Relacja z uroczystego otwarcia nowego gmachu biotechnologii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego wzbudziła olbrzymie zainteresowanie naszych Czytelników. W ślad za nim pojawiły się również refleksje: czy katolicyzm i biotechnologia nie stoją w sprzeczności?
O pomoc w znalezieniu odpowiedzi na to pytanie poprosiłem dr. Wojciecha Lewandowskiego z Katedry Etyki Szczegółowej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Mój rozmówca jest autorem rozprawy doktorskiej o odpowiedzialności za przyszłe pokolenia, w tym między innymi o kwestiach związanych z udoskonalaniem ludzkiego genomu, czy terapiami genowymi. A rozmawiamy między innymi o tym, co to znaczy „zabawa w Boga” i jakich granic bioetycznych przekraczać po prostu nie wolno…
Adam Czajczyk: Dlaczego katolicka uczelnia zajmuje się badaniami, które w zasadzie mają na celu modyfikowanie tego, co "dał nam Stwórca"?
dr Wojciech Lewandowski: Wydaje mi się, że najlepiej byłoby odwołać się do misji Uczelni. Jedno zdanie dużo tutaj rozjaśnia: "Misją Uniwersytetu jest prowadzenie badań naukowych w duchu harmonii między nauką i wiarą". Cała kwestia dotycząca relacji między katolickością i naukowością, czy cały problem biotechnologii na katolickiej uczelni - to problem uchwycenia harmonii między nauką i wiarą. Potocznie używany w tym kontekście argument „zabawy w Boga” wydaje się zakładać, że harmonii między nauka i wiarą nie ma. Ale gdybyśmy się zastanowili, co znaczy "zabawa w Boga", to oba słowa wskazują nam pewne ciekawe treści. Kiedy mówimy o "zabawie w Boga" i koncentrujemy się na słowie "Bóg" - to mamy na myśli w kontekście biotechnologii fakt, że ludzie w XXI wieku osiągnęli niespotykane dotąd możliwości. Postęp technologiczny poszedł tak do przodu, że niektórzy uważają, że te możliwości nas przerosły. W związku z tym wszelkie używanie tych możliwości wiązałoby się z taką "Wieżą Babel", "zabawą w Boga”...
AC: Czy takie widzenie tego rozwoju, biotechnologii jest w ogóle usprawiedliwione?
WL: Z pewnością nie nazwiemy „zabawą w Boga” sytuacji w której lekarz korzysta z najnowocześniejszych zdobyczy medycyny, kiedy używa najnowocześniejszych środków w celu ratowania pacjenta. Gdybyśmy odrzucili te możliwości, to powinniśmy odrzucić również na przykład antybiotyki. W tym zarzucie związanym z odgrywaniem roli Boga nie chodzi o to, że mamy jakieś możliwości - bo z całą pewnością jest olbrzymia liczba przypadków, w których korzystanie z nich byłoby usprawiedliwione i absurdem jest odrzucanie tego. Wydaje się raczej, że podstawą kontrowersji jest tutaj słowo "zabawa", które kojarzy się z beztroską i nieodpowiedzialnością, brakiem patrzenia na konsekwencje. Ewentualne następstwa związane z różnymi możliwościami, jakie daje postęp technologiczny, wiązałyby się raczej z nieodpowiedzialnym korzystaniem z nich - czy to ze względu na doraźny zysk bez uwzględniania długofalowych skutków, czy też w sensie nie uwzględnienia godności człowieka – na przykład jeśli chodzi o możliwości ulepszania ludzkiego genomu
Tutaj nie ma żadnej opozycji między katolickością a naukowością. Tak naprawdę wymóg rzetelnego prowadzenia badań i odpowiedzialnego korzystania z technologii jest wspólny -zarówno dla katolickich, jak i wszystkich innych środowisk naukowych.
AC: Jest też kwestia granicy - jak daleko możemy się posunąć? Pewne rzeczy teraz uznajemy za oczywiste, ale kiedy ich jeszcze nie znaliśmy, to uznano by je za próbę postawienia się na równi z Bogiem – dotyczy to na przykład manipulacji genetycznych. W miarę rozwoju technologii ta granica się przesuwa?
WL: Nie jestem o tym przekonany. Każdą technologię można opisać jako niezgodną z ludzką naturą albo jako błogosławieństwo dla ludzkości – niezależnie od tego, czy mówimy o antybiotykach, szczepionkach, transplantacjach czy udoskonalaniu ludzkiego genomu. Wydaje mi się, że bez dokładnego opisu danej technologii nie da się z góry określić granicy między tym, co dopuszczalne, a niedopuszczalne. W punkcie wyjścia dysponujemy jedynie ogólnymi zasadami, takimi jak właśnie zasada odpowiedzialności za skutki naszych działań i szacunku dla ludzkiej godności.
AC:Czyli u podstaw leży to, że technologia ma pomagać, służyć człowiekowi?
