Krótka historia wspomagaczy
Pochodzenie oraz znaczenie terminu „doping” w pewnym stopniu jest niejasne. Niektóre źródła wskazują, iż ma ono korzenie w słowie „doop” oznaczającym mieszaninę (miksturę) i wywodzącym się ze starożytnego dialektu afrykańskiego. Nieco innego charakteru słowu nadali Anglicy, wśród których pojęcie „to dope” w XIX w. oznaczało praktykowanie podawania koniom wyścigowym rywala substancji na bazie tytoniu i środków odurzających. Takie postępowanie miało osłabić zwierzęta, na których startowali przeciwnicy, poprzez zmniejszenie ich wydolności podczas gonitwy. Sportowcy już w czasach starożytnych sięgali po mieszanki ziół, których skład i sprecyzowany efekt działania nie są znane do dzisiaj. Na dodatek w celu uzyskiwania lepszych wyników często wspomagali się alkoholem. Tak było chociażby w Grecji, gdzie korzystano z dobroczynnego działania wina. Co ciekawe, problem ten był na tyle poważny, że wprowadzono zakaz spożywania tego trunku podczas igrzysk. Z kolei w Państwie Inków chętnie dopingowano się liśćmi koki, dzięki czemu ograniczano uczucia pragnienia i głodu, a w Meksyku w charakterze środków dopingujących korzystano przeważnie z roślin. Z czasem pojawiły się nowe środki dopingujące. Już Pliniusz Młodszy odnotował, że zawodnicy przed rozpoczęciem rywalizacji wypijali wywar ze skrzypu, który rozkurczał śledzionę, co umożliwiało wykonywanie wysiłku fizycznego przez dłuższy czas. Oprócz tego część sportowców zjadała niektóre organy zwierzęce, głównie te powszechnie symbolizujące przymioty siły i odwagi, np. lwie serce.
Oficjalnie potwierdzone sytuacje związane ze stosowaniem dopingu miały miejsce w 1865 r. podczas wyścigów kanałami Amsterdamu. Jakiś czas potem odnotowano pierwszy śmiertelny przypadek oparty na zażyciu wspomagaczy. Było to związane z historią Arthura Lintona i wyścigu kolarskiego relacji Bordeaux – Paryż. W organizmie zawodnika wykryto trimethyl. Śledztwo wykazało, że kolarz przyjął niedozwoloną substancję za namową producenta rowerów, który mógł liczyć na większy zysk, gdyby Linton wygrał. Kilkadziesiąt lat później (w 1904 r.) doszło do pierwszego udokumentowanego w erze bliższej naszych czasów przyjęcia dopingu w ramach rywalizacji olimpijskiej. Maratończyk Thomas Hicks skorzystał ze strychniny. Zjadł kilka surowych jaj, a wszystko popił brandy. Nieuczciwy sportowiec zwyciężył (choć, tu ciekawostka: nie przekroczył mety jako pierwszy), jednakże po zakończeniu rywalizacji potrzebował pomocy medycznej. Po raz kolejny zastosowanie dopingu w kontekście szeroko zakrojonego wydarzenia sportowego miało miejsce m.in. w zmaganiach biegowych, w których tym razem „zabłysnął” Dorando Pietri. Sportowiec w końcówce rywalizacji potrzebował pomocy służb porządkowych. Ostatecznie Włocha zdyskwalifikowano (za to, że nie dotarł do mety o własnych siłach). Na dodatek badania najprawdopodobniej wykazały, że przed startem zażył dużą dawkę strychniny, jednak wówczas raczej nie istniały regulacje prawne pozwalające surowo ukarać sportowca za takie postępowanie.
Doping – jakie są jego rodzaje?
