Biotechnologia.pl
łączymy wszystkie strony biobiznesu
Jak w Polsce badamy GMO?
24.03.2012

dr Sławomir Sowa - pracownik Laboratorium Kontroli Genetycznie Modyfikowanych Organizmów Instytutu Hodowli i Aklimatyzacji Roślin

Marta Cipińska: Czy na polskim rynku występują produkty zmodyfikowane genetycznie?

 
dr Sławomir Sowa: Od 2004 roku Polska znajduje się w Unii Europejskiej i dlatego ze względu na swobodny przepływ towarów w UE, w naszym państwie mogą się znajdować te same produkty zmodyfikowane genetycznie, co w innych krajach unijnych. Mowa tu o żywności i paszy, których na terenie UE obecnie jest dopuszczonych ponad 40 różnych modyfikacji. Modyfikacje te dotyczą następujących gatunków: kukurydza, soja, bawełna, rzepak i burak cukrowy. Warto powiedzieć, że żadne warzywa i owoce genetycznie zmodyfikowane nie są u nas dostępne. Występują jednak dodatki w różnych produktach spożywczych, np. olej z soi genetycznie zmodyfikowanej.  Produktów żywnościowych w 100% zmodyfikowanych genetycznie praktycznie nie ma. Z drugiej strony większość pasz stosowanych w Polsce i innych krajach UE zawiera składniki genetycznie zmodyfikowane. Jednak jeśli zawierają genetycznie zmodyfikowane, to muszą być odpowiednio oznakowane, żeby konsumenci mogli dokonywać wyboru.
 
 
Czy GMO wyprodukowane poza granicami Unii Europejskiej może być sprzedawane na jej terenie?
 
dr Sławomir Sowa: Nie możemy zapominać, że proces autoryzacji i dopuszczenia do obrotu dotyczy wszystkich produktów, również importowanych. Tak jak wspomniałem, jest kilka gatunków zawierających wiele modyfikacji dopuszczonych jako żywność i pasza. Do uprawy w UE dopuszczone są 2 modyfikacje kukurydzy: MON 810, która jest w uprawie oraz nieuprawiana T25; oraz ziemniak Amflora. Proces autoryzacji jest zupełnie inny w przypadku dopuszczenia jako żywność czy pasza, a inny w przypadku upraw roślin genetycznie zmodyfikowanych.  
 
Na jakiej podstawie stwierdza się jaka jest zawartość GMO w danym produkcie i jakie to ma odzwierciedlenie w jego oznakowaniu?
 
dr Sławomir Sowa: Rozporządzenie 1829/2003 (WE) i 1830/2003 (WE), które dotyczą żywności  i pasz genetycznie zmodyfikowanych nakładają obowiązek znakowania wszystkich produktów, które zawierają GMO. Nie trzeba znakować produktów jeśli zawierają mniej niż 0,9 % GMO w przeliczeniu na składnik. Oczywiście dotyczy to tylko autoryzowanych w UE GMO, ponieważ tylko te mogą znajdować się na rynku, oraz sytuacji kiedy domieszka GMO jest niezamierzona lub technicznie nieunikniona . Znakowanie nie informuje ile jest GMO w danym produkcie, a informuje nas tylko ile jest GMO w danym składniku.  Tym składnikiem, może być np. soja lub kukurydza. Wiemy więc ile jest GMO w składniku sojowym, czy w składniku kukurydzianym. 
Załóżmy, że produkt zawiera genetycznie zmodyfikowaną kukurydzę MON810  i NK603, wtedy zawartość obu modyfikacji sumujemy i odnosimy do całości kukurydzy. Jeżeli byłaby to soja np. Roundup Ready i kukurydza MON810, to nie sumujemy tych zawartości, tylko zawartość kukurydzy MON810 odnosimy do składnika kukurydzianego, a zawartość soi Roundup Ready odnosimy do składnika sojowego. Może się zdarzyć, że produkty które są oznakowane jako GMO, zawierają mniej GMO w przeliczeniu na produkt, niż produkty które są nieoznakowane. Znakowanie informuje nas tylko o tym w jakim systemie dany produkt został wytworzony, a nie o jego bezpieczeństwie czy niebezpieczeństwie, ponieważ te aspekty zostały zbadane przed dopuszczeniem do obrotu. 
 
