Od początku istnienia ludzkości na organizmy, które wykazywały cechy życia, po krótszym bądź dłuższym czasie, przychodził kres i chociaż cywilizacja rozwija się nieustannie, nieśmiertelność istoty żywej (z najmocniejszym naciskiem na człowieka) wciąż jest wizją rodem z filmów science fiction. Jednak, pomimo że oszukanie śmierci wydaje się niemożliwe, nie brakuje zapaleńców, którzy twierdzą, że są na to pewne szanse.
Disney był pionierem krioniki?
Już kilkadziesiąt lat temu w świecie naukowym i nie tylko szerzej zaczęto mówić o krionice, czyli metodzie obejmującej zamrożenie i przechowywanie zwłok, która nazwę wzięła od greckiego słowa „kryos”, oznaczającego zimno. Dość przewrotnie twarzą tego procesu stał się wizjoner Walt Disney. W latach 60. XX wieku zdiagnozowano u niego bardzo szybko rozwijający się nowotwór lewego płuca, który był spowodowany najprawdopodobniej częstym paleniem tytoniu przez znanego producenta filmowego. Tego typu chorobę w latach, w który Disney żył, uznawano za nieuleczalną. Kiedy było wiadomo, że znany animator jest ciężko, a wręcz śmiertelnie chory i kiedy to zniknął on na dłuższy czas, rozpowszechniono twierdzenie, iż został poddany zabiegowi krioprezerwacji, czyli pośmiertnego zamrożenia. Świat obiegła wieść, że zabieg ten przeprowadzono z nadzieją, iż za 100 lat od śmierci filantropa, z racji ogromnego zaawansowania medycyny, uda się go przywrócić do świata żywych i wyleczyć chorobę, na którą cierpiał. Jak się okazało, była to wyłącznie legenda, ponieważ Disney tak naprawdę zabiegowi krionicznemu poddany nie został, lecz zmarł w wyniku zatrzymania akcji serca, a jego ciało skremowano i pochowano na kalifornijskim cmentarzu w Glendale.
Na przeprowadzenie pierwszego w historii typowego zabiegu kriokonserwacji nie trzeba było długo czekać. Stało się to niedługo po śmierci animatora, a mężczyzna, którego ciało poddano opisanemu zabiegowi, nazywał się James Hiram Bedford i za życia był uczonym zajmującym się w głównej mierze psychologią i kwestiami związanymi z doradztwem zawodowym. Wykładowca cierpiał na raka nerki z przerzutami do płuc, a taka diagnoza, podobnie jak w przypadku Disney'a, oznaczała konieczność rozstania się z tym światem. Bedforda zabiegowi poddano 12 stycznia 1967 r., a według dostępnych informacji zadanie wykonali: Robert Prehoda, Dante Brunol i Robert Nelson. Tę nietypową historię opisano w książce pt. (w tłumaczeniu na język polski) Zamroziliśmy pierwszego człowieka (mężczyznę). Jako ciekawostkę można dodać fakt, że człowiek jako pierwszy poddany krioprezerwacji w testamencie pozostawił 100 tys. dol. na badania właśnie w dziedzinie krioniki, jednak tak naprawdę większą kwotę od tej pozostawionej jego żona i syn wydali w sądzie, broniąc testamentu Bedforda.
