Wszystko w Polsce może być marne, ale za to naukę mamy na najwyższym światowym poziomie. Powtarzano to w czasach PRL, powtarzano w III RP, powtarza się w IV RP. Tymczasem światowa ranga polskiej nauki to mit.
Liczą się tylko nasi chemicy, fizycy i biolodzy, a dokonania ogromnej większości innych specjalności to papierowa fikcja. Nie liczą się w świecie nauki nasi ekonomiści, prawnicy, socjologowie, nie mówiąc o filologach, badaczach kultury czy generalnie humanistach. Polska przegrywa wyścig technologiczny nawet z najsłabszymi krajami Unii Europejskiej. Pod względem innowacyjności, która stała się piętą achillesową naszej gospodarki, wypadamy dużo poniżej średniej unijnej, choć sama unia ma wiele do nadrobienia, by dorównać USA. Według "EU Innovatins Rating", polska gospodarka jest dopiero na 21. miejscu we wspólnocie. Jeśli nic się nie zmieni, a na razie nic na to nie wskazuje, Polska nawet przez najbliższe 50 lat nie osiągnie choćby średniego poziomu innowacyjności gospodarki w UE.
Skoro nasza nauka jest taka świetna, to dlaczego jest tak źle? W tzw. rankingu szanghajskim (500 najlepszych uczelni na świecie) znalazły się tylko dwa polskie uniwersytety - Jagielloński i Warszawski - w czwartej setce. W rankingu dla Europy żadna polska uczelnia nie zmieściła się w pierwszej setce. W pierwszej pięćsetce o prawie 100 miejsc wyżej od polskich uniwersytetów jest Uniwersytet Karola w Pradze, a najlepsza uczelnia w Rosji, Państwowy Uniwersytet Moskiewski, zajmuje 70. miejsce.
Do europejskiego urzędu patentowego co roku zgłaszamy średnio jedynie 2,7 patentów na milion mieszkańców (średnia unijna to 133,6 patentów).
Polska stała się centrum nowych technologii, ale wyłącznie dla inwestujących w naszym kraju firm zagranicznych. W ostatnich latach w całym kraju powstało ponad trzydzieści centrów badawczo-rozwojowych wielkich koncernów technologicznych, takich jak Motorola, IBM, Microsoft, Hewlett-Packard i Delphi. Rodzimym wyjątkiem jest zajmująca się rozwojem telewizji cyfrowej firma ADB z Zielonej Góry.
Pozorny skok
Państwo zbyt mało pieniędzy przeznacza na badania naukowe, zaledwie 0,34 proc. PKB (wraz z wydatkami przemysłu na naukę przeznaczamy 0,56 proc. PKB). Tak uważają naukowcy. Wydajemy mniej niż Węgrzy i Czesi. Aparatura badawcza w dwóch trzecich nadaje się jedynie na złom. Pytanie tylko, czy państwo ma co finansować w polskiej nauce? - Wiele instytutów naukowych to sztucznie podtrzymywane papierowe tygrysy, które ciągną w dół liczące się jeszcze ośrodki - przyznaje prof. Maciej Żylicz, prezes Fundacji na rzecz Nauki Polskiej. Finansowanie badań nie mających żadnej wartości zabiera pieniądze naprawdę dobrym ośrodkom, na przykład Instytutowi Fizyki PAN. Pracuje on nad nowym materiałami i strukturami, a jego badania są na światowym poziomie. Ale z braku pieniędzy placówka zaczyna coraz bardziej odstawać od czołówki. - Aby nie stracić dystansu do świata, potrzebujemy półtora, dwa razy więcej pieniędzy, niż teraz otrzymujemy - mówi prof. Jacek Kossut, dyrektor IF PAN.
