Biotechnologia.pl
łączymy wszystkie strony biobiznesu
"Czy znamy już sposób na chorobę Parkinsona?" Wywiad z prof. Piotrem Rieske (cz.2)
28.06.2011

W pierwszej części wywiadu przybliżony został  temat komórek macierzystych i ich zastosowaniu w leczeniu chorób neurodegeneracyjnych. W tej części rozszerzymy rozpoczętytemat choroby Parkinsona i Alzheimeraoraz poznamy efekty prób leczenia nowotworów za pomocą terapii komórkowej.

 

Jakie efekty przynosi terapia komórkowa w leczeniu chorób do tej pory uznawanych za nieuleczalne? Jak organizm reaguje na leczenie? Jak szybko pojawiają się efekty terapii i w jakim stopniu jest ona skuteczna? Czy wprowadzanie komórek macierzystych do organizmu niesie ze sobą jakiekolwiek ryzyko? Serdecznie zapraszam do zgłębienia tego tematu.

 

 

 

Część 2


Czy komórki macierzyste znajdują zastosowanie przy leczeniu nowotworów w jakiejkolwiek formie?

Próbowano je zastosować. To pytanie jest bardzo kompleksowe, bo nowotwory, przynajmniej niektóre, prawdopodobnie posiadają swoje własne nowotworowe komórki macierzyste. Profesor Ratajczak mówi, że jest to ciemna strona komórek macierzystych:mogą zamienić się w nowotwór.

Na marginesie: nie zawsze musi dojść do mutacji aby powstał nowotwór. Jeżeli weźmiemy najpotężniejsze komórki macierzyste, pluripotentne komórki macierzyste, czyli te które występują w obrębie embrionów, to bez żadnych mutacji, taka komórka wprowadzona w przypadkowe miejsce, spowoduje pojawienie się teratomy – potworniaka - i stanowi to problem w czasie stosowania tych komórek.

Ale czy prawidłowe komórki macierzyste można zastosować w terapii przeciwnowotworowej? Owszem, były takie próby. Starano się wykorzystać pewne zjawisko: nowotwory zwabiają komórki macierzyste w obręb swojej ”tkanki”.

Spróbowano zmodyfikować komórki  macierzyste i potraktować je jak pewnego rodzaju konia trojańskiego. Wprowadzano dodatkowe(lub wzmacniano) geny, np. interleukiny 2. Podawanie takich komórek (wg tego co jest napisane w publikacjach) działało - zaczynały one infiltrować guz, zwabiały wtórnie komórki układu odpornościowego i przyniosło to korzystny efekt u pacjentów. Jednak po pierwszych bardzo entuzjastycznych doniesieniach, które miały miejsce jakieś 3 lata temu, nie widać kontynuacji tych badań, nie słychać o żadnym progresie.

 

Moje pytanie dotyczy pewnej obawy:  skoro komórki macierzyste bywają trochę niezdecydowane to czy wprowadzenie ich do organizmu, który znajduje się już w pewnym stadium choroby nowotworowej, mogłoby zagrozić pacjentowi? Czy wprowadzane komórki mogą „pomóc” guzowi się rozwinąć?

Nie wiem. Na to pytanie trudno mi odpowiedzieć. Ciekawe... Te komórki, które podawano, były zmodyfikowane, więc z założenia nie mogły pomóc nowotworowi. Natomiast, skoro nowotwór przywabia prawidłowe komórki, niezmodyfikowane przez nas, i to normalne, że infiltrują one tkanki nowotworowe, to najprawdopodobniej nowotwór czerpie z tego jakąś korzyść.

 

A zatem może tak być, że guzy wykorzystują nasz organizm w o wiele większym stopniu niż nam się wydaje.

Chyba tak jest. Ostatnio coraz częściej zwraca się na to uwagę. Z resztą wiadomo, że niektóre objawy, które obserwujemy w chorobach nowotworowych, takie jak to, że dochodzi do kacheksji(zagłodzenia organizmu), rzeczywiście wskazują na to, że na różnych poziomach guz zachowuje się trochę jak pasożyt, który zabija w końcu swojego żywiciela.  Widać to też na przykładzie badań metabolicznych.  Wróciła moda na badania metaboliczne nowotworów i widać dzięki nim wyraźnie, że nowotwory często przypominają wampira we wnętrzu chorego. Osobom z chorobami nowotworowymi podaje się metforminę (lek przeciwcukrzycowy) i zaleca się wysiłek fizyczny. Wszystko to po to, by utrudnić komórkom nowotworowym „objadanie” chorego. Przywabianie prawidłowych komórek macierzystych może więc oznaczać objadanie innego rodzaju: wysysanie z nas całych komórek a nie tylko np. glukozy. Na pocieszenie można dodać, że wiedza na temat komórek macierzystych doprowadziła do powstania teorii mówiącej o tym, że nowotwory posiadają swoje komórki macierzyste i że to one mogą być piętą Achillesa tych, tak często wciąż śmiertelnych chorób.

