychczas regulacje skupiały się przede wszystkim na relacji pacjent-placówka medyczna, o tyle nowe przepisy mają objąć również działalność pseudoekspertów, terapeutów nieposiadających kwalifikacji medycznych, a także firm i influencerów zarabiających na sprzedaży „cudownych terapii” lub „bioenergii”. Choć intencje stojące za nowelizacją wydają się słuszne, projekt budzi kontrowersje – zwłaszcza w kontekście wolności prowadzenia działalności gospodarczej, swobody słowa i granicy między medycyną a rozwojem osobistym.
Czego dotyczy projekt?
Nowelizacja Ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta ma na celu wzmocnienie ochrony obywateli przed nieuczciwymi praktykami, które mogą prowadzić do pogorszenia ich stanu zdrowia, zaniechania leczenia lub nawet narażenia na śmierć. W uzasadnieniu do projektu znajdziemy wiele przykładów działań, które miały miejsce w ostatnich latach – od polecania dzieciom autystycznym terapii głodówkowych, przez wlewy „oczyszczające” DNA, po promowanie „ziołolecznictwa antynowotworowego”. W obecnym stanie prawnym osoba bez kwalifikacji medycznych może legalnie oferować np. masaże energetyczne, diagnostykę biorezonansową, ustawienia systemowe czy tzw. terapie duszy – pod warunkiem że nie przedstawia się jako lekarz. Nowelizacja ma to zmienić, wprowadzając m.in. rozszerzoną definicję świadczenia zdrowotnego, która będzie obejmować również działania wywierające wpływ na zdrowie psychiczne i fizyczne, nawet jeśli nie są świadczone przez osoby wykonujące zawody medyczne. Pojawią się także nowe obowiązki informacyjne. Każda osoba świadcząca usługi z pogranicza zdrowia będzie musiała wprost poinformować klienta, że nie jest przedstawicielem zawodu medycznego. Za wprowadzanie w błąd lub stosowanie praktyk zagrażających zdrowiu pacjenta należy liczyć się z sankcjami finansowymi, w tym karami pieniężnymi do 2 mln zł. Nowe uprawnienia uzyska Rzecznik Praw Pacjenta, który będzie miał kompetencje zbliżone do prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK), w tym możliwość wydawania decyzji administracyjnych, nakładania kar i żądania usuwania treści z sieci.
Kto najbardziej odczuje zmiany?
Z punktu widzenia rynku największe konsekwencje mogą ponieść osoby świadczące „alternatywne” terapie. Chodzi tu o wszelkich „terapeutów holistycznych”, „uzdrowicieli energetycznych”, „bioenergoterapeutów”, „naturoterapeutów”, „medycynę informacyjną” i podobne działalności. Często funkcjonują one poza systemem, ale oferują usługi, które de facto wpływają na zdrowie i decyzje medyczne pacjentów. Nowe przepisy oznaczałyby dla nich konieczność zmiany sposobu reklamowania i prowadzenia działalności, a w wielu przypadkach – jej zakończenie. Zmiany wpłyną także na działalność influencerów promujących suplementy, terapie i „naturalne uzdrowienia”. Obszarem, który najmocniej eksplodował w ostatnich latach, są social media, a więc Instagram, TikTok i YouTube. W sieci roi się od filmików reklamujących „naturalne alternatywy” wobec leczenia depresji, raka czy ADHD. Często są to działania zarobkowe – influencer współpracuje z firmą sprzedającą preparat lub suplement i jednocześnie promuje narrację o szkodliwości farmakoterapii. Projekt przewiduje możliwość wydania decyzji zakazującej takich działań oraz kar pieniężnych – niezależnie od tego, czy influencer działał „z przekonania”, czy był po prostu wynagradzany za promocję. Również firmy i fundacje sprzedające „terapie” bez dowodów naukowych muszą liczyć się ze zmianami. To często podmioty zarejestrowane jako fundacje, stowarzyszenia lub spółki, które oferują płatne programy terapeutyczne, kursy zdrowotne lub pakiety „odbudowy odporności energetycznej”. Dotychczas działały legalnie – teraz ich działalność może zostać uznana za naruszenie prawa pacjenta do rzetelnej informacji i ochrony zdrowia.
Rzecznik Praw Pacjenta – nowy regulator rynku?
Obecnie Rzecznik Praw Pacjenta pełni przede wszystkim funkcję ochronną – wspiera pacjentów w kontaktach z placówkami medycznymi, reaguje na nieprawidłowości i monitoruje przestrzeganie praw wynikających z ustawy. Po nowelizacji miałby zyskać zupełnie nowy charakter – quasi-regulatora, który wszczyna postępowania z urzędu, wydaje decyzje administracyjne (zakaz działalności, zakaz reklamy, obowiązek sprostowania nieprawdziwych informacji), nakłada kary pieniężne, żąda usunięcia treści z Internetu czy publikuje rejestr podmiotów naruszających prawa pacjentów. Co istotne, decyzje Rzecznika miałyby być natychmiast wykonalne, a to oznacza, że np. zakaz działalności zacznie obowiązywać jeszcze przed rozstrzygnięciem ewentualnej skargi do sądu administracyjnego. Dla rynku oznacza to olbrzymie ryzyko prawne, bo każda działalność na pograniczu zdrowia i terapii może wpaść pod rygor interpretacyjny Rzecznika.
