W Gdańsku spotkliśmy dr inż. MBA Monikę Lamparską-Przybysz, Kierownika ds. Pozyskiwania Funduszy Polpharma S.A., Członka Grup Roboczych ds. Krajowych Inteligentnych Specjalizacji przy Ministerstwie Gospodarki, wieloletniego eksperta gospodarczego Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. Biotechnolodzy, to wywiad jak najbardzej dla Was.
W jaki sposób Polpharma wpasowuje się w tematykę konferencji „Innovative Europe”?
Zdecydowanie wpisujemy się w główne cele i założenie konferencji, ponieważ stawiamy na innowacje, nie tylko te związane z produktami i procesami, bo to wymusza na nas codzienna działalność biznesowa, ale także jesteśmy mocno zaangażowani w innowacje organizacyjne, marketingowe, bez których nie wyobrażamy sobie funkcjonowania i rozwoju firmy.
Jednym z tych elementów innowacyjnych jest współpraca nauka-biznes. W Polsce mamy z tym duży problem, biorąc pod uwagę naszą mentalność, która zakłada, że doktorant powinien pracować tylko na uczelni, nie wnikając w biznes…
Bez nauki nie byłoby dalszego rozwoju. Jest ona dla nas źródłem wiedzy i informacji, na podstawie których możemy tworzyć nasze produkty i rozwijać technologie. Czerpiemy z niej sporo rozwiązań i to nie tylko w sposób bierny, czyli korzystając z publikacji, wyników badań, ale także aktywnie – nawiązujemy różnego rodzaju współprace, partnerstwa, w ramach których wspólnie opracowujemy technologie i na tym polu mamy wiele sukcesów. Nauka jest nam również bliska z tego względu, że zatrudniamy naukowców w naszej firmie, czyli np. doktorów, którzy realizowali swoje prace badawcze i postanowili dołączyć do nas i swoją wiedzę naukową przenieść do działalności biznesowej. Oczywiście dalej w Polsce funkcjonuje ta wspomniana przez Pana mentalność, ale uważam, że jest coraz lepiej, jest sporo pod tym względem aktywnych ośrodków, a naukowcy są coraz bardziej zaangażowani, widząc potencjał takiego połączenia. Obecna polityka finansowania nauki sprawia, że te kontakty coraz częściej występują – fundusze europejskie „narzucają” nam poniekąd konieczność współpracy, która jest inicjowana przez obie strony.
Jeżeli firma nawiązuje współpracę z naukowcem, nie wnika na pewno w jego kompetencje merytoryczne dotyczące jego specjalizacji, jednak podejrzewam, że edukuje go w kwestiach biznesowych?
Tak, edukujemy i przygotowujemy do pracy w biznesie, ale to nie jest jedyna nasza działalność wpływająca na potencjał kadry. Od wielu lat organizujemy różnego rodzaju staże, prowadzimy Akademię Polpharmy, gdzie zapraszamy studentów, naukowców, pokazujemy im jak funkcjonuje biznes i dajemy szansę obserwować rozwój produktów i technologii. Stawiając na szerszą edukację w tym zakresie przygotowujemy młodą kadrę, która być może w przyszłości zasili nasze szeregi.
To jest ważne z punktu widzenia powstrzymania fali emigracji naukowców do krajów zachodnich, gdzie ma się oddzielnie ludzi od biznesu i oddzielnie od nauki…
Naszym celem jest zadbać o zdolnych, ambitnych ludzi, których mamy w Polsce, zachęcając ich do pozostania w naszym kraju. Dlatego tak silnie angażujemy się we wszelkie akcje związane z edukacją i promocją polskiej nauki. Przykładem jest Naukowa Fundacja Polpharmy, która wspiera ciekawe projekty naukowe, po to by nie tracić tego potencjału, by najlepsi naukowcy zostali u nas i mieli możliwość rozwijania swoich pasji i pomysłów.
Ta współpraca jest także w pewien sposób warunkowana przepisami prawnymi. Czy przystosowują się one do dynamicznych zmian na rynku nauki i biznesu?
Prawo niestety nie nadąża za zmianami i potrzebami i czasami komplikuje zasady współpracy, ale coraz częściej obserwuję, że jeśli obie strony są zdeterminowane do współpracy, to zawsze udaje się znaleźć kompromis. Myślę, że brakuje nam trochę ujednolicenia systemu prawnego związanego ze współpracą. Dużo łatwiej byłoby gdyby był jeden wzór umowy związany z relacjami nauka-biznes we wszystkich jednostkach naukowych, gdzie byłyby jasno sprecyzowane oczekiwania obu stron. Wtedy wszystkie formalności przebiegałyby szybciej. Obecnie każdy ośrodek ma swoją umowę, swoje wymagania i ograniczenia, w związku z czym procedowanie niektórych prac trwa bardzo długo. Gdyby to wszystko było bardziej usystematyzowane i zdefiniowane, to byłoby łatwiej, a obie strony czułyby się bardziej komfortowo, bo poruszałyby się zawsze w tych samych ramach prawnych i podobnym zakresie współpracy.