W ostatnich 10 latach liczba prac polskich uczonych wprawdzie się podwoiła, ale nie wpływa to na wykorzystanie w firmach nowych technologii. Nie zwiększa nawet prestiżu polskiej nauki. Z badań prof. Andrzeja Pilca z Instytutu Farmakologii PAN w Krakowie wynika, że w latach 1996-2005 ukazało się jedynie 230 publikacji polskich naukowców, które były cytowane więcej niż 40 razy (liczba cytowań ponad 40 odnosi się tylko do cytować. W rankingu Światowego Forum Gospodarczego uwzględniającym 115 państw polskie ośrodki badawcze znalazły się dopiero na 54. miejscu.
Pieczątka zamiast rynku
W Polsce o wartości placówki naukowej nie rozstrzyga wolny rynek, lecz pieczątka ministra na arkuszu oceny placówki. Nawet przy najlepszych chęciach i rozeznaniu oceniających taki sposób podziału publicznych funduszy zawsze będzie szkodliwą protezą. Ponad dwie trzecie ośrodków spośród mniej więcej 950 placówek badawczych działających w Polsce w ubiegłym roku dostało pierwszą lub drugą kategorię w ocenie Ministerstwa Nauki. Większość pieniędzy wędruje do placówek w formie dotacji na tzw. działalność statutową. Za to utrzymują pracowników, płacą rachunki, kupują sprzęt. Te kwoty nie wystarczają zwykle do prowadzenia badań na światowym poziomie, kto jednak nie ma wielkich ambicji, może latami egzystować na państwowym garnuszku, robiąc niewiele lub pozorując pracę badawczą.
Do nielicznych należą takie ośrodki, jak Międzynarodowy Instytut Biologii Molekularnej i Komórkowej w Warszawie, gdzie naukowcy pracują wyłącznie na kontraktach i są na bieżąco oceniani. Jest tu dużo ludzi młodych, wielu z nich przyjechało z zagranicy. Do konkursu na stanowisko kierownika zespołu badawczego zgłosiło się 25 kandydatów. Prof. Czesław Cierniewski, szef Centrum Biologii Medycznej PAN w Łodzi, w ciągu dwóch lat z dwóch słabiutkich placówek przeznaczonych do zamknięcia zbudował jedną, która zwyciężyła w rankingu Ministerstwa Nauki. - Dobrych naukowców zostawiłem, słabych się pozbyłem, także profesorów bez dorobku. Przyjąłem za to wielu młodych. Mogą tu prowadzić badania na światowym poziomie - mówi Cierniewski.
Restrukturyzację przeszło również Międzynarodowe Centrum Ekologii PAN w Łodzi. - Pożegnaliśmy się ze starą kadrą. Przeciętny wiek badaczy obniżył się z 55 lat do 35 lat. Młodzi chłoną wiedzę, wyjeżdżają w świat. Prowadzimy kilka grantów europejskich. Sami szukamy funduszy. Nasz budżet tylko w 40 proc. składa się z dotacji państwowych - mówi szef placówki prof. Maciej Zalewski, doradca UNESCO, który wiele lat spędził za granicą.
Patent amerykański
Polscy naukowcy mają chwalebne tradycje w dziedzinie wynalazczości i wdrażania patentów, głównie z czasów II Rzeczypospolitej. Ignacy Mościcki, późniejszy prezydent, pierwszy zastosował na skalę przemysłową metodę uzyskiwania z powietrza azotu. Tadeusz Sendzimir zastosował walcarkę własnego pomysłu i uruchomił pierwszą w świecie linię technologiczną ciągłego wyżarzania i cynkowania blach stalowych na skalę przemysłową. Po II wojnie światowej wyjechał do USA.
W czasach PRL największą karierę robili badacze, którzy wyjechali za granicę. Najczęściej w ostatnich 20 latach cytowana na świecie praca Polaka należy do biochemika dr. Piotra Chomczyńskiego, który wyemigrował do USA na początku lat 80., gdy Polacy w Ameryce byli znani głównie jako producenci wędlin. Jeszcze podczas pobytu w Polsce opracował rewolucyjną metodę izolowania kwasu rybonukleinowego, która znacznie skróciła czas i koszty tej operacji. Uczony jest dziś jednym z najbogatszych naukowców w USA. Na liście Instytutu Informacji Naukowej ISI w Filadelfii zajmuje 17. miejsce wśród najczęściej cytowanych uczonych na świecie (ponad 50 tys. cytatów).
