Biotechnologia.pl
łączymy wszystkie strony biobiznesu
"Strach się bać – czyli jeszcze raz o GMO" - rozmawiamy z dr. hab. Marcinem Filipeckim
06.05.2013

II edycja Międzyuczelnianego Sympozjum Biotechnologicznego "Symbioza" (19-21 kwietnia 2013 r.) umożliwiła biotechnologom dyskusję na wiele tematów, w tym na utarty lecz nadal kontrowersyjny wątek organizmów modyfikowanych genetycznie (GMO). Wykład plenarny pt. „Strach się bać – czyli jeszcze raz o GMO” dr. hab. Marcina Filipeckiego rozwiał drzemiące w nas wątpliwości dotyczące bezpieczeństwa spożywania roślin GM i obudził potrzebę rozwiązania konfliktu pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami GMO.

Obecnie modyfikacje genetyczne roślin mogą poprawić odporność roślin na owady, wirusy i grzyby, tolerancję na niedobory wody czy herbicydy. Jednak pomysłów na zmiany w genomie roślin jest dużo więcej, a ogranicza je tylko wyobraźnia biotechnologów. Wzbogacenie żywności o witaminy, antyoksydanty, poprawa składu kwasów tłuszczowych czy działanie przeciwnowotworowe to tylko kilka z możliwych rozwiązań mogących wejść w życie gdyby nie… co? Właśnie, dlaczego ludzkość nie korzysta z dobrodziejstw inżynierii genetycznej by poprawić tak ważny aspekt życia jakim jest jedzenie? Na to i inne pytania odpowiada specjalnie dla portalu biotechnologia.pl dr hab. Marcin Filipecki.

 

Biotechnologia.pl: Z czego wynika negatywne nastawienie Europejczyków do uprawy roślin modyfikowanych genetycznie?

Dr hab. Marcin Filipecki: Po pierwsze, w Europie ruchy ekologiczne są bardzo mocne co pewnie wynika z przyzwyczajenia do wolności, demokracji, umiejętności i zdolności zabierania głosu na każdy temat (często bez wystarczającej wiedzy). W żadnym jednak wypadku nie próbował bym mówić, że Europejczycy są gorzej wykształceni od mieszkańców innych rejonów świata. To raczej siła ugrupowań „zielonych” i lansowanej przez nie świadomości ekologicznej jest przyczyną takiego nastawienia. Do tego dochodzi również trudny do wytłumaczenia kryzys zaufania do autorytetów naukowych. Nie bez znaczenia może być także duża ilość ludzi żyjących w miastach. Są to ludzie bardziej wrażliwi na argumenty ekologiczne, na racje i poglądy przekazywane w formie atrakcyjnych happeningów czy wzruszające reportaże, gdzie żonglerka wyrwanymi z kontekstu pseudonaukowymi informacjami daje nieprawdziwy i przerażający obraz GMO. Jednocześnie maleje ilość ludzi, którzy żyją z rolnictwa i rozumieją jak funkcjonuje przyroda. Produkcja roślinna wymaga różnych metod doskonalenia uprawianych odmian, a genetyczne modyfikowanie jest jedną z nich.

 

Czy oprócz ruchów ekologicznych istnieje inny czynnik wpływający na atmosferę wokół GMO?

Na pewno jeszcze nastroje antyglobalistyczne. Technologia została wykupiona w znacznym stopniu przed duże koncerny, ze względu na pokaźne koszty związane z biotechnologią. Te duże koncerny mają słabą prasę a ruchy antyglobalistyczne nakręcają kampanię anty-GMO.

 

Czy podejście społeczeństwa w innych częściach świata np. w Indiach gdzie uprawia się złoty ryż jest bardziej przychylne?

Złoty ryż nie jest jeszcze uprawiany a Indie, moim zdaniem, mają całkiem podobne podejście, tak jak inne części świata. Najlepszym tego przykładem jest to, że gros uprawy bawełny w Indiach są to uprawy GMO. Czy oni są bardziej pro GMO? Tego bym nie powiedział. Rozkład nastrojów jest podobny, związany głównie z wykształceniem. Jednak władze są nieco bardziej przychylne. Kilku firmom udało się skutecznie wprowadzić GMO i rolnicy powszechnie z tych rozwiązań korzystają.

 

W jakim stopniu ta pokaźna grupa przeciwników hamuje rozwój technologii GMO?

Ilość przeciwników w Europie wyraźnie hamuje rozwój GMO. Surowe rozwiązania prawne wymyślone w Europie, są wzorcem dla różnych krajów rozwijających się i to utrudnia wykorzystywanie GMO. Dobrym przykładem tego utrudnienia jest to, że na rynku istnieją wciąż dosyć prymitywne rozwiązania. Od kilkunastu lat mamy tu głównie odporność na herbicydy czy na larwy owadów. Negatywne nastawienie hamuje wprowadzanie nowszych rozwiązań. Może to być nawet na rękę firmom posiadającym patenty ponieważ efektywność wykorzystania inwestycji jest w tym wypadku bardzo wysoka.