Jest szansa, że to się zmieni w najbliższym czasie, powiedzmy w perspektywie kilku lat?
Robimy co możemy, żeby tak się stało. W ramach Koalicji na rzecz Polskich Innowacji, w grupy zajmującej się relacjami nauki z biznesem, również anonsujemy kwestie prawne, legislacyjne, upraszczanie systemów współpracy, budowanie bazy wiedzy i kompetencji. Tego też trochę brakuje, ponieważ polska nauka nie promuje swoich możliwości, swoich zasobów technicznych. Obecnie szukamy rozwiązań, aby tę sytuację zmienić i pokazać potencjał, jakim dysponują polskie ośrodki naukowe.
Wydaje mi się, że biurokracja zabija też ludzką przedsiębiorczość. Widzimy jak wiele jest zróżnicowanych przepisów i często rezygnujemy z prowadzenia swoich działalności gospodarczych…
Myślę, że tak. Biurokracja dalej nas ogranicza, aczkolwiek powoli dojrzewamy do tej współpracy, coraz łatwiej pokonujemy bariery prawne, uczymy się wzajemnie kooperować i to zaczyna się sprawdzać. Dobrym przykładem wyjścia instytucji w kierunku budowania skutecznej kultury współpracy jest to jak funkcjonuje Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, które w znacznym stopniu upraszcza swoje procedury ubiegania się o środki, pokazując, że można na prostych modelach, na prostej dokumentacji aplikować o pieniądze publiczne i realizować innowacyjne projekty. Jest to według mnie wzór działania instytucji na rzecz budowania potencjału innowacyjnego. Gdyby wszystkie inne instytucje wzięły z niej przykład i z dużo większą otwartością i prostotą podeszły do tych procesów, to wszystkim znacznie łatwiej byłoby się poruszać w tym środowisku.
Co w takim razie jeszcze nas blokuje przed rozwijaniem przedsiębiorczości poza biurokracją? Czy są to zagraniczne koncerny, które mają swoje ośrodki w Polsce, a może brak skłonności do podejmowania ryzyka?
Zdecydowanie jest to brak skłonności do ryzyka. Wciąż jesteśmy nieufnym społeczeństwem i trochę niepewnym siebie, z kompleksami. Wydaje nam się, że ci, którzy są gdzieś tam daleko zrobią to lepiej i nie do końca doceniamy nasze możliwości i kompetencje. W związku z tym nie chcemy próbować i ryzykować. Poza tym nadal jesteśmy państwem na dorobku, wiele naszych przedsiębiorstw dopiero teraz zauważa, że opłaca się inwestować w badania i rozwój. To sprawia, że proces ten następuje dużo wolniej niż dzieje się to w krajach wysoko rozwiniętych, które mają dużo dłuższą historię innowacyjności i rozwoju technologii. Generalnie Europa znacznie wolniej się rozwija jeśli chodzi o innowacyjność. Stany Zjednoczone i Azja zdecydowanie nas na tym polu wyprzedzają, ale być może to wynika ze struktury Unii Europejskiej, która jest konglomeratem wielu państw, co siłą rzeczy powoduje pewną inercję w działaniach. Szkoda, bo te innowacje są, tylko nie zawsze się o nich mówi i nie zawsze właściwie się je promuje. Czasem też brakuje determinacji, żeby pokonać te wszystkie bariery, czyli podjąć ryzyko i wyjść poza swoją strefę komfortu i spróbować czegoś nowego. Musi minąć jeszcze kilka lat, żeby to osiągnąć. Konieczne jest uczenie dzieci i młodzieży, że warto jest próbować, ryzykować i jeszcze wiele pracy przed nami w aspekcie kultury, mentalności, żeby ta innowacyjność pojawiła się u nas w naturalny sposób.
