Decyzja o wyjeździe na kilka miesięcy do obcego kraju musi być bardzo trudna. Co skłoniło was do zaryzykowania?
Aleksandra Nalewajek: Przede wszystkim znajomi. Na pierwszym roku studiów mieszkałam w pokoju z koleżanką, która przygotowywała się do podobnego wyjazdu i po powrocie powiedziała, że to była najlepsza decyzja, jaką podjęła w trakcie studiów. Poza tym, oczywiście poszerzenie horyzontów, pogłębienie wiedzy i nauka nowych technik, które, mam nadzieję, pomogą mi w znalezieniu nowej pracy. Wpływ na moją decyzję miała również chęć przeżycia przygody, zwiedzenia innego państwa, poznania nowych ludzi z różnych zakątków świata.
Róża Pitruska: W zasadzie, udział w wymianie międzynarodowej był jednym z moich osobistych celi , od kiedy zaczęłam studiować podobnie jak u Oli. Biotechnologia jest nauką, gdzie bardzo duże znaczenie, ma technologia i znajomość nowoczesnych technik laboratoryjnych. Finlandia jest społeczeństwem, w którym praktycznie wszystko można załatwić przez Internet. Są niesamowicie zaawansowani pod tym względem i właśnie to przyciągnęło mnie do tego kraju. Nie wspominając już o tym, że pomimo, iż jest to europejskie państwo, to dość…ekstremalne. Temperatury poniżej minus 30˚C, kąpanie się w przeręblu, podziwianie zorzy polarnej, czy jedzenie mięsa renifera, to tylko jedna ze wspaniałości, jakie miałam okazję przeżyć. Moja Uczelnia miała wówczas podpisaną umowę jedynie z Kampusem Joensuu, na Uniwersytecie Wschodniej Finlandii, jeżeli chodzi o to mroźne królestwo, dlatego też tam właśnie wyjechałam.
AN: Wśród oferty uniwersytetów, z którymi nasz wydział ma podpisane umowy, oferta Uniwersytetu w Antwerpii wydała mi się najbardziej korzystna, ze względu na możliwość odbycia praktycznej pracy w laboratoriach. Na zajęciach w trakcie studiów tutaj w Polsce, często zdarzały się zajęcia, na których uczono nas jedynie teorii, a praca biotechnologa to przecież przede wszystkim praktyka. Więc wybrałam Antwerpię w nadziei, że nauczę się wielu nowych technik i poznam lepiej pracę w laboratorium. Na szczęście dla mnie, moje nadzieje się spełniły i po semestrze spędzonym w laboratorium biofizyki molekularnej, fizjologii i farmakologii mogę z pewnością powiedzieć, że moje doświadczenie jest o wiele większe.
Biotechnologia to dziedzina interdyscyplinarna i bardzo szeroka. Ciężko skonstruować jedno zdanie, które wyjaśni czym jest. Ciekawi mnie jak studiowanie biotechnologii wygląda za granicą i jakie dostrzegacie różnice w uczeniu się w Polsce?
RP: Wiele razy słyszałam stwierdzenie, że panuje tzw „wolność akademicka”. Jednak muszę przyznać, że do czasu, gdy zaczęłam studia na Itä-Suomen Yliopisto, nie miałam o niej żadnego pojęcia. W fińskim systemie edukacji, każdy student tworzy sobie indywidualny plan studiów, a co za tym idzie, spersonalizowany plan zajęć. Nie ma czegoś takiego, jak kursy obowiązkowe. Przedmioty są podzielone na bloki i aby uzyskać tytuł naukowy, np. magistra, należy zdobyć 120 punktów ECTS i tyle. Jednak to, za jakie przedmioty te punkty będą zdobyte, zależy od studenta. Jeżeli ktoś jest zainteresowany biologią molekularną, albo ekotoksykologią, może realizować tylko przedmioty ściśle związane z tym tematem. Prowadzi to do tego, że po ukończeniu edukacji każdy student ma zupełnie inny, indywidualny profil zawodowy i często firmy biją się o swego rodzaju „specjalistów”, pasjonatów danych dziedzin. Naturalnie, jak każdy system i ten ma wady. Niektórzy studenci potrafią doprowadzić do perfekcji swoje umiejętności, a inni, po prostu się gubią, próbując „po trochu” z każdej półki, co nie zawsze jest trafnym wyjściem.
