Biotechnologia.pl
łączymy wszystkie strony biobiznesu
Czy efekt Mozarta istnieje? O tym, jak muzyka łagodzi obyczaje i poprawia samopoczucie
Czy efekt Mozarta istnieje? O tym, jak muzyka łagodzi obyczaje i poprawia samopoczucie

Słuchanie muzyki to złożony proces zachodzący na poziomie emocjonalnym, psychicznym oraz fizycznym. Muzyka wpływa na odbiorcę kompleksowo. Jak bodźce dźwiękowe oddziałują na ciało i czy mogą modyfikować funkcje poznawcze? Czym jest efekt Mozarta i czy w ogóle istnieje? Wyjaśniamy.

 

 

 

Okres życia płodowego przypomina salę koncertową

Dźwięki bicia serca, oddech, szum krwi, głosy rodziców – to wszystko tworzy ciekawe tło akustyczne. U człowieka kanały słuchowe otwierają się po ok. 20 tygodniach ciąży, dlatego ok. 5-6. miesiąca płód zaczyna żywiej reagować na zróżnicowane dźwięki. Płyn owodniowy działa jak naturalny filtr – tłumi wyższe tony i sprawia, że płód lepiej słyszy dźwięki w niskim rejestrze. Prof. Patrick Kanold z Johns Hopkins University zwrócił uwagę, że wczesne doświadczenia akustyczne mogą zostawić trwały ślad w mózgu, co sugeruje, że ekspozycja na dźwięk jest istotną częścią rozwoju układu nerwowego. Badania przeprowadzone przez Jasona Birnholza i Beryl Benacerraf wykazały, że płód reaguje na silne dźwięki i wibracje przyspieszoną akcją serca, niespokojnymi ruchami ciała oraz mruganiem powiek. Uczeni z Oxford University, John Sloboda i Irene Deliege, stwierdzili, że płód jest w stanie odbierać dźwięki o natężeniu od 30 do 96 decybeli. Francuscy naukowcy Denis Querleu i Xavier Renard, korzystając z hydrofonu, ustalili zaś, że płód najwyraźniej słyszy głos matki. Dźwięki mogą pobudzać lub przeciwnie – wyciszać. Wolna, relaksująca melodia potrafi obniżyć ciśnienie krwi i puls, na czym korzystają zwłaszcza osoby cierpiące na problemy sercowo-naczyniowe, w tym chorujące na nadciśnienie. Szybsze rytmy zwiększają tętno i podnoszą poziom energii. Miłe dźwięki powodują drgania mięśni twarzy i zmiany w oporze elektrycznym skóry, interpretowane jako przejawy emocji. Oczywiście reakcje na muzykę są mocno indywidualne – śmiech i wzruszenie przeplatają się z ciarkami oraz ściskaniem w gardle. Mimo to przyjmuje się, że muzyka stymuluje wydzielanie hormonów szczęścia (endorfin), a słuchanie spokojnych utworów może zmiarkować poziom kortyzolu (hormonu stresu) i stłumić stany zapalne. Wśród osób regularnie słuchających lub tworzących muzykę widać wzrost liczby komórek NK (z ang. natural killer), będących podstawową populacją komórek układu odpornościowego posiadającą własności naturalnej cytotoksyczności. To one stanowią pierwszą linię obrony przed komórkami nowotworowymi. A to tylko część z jakże licznych zalet muzyki.

W mózgu nie ma „centrum muzycznego”