I ważne jest zaufanie, o którym już Pani mówiła. Brakuje nam trochę w tym wszystkim ludzkiego pierwiastka, zatracamy się w liczbach, nazwiskach na papierach, a konferencja „Innovative Europe” i dialog rozpoczęty w ramach Koalicji na rzecz Polskich Innowacji wydaje mi się, że w dużym stopniu może to zmienić…
Ważne jest pokazanie, że w zasadzie każda nasza działalność musi opierać się na zaufaniu. Kupując produkt w sklepie, też ufamy, że ma on najwyższą jakość i spełni nasze oczekiwania. Siłą rzeczy dajemy komuś kredyt zaufania i tak też powinno być w relacjach nauka-biznes. Zawsze powinniśmy wchodzić we współpracę z zaufaniem i przekonaniem, że obie strony chcą tego samego i obu zależy, żeby wspólny cel został osiągnięty. Z takim podejściem dużo łatwiej się pracuje.
Poza tymi ludzkimi aspektami współpracy, warto też powalczyć o fundusze unijne. Mamy przecież do czynienia z nową strategią unijną i czy ona może coś zmienić? Czy jest szansa, że na szerszą skalę będziemy z tych możliwości korzystać?
To już powoli zaczyna być widać i te programy, które już ruszyły są nastawione na przedsiębiorców. Nauka ma być partnerem. Nie ma w zasadzie programu, który bezpośrednio finansowałby samą naukę, a ciężar jest przeniesiony na biznes, który we współpracy z nauką ma generować odpowiednie rozwiązania. Lawina ruszyła – wnioski się pojawiają i spływa coraz więcej projektów. Wydaje mi się, że te projekty będą coraz częściej przełomowe i bardziej innowacyjne niż dotychczas, gdyż poprzednia perspektywa była głównie nastawiona na infrastrukturę, na rozwój działów badawczych, ale pod kątem zasobów technicznych. Teraz stawiamy na konkretne produkty i rozwiązania i to one będą głównie finansowane. Widać ponadto większą skłonność do ryzyka, o czym już mówiliśmy. Pojawia się coraz więcej spółek celowych, start-upów i młodych ludzi, którzy przychodzą z wczesnymi projektami i zaczynają aplikować o środki. Pojawiło się też sporo funduszy kapitałowych, mamy program BRIidge Alfa, który poprzez finansowanie publiczno-prywatne pozwala na wsparcie ryzykownych wczesnych projektów. To wszystko tworzy środowisko sprzyjające podejmowaniu ryzyka badawczego i szukaniu sposobów realizacji swoich pomysłów. Myślę, że ta perspektywa jest dla nas szansą, żeby rozwinąć się w tych obszarach, które są faktycznie naszymi mocnymi stronami.
Na czym w takim razie powinniśmy się skupić?
Świetnie radzimy sobie w farmacji, mamy tu bardzo dobry kapitał ludzki złożony z wykształconych ludzi oraz imponujące zasoby techniczne. W związku z tym jesteśmy w stanie realizować innowacyjne projekty. Farmacja to sektor przyszłościowy, co pokazują różnorodne dane, a polski sektor farmaceutyczny jest jednym z lepszych w Europie. Jesteśmy także bardzo dobrzy w IT, we wszystkich kwestiach związanych z oprogramowaniem, o czym otwarcie się mówi na świecie. Co więcej, przemysł lotniczy jest naszą kolejną bardzo mocną stroną. Sporo też możemy zaoferować w obszarze technologii chemicznych i procesowych. Mamy w Polsce dziedziny gospodarki, w których przodujemy w Europie i na świecie i które mogą wynieść naszą gospodarkę na wyższy poziom.
A biotechnologia, której jest Pani absolwentką?
Biotechnologia rodzi się u nas, jest coraz więcej spółek, które widzą potencjał w tym obszarze i chcą podejmować ryzykowne projekty biotechnologiczne. Wiemy, że biotechnologia, tak jak farmacja, jest trudną dziedziną, wymagającą ogromnych nakładów finansowych i znacznie trudniej jest stworzyć produkt biotechnologiczny niż produkt IT, który wymaga biurka, komputera i kilku zdolnych informatyków. W biotechnologii potrzebujemy jednak zupełnie innych zasobów, żeby jakiś projekt zrealizować. Ja jednak patrzę optymistycznie i widzę, że biotechnologia będzie coraz częściej pojawiała się w dialogu, bo mamy świetne kadry, które są w stanie realizować różne tego typu projekty. Trzeba dać im tylko przestrzeń, możliwości i zainwestować w ich pomysły.
Wielu z naszych czytelników to studenci i absolwenci biotechnologii i bardzo często dochodzą do nas informacje od nich, czy to w wiadomościach, czy na forach, że po tym kierunku nie ma pracy. Natomiast Pani jako doktorantka biotechnologii jest świetnym przykładem, że można odnieść sukces w biznesie. Jakie rady ma Pani dla naszych czytelników?