Czy znakowanie ma na celu jedynie zaznaczenie,  że dany produkt zawiera GMO czy powinna być podana konkretna wartość?
 
dr Sławomir Sowa: Zawartość GMO jest tutaj nieważna. Znakowanie dotyczy tylko tych produktów, które są autoryzowane, a więc dopuszczone do stosowania jao żywność i pasza  i uznane za bezpieczne. Dlatego  ma znaczenia jaka jest ich zawartość. W znakowaniu zawarta jest informacja, że jest to produkt genetycznie zmodyfikowany lub zawiera zmodyfikowane komponenty - tu podaje się jako konkretne składniki gatunki znajdujące się w tym produkcie, np. olej uzyskany  z modyfikowanej genetycznie soi. Jeżeli świadomie dodajemy do produktów jakiś komponent genetycznie zmodyfikowany, to zawsze ten produkt musi być oznakowany nawet jeśli zawiera mniej niż 0,9% GMO w przeliczeniu na składnik. Również w przypadku oleju – jeśli olej został wyprodukowany z roślin genetycznie zmodyfikowanych, a my to wiemy bo jesteśmy producentem, to musimy go odpowiednio oznakować. Tak samo cukier, jeżeli jest produkowany z genetycznie zmodyfikowanych buraków, to też musi być odpowiednio oznakowany. 
 
Czy te same zasady dotyczą się także innych produktów?
 
dr Sławomir Sowa: Powyższe rozporządzenia mówią o żywności i paszy. Możemy produkować różne substancje przy użyciu roślin genetycznie zmodyfikowanych i te substancje zawsze muszą być oznakowane. W przypadku wykorzystywania ich do innych celów, nie zawsze jest to koniecznie. Przykładem może być chleb, który produkujemy przy użyciu enzymów z bakterii genetycznie zmodyfikowanych. Enzymy te są oznakowane, a już chleb nie musi być oznakowany. Podobnie mięso, jajka czy sery produkowane ze zwierząt karmionych zmodyfikowaną paszą - także nie muszą być oznakowane. 
 
Czy za procedurę dopuszczenia produktu GMO w Polsce odpowiada Unia Europejska?
 
dr Sławomir Sowa: Podmioty ubiegające się o dopuszczenie konkretnego GMO musi złożyć w danym kraju członkowskim wniosek do odpowiedniego urzędu odpowiedzialnego za żywność czy dopuszczenie do uprawy.   Taki urządmusi następnie poinformować Komisję Europejską. Ponieważ produkty, które są wprowadzane w którymkolwiek z krajów członkowskich mogą być potem sprzedawane na terenie innych krajów członkowskich procedura autoryzacji GMO musi odbywać się na poziomie unijnym. Zajmuje się tym Komisja Europejska i Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA). W tej procedurze udział biorą wszystkie kraje członkowskie. Decyzja podejmowana jest wspólnie przez kraje członkowskie. To EFSA, który jest organem niezależnym, zarówno od firm biotechnologicznych jak i Komisji Europejskiej, przeprowadza ocenę bezpieczeństwa GMO.
W Polsce procedura jest dokładnie taka sama jak w innych krajach unijnych. Gdybyśmy chcieli uprawiać GMO, to zgłaszamy się do Ministerstwa Środowiska, gdybyśmy chcieli autoryzować jakiś genetycznie zmodyfikowany organizm jako żywność to zgłaszamy to do Ministerstwa Zdrowia. Jednak gdy odpowiedni urząd uzna, ze dane GMO może być niebezpieczne to odmawia dalszego postępowania.  Zgłoszenia są dokonywane w krajach członkowskich, ale procedura jest procedurą unijną.
 
Na jakiej podstawie można wycofać z rynku wcześniej dopuszczony produkt GMO?
 
dr Sławomir Sowa: Kiedy mówimy o żywności i paszy, to warto powiedzieć, że zezwolenia nie są wydawane bezterminowo. Najczęściej jest to 10 lat, ale zawsze okres ten jest zapisany w decyzji. Po 10 latach, kiedy decyzja wygasa, może się zdarzyć, że firma nie chce dalej przedłużyć tego zezwolenia lub nie chce dalej sprzedawać produktu.  Jest on wtedy automatycznie wycofywany. Można również wycofać produkty gdyby okazało się , że są one niebezpieczne dla zdrowia człowieka, zwierząt czy dla środowiska. Istnieje klauzula dająca taką możliwość, jeżeli posiadamy informacje oparte o badania naukowe.
 