Po zanurzeniu się w świat dźwięków mózg natychmiast zaczyna przetwarzać bodziec. Na pierwszym planie stoją obszary słuchowe zlokalizowane w płacie skroniowym. Kora słuchowa uczestniczy w lokalizacji źródła dźwięku w przestrzeni. To zaawansowany „przetwarzacz” doznań audio – nie tylko rejestruje, ale i rozpoznaje dźwięki, a do tego analizuje ich sekwencje, co pozwala odbierać muzyczną harmonię oraz rozpoznawać tempo i rytm. W mózgu nie istnieje jedno wydzielone „centrum muzyczne” – różne funkcje są rozproszone w wielu regionach. Standardowo w lewej półkuli aktywują się procesy zwiększające zdolność koncentracji i zapamiętywania, podczas gdy prawa półkula jest zaangażowana w kreatywne myślenie oraz wyobraźnię. Co więcej, te obszary są ściśle połączone z częściami mózgu odpowiedzialnymi za przetwarzanie innych zmysłów, jak wzrok czy dotyk, a także z układem limbicznym powiązanym z odczuwaniem emocji. Dzięki temu muzyka jest w stanie wywoływać silne reakcje uczuciowe i pozostawać w pamięci na długo. Słuchanie muzyki uwalnia dopaminę związaną z układem nagrody w mózgu, co tłumaczy, dlaczego muzyka sprawia nam przyjemność. Dopamina reguluje emocje, kontroluje ruchy i koordynację. Podejrzewa się, że słuchanie muzyki może zmieniać aktywność genów związanych z produkcją dopaminy. To ma potencjalne konsekwencje w zapobieganiu chorobom neurodegeneracyjnym, takim jak choroba Parkinsona, w przebiegu której występuje deficyt tego neuroprzekaźnika.

Efekt Mozarta – hit czy kit?

W 1993 r. magazyn „Nature” opublikował wyniki badań przeprowadzonych przez Frances Rauscher i jej zespół. Naukowcy stwierdzili, że wysłuchanie sonaty D-dur na dwa fortepiany Wolfganga Amadeusza Mozarta może zwiększyć zdolności kognitywne studentów. U uczestników eksperymentu, którzy delektowali się dziełem tego kompozytora, wykazano krótkotrwały wzrost IQ o 8-9 punktów w porównaniu do grupy słuchającej powtarzającej się melodii relaksacyjnej lub grupy, która muzyki nie słuchała.

Do utworów Mozarta najmocniej wpływających na zdolności poznawcze zaliczono ogółem:

  • koncerty skrzypcowe: D-dur nr 2 KV 211, G-dur nr 3 KV 216, D-dur nr 4 KV 218 oraz A-dur nr 5 KV 219,
  • koncerty fortepianowe: A-dur nr 23 KV 488 i c-moll nr 24 KV 491,
  • symfonie: A-dur nr 29 KV 201, D-dur „Haffnerowska” nr 35 KV 385, Es-dur nr 39 KV 543, G-dur nr 32 KV 318, g-moll nr 40 KV 550 oraz C-dur „Jowiszowa” nr 41 KV 551,
  • symfonię koncertującą Es-dur na skrzypce, altówkę i orkiestrę KV 364,
  • kwartety smyczkowe i kontredanse.

Tak spopularyzowano efekt Mozarta, zgodnie z którym muzyka – w tym przypadku dokładniej muzyka klasyczna – ma zdolność „przestawiania” neuronów i zwiększania inteligencji. Termin nie był nowy, ponieważ pojęcie efekt Mozarta do obiegu wprowadził wcześniej francuski otolaryngolog Alfred Tomatis. Felietonista „New York Timesa”, Alex Ross, chwytliwie stwierdził, że słuchanie Mozarta czyni ludzi mądrzejszymi. To zdanie, w pogoni za zaskakującym newsem, rozdmuchały media. Chętnie bombardowały czytelników clickbaitowymi nagłówkami wskazującymi na wyjątkowe właściwości utworów XVIII-wiecznego kompozytora. Tymczasem nawet autorzy badania byli dalecy od hurraoptymizmu. Rauscher zwróciła uwagę na potrzebę prowadzenia dalszych prac, które porównałyby wpływ różnych kompozytorów na mózg oraz badały różnice między muzykami a osobami niezwiązanymi z muzyką, również ludźmi bez wykształcenia branżowego. W kolejnych publikacjach próbowała wyjaśnić różnice w wynikach, wskazując na możliwe niejednorodne podejście do metodologii badawczej i proponowała nowe metody pomiaru rozumowania czasowo-przestrzennego.