Faktycznie nasz rynek biotechnologiczny wciąż jest bardzo małym rynkiem, bo jest przede wszystkim młody. Firmy biotechnologiczne będą się pojawiały, natomiast obecny deficyt miejsc pracy wynika z tego, że polskie szkoły wyższe generują dużo biotechnologów. Liczba kierunków i studentów jest nieadekwatna do naszego rynku. Cały świat zaczął stawiać na biotechnologię, więc uznano, że dobrze jest kształcić ludzi w tym kierunku. Zapomniano jednak przy tym ocenić możliwości rynku i jego potencjał. Z jednej strony chcemy, żeby studenci i absolwenci zostali u nas, nie wyjeżdżali zagranicę, a z drugiej nie ma jeszcze dla nich na tyle dużo miejsc pracy i możliwości, żeby ich tutaj zaabsorbować, więc siłą rzeczy wyjeżdżają, szukając miejsca dla siebie. Popyt i podaż nie do końca są w tym przypadku do siebie dopasowane. A co mogę doradzić studentom? Trzeba kochać to co się robi, mieć pasję, angażować się w swoją pracę, wykorzystywać każdą szansę i próbować szukać pracy, wysyłać CV, kontaktować się używając wszystkich narzędzi, które teraz są dla nas ogólnodostępne, dawać sobie szansę i nie poddawać się. Często zbieg okoliczności decyduje o tym gdzie się znajdziemy. Ciężko tu udzielić jednej, uniwersalnej rady – trzeba po prostu próbować zdobywać doświadczenie w różnych miejscach, nawiązywać różne współprace i wtedy pojawia się szansa. Trzeba zdecydować co tak naprawdę człowiek chce robić po tych studiach – czy bardziej interesuje go praca naukowa, czy bardziej chce postawić na biznes, a jaka by to droga nie była, być blisko biotechnologii.
Jednak na tą drugą drogę, czyli biznes, zakładanie firmy, decydują się nieliczni…
Żeby założyć firmę biotechnologiczną trzeba mieć bardzo dobry pomysł, trzeba z czymś wyjść, mieć zasoby i możliwości. Jest jednak szansa, żeby to realizować, bo pojawiają się inkubatory i akceleratory. My jako Polpharma razem z Gdańskim Parkiem Naukowo-Technologicznym tutaj w Gdańsku otworzyliśmy akcelerator Gdańsk Life Science Center, w ramach którego chcemy wspierać młodych naukowców oraz realizację ich projektów pod szyldem własnych firm. Tak jak wspominałam, na firmę trzeba mieć pomysł, trzeba mieć ideę konkretnego produktu, technologii, którą chcemy rozwijać. Jeżeli takiego pomysłu jeszcze nie mamy, to po prostu szukajmy swojego miejsca, zacznijmy od projektów naukowych, zdecydujmy się na doktorat, spróbujmy tam znaleźć swoją niszę. Ja też kończąc studia, zakładałam, że będę pracowała w laboratorium i od tego zaczynałam, jednak stopniowo mój rozwój ewoluował mocno w kierunku biznesowym. Trudno jest określić, co się będzie robiło za kilka/kilkanaście lat i znam mnóstwo osób, które po moim kierunku zajęły się czysto biznesową działalnością. Warto korzystać z możliwości staży, praktyk, które się pojawiają i które my też organizujemy dla biotechnologów.
Biotechnologia to też jedna z nielicznych branż, która jednak potwierdza, że jeśli jest bardzo dobra idea, to fundusze się znajdą, to ktoś ją zauważy i będzie chciał ją skomercjalizować.
Dokładnie. Najważniejszy jest pomysł, umiejętność „sprzedania” go i zachęcenia innych, żeby chcieli razem z nami ten pomysł realizować. W biotechnologii wszystko opiera się na współpracy i na tworzeniu zespołów. Tu rzadko jest miejsce na indywidualne działania. Musimy mieć otwarty umysł i z determinacją dążyć do celu, a pieniądze się znajdą. Wbrew pozorom funduszy na rynku jest sporo, coraz więcej jest też inwestorów, którzy chcą inwestować w biotechnologię, tylko trzeba przyjść do nich z konkretną propozycją i wtedy będzie szansa, żeby zaistnieć.
Dr. Monika Lamparska-Przybysz jest doskonałym przykładem jak sukcesywnie można przeniknąć ze środowiska naukowego do biznesu i w swojej codziennej pracy ze szczególnym naciskiem wspiera koegzystencję obu tych branż, których połączenie może stanowić mocny fundament polskiej innowacji.
KOMENTARZE