Czy polska nauka okazuje zainteresowanie bakteriofagami?
M.Ł.: Fagi to ogólnie rzecz biorąc temat raczej niszowy. Na międzynarodowych konferencjach o tej tematyce spotkać można z reguły nie więcej niż 200 osób, z których dużą część znam osobiście. Jeśli chodzi o nasze krajowe dokonania, Polska zdecydowanie ma się czym pochwalić na arenie międzynarodowej. Mamy kilka dobrze funkcjonujących i doświadczonych zespołów, takich jak na przykład Instytut Immunologii i Terapii Doświadczalnej im. Ludwika Hirszfelda we Wrocławiu czy zespół dr hab. Małgorzaty Łobockiej, profesor Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie.
Kiedy narodził się Pana pomysł na biznes? Czy Pana praca w laboratoriach zagranicznych wpłynęła na decyzję o założeniu firmy?
M.Ł.: Tak, moje zagraniczne doświadczenie miało dość istotny wpływ na tę decyzję. W laboratoriach, w których pracowałem, badałem rozwój fagów w komórkach w warunkach fermentacji i na podstawie tych badań opublikowałem kilka prac. Tak naprawdę pomysł na biznes zawsze błąkał mi się po głowie, ale samo założenie działalności zostało niejako wymuszone przez inne firmy, które zgłaszały się do mnie chcąc uzyskać pomoc w rozwiązywaniu problemów związanych z zakażeniem bakteriofagami hodowli bakteryjnych w dużej skali produkcji. Działo się to trochę inaczej niż zwykle. Dzięki temu, że zajmowałem się badaniami w tak niszowej dziedzinie, klienci pierwsi zwrócili się do mnie z prośbą o pomoc i o założenie firmy.
Phage Consultants oferuje różnorodne usługi. Jest to doradztwo w zakresie ochrony przed zakażeniami, produkcja bakteriofagów, usuwanie zakażeń. Jakiego rodzaju klienci najczęściej korzystają z Państwa usług?
M.Ł.: Nie zajmujemy się oczyszczaniem laboratoriów jako takich, istnieją firmy usługowe, które wykonują tego typu zadania. My raczej doradzamy co zrobić, żeby takie zakażenie usunąć oraz jak postępować, aby nie dopuścić do ponownego skażenia, ponieważ samo jego usunięcie jest tylko doraźnym rozwiązaniem. Oczywiście praca laboratoryjna zawsze była istotną częścią działalności firmy, ponieważ samo doradztwo nie wystarczy, jeśli nie rozpozna się prawidłowo problemu. Najczęściej jest to badanie konkretnego przypadku, a więc bardziej praca Sherlock’a Holmes’a niż wyciągnięcie gotowego przepisu z półki i jego sprzedaż. Staramy się oferować naszym klientom rozwiązania kompleksowe, które posłużą im na dłuższy czas. Najczęściej nie jest to laboratorium tylko zakład produkcyjny. Większość naszych klientów to firmy biofarmaceutyczne. Druga grupa to firmy z zakresu biotechnologii przemysłowej.
Czy obecnie firma pomaga również w realizacji grantów badawczych?
M.Ł.: Nie w Polsce. Generalnie pomagamy w realizacji niektórych projektów badawczych, głównie realizując drobne zadania związane z bakteriofagami, z którymi grantobiorcy nie są w stanie poradzić sobie sami.
Oferta kierowana jest przede wszystkim do klientów zagranicznych. Z czego to wynika?
M.Ł.: Nie mamy żadnych restrykcji jeśli chodzi o terytorium. Mamy też polskich klientów, aczkolwiek są to klienci, których zdobyliśmy dopiero w 6. roku działalności. Wynika to z tego, że Polska jest przede wszystkim krajem rolniczo-górniczym, a przynajmniej takie mam odczucie, gdy patrzę na to jakie gałęzie gospodarki tu się wspiera. Biotechnologia nie jest gałęzią przemysłu, która w Polsce dynamicznie się rozwija. Zbyt małe nasycenie firmami powoduje, że ilość potencjalnych klientów jest bardzo ograniczona.
W marcu tego roku spotkał się Pan ze studentami Międzyuczelnianego Wydziału Biotechnologii Uniwersytetu Gdańskiego i Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego w ramach panelu dyskusyjnego „Zawód - biotechnolog". Czy zachęca Pan młodych magistrów do zakładania własnej działalności, czy też owocny biznes to taki, który dojrzewa powoli w czasie późniejszej pracy naukowej?
M.Ł.: Młode osoby kończące studia biotechnologiczne oczywiście mogą założyć własną firmę, pod warunkiem, że mają naprawdę świetny pomysł. Nie neguję możliwości stworzenia rewelacyjnej działalności zaraz po studiach, ale wydaje mi się, że bez dogłębnych studiów w temacie, jakie może zapewnić realizacja pracy doktorskiej, trudno na taki pomysł wpaść. Nie przesądzam, czy jest to możliwe czy nie, ani nie zniechęcam. Jeśli absolwent ma pomysł, może go przetestować na rynku, ale najpierw trzeba się zastanowić czy jest on rzeczywiście dobry i czy istnieje możliwość skapitalizowania takiego pomysłu. Po doktoracie może być to łatwiejsze, bo dużo zależy także od tego, jak inni postrzegają samego założyciela firmy, ale absolutnie nie jest to warunek konieczny. Studenci również często pytają nas o możliwość odbycia praktyk w naszej firmie. Niestety, obecny system pracy nie daje możliwości przyjmowania studentów na praktyki.
Serdecznie dziękuję za rozmowę.
Dr hab. Marcin Łoś, prof. UG
Pracę magisterską realizował na Międzyuczelnianym Wydziale Biotechnologii Uniwersytetu Gdańskiego i Akademii Medycznej w Gdańsku oraz na Uniwersytecie w Bradford w Wielkiej Brytanii. Tytuł doktora z dziedziny biologii molekularnej otrzymał w 2004 r. na Uniwersytecie Gdańskim badając regulację rozwoju bakteriofagów w warunkach powolnego wzrostu hodowli komórek gospodarza oraz opracowując nowe metody wykrywania i minimalizowania skutków zakażeń hodowli bakteryjnych bakteriofagami. Przez rok pracował w Instytucie im. Fraunhofer w Itzehoe w Niemczech, gdzie zajmował się opracowaniem nowych metod detekcji wirusów. Był adiunktem Instytutu Chemii Fizycznej PAN oraz sekretarzem Polskiego Towarzystwa Genetycznego. W 2007 r. założył firmę Phage Consultants. Obecnie - profesor nadzwyczajny na Wydziale Biologii Uniwersytetu Gdańskiego.
KOMENTARZE