Praktycznie nie ma roku, by jacyś sportowcy nie zostali zdyskwalifikowani za przyjmowanie dopingu. Bardzo często wykrywa się go w organizmach osób uprawiających zapasy bądź kulturystykę. Pokaźną grupę pośród preparatów nielegalnie wzmacniających stanowią kannabinody oraz anaboliki. Istnieje hipoteza, że zwiększenie masy ciała wywołane przez te substancje (anaboliki) jest wynikiem wzrostu retencji wody w organizmie. Potwierdzono natomiast, że powodują one przedwczesne zrastanie się zakończeń kości długich, co z kolei wpływa na zatrzymanie wzrostu u młodzieży. Ponadto stosowanie tychże substancji zwiększa ryzyko zachorowania na nowotwór złośliwy wątroby. Ze względu na wdrożone metody doping można podzielić na farmakologiczny, genetyczny i fizjologiczny, a uwzględniając cel: siłowy, stymulujący oraz wytrzymałościowy. Uwzględniwszy dość rygorystyczny styl życia, jaki sportowiec sobie narzuca, można praktycznie wykluczyć polepszanie wydajności organizmu za sprawą przyjmowania witamin bądź aminokwasów w większych dawkach. Na polepszenie pracy ciała mogą wpłynąć też chociażby tlen (tlenoterapia jako przykład tzw. legalnego dopingu), chlorek sodu bądź soda oczyszczona. Ich skuteczność przejawia się w możliwości zmniejszenia zachwiania równowagi elektrolitycznej spowodowanego nadmierną potliwością. Co więcej, podanie tychże środków pozytywnie wpływa na równowagę wodno-elektrolitową, gdyż eliminuje z organizmu kwas mlekowy powstający w trakcie intensywnej pracy mięśni.
By podczas walki z dopingiem nie pogubić się pośród wielu kwestii, warto mieć punkt odniesienia. W tym zakresie federacje sportowe korzystają z listy udostępnionej przez Światową Agencję Antydopingową (WADA), uaktualnianej na podstawie wyników kolejnych badań naukowych. Co ważne, wykazy zawierają substancje nie tylko o charakterze dopingowym, ale też maskującym zastosowanie niepożądanej substancji. Do preparatów często stosowanych w ramach dopingu należą: środki pobudzające, przeciwbólowe o działaniu narkotycznym, beta-blokery oraz preparaty moczopędne. Na liście można znaleźć także substancje, które podlegają pewnym restrykcjom, lecz oficjalnie nie są uznawane za doping. Wśród tych wyszczególniamy: alkohol, leki miejscowo znieczulające i kortykosteroidy. Siła mięśni wzrasta również po podaniu efedryny i napojów zawierających kofeinę. Pośród popularnych metod dopingowych wyróżnia się hemotransfuzję (przetaczanie krwi) oraz zażycie epoetyny, będącej odpowiednikiem ludzkiego hormonu erytropoetyny – substancji wspomagającej produkcję krwinek czerwonych. Spodziewanym, pożądanym skutkiem owych praktyk jest zwiększenie ilości tlenu we krwi, a tym samym – lepsze utlenowanie tkanek mięśniowych. Takie zjawisko w naturalnej formie można zaobserwować w trakcie aktywności fizycznej w górach. Jego powodem jest naturalne zmniejszenie ciśnienia tlenu na znacznych wysokościach. Niestety postępowania pokroju hemotransfuzji niosą za sobą poważne zaburzenia w postaci zwiększenia lepkości krwi i zmniejszenia jakości jej przepływu. W efekcie można osiągnąć efekt odwrotny do zamierzonego – wpływ tlenu na mięśnie pozostanie niewielki, znacznie wzrośnie zaś ryzyko tworzenia się zakrzepów. Kolejne niebezpieczeństwo wiąże się z zagrożeniem infekcją krwi pochodzącej od zakażonych dawców (heterotransfuzja) i tym bardziej wzrasta, im bardziej nie znamy warunków, w jakich krew do przetoczenia była transportowana czy przechowywana.
