Komisja zapowiada, że "oporne" państwa będzie pozywać do Trybunału. Unijna polityka w sprawie GMO zdominowała czwartkowe spotkanie rady unijnych ministrów środowiska w Brukseli. Stało się jasne, że w sprawie GMO Unia jest mocno podzielona. Polski rząd chce, by Polska była krajem w ogóle wolnym od organizmów modyfikowanych genetycznie, choć dopuszcza badania w zamkniętych laboratoriach nad wykorzystaniem GMO w produkcji farmaceutyków oraz import żywności z GMO pod warunkiem wyraźnego jej oznakowania. Nie zgadza się jednak na stosowanie w Polsce pasz z GMO. - Polska jest unikatowym krajem, jeśli chodzi o bio-różnorodność, powinniśmy to chronić - mówił w Brukseli minister środowiska Jan Szyszko. Polski rząd nie może wprowadzić "jednostronnego" zakazu importu i upraw GMO. W obowiązującym systemie autoryzacji decyzje o dopuszczenie danej rośliny na unijny rynek podejmuje Komisja Europejska, a nie poszczególne rządy. Prof. Andrzej Anioł, szef komitetu do spraw GMO przy ministrze ochrony środowiska, uważa, że jeśli nasz parlament poprze stanowisko rządu, to złamie unijne dyrektywy, które zezwalają na swobodny obrót paszami z GMO. A prawo unijne jest nadrzędne nad krajowym. W zeszłym roku kiedy rząd Austrii (który ma raczej niechętny stosunek do modyfikowanej żywności), ogłosił, że rejon Górnej Austrii jest wolny do GMO, został pozwany przez komisje Europejską przed Trybunał w Luksemburgu. I przegrał. Zdaniem prof. Anioła tą decyzją Polska otwiera sobie kolejne pole konfliktu z Brukselą. Także Bogdan Judziński uważa, że rząd łamie jedno z podstawowych praw Unii o swobodnym przepływie towarów. Łamie też polskie prawo, gdyż w 2002 r. wprowadzono dziesięcioletni okres zezwalający na obrót paszami z GMO. Rząd chce więc cofnąć konstytucyjnie nabyte prawa, czym narazi się na konieczność wypłaty odszkodowań firmom paszowym.
Źródło: Gazeta Wyborcza
.
KOMENTARZE