 

A jak wygląda system kontroli i badań produktów inżynierii genetycznej?  Czy ten system wystarcza?

Szkodliwość produktu do spożycia niezależnie czy GMO czy nie, jest badana. Kontrole dotyczące roślin GM są dużo ostrzejsze niż całego szeregu innych wyrobów przeznaczonych do konsumpcji. Okazuje się więc, iż GMO jest dużo lepiej przebadane niż to co nie jest GMO. W mojej opinii ten system badań jest wystarczający.

 

Jakie naukowe przesłanki są argumentem dla przeciwników GMO?

Od czasu do czasu pojawiają się publikacje, które pokazują, że GMO jest szkodliwe. W każdym z tych badań niestety są duże zaniedbania metodyczne, przez co tracą na wiarygodności. Trudno zatem z nimi dyskutować. Przykładem są badania na szczurach jedzących soję. Wykazały one m.in. podejrzanie wysoką śmiertelność zwierząt, kilkakrotnie przekraczającą dane z innych badań, w próbie kontrolnej jedzącej soję niezmodyfikowaną. Nie wiem w jak trudnych warunkach autorka badań (Irina Ermakova) trzymała te szczury ale z pewnością eksperyment był źle wykonany.

 

W Polsce również wykonuje się podobne badania na gryzoniach. W solidnie przeprowadzonych badaniach nie wykazano żadnego działania szkodliwego w grupie zwierząt spożywających zmodyfikowane genetycznie ziemniaki czy ogórki. W najbliższym czasie uruchomione zostaną wieloletnie i wielopokoleniowe badania na gryzoniach i podejrzewam, że znów udowodnią brak chorobotwórczego wpływu roślin GM. Trudno mi natomiast skomentować te nieliczne niekorzystne dane, ponieważ one często są prowadzone według innych harmonogramów eksperymentalnych nieprzystających do dobrych praktyk laboratoryjnych.

 

Wyniki doświadczeń ilustrujące tezy przeciwników mają często także inne wady: porównuje się odmianę rośliny genetycznie modyfikowanych z odmianą nie zmodyfikowaną o innym tle genetycznym czy pomija się fakt, że roślina genetycznie modyfikowana była opryskana herbicydem (bo jest na niego odporna) a kontrolna nie. W pierwszym przypadku należy pamiętać, że przy współczesnych, bardzo czułych metodach eksperymentalnych, obserwujemy często różnice we wpływie dwóch odmian konwencjonalnych na parametry konsumujących je organizmów, których zmiany przypisywano wcześniej GMO. W drugim nie wolno zapominać, że stosowany pestycyd to nie tylko substancja czynna, z reguły dobrze przebadana, ale także różne „polepszacze” takie jak surfaktanty, o których wiemy dużo mniej, a które są powszechnie stosowane w formulacjach środków ochrony roślin używanych w rolnictwie konwencjonalnym.

 

Co należałoby zmienić by podejście społeczeństwa do GMO było bardziej racjonalne?

Ja jestem daleki od propagandy, nie będę się pchał na wiece i happeningi. Jeśli ktoś potrzebuje wiedzy, to mu ją dam. Dobrze się dzieje, że są ludzie, którym się chce aktywnie działać w sprawie GMO. To jest jedyna szansa. Trzeba społeczeństwo edukować i tyle. Powinniśmy dbać o odpowiedni poziom kadry naukowej. Jeżeli słyszymy z mównicy sejmowej czy w telewizji ludzi z tytułami profesorskimi mówiących jakieś „dyrdymały” to tak być nie może. Im więcej ludzi będzie wykształconych tym bardziej śmieszni będą się wydawać ci „mędrcy”.

 

Bardzo dziękujemy za rozmowę

 

Rozmawiały

Klaudia Majewska i Justyna Barys

Portal: biotechnologia.pl

 

Dr hab. Marcin Filipecki - aktywny uczestnik tegorocznej „Symbiozy”, na co dzień pracownik Katedry Genetyki, Hodowli i Biotechnologii Roślin w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie, członek prezydium Komitetu Biotechnologii PAN, członek zarządu Polskiej Federacji Biotechnologii i członek Polskiego Towarzystwa Genetycznego aktywnie zajmujący się zarówno badaniami wykorzystującymi GMO jak i propagowaniem oraz promowaniem wiedzy biotechnologicznej. Wśród jego zainteresowań naukowych znajduje się genetyka rozwoju roślin, molekularne aspekty interakcji roślin z nicieniami pasożytniczymi oraz bioinformatyka.

KOMENTARZE
Newsletter