Bedford jednak, choć dostąpił „zaszczytu” bycia pierwszą osobą poddaną typowemu (jak na ówczesne standardy) zabiegowi krionicznemu, nie miał w tym aspekcie zbyt wiele szczęścia, ponieważ roztwór dimetylosulfotlenku w celu zapobiegnięcia uszkodzeniu tkanek wstrzyknięto mu podobno dopiero ok. godzinę bądź nawet dłużej po śmierci. Później zaś ciało mężczyzny zapakowano w styropianowy pojemnik wypełniony suchym lodem i zanurzono w ciekłym azocie, a przez wiele następnych lat komorę ze zwłokami Bedforda wielokrotnie przenoszono, chociażby z racji niestabilności rynkowej firm krionicznych. Co więcej, w celu nieponoszenia wysokich kosztów utrzymania rodzina kapsułę z ciałem mężczyzny przez kilka lat przetrzymywała we własnym magazynie, co jakiś czas dolewając ciekłego azotu. Z kolei, jak wynika z różnych źródeł, później komorę tę powierzono pod opiekę organizacji Alcor Life Extension Foundation. W 1991 r. w trakcie procesu przenoszenia ciała Bedforda do zbiornika nazywanego naczyniem Dewara zwłoki poddano oględzinom, podczas których stwierdzono, że nos mężczyzny uległ zapadnięciu, a klatka piersiowa pękła. Stan skóry na szyi i górnej części tułowia wskazywały natomiast na proces zapalny. Co ciekawe, bez względu na to, pojawiła się również opinia, iż mężczyzna wygląda nawet lepiej (niż mógłby świadczyć o tym jego wiek). Obawy pojawiły się jednak w odniesieniu do możliwości uszkodzeń wewnętrznych, w tym w szczególności mózgu. Dodatkowo warto wspomnieć, że przed zabiegiem krionicznym na Bedfordzie, bo w roku 1966, podobno miało również miejsce zamrożenie (bez zastosowania krioprotektantów) uprzednio zabalsamowanego ciała starszej kobiety. Było to jednak działanie raczej nie do końca mocno wpisujące się w założenia krioniki, bardziej o charakterze testowym, a zwłoki po kilku miesiącach z placówki usunięto.
Jak przebiega proces?
Proces krioprezerwacji, czyli ogólnie rzecz biorąc schłodzenia, a następnie przetrzymywania zwłok w temperaturze wynoszącej minus 196oC - gdy ciało zostaje wprowadzone w stan kriostazy - jest działaniem mocno skomplikowanym i z racji swej złożoności przebiega stopniowo. Zawsze jednak kluczowym w jego powodzeniu pozostaje czynnik czasowy. Aby można było mówić o pełnym sukcesie, należy działać niezwykle szybko, dlatego pacjenta do zabiegu trzeba zacząć przygotowywać zaraz po stwierdzeniu zgonu przez lekarza. Dlaczego to właśnie czas jest w tym przypadku niezwykle istotny? Ponieważ szacuje się, że dla zatrzymania fizycznego rozkładu następującego po śmierci konieczne jest schłodzenie ciała do wskazanej temperatury w ciągu nie więcej niż 25 minut od ustania krążenia.
Aspekt czasowy, choć ważny, to jednak nie jedyny kłopot, z jakim wiąże się zabieg kriokonserwacji. Problemy dotyczą bowiem także możliwości doznania przez pacjenta uszkodzeń mechanicznych. Należy wykazać się dużą ostrożnością, by nie doprowadzić do tzw. lizy, czyli rozsadzenia tkanki przez lód, a w konsekwencji jej zniszczenia. Aby temu zapobiec, przez naczynia krwionośne denata wprowadza się krioprotektanty. Ciało umieszcza się zaś w hermetycznie zamkniętym pojemniku wykonanym ze stali nierdzewnej. Osobę winno się zamrażać w pozycji do góry nogami – tak, by w razie awarii aparatury uszkodzenie mózgu nastąpiło ewentualnie na końcu.
Inną z cały czas problematycznych spraw pozostaje pojęcie niedokrwienia. Niedogodność obejmuje kwestię związaną z zaopatrzeniem komórek w tlen w czasie dzielącym moment przerwania (lub przywrócenia) krążenia oraz moment zamrożenia i przejścia w kriostazę bądź wyjścia z niej. Niemałym kłopotem jest też brak 100% możliwości stwierdzenia, czy środki pozwalające zakonserwować ciało, czyli krioprotektanty (substancje zastępujące wodę w strukturach komórkowych) w dłuższym okresie nie będą wykazywać cech toksyczności. Nadto wyzwaniem pozostaje ewentualne wypompowanie ich z układu krwionośnego.
