Biotechnologia.pl
łączymy wszystkie strony biobiznesu
„Miejsce kobiet w nauce polskiej określiła Maria Skłodowska-Curie…” rozmowa z dr Beatą Pająk
24.06.2013

Dziś w ramach cyklu wywiadów z kobietami polskiej nauki rozmawiamy z dr Beatą Pająk, adiunktem w Środowiskowej Pracowni Mikroskopii Elektronowej, Instytutu Medycyny Doświadczalnej i Klinicznej im. M. Mossakowskiego PAN, stypendystką L’oreal dla Kobiet i Nauki 2010, laureatką m.in. stypendium Polityki „Zostańcie z nami” 2010 oraz stypendium MNiSW dla młodych uczonych.

Pracuje Pani w Środowiskowej Pracowni Mikroskopii Elektronowej, Instytutu Medycyny Doświadczalnej i Klinicznej im. M. Mossakowskiego PAN. Czym dokładnie zajmuje się Pani w swojej pracy?

Moja współpraca z IMDiK rozpoczęła się w 2007 roku, kilka miesięcy po zakończeniu studiów doktoranckich. Zakład Ultrastruktury Komórki, w którym zaczęłam pracę, przekształcony w ubiegłym roku w Środowiskową Pracownię Mikroskopii Elektronowej, jest przede wszystkim powołany do wykorzystania technik mikroskopii elektronowej transmisyjnej i skaningowej w badaniach naukowych. Dzięki szerokim możliwościom aplikacyjnym tych technik, współpracuję z wieloma badaczami, którzy chcą wzbogacić swoje wyniki właśnie o analizy mikroskopowo-elektronowe. Poza „obowiązkami”, IMDiK PAN jest miejscem, w którym realizuję szereg innych badań naukowych, opierając się na technikach biologii molekularnej, które z racji mojego wykształcenia, są mi bliskie. Prowadzę badania nad molekularnymi mechanizmami determinującymi oporność komórek nowotworowych ludzkiego gruczolakoraka okrężnicy na indukcję ich śmierci przez cytokiny układu immunologicznego. Ponadto, staram się poszukiwać substancji, które mogłyby przywrócić wrażliwość komórek nowotworowych na naturalne sygnały śmierci lub też bezpośrednio je eliminować. Komórki nowotworowe i mechanizmy unikania przez nie śmierci to główny, ale nie jedyny wątek mojej pracy badawczej. Jestem zaangażowana w badania na modelach komórek mięśniowych, dotyczące procesów miogenezy mięśni, w badania dotyczące patogenezy choroby Alzheimer’a i Parkinsona. Pojawiły się także zagadnienia fizjologii rozwoju przewodu pokarmowego, mechanizmów powstawania kardiomiopatii i inne. Dzięki współpracy z firmą BioVectis, zgłębiam zagadnienia zmienności genetycznej wirusów grypy, np. A/H1N1 czy A/H5N1. Bogactwo tematyczne wynika z mojej otwartości na współpracę, której nigdy nie odmawiam oraz wrodzonej ciekawości świata.

 

Co spowodowało, że zainteresowała się Pani tematyką nowotworów?

Jak często w życiu bywa o mojej drodze zawodowej zadecydował przypadek. Przypadkiem była propozycja studiów doktoranckich złożona mi przez jednego z wykładowców na SGGW w Warszawie. Trafiłam do zespołu Prof. Arkadiusza Orzechowskiego z Wydziału Medycyny Weterynaryjnej SGGW, gdzie zaczęłam realizację projektu dotyczącego oddziaływania substancji bioaktywnych (kwercetyny i kempferolu) na komórki nowotworowe okrężnicy. Pomimo spodziewanych pozytywnych rezultatów podawania czynników, komórki nowotworowe nie ulegały eliminacji. Poszukując dopowiedzi na pytanie „dlaczego?”, wpadłam w wir badań, które trwają do dziś. Tematyka fizjologii komórek nowotworowych okazała się być pasjonującym zagadnieniem, które ciągle zaskakuje i uczy pokory. Z ewolucyjnego punktu widzenia, mam dla nich bardzo dużo szacunku. Zwykło się mówić, iż komórki nowotworowe są „zwariowane”. Tak naprawdę w tym szaleństwie tkwi ich metoda. Mechanizmy, które nasz organizm wykształcił, aby chronić nas przed rozwojem komórek nieprawidłowych (uszkodzonych lub zainfekowanych) są niesprawne w komórkach nowotworowych, a często są wręcz wykorzystywane przez nie jako czynnik podtrzymujący ich przeżycie. Komórki nowotworowe unikają inicjowania odpowiedzi immunologicznej. Czynią to na różne sposoby m.in. poprzez zmienność antygenową, produkcję czynników blokujących np. cytokiny. Sprytne bestie.

