Biotechnologia.pl
łączymy wszystkie strony biobiznesu
Nauka czy biznes?
18.09.2009
Wykład profesora Piotra Chomczyńskiego, wygłoszony na inauguracji XLIV Zjazdu Polskiego Towarzystwa Biochemicznego. Filharmonia Łódzka – 16 września 2009.

Foto: Studio Obrazu 76
Nauka czy biznes? Dla mnie jest to pytanie czysto retoryczne. Oczywiście, że biznes!

Te 3 elementy: nauka, odkrycia i komercjalizacja są ściśle ze sobą związane. Komercjalizacja, rozumiana, jako dowód na to, że nauka na coś się przydaje. Tak naprawdę cokolwiek, co nas otacza, to wszystko jest wynikiem badań naukowych. Od komercjalizacji nigdy nie uciekniemy. Jako naukowcy musimy o tym częściej myśleć.

Musimy pamiętać, że współczesna nauka wymaga dużych nakładów pieniędzy. Wszyscy chcemy by funduszy na naukę było jak najwięcej. Ale skąd podatnik, który daje nam te pieniądze ma wiedzieć czy nie są one marnowane? Czy do czegoś się przydają? Dla takiego człowieka jest istotne czy nasze odkrycia naukowe będą przydatne w przyszłym pokoleniu czy za 5-10 lat. Oczywiście, wszyscy chcą wiedzieć czy ta nauka daje nam wyniki teraz, a nie później. Ale skąd podatnicy mają o tym wiedzieć, skoro nigdzie w mediach masowych nie pojawiają się informacje o osiągnięciach polskiej nauki? Sami naukowcy nie chcą chwalić się swoimi osiągnięciami do mass media.

W takiej sytuacji, komercjalizacja jest silnym i pomocnym argumentem w zdobywaniu funduszy na naukę - trudno wymyślić lepszy. Równie ważne jest jednak, aby sami naukowcy mówili o nauce. Często jest tak, że ktoś odkrył rzecz naprawdę wspaniałą, mającą szansę komercjalizacji, ale sam nie zdaje sobie z tego sprawy. Gdy będzie mówił o swoich odkryciach do szerszego grona ludzi, to może usłyszy go jakiś biznesman pomyśli: „O ho! To jest odkrycie, które chciałbym skomercjalizować.” To jest wielka szansa i dlatego bardzo istotne, jest mówienie o swoich odkryciach.

Tak się złożyło, że w ostatnich tygodniach American Association for the Advancement of Science przeprowadziło ankietę wśród naukowców amerykańskich odnośnie ich nastawienia do popularyzacji nauki poza środowiskiem naukowym. W Ameryce około 50% naukowców rozmawia o swoich odkryciach z reporterami. Mają kontakt z mass media. Chcą by nauka, którą tworzą była jeszcze ważniejsza – dostrzegana przez większe grono odbiorców.





Foto: Studio Obrazu 76
Czy takie podejście daje rezultaty? W środowisku amerykańskim – tak. To społeczne nastawienie do nauki odzwierciedla się na różne sposoby. W ankiecie dotyczącej tego, jakie osiągnięcia swojego kraju Amerykanie uważają za najważniejsze w ciągu ostatnich lat – jako pierwsze wymienili lądowanie na księżycu, które również jest niewątpliwym osiągnięciem naukowym. Na drugim miejscu uplasował się wybór Baraka Obamy, jako pierwszego czarnoskórego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Natomiast na trzecią rzeczą, z której amerykanie są najbardziej dumni są odkrycia medyczne - odkrycia naukowe z zakresu biomedycyny. To pokazuje nam jak istotna dla docenienia społecznego jest popularyzacja nauki. A gdy społeczeństwo docenia naukowców, to daje im więcej pieniędzy.