Następne przymiarki niezależnych badaczy do replikacji wyników kończyły się niepowodzeniem. Dla opinii publicznej to już jednak nie było ważne. Efekt Mozarta zaczął żyć własnym życiem. Popularność zdobyły różnorodne kompilacje muzyczne (nie tylko z utworami Mozarta), reklamowane jako skuteczne narzędzie do rozwijania inteligencji. Na potwierdzenie siły sugestii warto przytoczyć eksperyment z kurami podczas festiwalu w Manheim. Goście mieli okazję spróbować jajek zniesionych przez kury, które przez dwa tygodnie słuchały muzyki Mozarta. Według relacji uczestników te jajka były… znacznie smaczniejsze niż jajka „niezasłuchane” w mistrzu. Przemysły zabawkarski i muzyczny sprytnie wykorzystały komercyjnie efekt Mozarta. Zaczęły masowo produkować zabawki i płyty z muzyką klasyczną dla najmłodszych. Książka pt. Efekt Mozarta: wykorzystanie potęgi muzyki dla uleczenia ciała, wzmocnienia umysłu i uwolnienia twórczego ducha Dona Campbella tylko podsyciła fascynację i skomercjalizowała efekt Mozarta. Sam Campbell zarejestrował markę The Mozart Effect® i pod jej egidą sprzedawał książki oraz płyty z muzyką klasyka wiedeńskiego. Trend był popularny do tego stopnia, że pewne stanowe legislatury w USA, jak Georgia czy Tennessee, zainwestowały w płyty dla noworodków. W 1998 r. gubernator Georgii Zell Miller zaproponował przeznaczenie ponad 100 tys. dol. na zakup kompozycji muzyki klasycznej dla nowonarodzonych dzieci. Furora efektu Mozarta doprowadziła nawet do absurdalnych sytuacji, pokroju tej w Treuenbrietzen – niemieckiej oczyszczalni ścieków. Rzekomo puszczano tam „Czarodziejski flet”, ponieważ pomagał on mikrobom szybciej rozkładać biomasę! Próbę oddziaływania dźwiękami na naturę testowano już wiele lat wcześniej. W 1973 r. studentka Dorothy Retallack poddała rośliny działaniu dwóch różnych stacji radiowych w komorach do badań biotronicznych Colorado Woman’s College. W jednej komorze roślinom puszczano muzykę rockową przez trzy godziny dziennie, a w drugiej – radio ustawiono na muzykę łatwą w odbiorze. Rośliny wyeksponowane na lekką muzykę rosły zdrowo, a ich łodygi wyginały się w kierunku radia, natomiast te słuchające rocka miały małe liście, odchylały się od radia i większość z nich obumarła już po mniej więcej dwóch tygodniach. Rośliny odchylały się od muzyki Led Zeppelin i Jimiego Hendrixa, obojętnie reagowały na country, lubiły muzykę organową Bacha oraz jazz, a zwłaszcza pasowała im klasyczna muzyka północno-indyjska grana na sitarze.

Frances Rauscher kontynuowała badania nad tym efektem na szczurach w 1998 r. Grupa szczurów była wystawiona na działanie muzyki Mozarta w łonie matki oraz przez kolejne 60 dni po urodzeniu. Okazało się, że te szczury lepiej radziły sobie w labiryntach niż grupy niewystawione na podobne bodźce. W badaniu przeprowadzonym na Uniwersytecie Wisconsin, które opublikowano w czasopiśmie „Neurological Research”, stwierdzono, że trzeciego dnia szczury wystawione na działanie utworu Mozarta pokonywały labirynt szybciej i z mniejszą liczbą błędów niż szczury z pozostałych grup. Różnica zwiększała się piątego dnia. Sugeruje to, że wielokrotna ekspozycja na złożoną muzykę wpływa na poprawę zdolności uczenia się orientacji przestrzennej. Optymistyczne nastroje nieco ostygły, gdy Christopher F. Chabris z Uniwersytetu Harwardzkiego przeprowadził metaanalizę, z której wywnioskował, że poprawa inteligencji przestrzennej po słuchaniu Mozarta jest znikoma – wynosi ok. 2 pkt IQ – i dodał, że wpływ na wyniki miało ogólne pobudzenie związane z przyjemnym bodźcem, a nie stricte muzyka Mozarta. Co więcej, w 1999 r. zespół kierowany przez Kennetha Steele’a spróbował powtórzyć eksperyment Rauscher. Zaangażował w niego 125 studentów, dzieląc ich na trzy grupy. Wyniki między grupami słuchającymi Mozarta, Phillipa Glassa oraz grupą pozbawioną stymulacji dźwiękowej były zbliżone. Podobnie obszerna metaanaliza przeprowadzona przez Hetland w 2000 r. potwierdziła, że taki efekt istnieje, lecz jest on słaby, krótkotrwały, nie występuje u każdego i nie ogranicza się do muzyki Mozarta – porównywalne rezultaty można uzyskać, słuchając kompozycji innych twórców albo eksponując się na odmienny rodzaj bodźców audio, np. w formie audiobooka.

