Biotechnologia.pl
łączymy wszystkie strony biobiznesu
Chrzciny probówki, czyli powrót do przyszłości
02.04.2012

Nie jest wielkim odkryciem stwierdzenie mówiące, że polska dyskusja dotycząca zapłodnienia pozaustrojowego wywołuje zróżnicowane emocje oraz reakcje. Część osób aktywnie podejmuje walkę dążącą do legalizacji In vitro, z kolei druga grupa równie prężnie podaje argumenty mówiące, iż metoda ta stanowi doskonały przykład ukazujący przedmiotowe traktowanie człowieka. Część z osób słyszących sformułowanie „In vitro” z pewnością odczuwa swoistą irytację, spowodowaną kolejnymi medialnymi dyskusjami, które, nota bene nic nie zmieniły w polskiej rzeczywistości prawnej.

Dziś doskonale wiemy, że omawiana tu metoda z całą pewnością może być określona mianem eksperymentu. Nie wiemy jak będą funkcjonować w przyszłości dzieci poczęte metodą In vitro. Nie wiemy także, jak będą funkcjonować ich własne dzieci. Wiemy z całą pewnością, że metoda ta łączy się z dużym ryzykiem: doświadczenia przez kobietę silnych negatywnych objawów terapii hormonalnej, wystąpienia wad rozwojowych u poczętego dziecka lub też niepowodzeniem omawianych działań. Wiemy także, że skuteczność metody zależy w dużej mierze od liczby przeprowadzonych implantacji. W świadomości społeczeństwa jest coraz wyraźniejsza wiedza mówiąca, iż działania te powiązane są z koniecznością kriokonserwacji, a więc zamrażania ludzkich zarodków, co nieodzownie łączy się  często z ich nieuchronną śmiercią. W jaki sposób jednak będziemy oceniać wspomnianą metodę, w momencie, w którym to wszelkie niebezpieczeństwa z nią związane znikną? Jaka będzie etyczna ocena w chwili, w której to okaże się zbędna konieczność zamrażania ludzkich zarodków? Czy metoda ta zostanie zaakceptowana przez jej przeciwników? Czy In vitro stanie się ogólno akceptowalnym dobrem społecznym stanowiącym realizację najpiękniejszych na świecie marzeń? 

O co ten szum?

Głos krytyki w stosunku do metody zapłodnienia pozaustrojowego najogólniej rzecz biorąc posiada oblicze medyczne, etyczno- teologiczne oraz społeczno- prawne.

Jako pierwsi głos zabierają lekarze oraz biotechnolodzy. Już w 2006r. Międzynarodowa Komisja Monitorowania Technologii Rozrodu Wspomaganegoodnosząc się do sytuacji kobiety poddającej się omawianej procedurze zwróciła uwagę, iż stymulacja hormonalna może powodować u kobiety: zespołu hiperstymulacji jajników (od 2- 4%- bóle brzucha, pojawienie się płynu w opłucnej, osierdziu, powiększenie się jajników, przedwczesne wygaśnięcie czynności jajników). Odnosząc się do dalszych konsekwencji związanych z przebiegiem ciąży wspomniana międzynarodowa agencja podkreśliła, że występuje tu zwiększone prawdopodobieństwo pojawienia się: torbieli jajnika, krótkotrwałego zwiększonego ryzyka chorób nowotworowych, ciąży bliźniaczej/ mnogiej, (co z kolei wpływa na: zwiększone niebezpieczeństwo nadmiernych wymiotów, podwyższane ciśnienie, zakażenie dróg moczowych), łożyska przodującego, ciąży pozamacicznej, czy tez przedwczesnego porodu, W odniesieniu do sytuacji dziecka poczętego metodą In vitro zwraca się z kolei uwagę na sytuację związaną ze wspomnianym wcześniejszym porodem: niska masa urodzeniowa, zwiększone niebezpieczeństwo poronienia (w ciąży mnogiej zwiększa się z każdym kolejnym dzieckiem), większe niebezpieczeństwo wystąpienia wad wrodzonych (serca, naczyń, układu ruchu, narządów płciowych, rozszczepy wargi/ podniebienia, zrośnięcie przełyku i odbytu). Podkreśla się ponadto, iż u dzieci, które przychodzą na świat w wyniku wspomnianych działań znacznie częściej pojawia się: siatkówczak- nowotwór gałki ocznej, zespół Beckwitha- Wiedemanna (rzadki genetyczny zespół wad wrodzonych objawiający się: przerostem języka, przepukliną pępowinowa, nadmiernym wzrostem/ gigantyzmem, zaburzeniami neurologicznymi), zespół Angelmana (upośledzenie umysłowe, marionetkowe ruchy, padaczka, napady śmiechu bez powodu). Odnosząc się do omawianych problemów, Jacques Testart, „twórca” pierwszego we Francji dziecka poczętego metodą zapłodnienia pozaustrojowego zwraca uwagę, że metoda In vitro prowadzi wprost do wyeliminowania ze społeczeństwa osób niepełnosprawnych. Analizując zjawisko diagnostyki przedimplantacyjnej (ang. PGD – pre-implantation genetic diagnosis) naukowiec podkreśla, że omawiana metoda prowadzi do pojawienia się coraz bardziej restrykcyjnych definicji normalności. Kontekst niepełnosprawności podnosi także w swoich analizach Janusz Gadzinowski, profesor Uniwersytetu Medycznego z Poznania. Wspomniany neonatolog zaznacza, iż występowanie ww. zaburzeń rozwojowych noworodków prowadzi do konieczności istotnego zwiększenia środków finansowych przeznaczonych na pomoc medyczną dla najmłodszych pacjentów. Wrocławski genetyk Stanisław Cebrat analizując metodę zapłodnienia pozaustrojowego odnosi się z kolei do wątku populacyjnego. W jego opinii to dopiero kolejne pokolenia będą mogły zaobserwować całokształt negatywnych konsekwencji stosowania In vitro z racji na fakt, iż wspomniana metoda przyczynia się do wprowadzania niespotykanych do tej pory mutacji w informacji genetycznej powstałych zarodków.      

