Biotechnologia.pl
łączymy wszystkie strony biobiznesu
Czy wirusy komputerowe zaatakują ludzi?
29.03.2012

Jeszcze kilka lat temu jedyną odpowiedzią na tak sformułowane pytanie była przeważnie salwa śmiechu. Dziś sytuacja nie jest już tak oczywista, a możliwość bezpośredniego zarażenia człowieka cyfrowym mikrobem staje się coraz bardziej realna.

Brzmi nieprawdopodobnie? Oto, co ma do powiedzenia na ten temat profesor Michio Kaku: „W samych tylko Stanach Zjednoczonych tysiące ludzi ma dziś rozruszniki serca, czy implanty słuchowe. Istnieją również bezprzewodowe kamery zamknięte w niewielkich, łatwych do połknięcia kapsułkach, dzięki którym możemy oglądać wnętrze organizmu. W przyszłości większość tych urządzeń będzie najprawdopodobniej wyposażonych w łącza internetowe. Wyobraźmy sobie na przykład takie soczewki kontaktowe: mrugasz i natychmiast jesteś on-line. Wszystkie te urządzenia będą podatne na wirusy komputerowe. Wygląda na to, że będziemy musieli stosować hasła i inne systemy zabezpieczeń dla implantów słuchowych, protez, a nawet ubrań!

Kaku jest amerykańskim fizykiem-teoretykiem, autorem ponad 70 publikacji, niestrudzonym popularyzatorem nauki i wielkim miłośnikiem fantastyki. Szerokiemu gronu telewidzów znany jest przede wszystkim z programu „Fantastyka w laboratorium”. Przytoczone wcześniej słowa pochodzą z wywiadu udzielonego przez niego telewizji Fox News, zainspirowanego spektakularnym eksperymentem dotyczącym rozprzestrzeniania się wirusów pomiędzy człowiekiem, a komputerami.


Cyfrowa epidemia

Wirus komputerowy jest – mówiąc najprościej – programem, którego główną cechą jest zdolność do samoistnego powielania i automatycznego infekowania kolejnych plików. Zwykle ma również działanie destrukcyjne, chociaż nie zawsze. Istotne jest to, że jego właściwości epidemiologiczne są bliźniaczo podobne do wirusów biologicznych. Stąd też zresztą wywodzi się samo określenie tego rodzaju programów.

Cała historia wirusów zaczęła się ponoć od żartu. W 1970 roku – wtedy nie było jeszcze Internetu, istniał już natomiast jego prototyp, czyli wojskowy ARPANET – znudzeni programiści napisali aplikację, która rozprzestrzeniła się wśród podłączonych do sieci komputerów wyświetlając zaskoczonym użytkownikom komunikat o treści „I’m a creeper. Catch me if you can!”. Pierwszy powodujący prawdziwe szkody na szeroką skalę wirus pojawił się jednak dopiero w 1987 roku. Od tego czasu  - wraz z rozwojem Internetu – cyfrowa epidemia przybiera na sile. Według zajmującego się tematyką bezpieczeństwa serwisu Securelist.com w samym tylko lutym bieżącego roku wykryto i zneutralizowano niemal 300 milionów złośliwych programów.

Jednak wirus komputerowy, to wirus komputerowy - jak dotąd nikt nie traktował poważnie możliwości jego przeniesienia do środowiska żywego organizmu. Aż do niedawna…


Człowiek, który się komputerom nie kłaniał

W 2009 roku Mark Gasson, cybernetyk z brytyjskiego Uniwersytetu w Reading, wszczepił sobie w dłoń niewielki chip. Początkowo służył on różnym celom. Naukowiec wykorzystywał go głównie w charakterze osobistego identyfikatora – zamiast karty magnetycznej, czy blokady telefonu komórkowego. Rok później przyszła pora na poważniejsze eksperymenty…

W kwietniu 2010 roku Gasson celowo zainfekował swój implant specjalnie spreparowanym wirusem komputerowym. Wpisany do układu kod powodował „zamieszanie” w bazach danych skutkujące między innymi dalszym jego rozprzestrzenianiem się, zmianą kodów zabezpieczających (na przykład zamki elektroniczne w budynku) i blokadą dostępu do administracji systemu. Całość odbywała się oczywiście zdalnie  - bez bezpośredniego kontaktu człowieka z komputerem.

To dziwne uczucie – wiedzieć, że zwyczajnie się przechadzając jednocześnie rozsiewa się wirusa komputerowego. I nie można temu zapobiec, bo przecież chip jest na stałe wszczepiony do organizmu” – mówi naukowiec.

Eksperyment przeprowadzony na Uniwersytecie w Reading pokazał jedno: już dziś możliwe jest użycie taniej i powszechnie dostępnej technologii do tego, by w ograniczonym zakresie zintegrować ludzi i komputery. Co więcej – fakt ten można wykorzystać w bardzo niebezpieczny sposób.

Chip zastosowany przez Marka Gassona, to zwyczajny mikroukład identyfikacyjny RFID (Radio-frequency Identification). To bardzo popularne urządzenie, powszechne na całym świecie. Tego rodzaju implanty stosuje się między innymi do oznaczania zwierząt (w tym psów), są również obecne praktycznie w każdym supermarkecie. Stykamy się więc z nimi codziennie nie zdając sobie z tego nawet sprawy (na przykład większość bramek przeciwkradzieżowych używa właśnie tej technologii).

Stosowanie takich układów staje się również coraz popularniejsze wśród ludzi. W 2005 roku Amaal Graafstra – specjalista IT – zlecił wszczepienie sobie chipów RFID w dłonie, a następnie zaprogramował je tak, by automatycznie otwierały i zamykały zamki w drzwiach jego domu, uruchamiały motocykl oraz kontrolowały dostęp do komputera. „Z mojego punktu widzenia nie ma w tym nic niezwykłego – tak jest po prostu wygodniej. Zamiast nosić w kieszeni klucze lub kartę RFID, mam je po prostu wewnątrz dłoni” – tłumaczył reporterce telewizji ABC.