Komercjalizacja nauki jest ważna, również z innego powodu. Przy okazji komercjalizacji naukowcy zarabiają również dla siebie. Czy ktoś mi może powiedzieć, jaka jest najwyższa płaca w sporcie polskim? Ile zarabia najlepszy piłkarz w Polsce? Zgaduje, że pewnie miliony złotych. A ile zarabia najlepszy naukowiec? O tym każdy z nas doskonale wie. W Stanach Zjednoczonych naukowcy zarabiają więcej, ale czy są z tego zadowoleni? Co sami naukowcy myślą o tym, jak pieniądze zarobione na nauce wpływają na nią? Okazuje się, że nie wszyscy są z tego zadowoleni. Większość naukowców twierdzi, że duże pieniądze zarobione na nauce prowadzą do powstawania produktów naukowych o niskiej wartości. Ale jest również 30% naukowców, którzy uważają, że te duże pieniądze powodują, że mamy bardziej kreatywne pomysły. Ja bym się z ta pierwszą odpowiedzią nie bardzo zgodził. Komercjalizacja jest najlepszym dowodem, że nauka do czegoś służy i nikt mi nie powie, że zła nauka będzie skomercjalizowana. Nie zrobimy dobrego produktu w oparciu o bzdurną naukę. Zatem, jeśli coś jest skomercjalizowane, to dowodzi, że nauka jest dobra. To jest moje osobiste zdanie. Jednocześnie jednak sądzę, że to dobrze, że nie wszyscy chcą komercjalizować naukę. Podam na przykład: to jest „efekt Ferrari”. Pierwszy Ferrari, który pojawia się na parkingu uniwersyteckim działa cuda! Wszyscy chcą komercjalizować swoje „Ferrari”!

Podam też jeszcze jeden, dodatkowy przykład - z mojego własnego życia. W 1992 roku, kiedy byłem profesorem na Uniwersytecie w Cincinnati, mój szef wezwał mnie i mówi: „Piotr. Kończy Ci się grant i nie widzę, żebyś występował o następny”. Ja mówię: „John. Ja nie potrzebuję grantu z NIH, ja mam swoje własne granty - będę sam sobie dawał swoje własne pieniądze”. Wtedy miałem już swoje dwie firmy biotechnologiczne: w Cincinnati i w Texasie. Mogłem, więc sobie na to pozwolić. Ta rozmowa jest dla mnie do dzisiaj największą nagrodą za działalność biznesową. Ja nie potrzebuję grantów - będę utrzymywał swoje laboratorium ze swoich własnych pieniędzy. Robiłem to przez 4 lata. Podpisałem umowę z Uniwersytetem i przez ten okres czasu sponsorowałem samego siebie. I wiecie, co? To jest dla naukowca niebo na ziemi. Nie pytałem nikogo, co mam robić - to, co chciałem, to robiłem. I wiecie, co? Przez te 4 lata - nic nie wymyśliłem. Jak się nie ma tego kija nad sobą - to się robi to, co chce. Tak, więc za dużo wolności w życiu naukowym też nie jest dobre.

To teraz mam odpowiedź na to pytanie - dlaczego naukowcy nie zarabiają tyle, co sportowcy. Czy kupiliście bilet, żeby oglądać naukowca?


Foto: Studio Obrazu 76
Po tych słowach zakładam, że część z Państwa - może jakieś 30%, może trochę więcej przekonałem - że komercjalizacja wyników badań naukowych jednak do czegoś prowadzi.

Jakie mamy drogi do tej komercjalizacji?
Oczywiście, możemy zlecić tą komercjalizację komuś innemu, czy to poprzez licencję własnego patentu, czy poprzez wdrożenie patentu gdzie każde badania po prostu kończą się patentem, przy czym mogą one mieć zastosowanie ekonomiczne. Jest również inna ewentualność - dla mnie oczywiście najbardziej pociągająca - założenie własnej firmy. Tą ścieżkę wybiera wielu młodych ludzi. Stwarza ona szansę by się oni sprawdzili, jako biznesmeni.

Co musimy „mieć” by zdecydować się na założenie własnej firmy?
Musimy być zdeterminowanym - chcieć założyć firmę. Być nastawionym na zakładanie własnego biznesu. No i oczywiście też trzeba mieć dobry pomysł. Jeśli chodzi o Stany Zjednoczone, to jest to kraj prawie idealny. Tam ludzie oczekują, że jeżeli ktoś jest dobry w tym, co robi to powinien założyć własne przedsiębiorstwo. To samo odnosi się do profesorów – doceniani są bardziej ci, którzy zakładają własne firmy.