Doping genetyczny, czyli ciemna strona medycyny
Wśród metod dopingowych postępującym uznaniem cieszy się jedna z najnowszych odsłon ciemnej strony w rozwoju medycyny – doping genetyczny. W skrócie polega on na wprowadzeniu do komórek mięśniowych łańcucha nici DNA zawierającego gen wspomagający ich pracę. Wektorem w tym procesie jest wirus, który za sprawą zainfekowania komórek generuje w nich materiał genetyczny oraz odpowiada za zintegrowanie go z materiałem genetycznym biorcy. Od razu pojawiła się jednak kwestia ewentualnej szkodliwości tego typu ingerencji w organizm, gdyż z czasem przedstawiono przypadki wystąpienia białaczki u osób cierpiących na poważny spadek odporności (analizowanych w kontekście leczenia dystrofii), w których przypadku zdrowy gen wprowadzono do organizmu za pomocą wirusa. Dodatkowo eksperymenty manipulacji genetycznej przeprowadzone na insektach i kwiatach dowiodły, że reakcją natury może być zniesienie wszystkich wcześniejszych udzielonych przez nią odpowiedzi, np. próba wprowadzenia dodatkowych kopii genu odpowiedzialnego za fioletowy kolor pewnego kwiatu zakończyła się powstaniem kwiatów białych. Nieuczciwy sportowiec powinien mieć świadomość, że skutki dopingu genetycznego są praktycznie nieodwracalne. Dlatego, gdyby u danego atlety wykryto, że ma on geny sztucznie zmodyfikowane, powinien zostać dożywotnio zdyskwalifikowany. Doping genetyczny na listę substancji i praktyk niedozwolonych wpisała WADA, określając go jako „nieterapeutyczne wykorzystanie komórek, genów i ich elementów oraz manipulację ekspresji genetycznej, mającą na celu polepszenie wyników sportowych zawodnika”.
Choć do opinii publicznej przenikają głównie historie stosowania dopingu przez sportowców zawodowych, należy być świadomym, że to problem, który dotyczy także amatorów. Rzecz jasna ranga rywalizacji jest tutaj niższa, lecz i w tym przypadku nie wolno przejść obojętnie obok zaburzenia zasad fair play. Doping wśród osób amatorsko uprawiających sport ma się dobrze też z innego względu. Chodzi o brak dostatecznej kontroli nad respektowaniem zasad zdrowej rywalizacji. Wśród osób młodych, uprawiających sport hobbistycznie, zainteresowaniem cieszy się spożywanie suplementów diety, jednak zażywanie tych substancji raczej powinno odbywać się pod kontrolą lekarza, bowiem wskazane jest tylko w niektórych przypadkach. Robiąc to nieświadomie, możemy doprowadzić do niesłusznego zastąpienia zrównoważonej diety, dostarczając organizmowi złe proporcje suplementów węglowodanowych czy białkowych.
„Śniadanie mistrzów”
Metodą walki z dopingiem już kilkadziesiąt lat temu stały się testy antydopingowe. Po raz pierwszy zastosowano je w trakcie Europejskich Mistrzostw Lekkoatletycznych w 1966 r. Dwa lata później uruchomiono natomiast procedurę wyrywkowych testów antydopingowych w trakcie Letnich i Zimowych Igrzysk Olimpijskich i od tego czasu stały się one stałym elementem imprez tej rangi. Niechlubny wynik pod tym względem miał związek m.in. z Igrzyskami w Atenach w 2004 r., na których, jak się okazało, pewni sportowcy nie rywalizowali uczciwie.
W trakcie Mistrzostw Świata w Podnoszeniu Ciężarów w 1954 r. członek ekipy amerykańskiej, dr John Ziegler, odkrył przypadkiem, że sowieccy atleci otrzymywali razem z jedzeniem tajemnicze pigułki. Okazało się, że głównym składnikiem kapsułek była syntetyczna pochodna testosteronu, co w owym czasie nie uchodziło jeszcze za nielegalne. Było jednak bardzo skuteczne, o czym może świadczyć fakt, że sportowcy z ZSRR osiągnęli wówczas bardzo dobre notowania sportowe, zdobywając większość złotych medali. Specyfik ten w slangu zawodników sportów siłowych zaczęto nazywać „Śniadaniem mistrzów”, gdyż był on regularnie spożywany przez większość sportowców osiągających znaczne sukcesy w ciężkiej atletyce w latach 1960-1969. W 1969 r. został on oficjalnie zakazany przez większość federacji atletycznych. W NRD przez pewien okres istniał nawet rządowy program dopingowy, w ramach którego wyselekcjonowanym sportowcom podawano wiele różnych substancji. Stosowano na nich też niedozwolone techniki fizjologiczne, takie jak transfuzje krwi czy przeszczepy. Szczególnie mocno dopingowano pływaczki oraz biegaczki. Po latach wielu byłych już sportowców, którym dawny doping zrujnował zdrowie, walczyło o odszkodowania. Części z nich przyznano rację. W związku z tym utworzono specjalny fundusz. Głośnym przypadkiem w świecie dopingu był również kanadyjski sprinter Ben Johnson. W związku z pozytywnym wynikiem testów antydopingowych przeprowadzonych zaraz po zawodach odebrano mu złoty medal, który zdobył w biegu na 100 m w Seulu w 1988 r.