W październiku 2004 roku amerykańska instytucja kontrolująca rynek żywności i leków FDA zatwierdziła pierwszy układ identyfikacyjny RFID do zastosowań u ludzi. Dziś trudno dokładnie oszacować ile osób ma wszczepione tego rodzaju implanty – ponieważ nie prowadzi się żadnego centralnego rejestru zabiegów - ale w USA jest ich już prawdopodobnie kilka tysięcy.

    
Medycyna zagrożona

Eksperyment brytyjskiego naukowca był niebezpieczny w zasadzie wyłącznie dla komputerów oraz dla prywatności posiadacza implantu – dzięki zastosowaniu chipu identyfikacyjnego system komputerowy budynku na bieżąco znał jego lokalizację. Poważny problem pojawia się jednak gdzie indziej.

Współczesna medycyna coraz bardziej integruje się z technologią informatyczną. Zastosowanie komputerów i układów elektronicznych w projektowaniu i produkcji leków, czy wspomaganiu doświadczeń - to tylko jedna strona medalu. Coraz bardziej popularne i zaawansowane technologicznie stają się natomiast wszelkiego rodzaju implanty. Dziś znacząca część wszczepianych amerykańskim pacjentom rozruszników serca nie jest tylko prostymi, elektrycznymi stymulatorami, ale specjalizowanymi mikrokomputerami. Potrafią one na bieżąco kontrolować kondycję fizyczną swojego posiadacza, warunki zewnętrzne (na przykład temperaturę), a także mogą być sterowane z zewnątrz – odpowiednie polecenia przesyłane są drogą radiową wprost z komputera sterującego.

Coraz więcej implantów także współdziała bezpośrednio z układem nerwowym. Implanty ślimakowe i protezy kończyn, a nawet prototypowe bioniczne gałki oczne - łączone są bezpośrednio z zakończeniami nerwowymi, reagują na odbierane z nich sygnały i przesyłają sygnały zwrotne. Jeszcze większe pole do popisu stwarza tak zwana :głęboka stymulacja mózgu”. Metoda ta – polegająca na wszczepieniu specjalnych elektrod, sterowanych oczywiście komputerowo – stosowana jest między innymi w przypadku Choroby Parkinsona. Równie silnie na wyobraźnie futurystów działają osiągnięcia – opisywanej już na łamach portalu Biotechnologia.pl – optogenetyki. Ta ostatnia pozwala de facto na dokonywanie precyzyjnych, zdalnie kontrolowanych manipulacji genetycznych w czasie rzeczywistym. Wprawdzie – jak dotąd – w warunkach eksperymentalnych i w bardzo ograniczonym zakresie, ale jednak…

Wszystkie te medyczne zastosowania elektroniki i informatyki mają ze sobą coś wspólnego: są coraz bardziej zintegrowane z ludzkim organizmem, coraz bardziej nasycone specjalistycznymi komputerami i coraz powszechniej wykorzystują bezprzewodową komunikację z urządzeniami zewnętrznymi. Z tego też powodu ich podatność na „cyber-ataki” stale rośnie. Wizja profesora Michio Kaku powoli zaczyna się spełniać.


„Wielki Brat” patrzy

Katherine Albright z Caspian Consumer Group podkreśla, że implanty RFID już teraz budzą olbrzymie obawy społeczeństwa. „Perspektywa tego, że „Wielki Brat” będzie szczegółowo śledził nasze poczynania na każdym kroku jest dla ludzi wyjątkowo niepokojąca.” – uważa. „Możliwości jakie stwarza ta technologia i potężna władza, która się z nią wiąże, a może wpaść w niepowołane ręce – to nie jest przyszłość, jakiej chcemy” – dodaje. Ale to dopiero przysłowiowy „wierzchołek góry lodowej”…

Genetyka, informatyka i technika – to połączenie, przed którym dziś nie da się uciec. I chociaż niektórym może wydawać się przerażające, to jednak jest wielką nadzieją dla ludzkości. Wielu specjalistów przepowiada, że dzięki osiągnięciom w tych dziedzinach już niedługo niemal każdy z nas będzie w jakimś stopniu „maszyną” – rozrusznik serca, inteligentna proteza. Co więcej, wielu naukowców uważa, że to, co dziś służy wyłącznie celom ściśle medycznym – w przyszłości może stać się elementem zwykłej mody. Najlepszym uzasadnieniem dla tego twierdzenia jest błyskawiczny rozwój i wielka popularność współczesnej medycyny plastycznej.

Gdybyśmy mogli posiadać implanty mózgowe mogące na przykład zwiększać nasze IQ albo poprawiać w jakiś sposób pamięć, to czy ludzie byliby zainteresowani ich wykorzystaniem? Jestem przekonany, że tak.” – mówił w wywiadzie dla ABC Mark Gasson.

Problem w tym, że – zgodnie z przepowiednią Michio Kaku – w tempie niemal wykładniczym rośnie realne zagrożenie powstania wirusów komputerowych mających modyfikować pracę zintegrowanych z organizmem człowieka urządzeń, a w konsekwencji bezpośrednio wpływających na jego funkcjonowanie.

Skutki takiej sytuacji dziś naprawdę trudno sobie nawet wyobrazić.


Adam Czajczyk
foto: Mark Gasson, wikimedia

 

KOMENTARZE
news

<Lipiec 2024>

pnwtśrczptsbnd
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
1
2
3
4
Newsletter