Teolodzy oraz głównie personalistycznie zorientowani bioetycy zwracają z kolei uwagę, iż wszelkie metody wspomaganego rozrodu czyli tzw. ART (ang. assisted reproductive technologies) zasługują na negatywną ocenę z racji na swoją niegodziwość oraz w pewnym sensie wprowadzanie pacjentów w błąd. Pierwszy z argumentów odnosi się nade wszystko do przedmiotowego traktowania człowieka, do poniżania jego przyrodzonej oraz niezbywalnej godności.. W m. In. oficjalnych dokumentach Stolicy Apostolskiej głośno zwraca się uwagą, że metody takie, jak In vitro ukazują pragnienie człowieka by postawić się w pozycji stwórcy. Krytykuje się przy tej okazji, że wspomniane działanie, objawiające się w poczęciu człowieka sprowadzone zostaje do medycznych czynności, w których zarówno kobieta, jak i mężczyzna, a następnie dziecko traktowani są jako elementy procedury technicznej. Przy tej okazji podnosi się, że prokreacja związana z boskim aktem stwórczym ograniczona zostaje do idei praw reprodukcyjnych, które etymologicznie odnoszą się do przedmiotowej produkcji. W tym ujęciu podnosi się ponadto argument zwracający uwagę, iż wszelkie metody ART., a więc nie tylko In vitro, ale także inseminacja męskiego nasienia, ogołacają akt miłosny kobiety i mężczyzny z najistotniejszej dla niego sfery intymnej pozwalającej na prawdziwe uzewnętrznienie przeżywanej miłości. Przedstawiciele nauk społecznych oraz prawnych zwracają uwagę na nieco inne aspekty. Dla przykładu w badaniach pedagogów oraz psychologów podnosi się nade wszystko argument relacji. W opracowaniach, cytowanych m. In. przez The Times, a podkreśla się, że badania wskazują, iż co trzecia para decydująca się na sztuczne zapłodnienia doświadcza pogorszenia się wzajemnych relacji, a 5 % z nich się rozpada. W opracowaniach psychopedagogocznych zwraca się ponadto uwagę, iż sztuczny charakter działań reprodukcyjnych prowadzi do: zaniku więzi małżeńskiej: „uprzedmiotowienia miłości”, obnażenia intymności, podporządkowania wszystkiego jednemu celowi, destrukcyjnego dla pary przeniesienia najbardziej intymnego elementu życia małżeńskiego na teren laboratorium medycznego.