 

Jakie zastosowanie mogą mieć wyniki Pani badań?

Mam nadzieję, że prowadzone przeze mnie prace badawcze na stałe wpiszą się w cykl badań światowych, które zmierzają do wprowadzenia do terapii przeciwnowotworowej immunoterapii. Ogólnym założeniem immunoterapii jest stymulowanie układu odpornościowego i jednoczesne uwrażliwianie komórek nowotworowych na efekty jego działania. Uwrażliwianie polega na selektywnym blokowaniu czynników, które hamują naturalny szlak komórkowy prowadzący do śmierci komórki. Działanie takie posiadają m.in. kurkumina, genisteina czy apigenina. Obiecującą substancją wydaje się także być np. maślan sodu, który zmieniając profil białek anty- i proapoptotycznych w komórce, pozwala na indukcję apoptozy przez cytokiny. Obecnie są na świecie prowadzone badania kliniczne mające na celu włączenie maślanu do terapii, tym bardziej, że jest on stosowany z powodzeniem w chorobach zapalanych jelit. Ciekawe wyniki uzyskałam z badań z wykorzystaniem wyciągu z zielonej herbaty. Powszechnie używa się substancji zawartych w zielonej herbacie jako suplementów diety o właściwościach antyoksydacyjnych. Wiele prac mówi także o ich protekcyjnym oddziaływaniu względem rozwoju nowotworów. Jednakże prowadzone przeze mnie badania wykazały, iż komórki nowotworowe okrężnicy w odpowiedzi na podanie wyciągu z zielonej herbaty proliferują i zwiększają swoją żywotność, a tym samym substancje zawarte w zielonej herbacie mogą stymulować rozwój choroby nowotworowej. Te obserwacje zmuszają do przypomnienia znanej już prawdy o raku — każdy nowotwór jest inny i należy rozpatrywać jego terapię bardzo indywidualnie. Jedyny sposób to terapia spersonalizowana. Śmiem jednak twierdzić, iż uniwersalne antidotum na chorobę nowotworową raczej nie powstanie, przynajmniej w oparciu o dzisiejszy stan wiedzy. Dlatego im więcej badań nad nowotworami, tym większa szansa na skuteczniejszą terapię.

 

Czyli pić czy nie pić? Jak to jest z tą zieloną herbatą?

Liczne badania naukowe wskazują, że zielona herbata przynosi wiele korzyści spożywającym je osobom. Jednak tak naprawdę stężenia protekcyjne są tak wysokie, że aby substancje czynne zawarte w herbacie ochroniły nas przed rakiem musielibyśmy wypijać ogromne jej ilości. W ostatnich latach pojawiły się również dowody, że u osób z rozpoznaną chorobą nowotworową efekty mogą być inne. Radziłabym, więc chorym zachować umiar.

 

Jak oceniłaby Pani miejsce kobiet w polskiej nauce i ich szansę na karierę zawodową?