Naukowcy w kraju też mieli na koncie znakomite opracowania. Przez cały PRL przekonywali, że polskiej gospodarce brakuje pompy ssąco-tłoczącej wynalazki z ośrodków badawczo-rozwojowych do przedsiębiorstw. Po zmianie ustroju nic się nie zmieniło, bo polscy naukowcy nie mogą się dostosować do wymogów rynku. Nadal nie ma ani pompy ssącej, ani tłoczącej rodzime opracowania. Wielu badaczy nadal nie wychodzi poza laboratoria i oczekuje, że wszystko załatwi za nich państwo. Tymczasem nawet najlepszy wynalazek nie znajdzie zastosowania, jeśli nie powstanie spółka, która sprawdzi, czy na takie rozwiązania jest popyt na rynku.
Polacy osiągają sukcesy, ale wciąż głównie za granicą. W ubiegłym roku Janusz Liberkowski, polski inżynier pracujący w Dolinie Krzemowej, wygrał konkurs "Amerykański wynalazca". Krzysztof Appelt z Poznania robi karierę w biotechnologii i farmacji. Opracował m.in. znany na całym świecie lek viracept. Aleksander Szlam z Kłodzka, którego magazyn "Forbes" porównał do Bella i Edisona, opatentował 50 wynalazków, a 170 kolejnych czeka na rejestrację (opracował m.in. automat do rozmów telefonicznych). W latach 80. założył spółkę Melita, uznawaną za jedną z najbardziej innowacyjnych firm technologicznych w USA.
Aniołowie biznesu
Polskie firmy inwestują wyłącznie w sprzęt i infrastrukturę. Nawet największe przedsiębiorstwa przy rocznym zysku netto sięgającym 2 mld zł wydają na badania zaledwie 10 mln zł. - W Polsce nie ma kto finansować innowacji - twierdzi Barbara Nowakowska z Polskiego Stowarzyszenia Inwestorów Kapitałowych. Nie ma też żadnych projektów naukowych, które firmy mogłyby sfinansować na zasadach rynkowych. Powszechna jest jedynie najmniej opłacalna sprzedaż licencji, która jest jedynie wyprzedażą własnej myśli technicznej.
Prof. Wojciech Stec, chemik z Centrum Badań Molekularnych i Makromolekularnych PAN w Łodzi, nigdy pewnie nie doczekałby się wdrożenia w kraju swych wynalazków, gdyby nie powstała spółka innowacyjna Ifotam. Twórca polskiej szkoły chemii bioorganicznej ma na koncie ponad 60 patentów. Przyczynił się do opracowania polskiej technologii wytwarzania macdafenu, leku przeciwnowotworowego. To jeden z nielicznych przykładów polskiej kariery w stylu amerykańskim.
Leniwe worki
W USA działalność biznesowa naukowców jest równie ważna jak praca naukowa. Na "profesorskie przedsiębiorstwa" przypada 40 mld dolarów rocznego PKB Stanów Zjednoczonych. W Europie uczonych nazywa się "leniwymi workami", które jedynie narzekają na niedostatek pieniędzy na badania. Większość krajów UE przeznacza na naukę około 2 proc. PKB, mniej niż USA (2,8 proc.) i Japonia (2,9 proc.). Unia w pogoni za Ameryką do 2013 r. zamierza przeznaczyć na badania i rozwój 55 mld euro.
Większe nakłady na badania nie rozwiążą jednak problemu, bo gruntownej reformy wymaga cały system nauki większości krajów UE.
Prof. Claude Allegre, szef Laboratorium Geochemicznego Uniwersytetu Paris VII, twierdzi, że administracja francuskiej nauki, zarządzanej przez anachroniczny centralny system, pochłania prawie 50 proc. funduszy przeznaczanych na naukę i szkolnictwo wyższe. Wielu naukowców odgrywa rolę urzędników, którzy nie prowadzą żadnej działalności naukowej. Pobierają jedynie pieniądze, głównie za sporadyczną obecność w ośrodku badawczym i ciągłe narzekanie.