Ostrożnie zwłaszcza z „centrum danych”
Ze szczególną ostrożnością powinno się obchodzić z mózgiem człowieka poddawanego opisanemu zabiegowi. W tym przypadku nie wolno pozwolić sobie na błąd, ponieważ mógłby on skutkować tzw. śmiercią informacji. Założenie krioniki jest bowiem takie, by po „wybudzeniu” pacjent był całkowicie świadomy – wiedział, kim jest, miał zachowane wspomnienia, a okres, przez który przebywał w mocno minusowej temperaturze, traktował po prostu jako przerwę w funkcjonowaniu. Chociaż uznaje się, że.mózg umiera zaledwie po kilku minutach po ustaniu w ciele krążenia, z racji zatrzymania transportu tlenu, zwolennicy krioniki argumentują wszakże, iż czas w ten sposób wykazany jest jedynie kwestią umowną, a śmierć mózgu określana jako pozbawienie go tlenu, jest stanem, który w przyszłości ludzie będą potrafili odwrócić. Zwolennicy takiego poglądu stoją na stanowisku, że obecnie termin „martwy mózg” powinien być rozumiany nie jako mózg niewykazujący cech życia, lecz jako mózg przyduszony, w którym zgromadzone za życia przez daną osobę wspomnienia bądź informacje nadal się znajdują.
Poza tym, co zostało już opisane, jak na razie najistotniejszą pozostaje kwestia możliwości „wybudzenia” kogoś poddanego krioprezerwacji. Ożywienie z jednej strony musi w istocie polegać na odwróceniu skutków wywołanych śmiercią, a z drugiej – na wyeliminowaniu szkód poczynionych długotrwałym przebywaniem w bardzo niskiej temperaturze. W przypadku opisywania terminu „krionika” warto przywołać też inny termin – często, choć niesłusznie – wiązany z pojęciem wymienionym chwilę wcześniej. Chodzi o hibernację. Należy pamiętać, że „hibernacja” to termin stosowany głównie w odniesieniu do zwierząt. Oznacza ona stan fizjologiczny umożliwiający przetrwanie zimy przez ograniczenie zapotrzebowania na energię zawartą w pokarmach, manifestujący się chociażby poprzez objaw taki jak odrętwienie. W czasie znajdowania się w tym stanie są podtrzymywane jedynie podstawowe czynności życiowe. Brak związku krioniki z hibernacją wyraża się w tym aspekcie, iż pacjent poddany kriokonserwacji jest osobą wedle obecnych definicji martwą, czyli taką, którą dotknął proces związany z ustaniem wszelkich funkcji życiowych organizmu w wyniku nieodwracalnego zahamowania reakcji biologicznych w jego komórkach, nie zaś kimś śpiącym, bo to właśnie do snu można porównać hibernację.
JS i inni
To, co dla jednych jest wymysłem bogatych, dla drugich stanowi wartość przekładającą się na życie. Choć wydawałoby się, że oprócz wyrażenia woli na taki zabieg i znalezienia kogoś świadczącego tego typu usługę nic nie będzie stało na przeszkodzie, aby krioprezerwacji daną osobę poddać, czasami nie jest to jednak tak oczywiste. Kilka lat temu na świecie głośno zrobiło się o nastolatce chorującej na rzadki typ nowotworu, która w rozpaczliwym liście skierowanym do brytyjskiego sądu, występując pod pseudonimem JS, napisała, iż ma tylko 14 lat i zdaje sobie sprawę z tego, że niedługo umrze, lecz nie chce zostać pochowana pod ziemią. Zamrożenie ciała pozwoli jej zaś na „obudzenie” i wyleczenie, nawet jeśli będzie musiała na to czekać setki lat.
Niedawno, bo w 2017 r., w ręce naukowców oddała się też Zhan Wenlian. Ciało kobiety, która zmarła na raka płuc, tuż po stwierdzeniu jej zgonu umieszczono w komorze wypełnionej dwoma tysiącami litrów ciekłego azotu, a proces przeprowadzono w Shandong Yinfeng Life Sciences Research Institute we współpracy ze specjalistami z Qilu Hospital Shandong University i Alcor Life Extension Foundation. Kilka lat temu trudny czas przeżywali także najbliżsi małej Matheryn Naovaratpong z Tajlandii, kiedy to zaledwie u trochę ponad dwuletniej dziewczynki wykryto guza o wielkości 11 centymetrów. Okazał się nim wyściółczak zarodkowy. Choć małe ciało stawiało wrogowi duży opór, ten nie zamierzał odpuścić, sukcesywnie dokonując coraz większego spustoszenia w ciele Matheryn – aż doprowadził do śmierci dziecka. Od dziewczynki pobrano część tkanek do badań nad wynalezieniem lekarstwa na wyściółczaka zarodkowego, natomiast jej zwłoki zamrożono. Tym samym została ona uznana za najmłodszą osobę na świecie poddaną krioprezerwacji.