Sam byłem w światkiem rozmowy w NIH (National Institutes of Health) i tam mówią: „O tak! To jest świetny naukowiec – on ma dwa sklepy monopolowe!”. To mówi o nastawieniu, że jeżeli ktoś prowadzi jakiś biznes na boku, to oznacza, że on ma te swoje dodatkowe „geny biznesowe”. W Stanach jest pewne nastawienie społeczeństwa, które można określić również mianem kapitału społecznego - ono stymuluje człowieka do zakładania własnego biznesu. W Polsce powoli też zaczyna do czegoś takiego dochodzić. Co ważniejsze tu nie chodzi o nastawienie do otwierania własnego biznesu. Tu chodzi o tak trywialną rzecz jak bycie optymistą.

Do czego przydaje się nam ten optymizm?
Musimy pamiętać, że zakładanie własnej działalności gospodarczej jest bardzo ryzykowne. Do dzisiaj na 10 założonych firm biotechnologicznych 9 upada. Mimo tego, ludzie zakładają takie firmy – są gotowi wziąć na siebie to ryzyko. W USA mieszkają optymiści - to widać na każdym kroku. Tutaj, dam taki malutki przykład: w Stanach Zjednoczonych dawniej, gdy ludzie się witali, mówili „I’m okay”, później „I’m fine”, a teraz „Great! ”. Jak ja odpowiem komuś na pytanie: -„Jak się czujesz? ” - „Okay! ”, to pomyśli, że jestem chory! To jest stopniowe wzmacnianie efektu samozadowolenia. W Polsce niestety, nie zawsze się tak dzieje. Najczęściej na pytanie -„Jak się czujesz?”, odpowiada się -„A wiesz, tak średnio się czuję”. Niedawno słyszałem, że w Polsce młodzi ludzie odpowiadają „Okay!” - to może jest właśnie ten pierwszy etap optymizmu. Etap, kiedy ludzie myślą, że jednak to życie może coś przynieść, że ja sam mogę być aktywniejszy i coś zrobić. To jest bardzo istotne - ten kapitał społeczny - ludzie oczekują od samych siebie, że coś zrobią.

Uniwersytet w Zurychu we współpracy z jedną z amerykańskich uczelni po koniec lat 90-tych zrobili badania porównujące obywateli, których narodów najchętniej chcą zakładać własny biznes. Pytanie brzmiało: „Czy wolisz pracować u kogoś, czy stworzyć firmę dla samego siebie?”. Polska w tym rankingu znalazła się na pierwszym miejscu. Co prawda ankieta ta przeprowadzona była w okresie, gdy w Polsce było dużo rolników indywidualnych – około 30% - z których każdy na pytanie czy woli pracować u siebie odpowie twierdząco. Nie zmienia to jednak faktu, że mamy w Polsce kapitał społeczny. Chcemy prowadzić biznes.

Widzimy jednocześnie, że kraj taki jak Norwegia zajmuje ostatnie miejsce w tym zestawianiu. Chcecie wiedzieć, dlaczego? Tam jest teraz dobrobyt - oni dostają około 1000 dolarów na miesiąc – za nic. Tyle mają ropy naftowej, populacja jest mała – im się nie chce nic robić. Dobrobyt również nie prowadzi do kreatywnych osiągnięć.

Widzimy, więc jak brak pewnych możliwości może prowadzić do innowacyjności. Podobnie było ze mną - tworząc metodę izolacji RNA. Nie mogłem mieć ultrawirówki – wymyśliłem, więc coś, co mogłoby mi ją zastąpić. Dlatego też, specyficzna sytuacja w Polski, która obecnie dogania kraje zachodnie może być mimo wszystko dla nas korzystna. Jak na wyścigach kolarskich – jeżeli ktoś chce zwyciężyć to nie jedzie z przodu, jedzie drugi i jest to dobry sprinter. Być może My będziemy takim narodem – życzę tego nam wszystkim.


