- Czy swoje plany zawodowe od zawsze wiązała Pani z biotechnologią?
Dr Teresa Brodniewicz: W czasie gdy wybierałam kierunek studiów nie istniały jeszcze możliwości studiowania biotechnologii. Nowoczesnym kierunkiem jak na tamte czasy była biochemia na wydziale Biologii i Nauk o Ziemi. Mieszkałam od urodzenia w Łodzi i tam też studiowałam. Program studiów na biochemii był moim zdaniem bardzo dobrze zaprojektowany. Pierwsze dwa lata podstawą była ogólna wiedza biologiczna włącznie z anatomią i fizjologią roślin, zwierząt i człowieka, a następnie trzy lata obowiązywał program biochemii, którą dziś bym nazwala - kliniczną. Dało mi to więc solidne podstawy do dalszego zdobywania wiedzy i pracy nad doktoratem. Wiedza ta przydawała mi się szczególnie wtedy, gdy pracowałam nad przygotowaniem technologii otrzymywania z krwi ludzkiej składników stosowanych w medycynie, takich jak czynniki krzepliwości, albuminy, immunoglobuliny. Zdobyte wiadomości przydały się także później, gdy po przejściu do innej firmy opracowywałam z moim zespołem technologię otrzymywania biologicznych klejów tkankowych i biomateriałów na bazie składników wyizolowanych z osocza krwi. Nikt nie nazywał tego biotechnologią. Włożyłam w te tematy wiele wysiłku i pasji, bo uważałam, że były to tematy unikalne i bardzo ciekawe, tak w czasie gdy proponowano mi prace nad nimi i później, gdy się już w nie zaangażowałam.
- Czy na swojej drodze życiowej spotkała Pani kogoś, kto w szczególnym stopniu przyczynił się do Pani sukcesu zawodowego – mentora, nauczyciela?
TB: Nie spotkał mnie w życiu taki szczęśliwy zbieg okoliczności, chociaż czy to szczęściem należy nazywać? Od pracy magisterskiej, poprzez studia doktorskie a następnie pracę w montrealskich firmach po zakończeniu studiów podoktorskich i później, zawsze byłam zdana jedynie na własne siły i kreatywność.
- Czy pamięta Pani swoje początki w firmie MTZ? Co było wtedy dla Pani największym wyzwaniem?
TB: Oczywiście, że pamiętam. Firmę MTZ Clinical Research (MTZ) założyłam w 2002 roku, rok po rozstaniu z firmą PAREXEL, dla której przyjechałam z Kanady do Polski. Pracę nad firmą rozpoczęłam wcześniej niż w momencie jej założenia. Powstanie firmy MTZ związane było bardzo z decyzją pozostania w Polsce. Po drugie nie miałam wtedy żadnych kontaktów biznesowych w Polsce, pozwalających na łatwe pozyskanie dla młodej i nieznanej nikomu firmy kontraktów na przeprowadzenie badań klinicznych. Czyli zajmowały mnie głównie wtedy kwestie dopływu gotówk,i aby móc utrzymać firmę; bo trzeba pamiętać, że firma MTZ powstała od tak zwanego „zera” i tylko w oparciu o własne fundusze. Ale…. szczęście nam sprzyjało i stosunkowo szybko zaistnieliśmy na rynku, nie tylko polskim.
- Czemu zawdzięcza Pani sukces MTZ, że z małego ośrodka badawczego stało się wiodącym polskim CRO?
TB: Dobre pytanie. Na pewno pomogła mi wiedza i doświadczenie wyniesione z mojej pracy i prowadzenie firm pod względem naukowym w Kanadzie. Następnie ogromna praca, dobór pracowników i ich rzetelne szkolenie, ustalanie celów, trochę inne podejście do pracy i do relacji ze współpracownikami, niż to miało miejsce typowo w Polsce. Trochę też zostaliśmy do tego zmuszeni przez rynek widząc, że funkcjonowanie jedynie jako Ośrodek badań biorównoważności nie ma większych perspektyw. Rozpoczęliśmy prace nad uruchomieniem CRO, specjalizującego się w badaniach klinicznych faz wczesnych. I to jest to co robimy dziś; specjalizujemy się we wczesnych fazach, chociaż też prowadzimy badania fazy III jako wysoce wyspecjalizowany Ośrodek Badań Klinicznych w ramach naszego CRO. Jednym słowem - jesteśmy unikalnym przedsiębiorstwem na polskim rynku badań klinicznych.
