Fundacja Republikańska przedstawiła w poniedziałek, 8 maja raport "Sieć szpitali - nowe rozwiązania i stare problemy", w którym wskazała systemowe bolączki funkcjonowania szpitali publicznych w Polsce.
Dokument zawiera również pytania o konsekwencje wprowadzenia w życie tzw. ustawy o sieci szpitali oraz powrotu do budżetowego systemu finansowania służby zdrowia.
Dariusz Wasilewski, autor raportu, otwiera dokument diagnozą mechanizmu powstawania zadłużenia w szpitalu publicznym. Jego zdaniem przyczyną deficytu jest niebilansowanie się przychodów i rozchodów placówki. Według raportu szpitale więcej wydają na swoją działalność niż są w stanie na niej zarobić.
Największą rubryką w budżecie pozostają wynagrodzenia specjalistów, stanowiące zwykle ponad połowę wszystkich wydatków jednostki. Niemal drugie tyle dyrektor musi przeznaczyć na koszty usług zewnętrznych.
Autor raportu wskazuje też kilkanaście przyczyn, dla których szpitale popadają w zadłużenie. Każda z nich została szczegółowo omówiona i podparta danymi statystycznymi. Do najważniejszych należą: ogólnie zbyt niski poziom finansowania służby zdrowia, limity świadczeń, nierentowność i nierównomierność wyceny procedur medycznych.
W dokumencie wskazano też na narastający problem w skompletowaniu kadry, który będzie negatywnie oddziaływać na kształt całej polskiej służby zdrowia w najbliższych latach.
Polska przeznacza na ochronę zdrowia jedynie 4-5% PKB. Tymczasem eksperci uważają, że dopiero wydatki na poziomie co najmniej 6% zapewniają bilansowanie się systemu. Ze zbyt niskiego poziomu finansowania bierze się jedna z największych bolączek polskiej służby zdrowia, czyli kolejki do specjalistów.
Szpitale i przychodnie mogłyby przyjmować więcej pacjentów, ale nie pozwalają na to limity świadczeń. W konsekwencji zdarza się, że koszty utrzymania sprzętu diagnostycznego są wyższe niż generowane dzięki niemu przychody.
Innym problemem trapiącym szpitale publiczne jest wycena poszczególnych świadczeń medycznych. Za jedne NFZ płaci zbyt mało, ale są też dziedziny przeszacowane. W praktyce oznacza to, że niektóre świadczenia, takie jak pediatria, zawsze przynoszą szpitalowi stratę. Dyrektor musi więc liczyć na oddziały bardziej „dochodowe", na przykład kardiologię, dzięki którym zbilansuje budżet.
Tymczasem na rynku usług medycznych powstały placówki, głównie prywatne, specjalizujące się w wykonywaniu świadczeń mało skomplikowanych, ale dobrze wycenianych przez NFZ, np. operacji zaćmy. Drenują one pacjentów, a za nimi również pieniądze, ze szpitali publicznych. W efekcie do państwowych szpitali trafiają chorzy z powikłaniami lub z trudnymi przypadłościami, których leczenie kosztuje najwięcej.
Należy również podkreślić narastające trudności szpitali, zwłaszcza tych mniejszych, w kompletowaniu kadry. Polska już teraz ma najniższy w Europie odsetek lekarzy w przeliczeniu na 1000 mieszkańców - zaledwie 2,3. Podobnie źle wyglądają wskaźniki dotyczące pielęgniarek. A będzie jeszcze gorzej, ponieważ w jednym i drugim zawodzie średnia wieku wynosi odpowiednio 54 i 48 lat. Poza tym młodzi lekarze coraz częściej wyjeżdżają do pracy za granicę, natomiast chętnych do pracy w zawodzie pielęgniarki jest w ogóle coraz mniej.
Czy reformy planowane przez rząd uzdrowią niedomagający system lecznictwa szpitalnego? Optymistycznie mogą nastrajać zwłaszcza deklaracje stopniowego zwiększenia finansowania służby zdrowia do poziomu 6% PKB.
Trudniej przewidzieć wpływ kolejnych pomysłów rządu na stan finansowy szpitali. Eksperci nie są zgodni, czy tzw. ustawa o sieci szpitali, która ma wejść w życie w październiku 2017 r., oraz powrót do systemu budżetowego z początkiem 2018 polepszą czy pogorszą kondycję finansową szpitali.
W ramach systemu budżetowego zlikwidowany zostanie NFZ, a środki na działalność służby zdrowia będą pochodzić prosto z budżetu państwa. Im lepszy będzie ogólny stan finansów publicznych, tym więcej pieniędzy zostanie przeznaczonych na ochronę zdrowia.
Czy dekoniunktura będzie natomiast skutkować cięciami w tym zakresie? Pytania prowokuje również ustawa o sieci szpitali. Od jesieni placówki nie będą rywalizowały między sobą w konkursach, ale dostaną ryczałtowe wynagrodzenie, oparte na poprzednich okresach rozliczeniowych. Nie wiadomo jednak, co się stanie, gdy szpitalowi skończą się pieniądze przyznane w ryczałcie. Na dzień dzisiejszy pewne jest jedynie to, że dyrektorzy będą musieli szybko odnaleźć się w zupełnie nowym systemie finansowania.
kurier.pap.pl
KOMENTARZE