W 2001 r. miłośnik muzyki Carlo Cignozzi, szukając ekologicznego sposobu na odstraszenie szkodników od swoich winorośli, rozstawił głośniki w 24-hektarowej toskańskiej winnicy Il Paradiso di Frassina. Zaczął odtwarzać winoroślom muzykę klasyczną, w tym Mozarta, przez 24 godziny na dobę. Winorośle znajdujące się najbliżej głośników dojrzewały szybciej. W 2006 r. zespół badawczy z Uniwersytetu we Florencji przeprowadził dalsze badania, które potwierdziły, że winorośle poddane działaniu muzyki dojrzewały szybciej niż te, których nie wystawiono na muzykę. W styczniu 2010 r. w czasopiśmie „Pediatrics” opublikowano badanie izraelskich naukowców, które wykazało, że muzyka Mozarta pomaga wcześniakom szybciej przybierać na wadze. Przez dwa kolejne dni naukowcy odtwarzali przez pół godziny muzykę Mozarta 20 wcześniakom w Centrum Medycznym Sourasky w Tel Awiwie, a następnie porównali ich przyrosty wagi z grupą kontrolną, która nie słuchała muzyki. Okazało się, że dzieci słuchające muzyki były spokojniejsze i szybciej przybierały na masie. Najobszerniejszą analizę na temat efektu Mozarta, z udziałem ponad 3000 uczestników, obejmującą kilkadziesiąt poprzednich badań, w tym materiały niepublikowane, stanowiło studium przeprowadzone przez Jakoba Pietschniga i zespół z Uniwersytetu Wiedeńskiego. Ich synteza jednoznacznie wykazała, że słuchanie muzyki Mozarta nie wpływa na inteligencję w wyjątkowy sposób, istotnie różniący się od wpływu innych rodzajów muzyki na mózg – od jazzu i bluesa, przez folk, rocka, reggae, na popie kończąc. W 2007 r. niemieckie ministerstwo edukacji uznało efekt Mozarta za mit.

Muzyka łagodzi obyczaje i leczy

Efekt Mozarta może i nie istnieje, ale muzykoterapia jest jak najbardziej dobrze udokumentowaną metodą wspierającą standardowe leczenie. W XIX w. Canon Howard wprowadził ją do londyńskich szpitali i używał w celu relaksacji pacjentów. Rozwój terapii dźwiękiem nabrał tempa podczas I i II wojny światowej. Wtedy muzyka pomagała w leczeniu rannych żołnierzy. W latach 40. XX w. zrozumiano potrzebę profesjonalnego szkolenia muzyków zdolnych do pracy w szpitalach, co zapoczątkowało wykształtowanie się zawodu muzykoterapeuty. W Polsce za pionierów tej dziedziny uznaje się dr. Andrzeja Janickiego i prof. Tadeusza Natansona, którzy w latach 70. ubiegłego wieku założyli Zakład Muzykoterapii we Wrocławiu. Do podstawowych metod muzykoterapeutycznych należą metody: behawioralna, psychoterapeutyczna, edukacyjna, kreatywna, komunikatywna oraz estetyzująca. Sesje muzykoterapeutyczne trwają zazwyczaj od jednej do dwóch godzin i przyjmują formę indywidualną lub grupową. Składają się z etapów, takich jak: preludium, relaksacja, muzyczna podróż oraz postludium. Istnieją dwie główne formy muzykoterapii, tj. aktywna, w której pacjenci angażują się poprzez taniec, śpiew lub grę na instrumentach, oraz receptywna – polegająca na słuchaniu i wizualizowaniu dźwięków.