 

Wróćmy jeszcze do  chorób Parkinsona i Alzheimera. Obie to choroby neurodegeneracyjne i są trudne do jednoznacznego zdiagnozowania. Przynajmniej jest tak w przypadku choroby Alzheimera  –spotkałam się z informacją, że stuprocentową pewność diagnozy daje dopiero pośmiertne badanie komórek mózgu.

Jeśli nic się nie zmieniło w ciągu ostatnich 2-3 lat, to rzeczywiście tak się przyjmowało: ostateczna diagnozę można rzeczywiście postawić dopiero po śmierci.

 

Państwo pracowali nad chorobą Parkinsona, ale nad Alzheimerem też, prawda?

Nie. Chociaż naturalnie są próby terapii choroby Alzheimera za pomocą komórek macierzystych, to my jednak próbowaliśmy stosować terapie komórkowa nie ze względu na możliwość „pobudzania” wcześniej wspomnianych endogennych mechanizmów regulacyjnych jak to ma miejsce z mezenchymalnymi komórkami macierzystymi, tylko chcieliśmy naprawić tymi podanymi przez nas komórkami to, co jest uszkodzone – wprowadzić nowe ,„dobre” neurony na miejsce zniszczonych. I tak jak wspomniałem, zajmowaliśmy się generalnie chorobą Parkinsona, dlatego, że wyszliśmy z założenia, że nawet, jeśli nowe neurony dopaminergiczne nie trafią idealnie w wyniku operacji neurochirurgicznej, ale jednak zacznie się w obrębie tej istoty czarnej produkcja dopaminy, będzie to zadowalający efekt.

Choroba Alzheimera troszeczkę nas straszyła swoją naturą. Wiedzieliśmy, że ogniska neurodegeneracji są bardziej rozproszone niż w chorobie Parkinsona, dotyczą wielu miejsc, wielu ośrodków i nie wiedzieliśmy gdzie wprowadzić nowe neurony, jak spowodować, żeby odtworzyły uszkodzone obwody synaptyczne. Jeśli rozumiemy jak ta terapia ma w ogóle działać, to nie widzieliśmy takiego prostego mechanizmu, który dałoby się zastosować.

 

Czyli tego mechanizmu jeszcze nie odkryto.

Ściślej: wiele osób uważa, że można stosować komórki macierzyste w chorobie Alzheimera. Nie wszyscy myślą tak, jak my myśleliśmy, że trzeba po prostu wstawić komórki w uszkodzone miejsce.

Natomiast część osób twierdzi, że nie chodzi o to, żeby „włożyć” nową komórkę w miejsce uszkodzonej, tylko pozwolić powstać tej nowej komórce(możliwe jest, że taka komórka może jeszcze w ośrodkowym układzie nerwowym powstać). Wobec tego, jeżeli osobie z chorobą Alzheimera zaczniemy komórki nerwowe podawać w przypadkowe miejsca, to niewykluczone, że taka terapia przyniesie pozytywny skutek, skoro pozytywny skutek wywołują nawet mezenchymalne komórki macierzyste.

Komórki mezenchymalne nie różnicują się do neuronów, a wywołują pozytywny skutek. Stąd szansa, że i nerwowe komórki macierzyste wprowadzone w trochę przypadkowe miejsce będą wywoływały poprawę.

 

Obie choroby dotyczą w zasadzie tego, że w mózgu tworzą się złogi białkowe. Wprowadzenie komórek macierzystych powoduje, że zaczynają one wspierać odbudowę tkanki nerwowej w miejscach, w których są ubytki tych komórek powstałe na skutek szkodliwego działania białkowych złogów. A co dzieje się ze złogami? Czy organizm jest w stanie je w jakiś sposób usunąć?

