Żarty żartami, ale niestety sytuacja z roku na rok jest coraz gorsza, kolejki wydłużają się, frustracja pacjentów rośnie, a niektóre mnożące się absurdalne sytuacje opisywane na forach internetowych już ciężko odróżnić od tzw. Miejskich Legend .
Do końca jednak nie można załamywać rąk bowiem istnieją instytucje, które nawet z najbardziej wydawałoby się beznadziejnej sytuacji potrafią znaleźć całkiem racjonalne wyjście. Taką instytucją jest Ernst & Young realizujący program „Sprawne Państwo”, w ramach którego opublikował dziś raport: „Optymalizacja polskiego systemu finansowania Podstawowej Opieki Zdrowotnej”.
Jest sposób na kolejki w służbie zdrowia!
Jak się okazuje, według badań przeprowadzonych przez E&Y zaledwie jedna trzecia lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej (POZ) to lekarze rodzinni. Co z tego wynika? Otóż większość przypadków chorób, które powinny być diagnozowane i leczone przez lekarzy pierwszego kontaktu, trafia do specjalistów, generując tym samym olbrzymi ścisk w poczekalniach. Drugim poważnym problemem jest fakt, że rzadko kiedy lekarze POZ koordynują leczenie pacjentów wysłanych wcześniej do specjalistów („skoro tak powiedział specjalista to ja nie będę się wtrącać” – brzmi znajomo?).
Twórcy raportu stworzonego w ramach programu Ernst & Young Sprawne Państwo pokazują problemy Podstawowej Opieki Zdrowotnej i wskazują ustawodawcy kierunek zmian: trzeba uszczelnić dostęp do specjalistów skuteczniej motywując lekarzy pierwszego kontaktu do leczenia pacjentów, a nie odsyłania ich do innych gabinetów. Stawka jest wysoka: na POZ, NFZ wyda w tym roku 7,5 mld zł.
Lekarzy rodzinnych jest po prostu za mało, a pacjenci stają się osamotnieni
W Polsce wśród lekarzy pierwszego kontaktu tylko 33% stanowią wykwalifikowani lekarze rodzinni, którzy z definicji są najlepiej przygotowani do świadczenia Podstawowej Opieki Zdrowotnej. Aż 41% lekarzy pierwszego kontaktu w naszym kraju to pediatrzy, a 26% interniści – czytamy w raporcie programu Sprawne Państwo.
Zdaniem Łukasza Zalickiego, Partnera w Ernst & Young i eksperta ds. rynku zdrowia, aby system działał sprawniej, lekarzy rodzinnych powinno być więcej: - Jednym z podstawowych zadań lekarza pierwszego kontaktu powinno być pomaganie pacjentowi w poruszaniu się po całym systemie opieki zdrowotnej. W tej chwili pacjenci pozbawieni tej koordynacji, ze strony lekarzy są osamotnieni. Często po jednorazowej wizycie u lekarza POZ trafiają od razu do specjalisty.
Zatem pacjent wychodzi od internisty jedynie ze skierowaniem do specjalisty. Wzrasta w nim złość (bo nic nie załatwił i dalej nie wie jak ma się leczyć) i frustracja (bo kolejki do specjalistów są długie). Aby jak najbardziej skrócić sobie czas oczekiwania na wizytę nasz pacjent rejestruje się do danego specjalisty w różnych przychodniach, generując tym samym sztuczną, wirtualną kolejkę i wydłużając za jednym zamachem czas oczekiwania innym pacjentom w kilku miejscach.
Autorami opracowania „Optymalizacja polskiego systemu finansowania Podstawowej Opieki Zdrowotnej” są dr Jerzy Baranowski z Akademii Górniczo Hutniczej w Krakowie oraz dr hab. med. Adam Windak z Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Raport oprali na badaniu, które objęło ponad 11 tys. pacjentów i ponad 50 tys. przypadków konsultacji u lekarzy pierwszego kontaktu.
- Lekarz pierwszego kontaktu w każdym systemie opieki jest kluczowy. Taka osoba zapewnia szeroką gamę świadczeń pacjentom, a do tego pełni rolę "dopuszczającego" pacjenta do leczenia przez specjalistów z wąskich dziedzin medycyny i w szpitalach. Niestety w Polsce POZ nie wypełnia poprawnie swoich zadań. Jest to pochodna modelu finansowania opieki podstawowej – a więc braku właściwych bodźców dla lekarzy– komentuje Łukasz Zalicki.