"Nie ma lepszego zajęcia, niż być naukowcem - można co miesiąc brać pieniądze i próżnować nawet przez 30 lat" - twierdzą prof. Uwe Kamenz i Martin Wehrle w wydanej w marcu tego roku książce "Professor Untat" (Profesor Próżniak). Autorzy twierdzą, że w Niemczech co drugi uczony jest całkowicie bierny, a co piąty lekceważy obowiązki służbowe (poświęca im najwyżej kilka godzin w tygodniu). Inni jeśli są aktywni, to zajmują się wszystkim, co daje dodatkowe dochody, byle nie miało nic wspólnego z działalnością badawczą. Odgrywają rolę doradców i rzeczoznawców, są nawet szefami firm.
W ogonie świata
Premier Jarosław Kaczyński zapowiedział "wielką reformę nauki". Pod koniec 2007 r. powstanie Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, które będzie rozdzielać pieniądze na badania w strategicznych dla gospodarki dziedzinach. Utworzona zostanie też Agencja Badań Poznawczych zajmująca się badaniami podstawowymi. Rozpisywane będą przetargi i konkursy.
Preferowane będą konkurujące z sobą silne ośrodki badawcze. Nakłady na naukę w 2010 r. zwiększą się do 1,5 proc. PKB.
Podobne centra powstały w Czechach i na Węgrzech. - To krok w dobrą stronę, ale może się okazać niewystarczający - uważa prof. Żylicz.
Publicznych agencji zamawiających badania na zasadzie konkursu powinno być więcej. Tak jest w krajach anglosaskich, gdzie to rozwiązanie doskonale się sprawdza. Fachowcy najlepiej wiedzą, na co wydać pieniądze i jak z nich rozliczyć tych, którzy je dostali. Ale "fachowcy" mogą też zmarnować powierzone im fundusze, jeśli będą się liczyć układy i znajomości. Tak było z utworzonym na początku lat 90. Komitetem Badań Naukowych. Rozdzielane przez niego pieniądze coraz rzadziej trafiały do najlepszych, a coraz częściej do najbardziej wpływowych, za to słabych naukowo ośrodków. Aby tego uniknąć, w ustawie o centrum zapisano, że badania muszą być zlecane w konkursach, a wyboru najlepszej oferty mają dokonywać eksperci, wśród których mogą też być obcokrajowcy. Na dodatek zwycięzcy będą się musieli poddać audytowi. Czy to wystarczy?
Jeśli kolejna reforma polskiej nauki okaże się fiaskiem, za kilka będziemy na poziomie Ameryki Południowej, która bez transferu technologii nie jest się w stanie rozwijać. Znajdziemy się w ogonie cywilizacyjnego świata na usługach koncernów i firm zagranicznych.
NAJLEPSZE UNIWERSYTETY ŚWIATA (tzw. ranking szanghajski z 2006 r.)
