W 1995 roku Bruce Walker postanowił poszukać wśród dobroczyńców wsparcia dla swoich badań w ramach projektu dotyczącego HIV, realizowanego w Massachusetts General Hospital. Współpracując z osobistym doradcą do spraw poszukiwania funduszy, obrał potencjalnie najlepszego kandydata – zamożny inwestor, kapitalista, a przy tym brat jednego z pacjentów Walkera. Odpowiednie przygotowanie sprawiło, że przy umówionym lunchu Walkerowi udało się ostatecznie wykrztusić pytanie o możliwość dobroczynnego przekazania środków na realizację badań. Bez większego trudu pozyskał w ten sposób 1 mln USD. Już w 2009 roku ze źródeł filantropijnych otrzymał on 100 mln USD na założenie wyspecjalizowanego instytutu w Charlestown. Ten spektakularny sukces sprawił, że obecnie Walker wraz z kolegami po fachu organizuje serie profesjonalnych seminariów poświęconych tematyce pozyskiwania wsparcia filantropów.
Okazuje się, że jest to nowy trend w środowiskach naukowych, by częściej wsparcia finansowego szukać właśnie u prywatnych dobroczyńców. Tym samym istotne staje się, by środowiska naukowe potrafiły umiejętnie to źródło wykorzystać: jak zadbać o kontakty, wypromować swoje badania, zachęcić potencjalnego darczyńcę? Jedną z takich darczyńców jest Cheryl McEwen, która wraz z mężem przeznaczyła w 2003 roku 10 mln USD na stworzenie McEwen Centre for Regenerative Medicine w Toronto. Podkreśla ona, że naukowiec musi umieć sprzedać swój pomysł – jeżeli uda mu się przedstawić go zrozumiale i atrakcyjnie, to może liczyć na wsparcie. Kluczem wydaje się być zatem sposób zaprezentowania wizji projektu czy badań. W USA coraz częściej powstają nowe miejsca, gdzie techniki tej można uczyć się od profesjonalistów. Gdyby jednak zebrać podstawowe zasady, którymi powinien kierować się naukowiec chętny do zdobycia filantropijnych środków, należy podkreślić rolę poszukiwania i dbania o kontakty, także takie, które wykraczają poza zwykłe i bliskie zawodowo kręgi. Szczególnie korzystne wydają się być takie znajomości, których sukces może wiązać się z emocjonalnym podejściem inwestora do danego rodzaju badań czy projektów.
Następnie należy nabyć niezmiernie cenną umiejętność przedstawienia wagi i sedna swoich badań w zaledwie kilku zdaniach – jest to kluczowe dla przykucia uwagi potencjalnego darczyńcy. Wreszcie zalecane jest mierzenie wysoko w odniesieniu do wielkości środków finansowych (należy przewidzieć, ile dany inwestor byłby w stanie poświęcić na dany cel) i nakreślanie terminów realizacji kolejnych etapów badań. Ostatni aspekt jest istotny z punktu widzenia podmiotu przekazującemu darowiznę, ponieważ pozwala na obserwację postępów badań. Filantrop przekaże środki tylko pod warunkiem, że będzie przekonany o prawidłowym ich wykorzystaniu, byciu odnotowywanym w publikacjach i informowanym o bieżących wynikach.
Jak w praktyce naukowiec zdobywa serce darczyńcy? W roku 2004 Robert Klein, potentat rynku nieruchomości, pomógł w ramach kampanii uzbierać 34,5 mln USD na zapoczątkowanie projektu dotyczącego badań nad komórkami macierzystymi w Kalifornii. Podkreśla on, że znaczna część pieniędzy pochodziła od zamożnych rodzin, których jakiś krewny mógł upatrywać wyleczenia swojego schorzenia właśnie w rozwoju technologii i wykorzystania komórek macierzystych. Morton Gordberg, amerykański okulista i „zawodowiec” w dziedzinie pozyskiwania filantropijnych środków finansowych, swoich sukcesów upatruje w szczególnym dbaniu o relacje przyjacielskie z darczyńcami - podróżuje z nimi, spędza weekendy razem z nimi na ich luksusowych jachtach. Takie sposoby są rzeczywiście skuteczne, jednak mogą budzić pewne wątpliwości, na przykład natury etycznej.
Pierwszą z nich jest problem wykorzystania cierpienia pacjentów lub ich rodzin, które może być przyczyną ich hojności na rzecz konkretnych badań lub projektów. Nie można odmówić zamożnym takiego spożytkowania własnych zasobów finansowych, które daje choć cień szansy na przykład na wyleczenie członka ich rodziny. Jednak sam proces tworzenia sieci kontaktów z potencjalnymi darczyńcami z grupy nierzadko cierpiących rodzin może wywoływać (i wywołuje) negatywne opinie etyków. Inną pułapką jest częste stawianie wielu formalnych warunków co do badań w zamian za ich ufundowanie. Zdarza się na przykład, że darczyńca przekazując środki na przeprowadzenie jakiegoś projektu chce decydować w procesie rekrutacyjnym zespołu naukowego. I często środowisko naukowe, za cenę własnej wolności, godzi się na stawiane warunki w zamian za otrzymane środki. Wreszcie dla wielu naukowców przeszkodą nie do pokonania może wydawać się fakt konieczności podejścia do badań jak do dobra, które należy w sposób barwny zareklamować i sprzedać. Po części z tego powodu, niestety, łatwiej jest pozyskać środki na prace nad terapiami ratującymi życie niż badania podstawowe.
Mimo wszystkich trudności i potencjalnych problemów, filantropijne źródła finansowania sektora R&D w branży life-science odgrywają obecnie coraz większą rolę na świecie. Jest to cenna alternatywa dla kolosalnych odpowiedzialności wynikających z pozyskiwania środków ze źródeł organizacji rządowych. Ponad wszystko zaś jest furtką do możliwości efektywnego prowadzenia badań w dobie kryzysu i zmniejszających się dostępnych funduszy.
Ewa Sankowska
w oparciu o:
H. Ledford, Alternative funding: Sponsor my science, Nature, published online 18 Jan 2012
KOMENTARZE