Gdzie kończy się rozwój osobisty a zaczyna medycyna?
Największy problem tej nowelizacji nie polega na tym, że ogranicza ona działanie szarlatanów. Problemem jest to, że brakuje w niej wyraźnych granic między tym, co podlega regulacji jako świadczenie zdrowotne a tym, co jest sferą edukacji, coachingu czy pracy z emocjami. Czy trener oddechu, który organizuje warsztaty z technik Wima Hofa i mówi, że „pomaga w redukcji objawów depresyjnych”, podlega pod Rzecznika? Czy dietetyk z wykształceniem rolniczym, ale bez zawodu medycznego, może prowadzić terapię eliminacyjną i obiecywać poprawę stanu jelit? Czy psycholog motywacyjny, który pracuje z kobietami w kryzysie, będzie musiał udowadniać, że „nie leczy psychiki”? Brak jednoznacznych definicji rodzi obawy, że nowelizacja – choć intencjonalnie słuszna – może być wykorzystywana jako narzędzie do eliminowania z rynku konkurencji lub działalności trudnej do sklasyfikowania.
Ekonomiczny wymiar zmian – uderzenie w miliardowy rynek
Nie można zapominać, że rynek usług okołozdrowotnych to dziś ogromna branża. Dane z raportów PMR i Deloitte wskazują, że rynek suplementów w Polsce przekroczył już 8 mld zł rocznie, usługi psychologiczne i coachingowe rosną o ponad 12% r/r, natomiast segment tzw. wellness (oddech, joga, biohacking) to kolejne setki milionów złotych. Wprowadzenie nieprecyzyjnych regulacji może nie tylko doprowadzić do masowego wycofania usług z rynku, ale także zmniejszyć konkurencyjność polskich firm wobec zagranicznych marek, które operują z jurysdykcji o łagodniejszych przepisach.
Wątpliwości konstytucyjne
Choć intencje ustawodawcy są zrozumiałe – chodzi przecież o ochronę pacjentów przed oszustwami, dezinformacją i realnym zagrożeniem dla zdrowia – to sama forma legislacyjna projektu budzi już poważne zastrzeżenia konstytucyjne. Przede wszystkim nie została jasno określona definicja świadczenia zdrowotnego, co może prowadzić do zupełnej uznaniowości w interpretacji przepisów i arbitralnego decydowania, kto podlega pod nowe regulacje. Dodatkowo projekt przewiduje natychmiastową wykonalność decyzji Rzecznika Praw Pacjenta, co w praktyce może naruszać konstytucyjne prawo do sądu i obrony. Brakuje też mechanizmu, który wstrzymywałby wykonanie tych decyzji do czasu rozpatrzenia odwołania, a to może prowadzić do nieodwracalnych skutków gospodarczych, takich jak zamknięcie firmy czy usunięcie treści z sieci. Szczególnie kontrowersyjny jest również zapis, który daje Rzecznikowi możliwość żądania usuwania materiałów z Internetu, co bez odpowiednich gwarancji może oznaczać realne ograniczenie wolności słowa.
Co powinni zrobić przedsiębiorcy?
Przedsiębiorcy działający w obszarze suplementów diety, terapii alternatywnych, coachingu, dietetyki, biohackingu czy szeroko rozumianej pracy z emocjami powinni już dziś podejść poważnie do ryzyka regulacyjnego, jakie niesie za sobą projektowana nowelizacja. To najlepszy moment, aby przeprowadzić audyt prawny – nie tylko oferty, ale też języka komunikacji, materiałów promocyjnych i regulaminów. Przede wszystkim warto sprawdzić, czy w materiałach nie pojawiają się sformułowania, które mogłyby sugerować leczenie, terapię lub poprawę stanu zdrowia – szczególnie w kontekście chorób przewlekłych – bez potwierdzenia w badaniach klinicznych. Równie istotne jest wprowadzenie jasnych klauzul informacyjnych, które wprost wskazują, że osoba świadcząca usługę nie posiada uprawnień medycznych. Trzeba też przygotować dokumentację wewnętrzną, która potwierdzi, że dana działalność nie mieści się w ustawowej definicji świadczenia zdrowotnego – na wypadek ewentualnej kontroli ze strony Rzecznika Praw Pacjenta.
Potrzebna ochrona czy groźna regulacja?
„Lex szarlatan” to projekt, który ma potencjał realnie chronić osoby chore, zagubione i zmanipulowane przez fałszywych terapeutów, ale jego realizacja musi opierać się na jasnych kryteriach, przewidywalnych przepisach i równowadze między interesem publicznym a wolnością gospodarczą. Bez tego możemy mieć do czynienia z sytuacją, w której z rynku znikną nie tylko oszuści, ale też innowatorzy, specjaliści z pogranicza medycyny i rozwoju osobistego oraz tysiące legalnie działających mikroprzedsiębiorców.
Autorka: adw. Karolina Pilawska, Pilawska Zorski Adwokaci
KOMENTARZE