To tak, jak stwierdziliśmy na początku rozmowy: pewnie to będzie w dalszym ciągu problem. Przykład neuronów dopaminergicznych, wprowadzonych w wyniku transplantacji, pokazuje, że parkina i tak dalej agregowała.

Jeśli pytanie postawione jest w ten sposób: czy my usuwamy najpierwotniejszą przyczynę choroby, to odpowiedź brzmi: nie. My tego nie robimy. Niektórzy mówili, że to nie jest leczenie objawowe - że naprawdę usuwamy przyczynę, bo przyczyną jest brak neuronów dopaminergicznych. Wygląda na to, że tak nie jest.

Przyczyna jest inna. W jej wyniku zaczyna brakować neuronów dopaminergicznych. Nawet, jeżeli my je wprowadzimy, to one i tak, po jakimś czasie, zostaną przez chorobę zaatakowane. Osobiście nie widzę takiej możliwości, żeby komórki macierzyste wprowadzone do organizmu usunęły najbardziej pierwotną przyczynę choroby.

 

Czyli jest to bardziej skuteczne wydłużanie czasu normalnego funkcjonowania chorego.

Na to wygląda.

 

Może tego nie będziemy publikować, żeby nie straszyć ludzi którzy są poddawani tej terapii?

Nie wiem… ludzie którzy liczą na efekt terapii komórkowej – trudno ich przywoływać. Myślę, że i tak część z tych osób, która liczyła na terapię komórkową, przeżyła pewnego rodzaju rozczarowanie. To normalne. My, firmy farmaceutyczne, opinia publiczna, uczymy się teraz tego, że po pewnym okresie nadmiernych oczekiwań następuje gwałtowne załamanie.

Pierwsze rozczarowanie powoduje, że jesteśmy wręcz załamani sytuacją. Można tutaj wymienić dwie osoby, chyba najbardziej znane przykłady w Stanach Zjednoczonych, dotkniętych chorobą Parkinsona: Muhammed Ali i Michael J. Fox. Szczególnie ten aktor był niesamowicie rozczarowany. Powiedział, że już ma dosyć czekania, na spełnianie obietnic. Nadeszło naprawdę duże załamanie, jeśli chodzi o to, jak opinia publiczna odbierała komórki macierzyste.

Jeśli obserwujemy jakikolwiek postęp w biotechnologii, to obserwujemy, że opisuje ją tzw. krzywa Gardnera. Na początku mamy duży wzrost, potem gwałtowny spadek, a potem powoli powraca zaufanie. Proszę spojrzeć:

  

Mniej więcej w 2006 -2007 roku najprawdopodobniej znajdowaliśmy się tutaj (a) jeśli chodzi o komórki macierzyste.

 

A teraz jest spadek?

Tak. Teraz jest ten spadekalbo raczej pewne pierwsze przejawy wzrostu po silnym załamaniu fazy hype. Niektórzy mówią, że bardzo szybko dobiliśmy do dna i najprawdopodobniej zaczynamy już być gdzieś tutaj (b). Pierwsze próby kliniczne, gdzie w większości stosuje się mezenchymalne komórki macierzyste, zaczynają przynosić pewien skutek. Ludzie powoli oswajają się z myślą, że to nie będzie jak w bajce: „dostanę komórki macierzyste i zupełnie wyzdrowieję”. Zaczynają akceptować fakt, że nastąpi pewna poprawa, a więc jest sens taką terapię stosować.

Te krzywe moglibyśmy rysować dla różnych rodzajów terapii komórkowej. Jeśli weźmiemy pod uwagę iPSy – indukowalne pluripotentne komórki macierzyste, to niewykluczone, że jesteśmy tutaj (c)

 

Czyli jeszcze wszystko przed nami?

Tak. Jeśli chodzi o iPSy to jesteśmy w tzw. fazie hype, a nie hope i dopiero czeka nas kryzys, spadek zaufania i potem być może powrót stosowania iPSw praktyce.

 

A wracając do tematu bliznowacenia - czy zbliznowacenia powstałe w wyniku takiej a nie innej reakcji organizmu na wprowadzenie pluripotentnych komórek macierzystych, mogą w jakiś sposób zaszkodzić pacjentowi?