Czy po dopuszczenia produktu do obrotu nadal trwają badania nad jego bezpieczeństwem?
 
dr Sławomir Sowa: Rynek jest monitorowany i firmy, które wprowadzają takie produkty, również muszą monitorować je w środowisku. Co innego jeśli chodzi o import, a co innego jeśli chodzi o uprawę. W przypadku uprawy, to produkty muszą być również monitorowane w środowisku, czy nie powodują jakiś potencjalnych zagrożeń dla innych organizmów.  Dlatego należy prowadzić monitoring środowiska po wprowadzeniu do uprawy a ponadto nadzorować stan środowiska. Wymagania te są również opisane w decyzji. Warto pamiętać , że w przypadku stwierdzenia, że jakiś produkt może być niebezpieczny, to Komisja Europejska ma możliwość wycofania takiego produktu. Do tej pory nie stwierdzono niebezpieczeństwa autoryzowanych w UE genetycznie zmodyfikowanych organizmów.
Pojawia się jednak problem nieautoryzowanych produktów zmodyfikowanych genetycznie na terenie Unii. Czasami na teren UE trafiają produkty, które są dopuszczone do obrotu w innych krajach, np. w Stanach Zjednoczonych czy Chinach, ale nie są dopuszczone do obrotu w Unii Europejskiej. Procedura dopuszczenia w Unii Europejskiej jest zupełnie inna, jest też bardzo restrykcyjna. 
 
Czy jesteśmy w stanie wykryć istnienie takich nieautoryzowanych GMO na terenie Polski?
 
dr Sławomir Sowa: Tak, jesteśmy w stanie, ponieważ w Polsce oficjalną kontrolą GMO zajmuje się kilka państwowych inspekcji tj. Inspekcja Sanitarna- kontroluje żywność, Inspekcja Weterynaryjna – kontroluje pasze, Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa- odpowiada za kontrolę rynku nasiennego. Także Inspekcja Celna i Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych - prowadzą kontrolę GMO. Kontrole są też przeprowadzane w innych krajach unijnych. W przypadku znalezienia nieautoryzowanego GMO na terenie UE, informacja o tym fakcie jest przesyłana do wszystkich krajów członkowskich i wiadomo, że np. znaleziono ryż, który nie jest autoryzowany i pochodzi z Chin. Trzeba więc wzmóc kontrolę w kierunku poszukiwania  tego ryżu na rynku.       
 
Mimo prawa unijnego, część państw zakazuje uprawy odmian GMO. 
 
dr Sławomir Sowa: Zakazów upraw GMO państwa nie wprowadzają, ponieważ prawo unijne nie pozwala zakazywać uprawy wszystkich GMO. Państwa członkowskie mogą wprowadzać czasowe zakazy uprawy konkretnych modyfikacji genetycznie zmodyfikowanych roślin. Państwa członkowskie wprowadzają zakazy uprawy, np. Grecja czy Austria, konkretnych modyfikacji, jeśli mają informacje poparte badaniami naukowymi, że mogłyby być szkodliwe dla środowiska. Informacje te dotyczą zawsze konkretnych modyfikacji i musza być poparte badaniami naukowymi. To czy przedstawione dowody są wystarczające podlega ocenie EFSA, który następnie rekomenduje Komisji Europejskiej czy utrzymać taki zakaz czy nie. Jak na razie wszystkie kraje, które wprowadzały takie zakazy nie dostarczyły wystarczających dowodów naukowych, które świadczyłyby o niebezpieczeństwie uprawianych na terenie UE genetycznie zmodyfikowanych roślin, chodzi tutaj o kukurydzę MON810. Powoduje to, że Komisja nie pozwala na utrzymanie wprowadzonych zakazów upraw kukurydzy MON810. Mimo to, niektóre kraje znowu składają nowe wnioski przedłużając w ten sposób zakaz uprawy.  Jeśli w kraju panuje negatywny stosunek do GMO, to dąży się do ograniczenia upraw, które jednak muszą być ustanowione zgodnie z przepisami prawa unijnego.  
 