Drogo czy tanio?
W przypadku nastolatki występującej pod inicjałami JS zamrożenie przeprowadziła firma działająca w USA, a całość w przeliczeniu na złotówki zamknęła się w kwocie sześciocyfrowej. Koszty nie obejmowały bowiem wyłącznie kosztów zabiegu, ale także transport z Londynu do Stanów Zjednoczonych. Chociaż przypadek JS z pewnością jest pod pewnym względem wyjątkowy, to na świecie co jakiś czas i tak powstaje nowe przedsiębiorstwo świadczące usługi w zakresie komercyjnego zamrażania ludzi. Obecnie możliwość długotrwałej kriokonserwacji oferuje podobno kilka placówek, m.in. w Stanach Zjednoczonych i Rosji. Jak na razie ośrodków tego typu jest jednak niewiele, chociażby z racji faktu, że ciągle znaczna większość osób nie jest przekonana do skuteczności tego rodzaju działania. Poza tym usługa aktualnie raczej nie należy do tanich.
Drogo jest zwłaszcza w USA. Przykładowo fundacja Alcor Life Extension z siedzibą w Arizonie za zabieg krioniczny pobiera ok. 200 tys. dol., jednak tańszy odpowiednik, czyli Cryonics Institute, funkcjonujący w formie klubu (przynajmniej kiedyś), zachęca, aby wykupić członkowstwo i regularnie wpłacać składki, a dzięki temu koszt zabiegu kriokonserwacji spadnie mniej więcej do poziomu 28-35 tys. dol. Firma KrioRus z kolei oferująca dyżurowanie, a dzięki temu pojawiająca się na miejscu bardzo szybko, jeśli tylko zaistnieje taka potrzeba, swego czasu pobierała opłatę będącą czymś w rodzaju ubezpieczenia. Koszty te zaś musiały zostać wzbogacone jeszcze o uiszczenie opłaty za usługę – to z kolei w przeliczeniu na walutę polską waha się mniej więcej w zakresie trochę ponad 150 tys., jeśli ma dotyczyć całego ciała, a 50 tys. – gdy zamrożony i przechowywany ma być tylko mózg (oczywiście podane ceny są wyłącznie cenami orientacyjnymi).
Ilu mamy śmiałków?
Dane na temat tego, ilu ludzi zdecydowało się na zamrożenie, są niepełne. Wiadomo jednak, że w 2014 r., według informacji przedstawionych przez portal Medicover.pl, w stanie krioprezerwacji przechowywano ok. 250 osób, a kolejnych 1,5 tys. wykupiło usługę z myślą o przyszłości i z nadzieją, że jakiś czas po śmierci będą w stanie powrócić do świata żywych. Czy są na to realne szanse? Na razie takiej pewności nie ma, jednak naukowcy, w tym Dennis Kowalski (Amerykanin polskiego pochodzenia), przyznają, że chociaż obecnie nie wiemy, czy kiedykolwiek będziemy w stanie zamrożonego człowieka przywrócić do życia, to jeszcze w latach 60. XX wieku, kiedy w USA po raz pierwszy przeprowadzono zabieg kriokonserwacji, z pewnością niewiele osób przypuszczało, że w ciągu kilkudziesięciu lat ludzkość poczyni znaczny postęp w dziedzinie nanotechnologii. Mimo iż w najbardziej optymistycznych wersjach twierdzi się, że nawet jeszcze przed 2030 r. stanie się możliwe przywrócenie do życia zamrożonych ciał osób zmarłych, należy mieć świadomość, że jak na razie specjaliści nie są w stanie m.in. utrzymać wielu ludzkich narządów w bardzo dobrym stanie przydatności poza organizmem choćby przez kilkadziesiąt godzin. Czy ludziom jednak uda się kiedyś oszukać los? Na to pytanie każdy może spróbować odpowiedzieć sam.
KOMENTARZE