Socjolodzy oraz prawnicy ukazują jeszcze inne problemy wiążące się z rozpowszechnieniem metody In vitro. Przedstawiciele pierwszej z dyscyplin zaznaczają, iż populacyjnie rzecz ujmując rozpowszechnienie omawianej metody na terenie małych społeczności prowadzić może do intensywnego występowania, de facto nieuświadomionych związków kazirodczych. Dostrzega się przy tej okazji niebezpieczeństwo jakie nieuchronnie wiąże się z bezrefleksyjnych zaufaniem jakim obdarzania jest technika. Tym samym socjolodzy dostrzegają, iż na gruncie interesującego ich interakcjonizmu pojawia się niepokojące zamiłowanie do techniki, w której człowiek traktowany zaczyna być jak niezbędny przedmiot. Prawnicy z kolei dostrzegają, że współczesna bioetyczna legislacja zmierza w kierunku eugenicznym. Zwraca się uwagę na prawne zapisy pozwalające na: eliminację lub eksperymentalne wykorzystanie „wadliwych” zarodków, aborcję niepełnosprawnych, nienarodzonych dzieci, oraz eutanazję nieuleczalne chorych noworodków, dopuszczalne przez m. In. holenderski Protokół z Broningen. Przedstawiciele nauk prawnych podkreślają ponadto, iż In vitro prowadzi do niespotykanej do tej pory komplikacji. Oto bowiem pojawienia się tzw. matek zastępczych, korzystanie z nasienia obcego mężczyzny, oraz możliwość adopcji zarodków prowadzą do wystąpienia takich zjawisk, jak brak możliwości jasnego, prawnego zdefiniowania kto jest matką oraz ojcem dziecka. Może bowiem pojawić się sytuacja, w której to dziecko urodzone przez tzw. surogattke posiadać będzie trzy matki (zastępczą, biologiczną i prawną) oraz dwóch ojców (biologicznego, a także prawnego). Przywołana prawna perspektywa odwołuje nas ponownie do aspektów psychospołecznych. In vitro bowiem prowadzi do załamania się u dziecka tożsamościowego punktu odniesienia. Ponadto, w kontekście tzw. adopcji prenatalnej pojawia się nieznane dotąd zjawisko: kobieta przez dziewięć miesiące nosi „pod sercem” dziecko, o którym nie może powiedzieć, iż stanowi jej część. Rodzi zatem osobę całkowicie inną biologicznie.

 

A transplantować można

Część, nota bene przeciwników omawianej metody zwraca uwagę, iż będzie ona w sposób pełny zaakceptowana w chwili, w której to wszystkie lub też znaczna większość ze wspomnianych efektów ubocznych zostanie wyeliminowanych (mowa tu zwłaszcza o śmierci zarodków biorących udział w procedurze). Podaje się tutaj przykład transplantacji. M. In. Joanna Mucha, będąca kilka lat temu sekretarzem bioetycznego zespołu kierowanego  przez Jarosława Gowina podkreśla, iż nawet Kościół Katolicki zaakceptuje omawianą metodę podobnie, jak uczynił to z procedurą przeszczepu narządów. Teza ta jest mocno dyskusyjna.

W chwili obecnej Kościół z całą pewnością jest jednym z najaktywniejszych aktorów promujących ideę transplantacji. Jan Paweł II określał ją mianem elementu kultury życia. Od połowy XX wieku, a wiec momentu wydawania oficjalnych stanowisk w powyższej kwestii wspomniana wspólnota religijna zwraca uwagę na dwie kwestie. Po pierwsze podkreśla się piękno heroicznego czynu jakim jest decyzja o przekazaniu własnych organów drugiej osobie. Kościół jednak zawsze zwracał uwagę, iż człowiek w powyższym działaniu nie może być traktowany w sposób przedmiotowy. Sam akt przekazania własnej części ciała musi mieć charakter całkowicie dobrowolny wynikający z szczerego pragnienia. Podkreśla się, iż nie wolno przeszczepiać niezbędnych organów pojedynczych oraz narządów (np. części mózgu), które powiązane są integralnie z tożsamością danej osoby.   

 

   A może się jednak uda?

Czy jednak za np. sto lat nie okaże się, iż opisane powyżej niepożądane działania będą jedynie historycznym wspomnieniem? Cóż, wiele osób uzna powyższe za swoistą futurologię medyczną. Ulegnijmy jednak pokusie i pozwólmy sobie na pewną refleksję, ukazującą model idealny metody In vitro. Obserwując bowiem dynamiczny rozwój nauk biomedycznych nie można nie zgodzić się z twierdzeniem, iż metody wspomaganego rozrodu będą coraz bardziej „doskonale”. Czy jednak wspomniana doskonałość będzie służyć ludzkości?

Wyobraźmy sobie, iż np. w centralnej Polsce, w 2110r. pewna para udaje się do kliniki In  vitro. Załóżmy, iż cała „procedura poczęcia” trwa jeden dzień. Dziecko powstaje z połączenia gamet matki i ojca, które pozyskiwane są w ciągu kilku godzin. Przyjmijmy ponadto, że medycyna poznała już w pełni strukturę genetyczną człowieka, dzięki czemu opracowano metody skutecznego eliminowania niebezpieczeństwa powstania wad rozwojowych płodu. Dziecko implantowane jest do macicy matki w ciągu tego samego dnia. Uprzedzająca zaś powyższe stymulacja hormonalna kobiety nie wiąże się z jakimikolwiek niedogodnościami. Przyjmijmy na koniec, że po dziewięciu miesiącach standardowo przezywanej ciąży rodzi się dziecko, całkowicie zdrowe.