WL: Po pierwsze, to oczywiście ma nie szkodzić, respektować godność człowieka…
AC: Często do opracowania nowych terapii – na przykład genowych - które ostatecznie służą ratowaniu życia, potrzebne są działania pośrednie, które bardziej przypominają zewnętrznym obserwatorom pracę dr. Frankensteina, niż naukę służącą człowiekowi. W powszechnej świadomości często jest to wkraczanie w kompetencje Stwórcy. Robimy przecież coś, co jest nienaturalne...
WL: Przede wszystkim należałoby zapytać o cel i wartość naukową takich badań. Wiele z nich jest całkowicie uzasadnionych...
AC: Był taki eksperyment, w którym naukowcom udało się wychodować dodatkowe oko na ogonie kijanki - chodziło o możliwość regeneracji dowolnych organów z dowolnych "własnych" komórek ciała, co byłoby przełomem w transplantologii. Takie badanie wydaje się wpisywać w to, co Pan mówi. Ale co z etapem pośrednim? Oko na ogonie nie jest raczej niczym naturalnym…
WL: Tylko to się nie wiąże ani ze skrzywdzeniem żadnego człowieka ani negatywnymi skutkami dla środowiska. Inaczej jest w przypadku, gdyby w grę wchodziły na przykład ludzkie zarodki. Tutaj ta granica jest dosyć mocno zarysowana. .
AC: A co jest całkowicie niedopuszczalne? Co Kościół Katolicki odrzucał, odrzuca i odrzucał będzie zawsze - w kontekście biotechnologicznym?
WL: Przede wszystkim wszystko to, co wiąże się z odebraniem życia człowiekowi, niezależnie od tego, na jakim etapie ono jest. Wchodzą więc w to także wszystkie problemy związane z ludzkimi zarodkami - począwszy od ich tworzenia przy wspomaganej prokreacji, poprzez wykorzystywanie do eksperymentów, aż do modyfikacji genetycznych. Druga rzecz dotyczy problemu normatywności samej ludzkiej natury - czyli już nie konkretnego człowieka, lecz modyfikowania jakichś ludzkich genów, w ten sposób, żeby dawały ludziom nowe możliwości. Tutaj pojawia się nurt transhumanizmu, który głosi, że jeśli na horyzoncie pojawiają się możliwości udoskonalania ludzkiego genomu - pamięci, siły fizycznej, czy jakości życia - to powinniśmy to robić. Pojawiają się jednak pytania: czy modyfikując w ten sposób ludzką naturę nie utracimy naszego człowieczeństwa? Tutaj jednak dyskusja jest stosunkowo nowa, więc jak dotąd na pierwszy plan wysuwają się sprawy związane z odbieraniem ludzkiego życia i z jego przedmiotowym traktowaniem.
AC: Co Pan przez to rozumie?
WL: Jedną z takich kontrowersji jest tworzenie tak zwanego rodzeństwa ratującego życie. Rodzice którzy mają chore dziecko postanawiają za pomocą selekcji zarodków w procesie in vitro wybrać taki zarodek do implantacji, dzięki któremu urodzi się dziecko mogące być dawcą dla dziecka chorego. Z punktu widzenia kalkulacji skutków - wszystko wygląda w porządku, bo rodzice mają dwoje zdrowych dzieci zamiast jednego chorego. Kontrowersja polega na tym, czy nie jest to przedmiotowe traktowanie rodzeństwa ratującego życie. Jeśli jedynym celem powołania tego dziecka do życia jest to, że ma być dawcą - to z całą pewnością jest to niesłuszne. Z drugiej strony - zwolennicy tego rodzaju selekcji twierdzą, że rodzice po prostu chcą mieć drugie dziecko i jedynie wybierają do implantacji ten zarodek, który w przyszłości może być dawcą. Problem polega na tym, że kiedy pojawia się kwestia selekcji, to tylko jedno życie przechodzi przez to selekcyjne sito.
AC: W powszechnym mniemaniu katolicyzm ma bardzo konserwatywne spojrzenie na sprawy naukowe, szczególnie dotyczy to biotechnologii - odrzuca przecież między innymi In vitro, manipulacje zarodkami i tym podobne. Co w takim razie uprawnia Katolicki Uniwersytet Lubelski do prowadzenia badań i nauczania ludzi w tej dziedzinie?
WL: Ludzkie życie ma dwa wymiary. Pierwszy, to ten czysto biologiczny - i dlatego konieczne jest zajmowanie się biotechnologią. Drugi – to wymiar egzystencjalny. Nie mówimy przecież o życiu tylko i wyłącznie w sensie biologicznym, ale również o życiu w świecie wartości, o życiu osobowym, o realizacji siebie jako człowieka.
Wydaje mi się, że relacja „biotechnologia plus uniwersytet katolicki” pozwala na uchwycenie obu tych wymiarów.
AC: Dziękuję za rozmowę.
red. Adam Czajczyk
KOMENTARZE