Lekarze nie mają motywacji…
Od połowy lat 90-tych ubiegłego stulecia w Polsce funkcjonuje tak zwany system kapitacyjny finansowania POZ. Do dziś w systemie tym dokonano zaledwie kilku kosmetycznych zmian. Największą jego wadą jest fakt, że lekarz otrzymuje wynagrodzenie nie za efektywne leczenie pacjentów, a jedynie za liczbę osób, które zapisały się do niego danego roku – Stąd często lekarz woli odesłać pacjenta do specjalisty niż zająć się nim osobiście – przecież i tak dostanie za tego pacjenta te same pieniądze – komentuje Łukasz Zalicki.
Przekazywane środki pieniężne są źle dzielone między grupami pacjentów. Z założenia pacjenci są pogrupowani według wieku. Każdej grupie wiekowej nadany jest mnożnik (tzw. korektor), który ma uwzględniać to, że przeciętny 70 latek chodzi do lekarza częściej niż 20 latek. Problem w tym, że w Polsce przedziały wiekowe i poziomy korektorów dobrane są tak, że w efekcie lekarze POZ wolą sprawować opiekę nad osobami w sile wieku, które prawie w ogóle się nie leczą.
- Załóżmy, że stawka za pacjenta przypisanego do lekarza wynosi 100 zł rocznie. Mnożnik dla grupy wiekowej 20 – 65 lat to 1,0. Dopiero dla grupy 65+ jest to 2,0. Lekarz dostaje więc od NFZ za 25 latka 100 zł rocznie i tyle samo za osobę o 40 lat starszą. Okazuje się jednak, że 25 latek przychodzi do lekarza raz w roku z przeziębieniem. Czyli za poświęcony mu czas lekarz dostaje 100 zł. Jeśli 65 latek odwiedzi tego lekarza częściej, okaże się, że za czas mu poświęcony lekarz dostaje relatywnie mniej pieniędzy. Dlatego woli odesłać taką osobę do specjalisty i… stworzyć kolejkę– wyjaśnia Łukasz Zalicki.
W efekcie bywa tak, że Narodowy Fundusz Zdrowia podwójnie wynagradza lekarzy za opiekę nad osobami młodymi, w stosunku do ich rzeczywistego wkładu pracy. Jak mówi Łukasz Zalicki - NFZ za mało płaci za znacznie bardziej kosztowną opiekę nad osobami starszymi i dziećmi do 6go roku życia.Stąd powstaje wrażenie, że w systemie ciągle brakuje pieniędzy na opiekę na przykład nad osobami starszymi. Tymczasem część z tych pieniędzy leży po prostu w innej „szufladzie”.
Bardziej sprawiedliwy system finansowania na wyciągnięcie ręki
Profesor Adam Windak i doktor Jerzy Baranowski i w swoim raporcie dowodzą, że obecny system czterech przedziałów wiekowych stawki kapitacyjnej nie odpowiada rzeczywistej strukturze kosztów ponoszonych na opiekę nad pacjentami. Co więcej, modyfikowane okresowo wielkości korektorów zamiast wyrównywać, pogłębiają nierówności. Z symulacji przeprowadzonej przez twórców raportu wynika, że najlepiej sprawdziłby się system, w którym populacja zostałaby podzielona na 5, 6 lub siedem przedziałów wiekowych. - Teoretycznie im więcej jest tych przedziałów tym lepiej można dopasować poziom finansowania do rzeczywistych kosztów. Trzeba tylko pamiętać, że stworzenie nadmiernej liczby przedziałów wiekowych to więcej administracji i kolejne koszty. Przy odpowiednio dobranych przedziałach wiekowych możliwe jest stworzenie bardziej efektywnego systemu finansowania. Nawet 3 odpowiednio dobrane przedziały wiekowe z odpowiednimi korektorami mogą być efektywniejsze niż obecny system – komentuje wyniki badań Zalicki.
źródło: raport Ernst & Young „Optymalizacja polskiego systemu finansowania Podstawowej Opieki Zdrowotnej”, materiały Ernst & Youg
Tomasz Sznerch
KOMENTARZE