Miejsce kobiet w nauce polskiej określiła już dawno Maria Skłodowska-Curie. Jak dotąd żaden polski uczony nie pokusił się o Nagrodę Nobla, a Maria Skłodowska-Curie miała je aż dwie. To najlepiej odzwierciedla możliwości jakie skrywa kobiecy umysł. Sądzę, że i dziś mamy w Polsce wiele wspaniałych badaczek, które zasługują na uznanie. Kariera zawodowa dla kobiety jest jednak zawsze trudniejsza, niż dla mężczyzny, gdyż poza pracą jest przeważnie matką i panią domu. Pomimo zmian w obyczajowości nadal większość domowych spraw spoczywa na barkach kobiet. Tym bardziej należy się uznanie tym, które znajdują w sobie siłę i determinację, aby osiągnąć w pracy sukces. Dzisiejsza sytuacja polityczno-ekonomiczna jest pomocna w realizacji własnych ambicji. Dostęp do grantów zarówno w Polsce, jak i tych finansowanych przez Komisję Europejską, stypendia, staże, możliwości dokształcania, wyjazdy na konferencje międzynarodowe ułatwiają pracę i rozwój. Jest dobrze, ale oczywiście zawsze może być lepiej. Nakłady na naukę są nadal dużo niższe. niż w zachodnich krajach Europy, a bariera w karierze często tkwi niestety w kwestiach tzw. nieformalnych, czyli społeczno-obyczajowych, które w Polsce są zmorą wielu środowisk. No, ale to już zupełnie inna historia.

 

Odbyła Pani staż naukowy na Uniwersytecie w Szegedzie w ramach akcji COST. Jakie różnice pomiędzy środowiskiem naukowym u nas i za granicą najbardziej rzucają się w oczy? Czy kobiety mają tam łatwiej?

Węgry są krajem o podobnych problemach gospodarczo-politycznych, które do dziś przekładają się na kondycję nauki. Bolączki badaczy są w dużej mierze zbieżne z sytuacją, która jest w Polsce. Trudno mi generalizować co do sytuacji kobiet w tamtejszym świecie nauki, ale muszę przyznać, że miałam okazję poznać w Szegedzie wiele badaczek pracujących na co dzień naukowo, tak więc dają sobie radę. Bardzo miło wspominam swój pobyt na tamtejszym uniwersytecie, a z dziewczynami rozumiałam się znakomicie. To co mnie urzekło na Węgrzech to nadzwyczajna uprzejmość. Wszyscy byli pomocni, organizowali mi czas także po pracy, a Kierownik Zespołu — Prof. Joseph Molnar gości zapraszał na domowy obiad, podczas którego otrzymałam od Pani Molnar wykonaną przez nią haftowaną serwetę. Zwyczajem laboratorium Profesora Molarna były także cotygodniowe wyjścia do restauracji na wspólny obiad, co miało służyć integracji zespołu. Tak życzliwa atmosfera w pracy jakiej doświadczyłam w Szegedzie jest unikalna. Sadzę, że właśnie dzięki takim okolicznościom staż w Szegedzie zaowocował wspólną publikacją z zebranych tam wyników.

 

Pracuje Pani naukowo, a jak wiemy praca naukowa do najlżejszych nie należy. Dodatkowo koordynuje Pani działanie laboratorium genetycznego w firmie BioVectis. Skąd brać na to czas, siły i energię?

Rzeczywiście czasem brakuje sił i pojawia się kryzys, ale jestem osobą, która chyba radzi sobie lepiej mając napięty grafik. Podstawą jest dobra organizacja czasu i przemyślane planowanie doświadczeń, spotkań i innych czynności. Zmęczenie fizyczne odchodzi, gdy praca przynosi efekty i odczuwa się satysfakcję z własnych działań. Kluczem jest zawsze znalezienie złotego środka. W natłoku spraw nie należy zapominać o sobie i własnych potrzebach, aktywnym wypoczynku, spotkaniu ze znajomymi. To pozawala odprężyć się i daje energię do dalszej pracy.

 

A która praca jest wg Pani bardziej „wdzięczna”? Instytut naukowy, czy prywatna firma?

Proza życia przemawia za pracą komercyjną. Jednak moje serce jest przy pracy naukowej. Tam spełniam się, mam poczucie satysfakcji i wolności, a także większą swobodę i indywidualizm. W przyszłości mam zamiar poświecić się właśnie pracy naukowej.