Foto: Studio Obrazu 76
Zdecydowaliśmy się już na założenie własnej firmy. Co dalej?
Musimy mieć pomysł. To może być nowy produkt, usługa czy cokolwiek innego. To, co jest ważnym i kluczowym elementem naszego pomysłu to - nowość.

Możemy tysiąc razy badać aktywność enzymu i nic nam z tego nie wyjdzie. Pomyślmy o czymś nowym. Można odkryć coś rewelacyjnego nawet na podstawie starych wyników. Klasycznym przykładem na to, są Watson i Crick. Odkryli strukturę DNA bazując na zdjęciu zrobionym przez Rosalindę Franklin. Pomysł był ich, ale żadnych badań nie zrobili! Użyli badania zrobionego, przez kogo innego, korzystając z tego, że Pani Franklin miała bardzo sceptyczne podejście do swoich badań. Nie potrafiła dostrzec tego elementu nowości. Dlaczego tak się stało?

Umysł człowieka przystosowany jest do tego, żeby myśleć schematycznie. My nie jesteśmy zakodowani do tworzenia odkryć, sami musimy zmusić nasz umysł, aby wyszedł poza schemat. Oczywiście jak wstajemy rano, myjemy zęby, jemy śniadanie – jest to schemat, przyzwyczajenie. Nie musimy wynajdywać coraz to nowych sposobów mycia zębów. Jednak robiąc swoje badania naukowe musimy odejść od schematu. Ktoś ma nowy pomysł zwykle dzięki temu, że odszedł schematu. Nie ma wielkiej różnicy na tym polu pomiędzy naukowcami, a biznesmenami. Oczywiście istnieje szczególna klasa biznesmanów – „entrepreneur” – w polskim niestety nie ma słowa określającego tych przedsiębiorczych wynalazców. To też interesujące spostrzeżenie - bowiem Nasz język odzwierciedla Nasze dążenia, Nasze marzenia. Co więc oznacza fakt, że nie mamy tego słowa w naszym języku. To znaczy – źle. Musimy rozwinąć się bardziej. To samo, weźmy słowo „sukces”. Myślę, że słowo „sukces” zostało w polskim języku dostosowane pewnie gdzieś na początku XX wieku. Ciągle nie zostało jednak do końca do niego włączone. Po angielsku mówimy „successful business” czy „successful teacher” – w Polsce nie możemy tego powiedzieć. Mówimy, na przykład o nauczycielu akademickim, że jest „świetny”, ale ”success” znaczy coś innego - ten człowiek coś osiągnął i coś dostał w zamian. Tego nie ma u nas. Mówimy „człowiek sukcesu”, co jest najbliższym tłumaczeniem. Słowo „sukces” nie zadomowiło się jednak na dobre w Naszym języku. Może w nowej generacji tak się stanie. Może będą używali tego słowa, jako przymiotnika – chociaż nie bardzo wiem jak.

Tutaj chciałbym przedstawić 10 przykazań: „Jak stać się człowiekiem sukcesu”. Jaki musi być człowiek by móc się takim stać? Idealista, nieco odmienny od otoczenia, pasjonat, pewny siebie, wierzący w to co robi, nonkonformista, optymista, człowiek wielozadaniowy, cechujący się ciekawością intelektualną, lubiący kalkulowane ryzyko, nie obawiający się upadków i uczący się na nich. Tutaj warto przytoczyć historię Bill’a Moddo. Ma on w Cincinnati średniej wielkości kompanię biomedyczną - Meridan Diagnostic - ich obroty wynoszą około 100 mln dolarów rocznie. Kiedyś spotkałem go na party - byłem ciekawy, co to za człowiek, jak do tego doszło, - bo to świetna firma. Pytam się: „Bill jakie jest Twoje wykształcenie, gdzie studiowałeś?”, a on odpowiada tak głośno żeby wszyscy wokół niego słyszeli: „Ja nie mam żadnego wykształcenia. Ja jestem kierowcą ciężarówek”. Ten człowiek jest dumny z tego, że był kierowcą ciężarówek i do tego doszedł – do swojej firmy biomedycznej, która jest obecnie awangardą w dziedzinie diagnostyki medycznej.