 
Czy w polskich laboratoriach prowadzona jest ocena bezpieczeństwa GMO? 
 
dr Sławomir Sowa: W Polsce jest kilka projektów, które są realizowane i dotyczą bezpieczeństwa, konkretnie trzech aspektów: zdrowia człowieka, zwierząt i środowiska. W Instytucie Hodowli i Aklimatyzacji Roślin wspólnie z innymi jednostkami naukowymi  tj. Szkołą Główną Gospodarstwa Wiejskiego i Instytutem Ochrony Roślin w Poznaniu, realizujemy projekt, który dotyczy środowiskowych i ekonomicznych aspektów dopuszczenia upraw GMO w Polsce. Jednym z projektów jest badanie wpływu kukurydzy MON 810 na organizmy niedocelowe, które nie są przedmiotem zwalczania oraz w przypadku kukurydzy NK 603 (kukurydza tolerancyjna na herbicyd Roundup), badamy wpływ jej uprawy na różnorodność biologiczną chwastów. Jest kilka projektów, które dotyczyły wykorzystywania dopuszczonych w UE odmian genetycznie zmodyfikowanych, np. soi czy kukurydzy na zdrowie zwierząt. Był też projekt realizowany przez Państwowy Instytut Weterynaryjny w Puławach oraz Instytut Zootechniki w Balicach.. Z tych badań można wywnioskować (chociaż nie wszystko jest jeszcze opublikowane), że dopuszczone w UE modyfikacje są bezpieczne dla zwierząt, człowieka i środowiska w Polsce. Jest to też potwierdzeniem badań wykonanych w innych krajach. Podmioty, które wprowadzają GMO, muszą wykazać ich bezpieczeństwo. Zakres wykonywanych badań musi być wystarczający, aby EFSA mogła dokonać oceny ryzyka ich stosowania. W UE było bardzo dużo projektów naukowych, które dotyczyły bezpiecznego stosowania GMO. 
 
W jaki sposób badane jest to bezpieczeństwo?
 
dr Sławomir Sowa: Badania mogą być wykonywane na różny sposób, dlatego też EFSA wydaje zalecenia jak te badania powinny być przeprowadzone. Bardzo ważne jest, aby podmioty, które chcą wprowadzić GMO do uprawy, wiedziały jak mają te badania przeprowadzać, aby EFSA mogła je w jednolity sposób oceniać. W panelu GMO EFSA jest ok. 20  ekspertów z różnych dziedzin nauk biologii molekularnej, ekologii, toksykologii i innych, którzy wspólnie oceniają bezpieczeństwo konkretnych modyfikacji. W UE procedura dopuszczenia jest oparta na takiej zasadzie, że każdy przypadek analizujemy osobno. Nie mówimy, że GMO są bezpieczne lub są niebezpieczne.  Zastanawiamy się nad  konkretnym GMO -  jaka to jest roślina, jaka cecha została zmieniona i w jakim celu, jaki to może mieć potencjalny wpływ na środowisko, a także jaki gen zmieniono i jaki jest poziom ekspresji tego genu, jakie białko jest produkowane i jaka jest jego funkcja, w konsekwencji jaki to może mieć wpływ na organizmy. Wiele rzeczy można dziś badać na podstawie literatury, a pozostałe elementy, które są dodatkowo wymagane badamy na podstawie wykonanych, zaplanowanych doświadczeń zgodnie z zasadą przezornosci. Genetycznie zmodyfikowaną rośliną może być kawa, gdzie zablokowano gen odpowiedzialny za produkcję kofeiny. Wymagania do badania takiego organizmu będą inne niż w przypadku produkcji szczepionek w roślinach. Jeszcze raz powtóżę, że każdy przypadek badamy osobno. 
 
Jakie techniki stosuje się, aby uzyskać produkt genetycznie zmodyfikowany?
 
