Dziś wolno reklamować publicznie tylko leki bez recepty i to z ograniczeniami. Do grona lekarzy i farmaceutów ograniczono reklamę leków na receptę. Właściciele aptek będą musieli pożegnać się z możliwością reklamowania swoich placówek przez odwołania do sprzedawanych w nich leków refundowanych. Koniec z plakatami, folderami, ulotkami informującymi o aktualnie obowiązujących promocjach tych produktów. Posłowie chcieliby nawet pójść nieco dalej - pozwolić aptekarzom na podawanie do publicznej wiadomości wyłącznie adresu i nazwy swojej placówki. Bez większych sprzeciwów odebrano też postulat precyzujący, że reklamowe prezenty wręczane lekarzom przez przedstawicieli firm farmaceutycznych nie mogą być droższe niż 100 zł.
Sprzeciwy, zarówno ze strony aptekarzy, jak i hurtowników, wywołuje zapis zakazujący przyjmowania przez prowadzących obrót lekami lub wyrobami medycznymi i świadczących usługi farmaceutyczne "korzyści majątkowej", jeśli jej uzyskanie uzależnione jest od poziomu obrotu lekami. Ich zdaniem można go interpretować nawet jako zakaz udzielania przez dystrybutorów rabatów zależnych od wartości sprzedaży, co jest normalną praktyką handlową. Gdyby doszły jeszcze sztywne marże w obrocie lekami refundowanymi, obniżone w hurcie do 8,68 proc., jak planowano dotychczas - mogłoby to oznaczać wyrok dla mniejszych hurtowni, które kupują leki od wielkich dystrybutorów. Jeśli ci zastosowaliby sztywną marżę, dla małych nie zostałoby nic.
Środowisko zgodne jest natomiast co do proponowanego ograniczenia możliwości otwierania nowych aptek, które wzbudziło zastrzeżenia Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Jedna apteka miałaby przypadać na 3 - 4 tys. osób. Inaczej jest w odniesieniu do propozycji, aby przedsiębiorca, który po zakupie udziałów w spółce posiadającej apteki będzie miał ich ponad 1 proc. w województwie, odsprzedał nadwyżkę w ciągu pół roku od transakcji. W opinii branży może to spowodować pogorszenie wyników największych, notowanych na giełdzie dystrybutorów i zaważyć na losie mniejszych hurtowni, posiadających apteki, których wartość w oczach potencjalnego inwestora znacznie się obniży.
Autorzy projektów uchylają furtkę dla internetowego handlu lekami tylko bez recepty, ale pod pewnymi warunkami. Nowe prawo idzie za to na rękę importerom równoległym, którzy sprowadzają leki bezpośrednio od producentów z innych krajów Unii Europejskiej. Będą mogli to robić pod warunkiem, że dane preparaty są zarejestrowane również w Polsce. Ułatwienie działalności firmom zajmującym się importem równoległym spowoduje zapewne zaostrzenie konkurencji na rynku, a przy okazji może spowodować obniżkę cen niektórych leków.
na podst. Rzeczpospolitej
KOMENTARZE