W Stanach jest ważne, nie skąd przyszedłeś, a do czego doszedłeś. Ten człowiek jest niezwykłym optymistą. Zanim doszedł do Meridan Diagnostic, upadło mu 6 firm! Potem mówił: „Na każdym upadku się uczyłem”.


Foto: Studio Obrazu 76
I jest jeszcze, najważniejsza zaleta człowieka sukcesu: wykorzystuje szansę, jaką dają mu jego własne pomysły albo pomysły innych. Tutaj również podam przykład - ankieta przeprowadzana 10 lat temu na jednym z Uniwersytetów w Kalifornii. Zebrano grupę studentów, która określała siebie mianem – „Jesteśmy pechowcami” oraz drugą, która określała się mianem – „Jesteśmy ludźmi sukcesu. Nam się zawsze, wszystko udaje”. Dano im do oglądania magazyn ilustrowany i kazano im zapamiętać z niego jak najwięcej ogłoszeń. Dodatkowo we wnętrzu umieszczono informację: „Jeżeli przeczytasz tą informację to dostaniesz 100 dolarów”. Na koniec testu, zarówno szczęśliwcy jak i pechowcy opowiadali ile to zapamiętali ogłoszeń, lecz tylko Ci określający siebie mianem „ludzi sukcesu” pytali się czy dostaną te wspomniane 100 dolarów – „Dostane je? Czy nie?”. Pechowcy nie chcieli podjąć szansy. Szansa określona jest, bowiem nie przez istnienie szansy, ale przez nas samych. My nie chcemy tej szansy wykorzystać lub nie chcemy jej dostrzegać. To samo jest z założeniami biznesu. Sami jesteśmy kreatorami własnego sukcesu albo wierzymy w niego albo nie.

Tutaj chciałbym zademonstrować – jak umysł ludzki pracuje? Przerzucając piłeczkę z jednej ręki do drugiej, zwróćcie uwagę, że wykonując tą czynność nie patrzę czy ją łapie. Podczas tej prostej czynności – co się dzieje w moim mózgu? Mózg śledzi gdzie piłeczka leci i potrafi określić jej lot, po czym wysuwa moją rękę dokładnie w tym miejscu gdzie następuje jej złapanie. W przeciągu jednej sekundy mój mózg potrafi określić trajektorie – lot piłeczki i umieścić moją dłoń w odpowiednim miejscu. Ja nie patrzę przecież gdzie ta piłeczka leci. Tak, więc, w przeciągu tak krótkiego czasu mój mózg z pewnością nie prowadzi tych wszystkich wyliczeń. Ale stworzył wcześniej algorytmy i równania, które kierują pracą mięśni. To jest wyższa matematyka. Ja nie jestem matematykiem, a mimo to mój mózg robi to – używa algorytmów, o których ja nie mam zielonego pojęcia. Nawet gdybym nauczył się wyższej matematyki, to nie jestem pewien czy nauczyłbym się lepiej łapać piłeczki – sądzę, że nie. To jest niezależne od nas. Mamy wspaniały komputer w głowie - możemy go używać albo i nie. Ten wspaniały komputer ma jednak swoje problemy. Tutaj także chciałbym zademonstrować. Mamy ciąg liczbowy: 2… 4… 6… Czy ktoś mi może powiedzieć, jaka będzie kolejna liczba? Tak, kolejną liczbą będzie 8. Świetnie! To właśnie pokazuje jak działa mózg. Ja natomiast zrobię ten sam ciąg liczbowy: 2… 4… 6… i dokończę go tak: 17. To też jest odpowiedź na pytanie – każda kolejna liczba jest większa od poprzedniej. Nasza pierwsza odpowiedź była najbardziej oczywista. Zadziałał schemat. Tak działa ludzki mózg – wykonuje swój schemat i mówi: „Już więcej mnie nie męcz!”. Nie rozpatruje drugiej możliwości. Dzieje się tak, dlatego że sami nie nakierowaliśmy go na taką możliwość. Jak „mówimy” naszemu własnemu umysłowi: „Rozwiąż problem!” to problem ten zostanie rozwiązany schematycznie. Nasza świadomość musi zmusić mózg do bycia kreatywnym. Spytać się: „A może jest tam jeszcze jakaś inna możliwość”. Gdy się tego nie robi i opierając się na własnym schematycznym myśleniu, otrzymuje się najbardziej oczywiste odpowiedzi.