 

Jest Pani laureatką stypendium L’oreal Dla Kobiet i Nauki 2010, otrzymała Pani m.in. nagrodę Hasco-Lek za najlepszą pracę doktorską, stypendium Polityki „Zostańcie z nami”2010 oraz stypendium MNiSW dla młodych uczonych. Sukces za sukcesem. Co się czuje słysząc, że jest się jednym z najlepszych młodych naukowców w naszym kraju? I jaki jest Pani przepis na sukces?

Bardzo pochlebne to słowa, ale szczerze mówiąc nigdy nie myślałam o sobie jako o jednym z najlepszych młodych naukowców. Kłamałabym mówiąc, że nie odczuwam satysfakcji z własnych osiągnięć i uzyskanych wyróżnień, ale mam świadomość, iż konkurencja jest duża i jest wielu młodych ambitnych ludzi, którzy odnoszą sukcesy i to na forum międzynarodowym. Staram się robić to co robię najlepiej jak potrafię, po prostu, i właśnie w pracowitości, systematyczności i dbałości o szczegóły tkwi źródło wyników mojej pracy. Mój stosunek do pracy doskonale odzwierciedla moje podejście do życia, które ma swoje sportowe korzenie. Nie uznaję chodzenia na skróty, półśrodków i tymczasowych rozwiązań. To zawsze prowadzi do klęski. Angażując się w jakąkolwiek aktywność zawsze robię to na 100% i konsekwentnie dążę do osiągnięcia celu. Napotykając przeszkody na swojej drodze staram się je pokonać i iść dalej. Moja strategia okazała się być chyba słuszna.

 

Liczne sukcesy wymagają pewnie wielu wyrzeczeń. Czy łatwo jest Pani pogodzić życie prywatne z pracą naukową? Czy z czegoś trzeba zrezygnować?

Praca naukowa pochłania dużo czasu. Przez kilka lat byłam codziennym gościem w laboratorium, także w godzinach wieczornych, w dni wolne. Schemat doświadczeń nie zawsze pozwala na beztroski wyjazd. Wszystko trzeba zaplanować. Z pewnością godziny spędzone w labie można spożytkować inaczej, ale ja nie mam poczucia, iż dokonuje poświęceń. Praca naukowa sprawia mi przyjemność. Jest fascynująca i pozwala lepiej rozumieć otaczający świat. Jest rzeczywiście ważną częścią mojego życia. Ale Rodzice nauczyli mnie, iż najważniejsze w życiu są relacje międzyludzkie, rodzina, bliscy. Oni zawsze są dla mnie najważniejsi. Mam to szczęście, iż zarówno moi Rodzice, Siostra oraz mój Partner — Patryk, rozumieją moją pasję, wspierają mnie. Ja natomiast z dobrych relacji z nimi czerpię siłę do efektywnej pracy. A że czasem brakuje na wszystko czasu? Cóż, każdy z nas tego doświadcza.

 

Czego jako naukowiec życzyłaby Pani sobie najbardziej?

Jako naukowcowi życzę sobie szansy na rozwinięcie skrzydeł. Miesiąc temu zakończyłam habilitację, więc obecnie psychicznie chwilowo odpoczywam. Jednak cały czas dużo czytam i lubię być na bieżąco, więc cały czas rodzą się w mojej głowie nowe pomysły. Bardzo chciałabym stworzyć swój własny zespół badawczy. Chociaż 2–3 młode, zdolne i pracowite osoby, z którymi rzetelnie będę mogła prowadzić badania to moje plany na najbliższy czas. Mam mnóstwo pomysłów i zapału do pracy.

 

A o czym Pani marzy jako kobieta?

Jako kobiecie życzę sobie rychłego macierzyństwa, które dopełniłoby moje życie.

 

Życzę zatem kolejnych sukcesów i spełnienia wszystkich marzeń. Dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiała Anna Jasińska

(fot. Janek Skarżyński / zbiory własne)

KOMENTARZE
Newsletter