AN: Ciężko mi jest to porównać, ponieważ tamten semestr nie był typowym semestrem. Jak już powiedziałam, w ramach studiów odbywałam praktyczną część moich studiów magisterskich, która polegała na pracy w laboratorium. Jednak z rozmów z innymi studentami przebywającymi w Antwerpii mogłam wywnioskować, że plan kształcenia różni się pod wieloma względami. Taką najważniejszą dla mnie różnicą był fakt, że studia magisterskie z biotechnologii odbywały się tam dla wszystkich studentów w języki angielskim. Wydaje mi się to bardzo dużym plusem, ponieważ jest to język używany przez wszystkich naukowców i każdy, kto wiążę swoją przyszłość z pracą naukową musi się nim biegle posługiwać. Również system oceniania był inny. Skala ocen była od 1 do 20, więc wydaje mi się, że łatwiej jest w ten sposób zróżnicować poziom wiedzy przedstawiany przez poszczególnych studentów.
RP: Myślę, że wyjątkowe jest jeszcze to, że wykłady są prowadzone często w formie dyskusji, wykładowca mówi o jakimś fenomenie, a potem pyta studentów, czy wiedzą, dlaczego tak to działa. Kładzie się nacisk na rozumienie istoty rzeczy, nie na nauce na pamięć. Dużo czasu spędza się na pisaniu eseji, przeglądu literatury na dany temat. Jest to niezwykle rozwojowe, bowiem ucząc się w ten sposób, nie tylko więcej się zapamiętuje, ale także uczy się pracować z fachową literaturą.
Niezwykle urzekły mnie stosunki, jakie panują między wykładowcami, a studentami. Profesorzy nalegają, by zwracać się do nich po imieniu, można się zwrócić do nich w każdej sprawie, zawsze pomogą, doradzą. Są to prawdziwi pasjonaci. Nigdy nie zapomnę, jak zaraz po rozpoczęciu studiów na partnerskiej uczelni, dziekan wydziału zaprosił nas na kawę, by móc nas poznać i pomóc się zaaklimatyzować.
Minęło już trochę czasu od waszego powrotu. Myślę że zdążyłyście już nieco ochłonąć, więc pewnie macie już jakieś przemyślenia odnośnie tego co wam dał ten wyjazd.
AN: Na pewno zdobyłam dużo doświadczenia w pracy w laboratorium. Pomimo, że na zajęciach mieliśmy zajęcia praktyczne, taka praca różni się w dużym stopniu. Inaczej pracuje się wiedząc, że stoi przy tobie nauczyciel i w każdej chwili podpowie Ci jaki jest następny krok a inaczej jest, gdy trzeba pracować samemu. Trzeba dobrze rozplanować swoją pracę i być cały czas skupionym, ponieważ błędy popełnione, np. na początku tygodnia mogą dać swoje rezultaty dopiero pod koniec, czego niestety również doświadczyłam. Ale powiadają, że ludzie najlepiej uczą się na własnych błędach. Jeżeli chodzi o ogólne podsumowanie mojego wyjazdu, to muszę też przyznać, że nauczyłam się większej samodzielności i na pewno poprawiłam swoje umiejętności języka angielskiego. Zawiązałam przyjaźnie, które mam nadzieję, przetrwają długo. Jeżeli ktoś zastanawia się nad takim wyjazdem, to gorąco zachęcam. Niczego się nie traci, a zyskać można naprawdę wiele. Jeżeli ktoś obawia się, że sobie nie poradzi, to również mogę rozwiać te wątpliwości. Każdy wyjeżdżając do obcego kraju czuje się na początku nieswojo, jednak po czasie aklimatyzacji pozostaje tylko radość z pobytu. A po powrocie wspaniałe wspomnienia.
RP: Słyszałam wiele nieprzychylnych opinii na temat programu Erasmusa i muszę powiedzieć, że wszystkie, bez wyjątku były wypowiedziane przez ludzi… którzy nigdy nie byli na wymianie. Jest to „once in a lifetime opportunity”. Otwiera umysł, zarówno pod względem naukowym, jak i kulturowowym. Doświadczenie to pokazało mi zupełnie nowe, inne podejście do nauki w ogóle. Najbardziej oczywistą korzyścią jest wpis w CV, znajomość języka angielskiego, w którym nawet zaczyna się śnić, nie wspominając o swobodnym czytaniu profesjonalnych artykułów. Poza tym, jest to niezwykła możliwość, by pozwiedzać, poznać ludzi z całego świata, często zawrzeć bliskie przyjaźnie. Myślę, że tylko będąc „Erasmusem” można to w pełni poczuć i docenić. W końcu: „Erasmus once – Erasmus forever”.
Dziękuję za rozmowę
Warto wspomnieć, że od 1 stycznia tego roku wszedł w życie program Erazmus plus, który jest udoskonaloną wersją poprzednich akcji w ramach Erazmusa. Ma on zwiększyć szanse na zatrudnienie przez umożliwienie wyjazdów na szkolenia czy praktyki za granicą a także współpracę z przedsiębiorstwami.
KOMENTARZE