dr Sławomir Sowa: Technik modyfikacji jest wiele. Definicja organizmu zmodyfikowanego mówi, że jest to organizm inny niż organizm człowieka, którego materiał genetyczny został zmieniony w sposób niewystępujący w naturze, czyli nie poprzez krzyżowanie, czy naturalną rekombinację. Metod wprowadzanie genów do organizmów jest wiele. Często nam się wydaje, że to człowiek wymyślił transformacje genetyczne. Nnic bardziej błędnego. Człowiek obserwował organizmy, które to robią w  sposób naturalny w środowisku i pomyślał , że także może ten proces wykorzystać. Najczęściej wykorzystuje się do tego bakterie. Bardzo czeto wykorzystywaną jest Agrobacterium tumefaciens, która może przenosić geny do innych organizmów.  Często myślimy również, że genetycznie zmodyfikowany organizm to taki, w którym wprowadzono jakiś obcy gen. To też nie jest prawda, ponieważ zgodnie z definicją jest to organizm, w którym materiał genetyczny został zmieniony i możemy np. wprowadzić dodatkową kopię genu, który już występuje w danym organizmie. Aby uzyskać GMO nie musimy wprowadzać genów z innych organizmów. Możemy zablokować   gen naturalnie występujący w tym gatunku, tak jak w przypadku tej kawy. Możemy również modyfikować ekspresję różnych genów, zwiększać ją lub ograniczać. Możliwości jest bardzo dużo. 
Ostatnio dużo uwagi poświęca się kosztom autoryzacji GMO, które są bardzo wysokie, co w dużym stopniu ogranicza  dostęp do tej technologii małym firmom. Tym bardziej, że definicja GMO jest oparta  o technologię, a nie o produkt końcowy. Nowy produkt, który został wyprodukowany dzięki inżynierii genetycznej (np. ziemniak Amflora) może też zostać wyprodukowany poprzez indukowanie mutacji (gdzie zmieniamy dużo więcej genów, a efekt jest dokładnie taki sam). W przypadku inżynierii genetycznej procedura dopuszczenia jest bardzo skomplikowana i bardzo kosztowna, a w przypadku mutacji nie ma dodatkowych kosztów ponieważ taki produkt jest traktowany jako produkt konwencjonalny. Jest to tylko kwestia definicji. Dlatego, w niektórych krajach to podejście się zmienia, np. w Kanadzie gdzie głównym wyznacznikiem bezpieczeństwa modyfikowanych organizmów jest zakres zmian w produkcie końcowym a nie użyta metoda. Nie powinniśmy tak dużo uwagi poświęcać metodom  jakimi dany produkt został wytworzony, bo nie metoda jest potencjalnym niebezpieczeństwem, ale zakres wprowadzonych zmian. Badamy i skupiamy się na tej zmianie, na produkcie końcowym i na tym czy produkt jest bezpieczny, a nie jakiej metody użyliśmy. 
 
Czy zdarza się wprowadzanie genów pochodzących od zwierząt do genomu roślin?
 
dr Sławomir Sowa: Nie ma takich modyfikacji na rynku. Możliwości jednak są bardzo duże, w laboratoriach powstało wiele różnych modyfikacji. Z drugiej strony produktów, które są na rynku jest niewiele. Niektórzy twierdzą, że nadzieje, które były pokładane w genetycznie zmodyfikowanych organizmach nie zostały spełnione. Inni mówią, że właśnie z tego powodu, że procedury dopuszczenia są tak kosztowne, to żeby cały proces inwestycji w GMO mógł się zwrócić,  muszą to być takie rośliny, które będą uprawiane na dużą skalę w wielu krajach. I to jest pewnym ograniczeniem dla rozwoju tej technologii. 
 
Jaki może być szacunkowy koszt dopuszczenia produktu GMO na rynek?
 
dr Sławomir Sowa: To zależy na ilu rynkach i jaka jest to modyfikacja. Jeśli chodzi o same badania dopuszczenia, to szacunkowo jest to koszt około 15 milionów dolarów. Jednak w różnych krajach są różne wymagania .
 
W Polsce mamy wielu przeciwników i zwolenników GMO. Jakie mogą być korzyści z wprowadzenia GMO na polski rynek, a jakie mogą być tego negatywne skutki?
 