Podczas IX Światowego Kongresu Muzykoterapii w Waszyngtonie w 1999 r. zaprezentowano pięć głównych modeli muzykoterapeutycznych. Były to:

  • wizualizacja kierowana muzyką wg Helen Bonny, stosowana głównie w pracy z osobami uzależnionymi oraz w depresji, wykorzystująca muzykę do stymulowania wyobraźni i emocji,
  • muzykoterapia kreatywna Paula Nordoffa i Clive’a Robbinsa, która promuje rozwój twórczego potencjału poprzez partnerstwo terapeuty z pacjentem,
  • muzykoterapia analityczna Mary Priestley, bazująca na improwizacji muzycznej do wyrażania emocji i rozwiązywania problemów,
  • muzykoterapia behawioralna Clifforda Madsena i Vanca Cottera, koncentrująca się na modyfikacji zachowań poprzez muzykę oraz dodatkowe metody arteterapeutyczne,
  • muzykoterapia Rolanda Benenzona, która umożliwia pozawerbalne wyrażanie emocji.

W muzykoterapii używa się m.in. kijów deszczowych, bębnów, gongów, balafonów oraz hang. Zajęcia mogą prowadzić osoby, które ukończyły studia muzykoterapeutyczne na poziomie licencjackim, magisterskim lub podyplomowym. Po zdobyciu wykształcenia przyszli muzykoterapeuci muszą uzyskać certyfikat od Polskiego Stowarzyszenia Muzykoterapeutów, które współpracuje z Komisją Edukacji i Szkolenia Muzykoterapeutów Światowej Federacji Muzykoterapii. Zdaniem Nantaisa i Schellenberga muzyka, podobnie jak matematyka czy nauka języka obcego, rozwija umysł przez tworzenie w nim kolejnych połączeń neuronowych. Metrum, tonacje i budowa akordów to elementy, które bez problemu da się interpretować przez pryzmat struktur matematycznych. Niestety, aby doszło do trwałego postępu intelektualnego, samo słuchanie muzyki może jednak nie wystarczyć. Świadome zaangażowanie w muzykę – np. poprzez nucenie, dośpiewywanie czy prosty rytmiczny ruch – mogą znacznie wspomóc rozwój umiejętności.

I na koniec, abstrahując od stricte naukowych okoliczności, muzyka łagodzi obyczaje. Przy kojących dźwiękach świetnie bawimy się w towarzystwie, bez względu na różnice religijne, polityczne czy kolor skóry współbiesiadników. Muzyka jest uniwersalnym językiem, który przekracza granice kulturowe i językowe, łączy ludzi lokalnie oraz globalnie. Dzięki niej można przełamać bariery różnic religijnych, politycznych oraz rasowych i stworzyć harmonijne oraz pełne zrozumienia relacje międzyludzkie. W atmosferze roztaczanej przez dźwięki łatwiej nam zrozumieć się nawzajem i znaleźć wspólne punkty zainteresowań.

Źródła

Scott O. Lilienfeld, Steven Jay Lynn, 50 wielkich mitów psychologii popularnej.

J. Humięcka-Jakubowska, Muzyka Mozarta czy biofeedback? O regulacji rytmów mózgowych.

J. Panksepp, G.Bernatzky, Emotional sounds and the brain: the neuro-affective foundations of musical appreciation.

Fot. https://www.pexels.com/pl-pl/zdjecie/kobieta-ubrana-w-biala-koszula-w-poblizu-bialego-papieru-do-drukarki-1876279/

KOMENTARZE
Newsletter