1. Harvard, USA
2. Cambridge, Wielka Brytania
3. Stanford, USA
4. University of California w Berkeley, USA
5. Massachusetts Institute of Technology, USA
6. California Institute of Technology, USA
7. Columbia, USA
8. Princeton, USA
9. University of Chicago, USA
10. Oksford, Wielka Bytania
NAJLEPSZE UNIWERSYTETY W POLSCE
1. Uniwersytet Jagielloński (301-400)
2. Uniwersytet Warszawski (301-400)
NAJLEPSZE PLACÓWKI NAUKOWE W POLSCE (Na podstawie oceny przeprowadzonej przez Ministerstwo Nauki (tylko wybrane specjalności naukowe))
Fizyka i astronomia (oceniano 37 placówek):
1. Instytut Wysokich Ciśnień PAN
2. Centrum Fizyki Teoretycznej PAN
3. Obserwatorium Astronomiczne Uniwersytet Warszawski
4. Centrum Astronomiczne Mikołaja Kopernika
5. Instytut Fizyki PAN
Matematyka i informatyka (oceniano 24 placówki):
1. Instytut Matematyczny PAN
2. Wydział Matematyki, Informatyki i Mechaniki Uniwersytet Warszawski
3. Wydział Matematyki i Informatyki Uniwersytet Wrocławski
4. Wydział Matematyki i Informatyki Uniwersytet Jagielloński
5. Wydział Matematyki i Informatyki Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu
Chemia (oceniano 24 placówki):
1. Instytut Chemii Organicznej PAN
2. Wydział Chemii Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu
3. Wydział Chemii Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu
4. Centrum Badań Molekularnych i Makromolekularnych PAN
5. Wydział Chemii Uniwersytet Warszawski
Nauki humanistyczne (oceniano 115 placówek):
1. Wydział Historii Kościoła Papieska Akademia Teologiczna
2. Ośrodek Badań Archeologicznych w Novae Uniwersytet Warszawski
3. Instytut Filozofii i Socjologii PAN
4. Wydział Historyczny Uniwersytet Warszawski
5. Międzywydziałowy Zakład Badań nad Twórczością Norwida Katolicki Uniwersytet Lubelski
Nauki społeczne, ekonomiczne i prawne (oceniano 110 placówek):
1. Instytut Studiów Społecznych Uniwersytet Warszawski
2. Instytut Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN
3. Wydział Stosowanych Nauk Społecznych i Resocjalizacji Uniwersytet Warszawski
4. Kolegium Nauk o Przedsiębiorstwie SGH w Warszawie
5. Kolegium Ekonomiczno-Społeczne SGH w Warszawie
Biologia (oceniano 38 placówek):
1. Międzynarodowe Centrum Ekologii PAN w Łodzi
2. Międzynarodowy Instytut Biologii Molekularnej i Komórkowej
3. Instytut Paleobiologii PAN
4. Zakład Antropologii PAN 5
. Zakład Badania Ssaków PAN
Nauki o Ziemi (oceniano 17 placówek):
1. Instytut Nauk Geologicznych PAN
2. Instytut Geofizyki PAN
3. Instytut Oceanologii PAN
4. Wydział Geologii Uniwersytet Warszawski 5. Instytut Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN
Nauki rolnicze i leśne (oceniano 52 placówki):
1. Instytut Genetyki Roślin PAN
2. Wydział Hodowli i Biologii Zwierząt Akademia Rolnicza w Poznaniu
3. Instytut Rozrodu Zwierząt i Badań Żywności PAN
4. Instytut Genetyki i Hodowli Zwierząt PAN
5. Instytut Fizjologii Roślin
Nauki medyczne (oceniano 61 placówek):
1. Centrum Biologii Medycznej PAN
2. Instytut Farmakologii PAN
3. Wydział Farmaceutyczny Akademia Medyczna w Gdańsku
4. Wydział Farmaceutyczny Akademia Medyczna we Wrocławiu
5. Instytut Genetyki Człowieka PAN
Elektronika, automatyka i technologie informacyjne:
1. Instytut Technologii Elektronowej
2. Wydział Elektroniki Mikrosystemów i Fototoniki Politechnika Wrocławska
3. Wydział Elektrotechiki i Automatyki Politechnika Gdańska
4. Instytut Biocybernetyki i Inżynierii Biomedycznej PAN
5. Instytut Techniki i Aparatury Medycznej
Główne kryteria rankingu (ustalone przez ministra nauki 4.08.05 r.):
publikacje w recenzowanych czasopismach międzynarodowych i krajowych, monografie i podręczniki naukowe, praktyczne zastosowanie wyników badań, własne lub zamawiane przez ministerstwo projekty badawcze, udział w liczących się badaniach międzynarodowych, kadra naukowa
Źródło artykułu: Tygodnik Wprost 14/2007
Zbigniew Wojtasiński (Wprost)
KOMENTARZE