{page_break}
- Pełni Pani od dwóch lat kierowniczą funkcję w Zarządzie Stowarzyszenia na Rzecz Dobrej Praktyki Badań Klinicznych w Polsce (GCPpl). Dlaczego ta dobra praktyka jest taka ważna?
TB: Rzetelne stosowanie zasad dobrej praktyki badań klinicznych jest obowiązkiem każdego badacza i każdego zespołu badawczego. Tylko stosowanie się do tych zasad gwarantuje otrzymanie wiarygodnych i wysokiej jakości wyników, stawiając w tym samym czasie na pierwszym miejscu dobro i bezpieczeństwo indywidualnego pacjenta. Stąd propagowanie zasad dobrej praktyki badań klinicznych, stojących na straży etyki w badaniach klinicznych, traktuje jako moje powołanie, jak długo będę się parała badaniami klinicznymi. Społeczna praca jako Prezes naszego Stowarzyszenia, z dużym wsparciem i zaangażowaniem kolegów z Zarządu, pomaga mi realizować ten cel.
- W zakresie Pani zainteresowań szczególne miejsce zajmuje frakcjonowanie osocza. Dlaczego?
TB: Tak się złożyło, że tam gdzie kończyłam studia podoktorskie, w Instytucie Armand Frappier w Montrealu, poszukiwano osoby do objęcia stanowiska Dyrektora Naukowego w projekcie tworzenia nowego Centrum Frakcjonowania Osocza. Był to projekt rządu Quebeckiego. Bardzo zaangażowałam się w projekt, tak, jak mój stworzony przeze mnie zespół. Projekt po 9 latach wytężonej pracy wszystkich został całkowicie zatrzymany, bo pokazały się wtedy perspektywy budowania takiego centrum frakcjonowania osocza nie w Quebecu, ale w Nowej Szkocji, tym razem w asocjacji z dużą firma farmaceutyczna. Niestety, nie wybudowano takiego Centrum w Kanadzie do tej pory, pomimo opracowania przez nas bardzo nowoczesnych jak na tamte czasy technologii. Miałam możliwość opublikowania wyników naszych prac w Nature, Vox Sangiunis czy Blood Reviews. Do celów oczyszczania czynników wyizolowanych z osocza na przykład sami wyprodukowaliśmy przeciwciała monoklonalne, które przyczepione do nośników, pozwalały otrzymywać wysokiej czystości składniki osocza. Rozwinęliśmy też szeroki panel nowoczesnych metod sprawdzania jakości otrzymanych czynników krzepnięcia czy też preparatów albuminowych i immunoglobulinowych.
Po zamknięciu projektu otrzymałam propozycje objęcia funkcji vice prezesa ds. naukowych w nowopowstającej firmie, Haemacure, specjalizującej się w produkowaniu klejów tkankowych z osocza ludzkiego. Zasada działania takich klejów jest oparta na mechanizmie ostatnich etapów kaskady krzepnięcia, kiedy to pod wpływem trombiny powstaje z rozpuszczalnego fibrynogenu – nierozpuszczalna, usieciowana fibryna, tamująca krwawienie. Czyli temat nie leżał daleko od moich wcześniejszych doświadczeń ze składnikami krwi. Z tym, że bardzo szybko zaczęłam pracować nad produktami wspomagającymi leczenie ran, również chronicznych. Preparaty te były oparte na klejach tkankowych, czyli na fibrynie i tworzyły swoisty biomateriał, który wzbogacałam różnymi składnikami jak np. peptydami o działaniu podobnym do kolagenu, czy też hormonami wzrostu … To był fascynujący i bardzo twórczy okres w moim życiu.
Dziękuję za rozmowę.
KOMENTARZE