Tu znów wracamy do korelacji - w nauce i biznesie są ludzie, którzy z pewnych przyczyn w danym momencie mają to olśnienie – „Za tym równaniem, za tym schematem jest jeszcze coś i można to wykorzystać”. Dlatego naszym zadaniem bez względu czy zajmujemy się nauką czy biznesem, jest w pewnym momencie przerwać schemat - wymyślić coś nowego. Gdy macie jakiś problem do rozwiązania, pamiętajcie o tym równaniu – czy się coś innego za tym nie kryje?

No i doszliśmy już do tego momentu: mamy już otwarty umysł, mamy pomysł i chcemy założyć firmę. Jakie są sposoby zdobycia pieniędzy? Wiadomo, że naukowiec wystarczającej liczby funduszy na założenie własnej firmy. Dlatego też ma dwie możliwości: fundusze inwestycyjne oraz aniołowie biznesu. W USA obie te grupy kapitałowe wydają rok rocznie miliardy dolarów.

Może jednak na początek trochę statystyki. Kto zakłada własne firmy?
W Stanach Zjednoczonych, co miesiąc 3 osoby na 1000 otwierają swój biznes. W przeliczeniu na polską populację to byłoby 100 tysięcy ludzi na miesiąc – nie sądzę żeby tyle ludzi tutaj zakładało w Polsce własne firmy. Ciągle brakuje nam dążenia do zakładania własnego biznesu, ale nie tylko to jest przeszkodą. Problemem jest również legislacja. W Stanach regulacje prawne są znacznie prostsze niż w Polsce. Aby założyć firmę wystarczy wysłać list do sekretarza stanu - jedyna procedura. Po miesiącu dostaje się odpowiedź, sekretarz stanu nie może odpowiedzieć „Nie” – jest to równoznaczne z założeniem firmy.

Kto częściej zakłada własne przedsiębiorstwa? Kobiety czy mężczyźni? Statystycznie firmy są zakładane częściej przez mężczyzn niż kobiety, nie jest to jednak wielka różnica niemniej statystycznie widoczna. Dalej, w zakładaniu własnej działalności przodują imigranci – tacy jak ja. Myślą i starają się jak wykorzystać nową sytuację. Mają większą stymulację. Następnie, jeżeli chodzi o wiek – jakie grupy wiekowe zakładają biznes. Tu, jest to dość stabilne do lat 65, później trochę spada – ale nie tak bardzo. Ludzie powyżej 65 lat w USA zakładają firmy! To jest bardzo ważne. Polskie społeczeństwo podobnie jak amerykańskie, starzeje się. Ci ludzie, którzy przechodzą na emeryturę, już nie myślą o niczym innym jak tylko zbierać kwiatki w ogródku – a to nie jest nawet dobre dla samego zainteresowanego. Jeżeli taki człowiek zaczyna robić coś nowego, zaczyna robić biznes to nawet dłużej i lepiej żyje. Zresztą, spójrzcie na mnie. Mój pierwszy biznes rozwinął się dobrze po 50.

Czy są jakieś genetyczne uwarunkowania dla ludzi, którzy chcą zakładać swoją własną działalność gospodarczą? Element genetyczny, określający naszą dążność do biznesu?
Badania zrobione przed kilku laty w Wielkiej Brytanii, na bliźniakach monozygotycznych i dwuzygotycznych pokazały, że spośród 1218 bliźniąt homozygotycznych oraz heterozygotycznych z pierwszej grupy 40 osób założyło własną działalność gospodarczą, podczas gdy z drugiej było to zaledwie 14. Ta statystyczna różnica może świadczyć o tym, że „genu biznesu” istnieją.

