Jak bardzo strach jest wpisany w naszą naturę? To chyba podstawowa emocja potrzebna nam do przetrwania, prawda?
Bardzo, i to od zawsze. Gdyby nie strach, to byśmy z Panem Redaktorem nie rozmawiali. Po prostu nasi przodkowie by nie przetrwali. Trzeba jedynie balansować między tym, kiedy zaczynać a kiedy przestawać się bać. I od razu powiedzmy, że nie jest to prosta rzecz. Jak pokazują badania, tego balansu nabywamy z doświadczeniem, najczęściej, choć nie tylko, z wiekiem.
Jak dobrze sprawdza się biologicznie wpisany w ludzi strach w cywilizowanym świecie? Spójrzmy np. na obecną epidemię. Strach nam bardziej pomaga, czy szkodzi?
Sporo zależy od sytuacji. Niektóre lęki są dziwne i wręcz wynikają z tchórzostwa, część to znany strach przed nowymi, niespotykanymi wcześniej sytuacjami. Długotrwały strach jednak paraliżuje i uniemożliwia podejmowanie racjonalnych decyzji. Pocieszające jest to, że nie da się stale bać. Po prostu organizm nie da rady. Trzeba żyć, jeść, rozmnażać się.
Na ile więc, jeśli chodzi o strach, reagujemy podobnie jak zwierzęta?
Produkujemy ten sam hormon strachu – kortyzol. Boimy się silniejszych od siebie. Niekoniecznie większych, choć to też widać w przypadku reakcji na wielkie drapieżniki, które w historii były dla nas groźne, ale też znacznie mniejszych, praktycznie niewidocznych patogenów – bakterii i wirusów.
Czego boją się zwierzęta? Czy boją się chorób?
Każde zwierzę boi się nieco czego innego. I jako gatunek, i jako osobnik. Zależy to od wielkości, kondycji fizycznej, stanu fizjologicznego. Strach matki karmiącej młode jest inny, niż wędrującego samopas starego samca. Boją się drapieżników, głodu, ognia i chorób. Uciekając od jednego, wpadamy w inny problem. Owca unika wilka, ale staje się głodna, a jak głodna – to nie ma porządnie funkcjonującego układu immunologicznego i sił na walkę z chorobami. Życie – tak zwierząt, jak i nas ludzi – jest pełne kompromisów.
Natomiast bardzo ciekawe jest to, jak zwierzęta boją się chorób. Starają się unikać zarażonych osobników i utrzymywać stosowną odległość od nich. Przypomina to popularny social distancing w trakcie COVID-19. Z tym, że nie da się odizolować zupełnie i lepiej rozpoznawać, kto jest rzeczywiście chory i stanowi realne zagrożenie, a kto zdrów. Chore osobniki większość zwierząt rozpoznaje po sygnale chemicznym, czyli po prostu po zapachu.
A panika – skąd się wzięła?
Z nadmiernego strachu, a w zasadzie ze strachu w najmniej odpowiednim momencie. Kiedy agresor – drapieżnik, konkurent, choroba – są zupełnie nieznani, sytuacja i środowisko także nowe, i nie bardzo wiadomo, co robić. Często daje to efekt praktycznie nieprzemyślanych ruchów. Ni to atak, ni to ucieczka – szamotanie się "od ściany do ściany". Często panika wygląda na zupełnie nieprzemyślaną, ale myślę, że w takim chaosie może tkwić nieco szans na przeżycie.
Mówi się, że strach ma wielkie oczy – dlaczego? Powiększamy zagrożenia w naszym mózgu? Czy takie wyczulenie było nam potrzebne?
Powiedzenie wzięło się od tego, że w strachu naprawdę powiększają się nam oczy i to jeden z kluczowych elementów mimiki wystraszonej twarzy. Rozszerzające się oczy ukazują większą powierzchnię białek, co stanowi sygnał do aktywizacji ciała migdałowatego, obszaru mózgu odpowiedzialnego m.in. za agresję oraz reakcje obronne. Wielkie oczy są także sygnałem dla innych. My też na ich podstawie oceniamy, czy ktoś się boi. Reakcja na zagrożenie jest skrajnie asymetryczna. Boimy się niejako na zapas, bo kto ignorował zagrożenia, po prostu nie żyje, a przetrwali strachliwsi. Do dziś wielu panicznie wręcz reaguje na węże czy pająki, które w naszej strefie klimatycznej nie stanowią wielkiego zagrożenia. Wyczulenie okazało się nie tylko potrzebne, ale i długotrwałe.
Jeśli strach jest tak przydatny, dlaczego "niestrachliwe” geny są ciągle obecne w populacji?