Doping może być naturalny
Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że doping, powszechnie przywołujący negatywne konotacje, może mieć także pozytywny wydźwięk. Wymieńmy tu kilka takich dobroczynnych składników.
Burak
To tanie i popularne, a przy tym niskokaloryczne i lekkostrawne warzywo, które przy regularnym spożywaniu zwiększa wytrzymałość i pozwala dłużej trenować. Swoje dopingujące właściwości zawdzięcza azotanom, czyli związkom wpływającym na rozszerzenie naczyń krwionośnych. Większe ukrwienie to w efekcie korzyści polegające na dotarciu do komórek zmasowanej gamy substancji odżywczych. Burak to także bogate źródło betacyjanów (antyoksydantów/polifenoli). Warzywo najlepiej spożywać w formie soku – wówczas występujące w nim dobroczynne substancje zostają szybciej przyswojone przez organizm.
Zioła: święta bazylia (tulasi), cytryniec chiński i szałwia hiszpańska
Gdy zależy nam na poprawie wydolności, w katalogu substancji, z których korzystamy, nie powinno zabraknąć ziół. Zwłaszcza osoby uprawiające sporty wytrzymałościowe swoją uwagę powinny skoncentrować na cytryńcu chińskim i świętej bazylii, należących do adaptogenów. To nic innego, jak substancje ułatwiające przystosowanie się organizmu do niekorzystnych warunków środowiskowych. Święta bazylia (taka nazwa przylgnęła do niej z racji twierdzeń, iż potrafi ona niesamowicie skutecznie wypłukiwać toksyny z organizmu) to roślina pod wieloma względami korzystna dla człowieka, głównie z racji obfitej kompozycji związków organicznych. W aspekcie sportowym jej pozytywne działanie przejawia się głównie za sprawą poprawy wentylacji płuc, co przekłada się na lepsze dotlenienie organizmu. Ekstrakt ze świętej bazylii zawiera m.in. kwas ursolowy, działający na mięśnie. Nie bez znaczenia jest również obniżenie poziomu hormonu, który destrukcyjnie działa na włókna mięśniowe, jeśli jest w nadmiarze, czyli kortyzolu, oraz zminimalizowanie odkładania się tkanki tłuszczowej. Z kolei cytryniec chiński w medycynie wschodniej od tysięcy lat jest stosowany jako środek tonizujący i energetyzujący. To właśnie pobudzenie oraz zmniejszenie szybkości męczenia się są aspektami kluczowymi w kontekście przyjmowania naparów z cytryńca. Następną z roślin godną uwagi osób chcących poprawić swoją wydolność jest roślina dająca nasiona chia – szałwia hiszpańska. Pomijając szereg korzyści bezpośrednio niepowiązanych ze sportem, należy zauważyć, iż w przypadku osób mocno aktywnych fizycznie nasiona chia mogą stanowić odpowiedź na walkę ze stanami zapalnymi, często występującymi u sportowców.
Przywrotnik pospolity, czyli lwia łapa
To zioło jest znane też jako gojnik, nawrotnik, gniazdka lub ziele Matki Boskiej. To roślina hamująca krwawienie i lecząca stany zapalne. Wzmacnia strukturę naczyń krwionośnych i reguluje pracę układu trawiennego.
KOMENTARZE