Jakie są metody pobudzania dążności do zakładania własnego biznesu?
Wybrałem parę przykładów amerykańskich - z mniejszych ośrodków akademickich, nie z Harward czy Yale. Tak, więc co te mniejsze uniwersytety robią żeby pobudzić przedsiębiorczość u studentów? Uniwersytet Stanowy w Arizonie daje grant 15 tysięcy dolarów plus seminaria. Uniwersytet Północnej Karoliny oferuje kursy podyplomowe, których przedmiotami są działanie przedsiębiorstw lub podstawy założenia biznesu a także możliwość otwarcia grupy kapitałowej opartej na projekcie studentów. Uniwersytet Belmon posiada tzw. „wylęgarnię przedsiębiorców”. Uniwersytet w Michigan, co roku przeprowadza festiwal pomysłów studenckich. Mają oni dwie minuty na przedstawienie swojego pomysłu, a prezentacje oceniają lokalni biznesmeni. Nagrodą jest 100 dolarów i obiad z recenzentami – niewielkie pieniądze a jednak tworzą klimat.

Jakie są różnice pomiędzy nauką w Polsce a nauką w Stanach Zjednoczonych?
Ogromne. Rząd USA na opiekę medyczną, co roku wydaje ponad 685 miliardów dolarów. Należy pamiętać jednak również, że w Stanach medycyna nie jest socjalizowana a większość wydatków ponoszą firmy prywatne. Idą za tym kolejne wielkie pieniądze. Budżet NIH, w tym roku jest taki sam jak w 2008 i wynosi około 30 mld dolarów. A czy ktoś mi powie ile wynosi budżet Polski? Nie? No właśnie, tego się spodziewałem – nikt z was nie interesuje się stroną finansową. Budżet polski wynosi 310 lub 320 miliardów polskich złotych – to jest około stu miliardów dolarów. Dla porównania fundusze jednego instytutu w USA – NIH wynosi 30 mld dolarów, i w tym roku dostało ono jeszcze dofinansowanie, plus 5 mld dolarów więcej. Czyli, tam są fundusze na naukę, i to, co wy tu robicie jest niesamowitym osiągnięciem zważając jak mało pieniędzy Polska dostaje na naukę. Jak rozumiem jest około 4,5 miliarda złotych na rok, co w przeliczeniu na walutę amerykańską daje około 1,5 miliarda dolarów – na całą naukę w Polsce. I co my możemy w tym zrobić?

Powinniśmy dążyć do zwiększonych nakładów na polską naukę – właśnie przez komercjalizację.
Mimo to, mimo tych niskich nakładów są jeszcze ludzie, którzy chcą inwestować w Polsce. Sam jestem tego przykładem – właśnie wróciłem z Poznania, gdzie zakładam fabrykę przetwórstwa rolniczego. Pobiedziska – pięknie położona mała miejscowość. Obecnie trwa tam montaż linii produkcyjnej gdzie będziemy przerabiali pomidory. Zakontraktowaliśmy już od lokalnych producentów kilkaset ton owoców i będziemy produkowali nowy sok pomidorowy. Jaki? To jest oczywiście tajemnica, którą zdradzimy w momencie otwarcia tego obiektu. Otwieramy za około 2 miesiące, ale właściwy produkt będzie produkowany dopiero w styczniu przyszłego roku.

Padło pod moim adresem wiele komplementów. Dziękuję za nie. Chciałbym jednak dodać, że są Stanach Zjednoczonych inni, którzy podobnie jak ja osiągnęli coś wyjątkowego. Chciałbym przypomnieć Wacława Szybalskiego i Hilarego Koprowskiego. Wacław Szybalski był chyba jedynym polskim uczonym, który otarł się o nagrodę Nobla – za jego pracę nad fagowym DNA. Również, przemawiając w Łodzi, chciałbym przypomnieć Witolda Filipowicza – mojego kolegę z czasów doktoranckich, który pracuje obecnie nad microDNA i pracował nad nim jeszcze przed tym nim stał się popularny.

Tym samym, chciałbym zakończyć swój wykład przypominając jednocześnie nazwiska innych polskich uczonych, którzy osiągnęli sukcesy zawodowe.

Dziękuje Państwu bardzo.



Opracowanie: red. Konrad Kowalski

Fotografie: Studio Obrazu 76
KOMENTARZE