Dla wielu obecnych przeciwników analizowanej metody opisany stan idealny powodować będzie zanik argumentów przeciwstawiających się sztucznemu zapłodnieniu. Brak konieczności kriokonserwacji, brak niepożądanych efektów, doskonałe poznanie metody oraz umiejętność niwelowania niebezpieczeństw, a nade wszystko brak istnienia konsekwencji w postaci śmierci nadliczbowych zarodków powodować może, iż dla wielu In vitro stanie się metodą pozytywną. Stan ten utrzymany w obecnej filozofii działania, nawet przy tak dalece posuniętej sprawności technik medycznych nie zmieni jednak faktu, iż In vitro w dalszym ciągu nie będzie metodą leczenia niepłodności. Zapłodnienie pozaustrojowe, nawet w tak doskonale przedstawionym obrazie dalej będzie procedurą omijającą problem. Za sto lat, para udająca się do doskonale wyposażonej kliniki, być może opuści ją z bezpiecznie przebywający w macicy malcem, ale w dalszym ciągu nie będzie posiadać fizjologicznej możliwości poczęcia potomka. W dalszym ciągu dziecko pojawiać się będzie nie jako efekt intymnego zbliżenia dwóch osób, ale jako wynik precyzyjnie podejmowanych działań technicznych. Czy jest w tym coś złego?

Cóż, prawdą jest, iż nie każde dziecko jest poczęte z miłości dwóch osób. Nie chodzi tu tylko o takie czyny, jak gwałt, ale biorąc pod uwagę obecną tzw. popkulturę należy zgodzić się, że sformułowania takie, jak wierność, czystość, czy tez akt miłosny uznać należy za słowa wywołujące uśmiech politowania. Zjawisko to jest jednak bardzo niepokojące.
Jeden z najistotniejszych elementów ludzkiego istnienia, jakim jest zdolność do bycia blisko z drugą osobą zostaje powoli sprowadzony do języka realizacji pragnień. Pojawienie się metody In vitro w opisanej powyżej wersji doskonałej może utwierdzić powyższą tendencję. Z pewnością w wielu wypadkach decyzja o poddaniu się wspomnianej metodzie podyktowana jest pragnieniem mnożenia miłości. In vitro jednak, nawet w wersji doskonałej zawsze będzie odróżniać od wspomnianej już procedury transplantacji fakt, iż jedna strona działań nieuchronnie traktowana może być w sposób przedmiotowy. W filozofii In vitro, dochodzi do technicznej realizacji pragnienia, pięknej i zasługującej na najwyższy szacunek tęsknoty kobiety i mężczyzny za doświadczaniem wspaniałego uczucia obdarowania miłością dziecka będącego „fragmentem mnie samego”. W transplantacji to nie lekarz lub rodzicie , ale dana osoba, podejmuje dobrowolną decyzję o „oddaniu fragmentu siebie” drugiej osobie w celu ratowania jej zdrowia i życia. Na żadnym etapie procedury nie może być wspomniany pacjent traktowany jak przedmiot. Inaczej stan ten wygląda w wypadku, w którym to mamy do czynienia z zarodkiem powołanym do życia na szkle przez osobę nie będącą jego rodzicem.  Być może technika In vitro w sposób niezwykle istotny zniweluje możliwość traktowania powstającego życia jako „unikalnej rzeczy”. Same jednak założenia tej metody zakładają podjęcie wyrafinowanych medycznie działań w celu realizacji woli przyszłych rodziców, działań technicznych, których zarodek jest efektem, a w zasadzie wytworem..

Problem „doskonałego In vitro” kieruje nas na końcu w stronę tematu tajemnicy. Celem, zwłaszcza nauk przyrodniczych jest poznawanie sekretów natury. W wypadku jednak technik prowadzących do poczęcia nowej osoby tajemnica ta posiada trudny do przecenienia charakter. To ona powoduje, iż człowiek zachowuje pokorę przed zjawiskiem niepoznanym, to ona nadaje związkowi kobiety i mężczyzny charakter, niepoznanego misterium, to także ona powinna uświadamiać naukowca, iż nie jest bogiem.

Być może In vitro z czasem przez wielu zostanie zaakceptowane z racji na brak wyraźnych przeciwwskazań oraz objawów ubocznych. Czy jednak człowiek potrafi dostrzec wszelkie negatywne konsekwencje? Czy każda prawdę potrafi odkryć oraz nazwać? Odpowiadając na powyższe pytania warto uświadomić sobie, że w pięknej przygodzie poznawania, jak to mówił Karol Wojtyła „:istoty rzeczy”, człowiek zatracając pokorę doskonale udowadniał jedynie swoją niedoskonałość.

 

Red. Błażej Kmieciak

Opublikowane w tekście zdjęcia pochodzą z : www.fronda.pl , http://dziecko.onet.pl, www.papilot.pl www.wieszjak.pl http://www.ntvsadecka.pl http://forum.mybboard.pl

KOMENTARZE
Newsletter