Nie wiem, czy można rozpatrywać problem obawiając się bliznowacenia… Podałem jeden przykład sytuacji, w której, jeżeli próbowano przywracać wzrok, komórki macierzyste zamieniły się w glej a nie oczekiwane neurony. Czyli na dobrą sprawę zaaplikowaliśmy zwierzętom „bliznę” zamiast pręcików i czopków. W tym przypadku tak, była to nieudana próba terapii komórkowej, która, niewykluczone, doprowadziła do pogorszenia stanu zdrowia. Można, opierając się na tym przykładzie, na to pytanie odpowiedzieć twierdząco.

 Muszę jednak sprostować jedną rzecz. Nie można podawać iPSów. Spowoduje to powstanie teratomy. Komórki te muszą zostać zróżnicowane. Musimy być pewni, że iPSów nie ma! Na tym polega niebezpieczeństwo ich stosowania.  Czyli procedura wygląda następująco:

                    

Więc to nie bliznowacenie jest zagrożeniem przypadku komórek iPS.

Natomiast nie mam takiego wrażenia, żeby nieudane próby zastosowania terapii komórkowej były związane z tym, że spowodowano nasilenie procesu bliznowaceniai w ten sposób jeszcze bardziej skomplikowano sytuację. Przeciwnicy terapii np. choroby Parkinsona komórkami mezenchymalnymi twierdzili, że stosując je w OUN wywoła się tworzenie tam tkanki łącznej. Nic takiego się nie stało.

 

Nie ma żadnych doniesień co do tego, żeby terapia komórkami macierzystymi w jakikolwiek sposób szkodziła. Nie spotkałam się z takimi publikacjami. Być może gdzieś istnieją, ale jeszcze na żadne nie natrafiłam.

Rzeczywiście, generalnie jeśli pisze sięo terapii komórkowej, to pisze się o braku poprawy jeśli efekt nie był zadowalający, ale nie pisze się o tym, żeby doszło do pogorszenia - to prawda. Jesteśmy natomiast bardzo ostrożni, jeśli chodzi o komórki iPS. Tu nie ma jeszcze wielu wyników.

 

Obecnie stosowanaterapia wygląda na dość łagodną. A jak z pacjentami? Jak szybko reagują np. w przypadku choroby Parkinsona? Po jakim czasie można spodziewać się widocznych efektów?

To jest dosyć optymistyczny fragment tej terapii, bo prawdę mówiąc, to nikt nie ma wątpliwości, że pierwsze efekty są pozytywne. Po 3 miesiącach obserwowano poprawę w zasadzie we wszystkich badaniach klinicznych.

Jeżeli mówimy o tym, że nie było poprawy, to dlatego, że publikowano dane ze stanu pacjentów po roku od zastosowania terapii. Zdecydowano się wybrać jako punkt odniesienia do oceny skuteczności właśnie rok czasu. Bardzo często zdarzało się, że po roku pozytywne efekty terapii komórkowej nie były już widoczne.  Natomiast jeżeli rozmawiamy o chorobie Parkinsona, to rzeczywiście po 2-3 miesiącach obserwowano poprawę u zdecydowanej większości pacjentów.  Bywała niejednokrotnie krótkotrwała – powiedzmy, że po kolejnych 2, 3 czy 4 miesiącach pozytywny efekt zanikał.

 

Trzy miesiące czasu do tego by odczuć poprawę – to dobra wiadomość.  Jeśli osoby dotknięte chorobą mogą poczuć się lepiej, to dla niektórych może wiele znaczyć.

No tak. Chociaż na pewno towarzyszy też temu pewne rozczarowanie.  Bo jeżeli grupa pacjentów, u których zastosowano terapię, po 3 miesiącach czuła się lepiej, to czasem miała wrażenie, że „to już jest to” i tak zostanie. A potem nagle wracały symptomy choroby…  to musiało pogłębiać frustrację i rozczarowanie co do terapii…

 

Chciałabym bardzo serdecznie podziękować p. Piotrowi Rieske za udzielenie wywiadu.

Zapraszam także do zapoznania się z ostatnią - trzecią częścią, która pojawi się już wkrótce.

 

 

Zapraszam także do zapoznania się z poprzednimi częściami:

 "Czy człowiek mógłby odtworzyć kończynę?" Wywiad z prof. Piotrem Rieske (cz.1)

 

 

Red. Joanna Roga

KOMENTARZE
news

<Czerwiec 2024>

pnwtśrczptsbnd
27
28
29
30
31
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
Newsletter