dr Sławomir Sowa: Wydaje mi się, że nie można szufladkować ludzi, że ktoś jest za lub przeciw. Często ludzie, którzy są przeciw, są przeciw każdemu GMO. I to jest problem, ponieważ od strony naukowej trzeba się zastanowić nad tym o czym mówimy, czy o roślinach, o zwierzętach, czy o bakteriach. Nie można dawać stanowczych sądów, że coś jest bezpieczne czy nie, nie analizując i nie podchodząc do każdego przypadku bardziej szczegółowo. Po pierwsze musimy pamiętać, że jesteśmy w UE. Jeżeli w Polsce zakazujemy upraw roślin genetycznie zmodyfikowanych, które są np. dopuszczone do uprawy w Unii, czyli są uznane za bezpieczne, to narażamy polskich producentów na straty, ponieważ te produkty  i tak mogą być w obrocie. Może się okazać, że polscy rolnicy nie mają takich samych możliwości produkcyjnych, dostępu do tych samych technologii jak ich sąsiedzi zza miedzy, a produkty wyprodukowane w innych krajach mogą być u nas w sprzedaży. Jest to duży problem. Tam gdzie jest dużo omacnicy prosowianki, (południowa Polska), tam zapewne opłaca się uprawiać kukurydzę odporną na prosowiankę tego szkodnika, czyli genetycznie zmodyfikowane odmiany MON810.  W północnej Polsce, gdzie  omacnica nie wystepuje, takich odmian nie opłaca się uprawiać, bo nie warto płacić więcej za nasiona. skoro problem szkodnika nie występuje. Każdy rolnik musi się zastanowić nad doborem odpowiedniej technologii do danych warunków  uprawy.
To rynek decyduje o tym co jest tańsze, a co droższe. Ograniczając import produktów, które są uznane w UE za bezpieczne, zmniejszamy możliwości konkurencyjności dla naszych przedsiębiorców, którzy produkują paszę, jajka, mięso. Trzeba pozwolić ludziom stosować różne technologie, różne produkty,  żeby to producenci, konsumenci decydowali co chcą jeść, co chcą kupować, jakie technologie chcą popierać. To zamykanie się na GMO może w przyszłości mieć inne skutki, bo genetycznie zmodyfikowane rośliny są wykorzystywane np. do produkcji biopaliw . Podaje się także, że są to produkty bardziej przyjazne dla środowiska, ponieważ np. nie wymagają orki. Dzięki temu możemy chronić glebę przed erozją, możemy również oszczędzać wodę. Tych aspektów jest bardzo wiele. Jeśli każdy przypadek będziemy analizować indywidualnie, to mam nadzieję, że te produkty w przyszłości zostaną zaakceptowane przez rolnictwo ekologiczne, ponieważ pozwalają na racjonalne wykorzystanie zasobów . Chociażby te, które można stosować w technologii bezorkowej, gdzie jest mniej aplikacji herbicydów. Powoduje to zwiększenie bioróżnorodności chwastów, a także pozwala chronić wodę, oszczędzać energię - mniej przejazdów traktorem to mniejsze zużycie paliwa a w efekcie mniej dwutlenku węgla w atmosferze. Te wszystkie aspekty trzeba wziąć pod uwagę. Jeśli radykalnie mówimy, że czegoś zabraniamy lub czegoś nie chcemy, nie zastanawiając się nad tym co to jest i jaki ma wpływ na środowisko, to w dzisiejszych czasach kiedy powinniśmy dbać o środowisko i rozwój gospodarki, jest to bardzo nierozsądne. Z drugiej strony należy również indywidualnie traktować każdy genetycznie zmodyfikowany organizm kiedy badamy jego bezpieczeństwo przed dopuszczeniem  jako żywność czy pasza lub do uprawy.
 
Warto pamiętać o tym, że własnie tak zbudowane jest prawo UE aby każde GMO traktować indywidualnie. Mam nadzieję, że coraz więcej produktów zostanie zaakceptowanych przez rolnictwo ekologiczne. Że nie zostaną odrzucone ze względu na definicję tylko że będą bardziej analizowane pod względem zmian i korzyści czy niebezpieczeństw. Jeśli są niebezpieczne, to nie są autoryzowane, jeśli są bezpieczne to znajdują konkretne zastosowanie. Warto też konsumentów zapewnić o bezpieczeństwie tych produktów, które są na rynku i o procedurach, które pozwalają na reagowanie, gdyby w przyszłości okazało się, że one są w jakimkolwiek stopniu niebezpieczne. Także tutaj prawo unijne jest bardzo restrykcyjne i naprawdę dba o interesy konsumentów. Zarówno jeśli chodzi o bezpieczeństwo, czyli proces autoryzacji, jak i również podejmowanie decyzji, czyli znakowanie, jak również monitorowanie środowiska po wprowadzeniu do uprawy i wycofywanie produktów gdyby były niebezpieczne. 
 
  
Portal Biotechnologia.pl dziękuje  za udzielenie wywiadu.
 
Red. Marta Cipińska
KOMENTARZE
Newsletter