Bo – co pokazują badania na wielu gatunkach zwierząt, ale też ludzi – dobór naturalny to nie wszystko. Istnieje jeszcze dobór płciowy, a samicom podobają się odważne samce, mówiąc rzecz jasna w uproszczeniu. Jest i dobór kulturowy. Społeczeństwo też stawia pomniki bohaterom, a nie tchórzom. I to jest też obraz zwycięstwa nad strachem.
Ostatnio badacze, w tym zespół Pana Profesora, coraz częściej wspominają o krajobrazie strachu. Na czym to polega?
Chodzi o to, by na zagadnienie strachu spoglądać szerzej. Szanse przeżycia zwierzęcia w środowisku zależą nie tylko od jednego czynnika, ale całej ich grupy. Posłużmy się przykładem znanym z bajek czy szkolnych podręczników. Upraszczając, patrzymy, że zając musi uciekać przed lisem, by przeżyć. Jednak w rzeczywistości ta sytuacja jest bardziej skomplikowana i szansa na skuteczną ucieczkę zależy od tego, czy w pobliżu nie ma czasem wilka, który wystraszy lisa, a może jest drzewo lub kamień, za którymi można się schować albo i jakiś ptak, na którego lis zapoluje zamiast na zająca. Wiele różnych czynników, czyli właśnie cały krajobraz.
A jak reagują większe grupy zwierząt i ludzi? Czy strach rozprzestrzenia się jak fala w stadach i w ludzkich społecznościach?
Trochę tak. Niektórzy wręcz porównują to do popularności memów. Jak chwyci, to leci niczym kostki domina, ale zobaczmy, że w stadach, czy to ptaków, czy też dużych ssaków kopytnych, też nie wszystkie osobniki zachowują się tak samo. Jest miejsce na kombinowanie, indywidualne decyzje i czynniki losowe. Fala zatem występuje, ale nie wszystkich zalewa swoim zasięgiem.
Prawdę mówiąc, co jest bardzo zaskakujące pomimo setek badań, nie wiemy dokładnie, komu uda się przetrwać, a komu nie. To wielka niewiadoma, choć rzecz jasna osobniki różnią się prawdopodobieństwem, powtarzam: prawdopodobieństwem, a nie pewnością przeżycia. A jako ciekawostkę dodam, że sporo takich badań prowadzi się w systemie finansowym, przecież tam strach, a zwłaszcza panika, mogą kompletnie przewartościować rynek.
Na ile więc strach decyduje o obieraniu kierunku przez ludzkie społeczności?
Na pierwszym etapie, gdy czynnik straszący zaczyna działać, to bardzo mocno. Coś jest prawdziwego w przysłowiu, że początki bywają trudne. Boimy się nieznanego jedzenia, terenu, nietestowanych wcześniej okoliczności. Z czasem jednak przyzwyczajamy się, czego przykładem jest nasza reakcja na pociąg, którego niegdyś bano się jak dziwnej mechanicznej maszyny, a stacje kolejowe akceptowano daleko od centrów miast. Takich przykładów jest całkiem sporo. Homo sapiens jest gatunkiem społecznym i dość zhierarchizowanym, zatem to od wodzów – tak kiedyś, jak i dzisiaj – powinniśmy oczekiwać rozpoznania sytuacji i kierowania się w decyzjach innymi parametrami niż wyłącznie strachem.
Czy więc strach bierze się pod uwagę np. w modelowaniu reakcji społeczeństw? Czy trudno jest to zrobić?
Powstają modele układów złożonych uwzględniające strach. Śledzę głównie te prace naukowe, które wykorzystują podobny aparat do stosowanego przez nasz zespół i rozwiązujące podobne problemy. Widać, że to temat atrakcyjny poznawczo, choć koncentrujący się na problemie strachu w obecności wielu gatunków drapieżników. W społeczeństwach jest podobnie. Boimy się jednego władcy, uciekamy pod parasol ochronny innego. Tworzą się sojusze, układy i koterie. Prawdziwa polityka. Z czasem wręcz jest taki chaos, że trudno to wszystko zrozumieć i rozwikłać. Mówię o tym, by pokazać, z jak wielką skalą trudności mamy do czynienia.
Ostatnio jestem pod wrażeniem prac hinduskiego zespołu matematyków pod kierunkiem dr. Nikhila Pala. Stosują oni wyrafinowane metody matematyczne, ale tworzą je po to, by zrozumieć układy biologiczne i społeczne. Przypomina to nieco nasze prace wykonywane z reakcjami ptaków na pojawianie się różnego rodzaju drapieżników. Myślę, że z czasem nawiążemy współpracę. Odpowiedziałbym nawet przewrotnie. Jeśli coś trudno zrobić, to musimy przestać się bać współpracy.
Nauka w Polsce - PAP, Marek Matacz
KOMENTARZE